Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Od kilkunastu lat mieszkam w Szkocji. Od samego początku pobytu tutaj zaczęłam tyć aż doszłam do 116kg. Tu to chyba nawet powietrze tuczy. Chciałabym wreszcie schudnąć, żeby móc bardziej cieszyć się życiem.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 18237
Komentarzy: 1034
Założony: 6 marca 2016
Ostatni wpis: 13 marca 2021

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Szkotka116

kobieta, 49 lat,

169 cm, 101.80 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

15 lutego 2018 , Komentarze (11)

Wczoraj miałam kryzys. Wstałam z bólem głowy (bolała mnie już w nocy), było mi zimno i byłam nie do życia. Wzięłam tabletkę (bo inaczej skończyłoby się migreną), zjadłam jaja z grejpfrutem i pojechałam do pracy. Cały czas trzęsłam się z zimna. W końcu się poddałam i wypiłam kawę z mlekiem (od poniedziałku nie wypiłam ani jednej), no i mi się poprawiło. W domu Szczęście zaproponowało kieliszeczek wiśniówki w ramach Walentynek i wypiłam jeden. Chyba mi ten cukier pomógł, bo dzisiaj wstałam bez problemu :D.

Waga powoli spada, choć szału nie ma. Za to cały czas chodzi za mną "normalne" jedzenie. Ale na radzie się trzymam. Z pozytywów - kiedy rano zjem 2 jajka z grejpfrutem, to nie muszę nic jeść do 14:00 (lunch), a wcześniej czasami już o 10:30 byłam głodna.

Dzisiaj jadąc do pracy po raz pierwszy w życiu przejechałam pod tęczą. Zdarzyło Wam się to kiedyś? Nie obok, ale centralnie pod.... I tak sobie pomyślałam, że to jakiś znak......

A o 17:00 miałam telefon z agencji rekrutacyjnej z pytaniem, czy byłabym zainteresowana inną pracą. Opis stanowiska, który mi przesłali wygląda bardzo ciekawie, mogłabym dojeżdżać pociągiem (stację mam 3 mile od domu) i wyższa pensja. Wysłałam im uaktualnione CV i zobaczymy. Kupić nie kupić potargować się można.:)

Miłego wieczorka moje drogie. Magda (tecza)

13 lutego 2018 , Komentarze (10)

Cześć kobietki.

Wczorajszy i dzisiejszy dzień bez wpadek. Jak na razie nie widzę żadnych spektakularnych efektów, za to dziś popołudniu i wieczorem czuję się bardzo zmęczona. Mam nadzieję, że to efekt pogody, a nie diety. Nie chodzę zbyt głodna, ale myśli o różnych rzeczach typu lody i paluszki pojawiają się dosyć często. Zacisnę zęby i dam radę, a po tygodniu zrobię podsumowanie i zobaczę, czy warto to przedłużyć do dwóch tygodni (to podobno górna granica dla tej diety).

Pogoda dzisiaj szalała. W czasie jazdy do pracy (55 minut) miałam kolejno mżawkę, dziką śnieżycę, zmrożony deszcz ze śniegiem i ulewę. Taaak, w Szkocji pod tym względem nigdy nie można się nudzić. Już nie mogę doczekać się wiosny. W zeszłym tygodniu myślałam, że już się zacznie - ptaki pięknie śpiewały i przebiśniegi już zakwitły - a tu takie rozczarowanie. Ale jeszcze góra miesiąc i musi przyjść....(slonce)(kwiatek) Zakupiłyśmy nowe cebulki i bulwy do ogrodu, więc jak tylko się ocieli, to zaczynam szaleć z nowymi rabatkami.

Trzymajcie się cieplutko. Magda

10 lutego 2018 , Komentarze (8)

Przede wszystkim życzę Wam wszystkiego najlepszego w Nowym Roku :). Oby i dla Was i dla mnie był on lepszy od poprzedniego.

Wracam jako córa marnotrawna. Ważę 108,4kg (a było i więcej przez ostatnie tygodnie). Ostatni raz taką wagę miałam w lipcu 2016, więc straciłam na nic ostatnie półtora roku(szloch). No cóż, czas się obudzić i zabrać znowu za siebie.

Nie było mnie jakiś czas, ponieważ pękłam i popłynęłam strasznie. Może pamiętacie, że na początku zeszłego roku straciłam pracę (redukcje w firmie). Nowa jest całkiem fajna, ale godziny pracy i odległość do codziennych dojazdów dobijają mnie. Plus, w listopadzie miałam wypadek w drodze do niej. Mnie, ani nikomu innemu nic się nie stało, ale 2-letnie autko poszło do kasacji. Musiałam na chybcika wynajmować zastępcze z wypożyczalni (koszty straszne) i szukać nowego auta. I jeszcze cały czas robić dobrą minę do złej gry, bo Mama i Szczęście były już wystarczająco przerażone samym wypadkiem, a w mojej rodzinie to ja jestem tą opoką dla wszystkich. W pewnym momencie przerosło mnie to wszystko. Po prostu żarłam - w pracy dokupowałam batoniki, w domu wieczorami i w weekendy zapychałam się paluszkami, lodami i opiekanym chlebem. I cały czas czułam pustkę w brzuchu, nawet, jak było mi już niedobrze z przejedzenia. Chyba miałam jeden, olbrzymi kompuls. Oczywiście próbowałam wziąć się za siebie, ale siły mi wystarczało na dzień lub dwa, a później odrabiałam to z nawiązką.

Ale koniec z tym. Wdrażam plan naprawczy. Dzisiaj zakupy, a od jutra powrót rozsądnej Magdy. Nie wiem, czy to mądre, ale potrzebuję szybkiego wyniku, żeby się zmotywować. Zrobię przez 2 tygodnie dietę norweską opisaną przez jedną z Was. Mam nadzieję, że nie rozwali mi ona metabolizmu, a po czymś takim stara dieta od dietetyczki wyda się szczytem rozpusty :PP. Poza tym, zaczynam poszukiwania nowej pracy. Nie ważne, czy znajdę ją za miesiąc, czy za dwa lata. Ważne, żeby spełniała moje kryteria (charakter pracy, odległość od domu, płaca).

Z dobrych wiadomości. Mamcia schudła 8 kg - teraz jest w PL i mam nadzieję, że nie przytyłam. Mamy zarezerwowany domek w Kornwalii na maja. Jeszcze nigdy tam nie byłam, i już nie mogę się doczekać(slonce). Przy okazji spotkamy się chyba z młodszą siostrą mojej babci, której nie widziałam od ponad 30 lat. Mieszka gdzieś w tamtych rejonach, a ja nawet o tym nie wiedziałam. No i nasze włoskie wakacje. Loty i apartamenty na wrzesień zarezerwowane - spędzimy 5 nocy w Amalfi, 3 w Ravello i 2 na Capri. Będziemy zwiedzać, zwiedzać i zwiedzać. Już odliczamy dni.

A dzisiaj jadę do fryzjera nieco się odchwaścić i pokolorować. Trochę się boję, bo wczoraj dostałam @, a słyszałam, że wtedy się nie farbuje włosów. No, ale wizytę miałam zarezerwowaną z wyprzedzeniem, a przy PCOS nigdy nie wiem, kiedy @ zawita.

Miłego dzionka kobietki. Magda(kwiatek)

13 listopada 2017 , Komentarze (9)

Mam problem z weekendami. Nie jem regularnie, za mało piję, no i wieczorami za dużo jem. W ten weekend odwiedziła mnie @ i też popłynęłam (szloch). Czuję się winna, przepełniona i zła. Niezły początek tygodnia.....

A ogólnie było całkiem przyjemnie. W niedzielę miałyśmy super pogodę (mrozik i błękitne niebo), więc wreszcie wybrałyśmy się w plener. Pojechałyśmy do Trossachs - to takie a la Pieniny polskie z dużą ilością jezior:

Przepiękny region i tylko 2 godziny jazdy od nas. Szczyty gór pokryte są już cienką warstwą śniegu, co czyniło je jeszcze bardziej malowniczymi. Naładowałyśmy akumulatorki i mam nadzieję, że wystarczy, żeby przetrwać ten tydzień.

Teraz muszę się zawziąć, żeby pozbyć się tych niechcianych kalorii, którymi się pakowałam przez ostatnie 3 dni.

Trzymajcie się dzielnie kobietki. Miłego dnia.

6 listopada 2017 , Komentarze (8)

Moje plany weekendowe nieco się rozbiegły.

W sobotę pogoda nie była na tyle dobra, żeby warto się było jechać gdzieś dalej,a jeszcze Mama nie czuła się zbyt dobrze. Pojechałyśmy więc tylko do centrów ogrodniczych, które w tym okresie zamieniają się w centra świąteczne.

Tutaj zdjęcie jednego z nich:

Takich sal w różnych tonacjach kolorystycznych było kilka. Można dostać oczopląsu. Nic dziwnego, że co roku dokupujemy coraz to nowe ozdoby świąteczne :D. Żadna z nas nie potrafi się oprzeć.

Po zakupach  siadłyśmy sobie na kawkę (Mama miętkę) i miło spędziłyśmy czas.

W niedzielę za to szalałam kulinarnie - był łosoś w marynacie sojowo-miodowej na obiad i paszteciki z różnymi nadzieniami dla Szczęścia na śniadanie, bo ostatnio zauważyłam, że nie jada śniadań (a pracuje fizycznie).

Odnośnie wagi moje własne ciało mnie sabotuje. W piątek cieszyłam się wagą 104,7kg, a w dzień oficjalnego ważenia było 105,4kg, w niedzielę znowu 104,7kg....... ciekawe, co będzie w tym tygodniu.

Zmykam do pracy. Miłego dnia. Magda

3 listopada 2017 , Komentarze (2)

Dzisiaj rano było 104,7kg, ale dopiero jutro mam oficjalne ważenie i pomiary. Tym niemniej i tak się cieszę :).Tak po cichutku sobie marzę o tych dwóch cyferkach w prezencie świątecznym...

Wczoraj odkryłam nowy smak. Ogólnie nie lubię awokado, wiem, że to jedno z super foods i staram się je jakoś przemycać w mojej diecie. To tej pory była to pasta do smarowania z dodatkiem szalotki, czosnku, soku z cytryny i przypraw. Wczoraj za to zblendowałam je z bananem i naturalnym kakao i potrzymałam w zamrażalce kilka minut. Byłam zdumiona pysznym, kremowo-czekoladowym smakiem. A tak długo nie mogłam się przekonać do wypróbowania tego przepisu.....:D

Ostatnio mamy całkiem niezłą pogodę w Szkocji - padało tylko 2 razy w tym tygodniu. Mam nadzieję, że taka aura utrzyma się do jutra i wyskoczymy gdzieś na wycieczkę. Kiedyś jeździłyśmy gdzieś przynajmniej raz w miesiącu, a ostatnio jakoś osiadłyśmy na laurach. Trzymajcie za nas kciuki, proszę.

Miłego dnia weekendu. Magda (tecza)

1 listopada 2017 , Komentarze (2)

W zeszłym tygodniu szklana ukarała mnie zastojem (oficjalne ważenie) za poprzedni weekend (zajadanie stresu), ale już widzę delikatne spadki (ważę się codziennie). Obie z Mamą jesteśmy na diecie, którą dostałam w marcu od dietetyczki i obu nam ona służy. Muszę się jeszcze zmobilizować bardziej do pedałowania na rowerku stacjonarnym. Miałam to robić  3 razy w tygodniu, a wychodzi mi tylko dwa (w weekend zawsze znajduję jakieś wymówki, żeby tego nie robić). Ale oficjalnie oświadczam, że koniec z wymówkami.

Mamuśka jest już zarejestrowana na Vitalii, teraz tylko muszę jej wytłumaczyć, jak pisać pamiętnik i szukać znajomych.... tylko dobrze by było, gdyby doba się rozciągnęła do minimum 36 godzin.

W zeszły weekend pojechałyśmy do centrum handlowego, ponieważ musiałam kupić prezent urodzinowy dla koleżanki. Przy okazji wybrałam prezenty dla siebie (od Szczęścia i Mamy) :D. I mimo, że urodziny mam za ponad dwa tygodnie, to dziewczyny pozwoliły mi się już nimi cieszyć (smiech).

Miłego dnia kobietki (kwiatek)

24 października 2017 , Komentarze (9)

Jest mały spadek (1kg) i jeszcze 3,2kg dzieli mnie od najniższej wagi z tego roku.

Do czwartku szło mi idealnie, a od piątku potykam się (podjadanie słodkiego i słonego). To jednak chyba tzw. comfort eating - w piątek miałam dodatkowy stres, no i pękłam. No, ale jest nowy dzień i mam nową szansę.:)

Pogoda nie nastraja zbyt optymistycznie - cały czas pada i jest pochmurno. Muszę się zmuszać do porannych spacerów z psicą - chodzenie w deszczu i ciemności nie sprawia mi żadnej przyjemności. Już nie mogę doczekać się wiosny (kwiatek).

Z informacji pozytywnych - w czwartek przyjeżdża Mama :D. Jadę po nią na lotnisko prosto z pracy. Już nie mogę się doczekać.... Jako, że mamy razem przejść na zdrowy sposób żywienia postaram się ją zalogować na Vitalii. Ciekawe, czy Jej się to spodoba? Mam nadzieję, że Wasze pamiętniki będą dla niej dodatkową motywacją, tak jak dla mnie.

Miłego dnia moje drogie. Magda

16 października 2017 , Komentarze (16)

Jak w temacie. Zdecydowałam się w końcu wziąć "tyłek w troki" i wrócić na dobre tory.

Dziś pierwszy dzień bez podjadania. Zaraz zamierzam iść do łóżka, żeby tego nie zaprzepaścić :D. Przez cały dzień jadłam i piłam same zdrowe rzeczy, więc powinno być ok. Jutro się zważę i zmierzę, żeby zaktualizować dane na Vitalii. Nie ma się co oszukiwać - do 102,5kg sporo mi brakuje.

W przyszłym tygodniu przyjeżdża do nas Mama. Zamierzam też ją wziąć na dietę :). Będziemy jadły to samo i zobaczymy, jak nam to posłuży. Będziemy się posiłkować dietą, którą dostałam od dietetyczki kilka miesięcy temu. Uważam, że jest bardzo wartościowa, tylko wymaga mojej konsekwencji.No i oczywiście muszę się przeprosić z rowerkiem stacjonarnym oraz zacząć wpisywać wszystkie posiłki do MyFitnessPal.

A więc moje drogie - do boju!!!!

Miłego wieczorka, kobietki. Magda

9 października 2017 , Komentarze (8)

Cześć kobietki.

Gdzieś mi się zapodziała motywacja do chudnięcia. Zupełnie nie mogę się zebrać i żyję sobie z dnia na dzień w (nie)błogim lenistwie i z poczuciem winy. Co robić???(szloch)

Wstyd mi i  jestem zła, że zaprzepaszczam wiele miesięcy pracy, ale nie mogę się zebrać w sobie. A szklana z mściwym uśmiechem pokazuje coraz wyższe cyferki.

Baja pytała się jak tam w nowej pracy. Nie mogę narzekać - robię to, co umiem i co lubię, ludzie w biurze są w porządku, wypłata ok, ale jakoś nie widzę tam siebie pracującej przez następne 5, 10, 15 lat..... Chyba najbardziej dobija mnie fakt, że jestem poza domem 11 godzin (praktycznie nie pracując żadnych nadgodzin). Na razie żadne nowoczesne rozwiązania typu flexi work czy praca z domu nie wchodzą w rachubę, bo właściciel jest człowiekiem starej daty i dla niego najważniejszy jest czas spędzony w biurze.

Ostatni weekend nieco się w sobie zebrałam - w sobotę ogarnęłam akwarium (mam tropikalne rybki), a w niedzielę zaczęłam odchwaszczać ogród. Zapełniłam  3 olbrzymie wory, a nie wyplewiłam jeszcze 1/3 rabatek. To efekt deszczowej pogody w lecie i naszego urlopu. Aż dostałam zakwasów :). Powiem Wam że natura z lekka ogłupiała przez brak lata w tym roku - zauważyłam, że hiacynty zaczęły wypuszczać listki. Również kilka innych kwiatów, które przekwitły na początku lata znowu zaczyna mi kwitnąć.

No i w ramach poprawy humoru zaczęłyśmy planować przyszłoroczne urlopy. Na razie w planach Kornwalia w maju i Wybrzeże Amalfijskie we wrześniu. Ciekawe, co nam z tego wyjdzie :D.

Miłego wieczorka i wyników lepszych niż moje Wam życzę. Magda