Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

zdeterminowana :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 19229
Komentarzy: 576
Założony: 19 stycznia 2017
Ostatni wpis: 15 stycznia 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Osobkazozz

kobieta, 38 lat, Książenice

173 cm, 80.00 kg więcej o mnie

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

8 czerwca 2017 , Komentarze (6)

A więc weszłam dzisiaj na tę wagę, odważyłam się popatrzeć. I tak jak w tytule ósemka sobie poszła ale stoi za progiem i czeka na najmniejsze potknięcie. 

Wagę zaktualizowałam, chociaż i tak pokazała wzrost :(  NIE WAŻNE postanowiłam się nie załamywać, ponieważ to nie działa :P  

W przyszłym tygodniu będzie lepiej. powoli do przodu, byle do przodu, może być spadek po 200 g na tydzień ale ma być spadek, ja mam czas, nie śpieszy mi się :P

życzę wytrwałości wam i sobie :)

7 czerwca 2017 , Komentarze (6)

W zeszły czwartek miałam ogromnego doła (żeby go zobrazować: to chyba nie potrzebowałabym łopaty, żeby się do Chin przedostać). 

 Ponieważ przed zeszłotygodniowym ważeniem jakoś nie wychodziło mi z ograniczeniem podjadania, to postanowiłam wreszcie zwiększyć kaloryczność diety i wziąć się w ryzy.

I tak też się stało. 

Dzięki zwiększonej kaloryczności nie czułam takiej chęci podjadania, no będę szczera może dosłownie parę kostek gorzkiej czekolady wpadło, ale to nie było to co wcześniej :P 

Więc dumna z siebie w zeszły czwartek stanęłam na wadze i .................................

PRZYTYŁAM :O w mojej wadze z przodu pojawił się znienawidzony bałwanek  AAAAAAAAAAAAA !!!!!!!!!!!!!!!!! Jak to się stało przecież się starałam, przecież nadal ćwiczę, codziennie się ze mnie leje, a w tym tygodniu nie podjadałam. :(

Więc jak tchórz, pominęłam pomiar, i zaszyłam się z tabliczką kalorycznej czekolady z zamiarem pochłonięcia wszystkich słodyczy w domu. Następnego dnia przyszła @ co trochę wyjaśniło sprawę, ale i tak nie łagodziło egzystencjalnego bólu istnienia. 

Żeby wejść do sukienki, którą kupiłam na ślub przyjaciółki, trochę wcześniej musiałam się pospinać gorsetem wyszczuplającym  :(  A miało być tak pięknie. 

Już się pozbierałam trochę, jutro staję na wadze i boję się bardzo, Co z tego że od poniedziałku trzymam dietę, u mnie wszystko jest możliwe. Postanowiłam, że jeżeli nie będzie spadku to już się nie załamię :P

Miłego wieczoru życzę

22 maja 2017 , Komentarze (18)

Dziś postanowiłam napisać parę słów moich przemyśleń na temat jedzonka, a dokładnie kaszy. Wiele osób, które znam kaszy po prostu nie lubią, co za tym idzie nie jadają co jest bardzo smutne ponieważ: Kasza bardzo zdrowa jest i już. Jako dziecko sama kaszy nienawidziłam ale jako córka matki wymagającej jeść musiałam. Poskutkowało to tym, że jako osoba dorosła sama swą kuchnię prowadząca długooo jej unikałam. Do kaszy wróciłam na drodze eksperymentów kulinarnych prowadzących do "ozdrowienia" mojej kuchni jeszcze długo przed Vitalią. I cała moja rodziną kaszę zajada bez kręcenia nosem. Ale żeby kasza wszystkim moim domownikom smakowała muszę stosować jeden ważny "knif". Kaszę trzeba traktować jak księżniczkę, to znaczy rozpieszczać i dopieszczać. Nie ukrywam, że jeżeli wezmę kaszę i po prostu ją ugotuję a później walnę nieskładną kupkę na talerz, to obaj moi panowie bez większych skrupułów nieruszoną kaszę po skończonym już obiedzie odniosą do kuchni. Dlatego Vitaliowe przepisy, w których kasza nie jest traktowana z dostatecznym pietyzmem jestem zmuszona modyfikować :P  A jak się rozpieszcza kaszę? bardzo prosto :)

Najprostszym przepisem jest ugotowanie kaszy z włoszczyzną: ścieram włoszczyznę na grubych oczkach (wszystko marchew seler pietruchę) cebuliję kroję w kostkę i wszystko duszę na odrobinie oleju :) gdy warzywiska zmiękną wrzucam kaszę dolewam odpowiednią ilość wody i gotuję, zostawiam do naciągnięcia i już. Rodzinka zajada aż uszy się trzęsą :)  

Kaszą można zagęścić różnego rodzaju sosy pomidorowe dzisiaj na przykład do rybki w w sosie pomidorowym zamiast kaszę gotować osobno po prostu wrzuciłam ją dla sosu i w nim ugotowałam, była przepyszna :) 

kaszę po ugotowaniu można przesmażyć na odrobinie oliwy z kukurydzą i papryką i podać z jakimś sosem, np pomidorowym

z kaszy jaglanej można zrobić zapiekankę z mięskiem ..... 

pomysły można mnożna mnożyć bez końca, a wniosek jest jeden: Kasza odpowiednio potraktowana na pewno nam się odwdzięczy, a ja się o tym osobiście przekonałam :) 

pozdrawiam :) 

18 maja 2017 , Komentarze (4)

Dzisiaj zakończyłam plan treningowy modelowanie na poziomie zaawansowanym :D  więc jestem z siebie zadowolona, ale zastanawiam się co dalej. Nie przepadam za kardio ale chyba będę się musiała przełamać. Szkoda że misja bikini jest tylko na poziomie podstawowym :P a może sama sobie już będę wybierać treningi. 

Dzisiaj był spadek :D co prawda tylko 0,4 kg ale zawsze coś :) czuję że gdybym bardziej odstawiła czekoladę to byłoby lepiej ;P ale stosuję zasadę małych kroczków, więc powoli ją ograniczam, przechodzę na gorzką i przyzwyczajam organizm do mniejszej dawki cukru.

A jak już osiągnę moje upragnione 73 to idę sobie zrobić tatuaż :D 

tatuaże podobają mi się od szczenięcych lat i jakoś mi nie przeszło, więc jest to chyba dobry pretekst żeby zrealizować swoje szalone marzenie ;P mam do czego dążyć 

udanego dzionku życzę

12 maja 2017 , Komentarze (3)

tytuł jest o mnie, tak się czuję, taka jestem i chyba się nie zmienię :/

Moja przyjaciółka wychodzi za mąż, razem z przyjaciółką organizujemy jej wieczór Panieński. A ponieważ Asia jest osobą ostatnio skromną, to starałyśmy się powściągnąć z zabawami, żeby nie stawiać jej w niezręcznej sytuacji.

Ale wieczór panieński to wieczór panieński, dla mnie to jest takie przełamanie tabu, rozładowanie emocji w przyjaznym gronie i w zabawny sposób opowiedzenie sobie co nieco o sferach intymnych, zdradzenie paru sekretów i wymiana doświadczeń. Wszystko przyprawione dużą dozą poczucia humoru i z przymrożeniem oka.

I wszystko by było pięknie ładnie gdyby nie dziewczyny, których notabene jeszcze nie znam, nowe koleżanki Asi, które prosiła żeby zaprosić na imprezę. 

Więc uzgadniając wspólne zabawy na wieczór z owymi koleżankami dostałyśmy następujące wytyczne: "mamy zrezygnować ze wszystkiego co jest związane z seksem" 

ŻE CO !!!!

Robimy urodzinki w kinderplanecie dla  12-latek czy wieczór panieński? Ja wiem, że bez TEJ sfery można się świetnie bawić i nie raz to robiłam, ale to jest do cholery WIECZÓR PANIEŃSKI. 

Nie chcę stawiać przyjaciółki w kłopotliwej sytuacji, nie chcę jej stracić, nie chcę jej zrobić z tego wieczoru najgorszego wieczoru na świecie. A ponieważ z hipokrytkami nie wygramy, to zostaje nam zorganizować ckliwy wieczór romantycznych wspominek, podśmiewajek nastolatek, chwalących się przed całym światem jakie to są religijne.

Wpierdzielam czekoladę i staram się w ciągu tygodnia (bo wieczór ma być za tydzień) zmienić swoje nastawienie, w stosunku do tej imprezy. 

10 kwietnia 2017 , Komentarze (5)

Cisza i spokój, junior śpi wykończony szaleństwem na podwórku, kochanie właśnie bierze kąpiel po treningu :D 

(Zaliczyłam mały sukces, namówiłam mojego męża do aktywności fizycznej. Na razie małej i krótkiej ale zawsze coś :) włączyłam mu w KFO stretching oraz pilates i chwyciło ;P tak rozciągaliśmy się (oczywiście ćwiczyłam z nim) wieczorami przez parę dni, teraz już sam o tym pamięta :) powoli podnoszę poprzeczkę :P ale powoli małymi kroczkami; dzisiaj były ręce - dalej mu się podoba więc rokowania są dobre. 

Ale należałoby już wyjaśnić temat wpisu. Nie ukrywam, że jednym z większych argumentów przekonujących moje kochanie do Vitalii był fakt, że nasze menu obiadowe stanie się bardziej różnorodne. Przed V w naszej kuchni zagościła mała stagnacja, która powoli zaczęła wszystkim przeszkadzać, a ja nie miałam czasu szukać nowych zdrowych przepisów na obiady. Więc moje kochanie ostatecznie zaakceptowało Vitalię :D

Obiady zasadniczo wszystkim smakują i jest "wporzo" czasem staram się wprowadzać przez V nowości zazwyczaj przez moje kochanie nieakceptowane; tak został odkryty BROKUŁ, moje kochanie niestety nadal za nim nie przepada, ja za nim nigdy nie szalałam więc wcześniej w naszej kuchni po prostu nie gościł; ale okazało się że właśnie BROKUŁ stał się jednym z ulubionych warzyw (naszego 4 letniego) Juniora :D gdyby nie V nigdy bym się o tym nie przekonała. BROKUŁ pokonał nawet uwielbianą przez Juniora rybę :P dochodzi do tego że jak kończy się BROKUŁ na talerzu juniora to Junior kończy obiad i do reszty posiłku trzeba go namawiać :P 

Życie nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać :D

26 marca 2017 , Komentarze (9)

Zaczynając przygodę w Vitalii należy odpowiedzieć na parę pytań, jednym z nich jest pytanie o słabości żywieniowe. Z ręką na sercu przyznałam się, iż moją wielką słabością jest CZEKOLADA, słabość tę wyniosłam z domu i niestety mimo wielkich starań, realizuję nadal. Po wypełnieniu ankiety zostałam podsumowana, iż najprawdopodobniej mam stany depresyjne, które próbuję "leczyć" czekoladą. 

Może i jest coś w tym prawdy, bo stresy niestety zajadam (ale nie tylko czekoladą), natomiast CZEKOLADA kusi i wciąga, również gdy mam wyśmienity humor. 

Co jest takiego w tej czekoladzie, że jest taka przyciągająca? Może jednak magnez, którego podobno jest duużo w czekoladzie, ma coś wspólnego z magnesem. Hmm.. trzeba by przeprowadzić jakieś fachowe badania na ten temat :P może to rozwiąże problem. A jeżeli magnez ma cech wspólne w magnesem; to równie dobrze "silną wolę", można nazwać "żelazną wolą". A jak wiadomo żelazo przyciąga magnesy. 

Więc im bardziej się staram odstawić czekoladę, i staram się wykazywać żelazną wolę, tym bardziej przyciąga mnie CZEKOLADA.

A jak wiadomo: " PRAW NATURY PAN NIE OSZUKASZ" więc zamieniłam mleczną na gorzką, i staram się po prostu ograniczać :P na ile jest to możliwe. 

Niech moc będzie z wami :)

15 marca 2017 , Komentarze (7)

Matematyka to bardzo trudna skomplikowana dziedzina nauki, ostatnio zauważyłam, iż bardzo powiązana jest z relatywizmem. Dowodów dostarcza mi na to junior i niestety moja dieta :P

Od dłuższego czasu próbuję wprowadzać juniora w magiczny świat matematyki, a dokładniej cyferek i liczenia. Na co moje maleństwo okazuje się być baaardzo odporne :P w tempie expresowym zakodował jak wygląda cyfra 8 i uznał, że to jest wystarczająca wiedza matematyczna, a pozostałe cyfry nie są mu specjalnie do niczego potrzebne :P (ale ja się nie poddaję i walczę), odliczanie również przysparza sporo emocji: gdy proszę go np żeby policzył kostki czekolady, które ma na talerzyku, po trzy następuje cyfra: "tyle ile chciałem" albo "wystarczająco", a gdy kasjer w muzeum zapytał Juniora ile ma lat, wymijająco stwierdził: "niewiele" co było  dla niego wystarczającą odpowiedzią ;P

Niestety relatywizm w matematyce udzielił się również mnie, szczególnie w diecie: niby ta ilość kalorii powinna być wystarczająca :P no i zgodnie z obliczeniami wszystko się zgadza. Wszystko niestety zależy od stanu emocjonalnego mojego brzuszka :P Gdy mój brzuszek jest zadowolony, to ilość kalorii owszem jest dobra. Ale częściej mój brzuszek uważa że chyba się w czymś pomyliłam, że chyba coś źle policzyłam i było tego za mało, że trzeba by coś przekąsić i wtedy będzie dobrze. 

Niestety kalorie stosują inną matematyką i waga stoi :/ albo o zgrozo zaczęła rosnąć :(

chyba muszę poważnie porozmawiać ze swoim brzuszkiem 

Mam nadzieję że wasze brzuszki lepiej znają się na matematyce 

pozdrawiam :)

7 marca 2017 , Komentarze (2)

Wreszcie spokój, wszystko powoli wraca do normy, przez pewien okres czasu myślałam że moje przygoda z odchudzaniem skończyła się szybciej niż się zaczęła, ale testy betaHCG pokazały, że jeszcze mam o co walczyć ;)

Nawet udało mi się przy trzecim podejściu pojechać z Juniorem do stolicy na kontrolę :D ale już zaczęłam się zastanawiać czy PKP może nam zabronić po raz kolejny zmiany terminu przejazdu zarezerwowanych biletów. Moja pociecha nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać (w celu urozmaicenia mu kontroli lekarskich, na wyjazdach zabieram go w różne ciekawe miejsca w wolnym czasie) Jak już wychodziliśmy po 1,5 godzinnym zwiedzaniu muzeum techniki, junior zadecydował: "A teraz idziemy do kości dinozaurów" - chodziło mu oczywiście o ukochane muzeum ewolucji, ale przyjemności trzeba sobie dawkować. Mam nadzieję, że ten głód wiedzy pozostanie w nim jak najdłużej :)

Potomstwem mogę się chwalić, ze mną jest trochę gorzej. Początkowe zachłyśnięcie dietą powoli mija. Stresy niestety zajadam czekoladą (staram się gorzką :P - ale to marne pocieszenie) Na wyjazdach z plecakiem i szkrabem, też trudno trzymać dietę - kolejna wymówka (w wymówkach jestem rewelacyjna). Ale najlepsze jest to, że mimo kombinatoryce stosowanej w diecie waga powolutku ale idzie w dół :P Co nie motywuje mnie do ukorzenia się i poddania diecie bez podjadania. 

Ratują mnie tylko ćwiczenia. Asiu Majewska kocham cię :*

Więc wykorzystując chwilową stagnację spróbuję wrócić do postawionych celów i nie zaprzepaścić tego co już udało mi się osiągnąć :)

15 lutego 2017 , Komentarze (8)

Już dawno nie pisałam, tylko i wyłącznie z braku czasu. Za każdym razem, kiedy sobie myślę: "w tym tygodniu będzie super, będzie spokojnie, wreszcie skupię się na diecie i na regularnych ćwiczeniach" to coś się SYPIE. 

Ja już nie chcę od życia, żeby junior mógł wreszcie wrócić do przedszkola, bo to by był już zbytek łaski); Ale ciągłe jeżdżenie po lekarzach, laboratoriach, lekarzach i innych laboratoriach, a następnie zastanawianie się, które laboratorium ma rację, jest wykańczające i WCALE nie sprzyja diecie, regularnym posiłkom a o ćwiczeniach to już nie myślę. 

Gdy przychodzi rozwiązanie jednego problemu - to zostaje ono niweczone przez kolejny problem. I tak w kółeczko. Boję się ryzykować stwierdzenie, że w tym tygodniu jest lepiej :P

Trochę mi się ulało :P ale zasadniczo, jak tylko się da to staram się trzymać, diety, zdrowia (pomijając właśnie kończące się przeziębienie) oraz pozytywnego nastawienia (o to u mnie coraz trudniej ;/)

A propo diety wczoraj były walentynki, moje kochanie się postarało :P rano wychodząc do pracy powiedział mi tylko: "przepraszam za dietę" i wyszedł; A ja przez cały dzień znajdowałam w przeróżnych miejscach  "pochowane" moje ulubione cukierki ;P I ja się pytam jak ja mam dietę utrzymać? I tak byłam silna bo nie zjadłam wszystkich tylko podzieliłam się z juniorem :D a część jeszcze grzecznie sobie leży i czeka na lepsze dni. Dzisiaj na pewno nie zjem - bo jutro ważenie, a chcę przywitać 7 z przodu ;P

Cóż nie będę  winy tylko na moje kochanie zwalać bo sama z juniorem piekłam wczoraj walentynkowe serduszkowe ciasteczka, no i przecież nikt, mnie do nich nie zmuszał ;P

Junior mimo karuzeli z wynikami, wirusami i bakteriami, nie traci fantazji, dzisiaj przez pół godziny opiekował się słonikiem, którym był nasz odkurzacz ;P A przy liczeniu rybek w zadaniu (gdy 4 rybki rozmnożyły mu się do 5) na moje pytanie gdzie jest 5. rybka odpowiedź po zastanowieniu była nieznosząca sprzeciwu- " w brzuchu krokodyla" (który znajdował się na obrazku) - i jak tu dyskutować z 4-latkiem ;P