Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Chwilowo Matka Polka na urlopie wychowawczym.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 73402
Komentarzy: 100
Założony: 14 kwietnia 2018
Ostatni wpis: 29 lipca 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Karolka_83

kobieta, 41 lat, Wrocław

164 cm, 65.40 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

25 sierpnia 2021 , Komentarze (20)

Jestem na IF od 2,5 tygodnia. Miałam się zważyć po miesiącu, ale nie zdzierżyłam i zważyłam się dziś rano. Waga 66,2 kg czyli 2,3 kg mniej. Jestem bardzo zadowolona z efektu. Nawet bym powiedziała, że szybko bo tempo 1 kg na tydzień, ale zakładam, że część z tego to woda. Ale i tak gęba się cieszy, bo moje "normalne" tempo chudnięcia oscylowało zawsze w granicach max 0,5 kg na tydzień, ale ponieważ częściowo się łamałam na diecie, to ostatecznie jak schudłam 1 kg na miesiąc, to było dobrze. O ile w ogóle. Tu póki co spadki fajne a do tego nie chodzę głodna, nie mam zachcianek, jem to co lubię a nie to co muszę. Oczywiście w granicach rozsądku - syfu nie tykam, bo zdrowotnie nie powinnam, natomiast szykując sobie jedzenie próbuję wtykać ile się da warzyw, nawet jeśli samo danie warzyw nie wymaga :) Póki co jest łatwo, bo mam trochę swoich warzywek z mojego mikro warzywniaka. Kolejne ważenie za 1,5 tygodnia jak minie 4 tygodnie równo. Zobaczymy czy tendencja się utrzyma. Ogólnie jem między 10.00 a 18.00, ale jak się zdarzy czasem o 19.00 czy przed 10 bo np muszę gdzieś iśc, to afery nie robię. Nawet jeśli okno wyjdzie 9 godzinne zamiast 8 godzinnego, to i tak lepiej niż jadłam do tej pory, gdzie śniadanie było o 7.30 a kolacja o 21.00. Kalorii jem tyle co wcześniej (mniej więcej bo nie liczę, ale intuicyjnie potrafię określić) z tym że jak się rozkładały na 5-6 posiłków to byłam wiecznie niedojedzona i miałam zachcianki. Teraz jem rzadziej, ale więcej na raz i to sprawia, że dłużej jestem syta i mnie nie ciągnie do podjadania, bo po prostu nie mam miejsca :) Czyżbym wreszcie po latach prób i błędów znalazła idealny sposób jedzenia DLA SIEBIE? Ciekawa jestem też jak mi wyjdą wyniki cukru, insuliny i tarczycowe (niedoczynność i Hashimoto). Intuicyjnie cukrowo-insulinowe wydaje mi się, że mogą się poprawić, ale nie wiem jak tarczyca reaguje na takie sprawy, bo też "znamy się" z kolegą Hashi od niedawna a różne teorie krążą na temat odżywiania przy chorobach tarczycy. Wyniki robię za 2 tygodnie więc zobaczymy.

12 sierpnia 2021 , Komentarze (7)

Nie wagowy wprawdzie, ale każdy się liczy :) Najtrudniejszy dla mnie czas diety jest zawsze wtedy, gdy odwiedza mnie moja mama. Ona uwielbia rozpieszczać wnuki i nie dosyć, że przywozi zawsze tony słodyczy, to jeszcze szykuje masę pyszności. Ciągle coś pichci, ciągle coś piecze. A to placuszki a to bułeczki a to rogaliczki z dżemem, naleśniki, pierogi, ciasto jakieś i inne cuda wianki. Bardzo mącznie i niestety bardzo pysznie. Wszystko to się zawsze na mnie patrzy i krzyczy: "Zjedz mnie! No weź przestań od jednego nie przytyjesz". Ale czy kiedykolwiek kończy się na jednym? No proszę Cię. Nigdy. Tym razem też tak było z tym gotowaniem, ale dla odmiany potrafiłam sobie odmówić :D Jest to moim małym sukcesem i jestem z siebie bardzo dumna. Taki sposób żywienia panował u nas w domu rodzinnym od kiedy byłam mała. Mąka pszenna typ 450 schodziła u nas w tempie 10kg na tydzień. Dieta uboga odżywczo, za to bogata w kalorie i objętościowo do jedzenia po kurek, no bo jak odmówić sobie 12 pieroga czy 5 rogalika? Pół swojego życia miałam nadwagę. Ale się ogarnęłam w porę (jak zamieszkałam sama :D ). Z tym że miłość do potraw mącznych we mnie pozostała niestety (ah te nawyki wpajane od dziecka). Teraz to dla mnie niepojęte, bo u mnie w kuchni, którą ja prowadzę 1 kg mąki wystarcza mi na czas liczony w dniach lub tygodniach. Serio. U mnie co z oczu to z serca i czesto bywało tak, że jak się trzymałam tydzień, dwa, trzy diety, tak mamusine odwiedziny powodowały jakiś amok i zaćmienie mózgu. Dla przeciętnego czytelnika może wydawać się to dziwne, ale dla mnie fakt, że OLAŁAM MAMUSINE SMAKOŁYKI to cud nad Wisłą i normalnie jestem dumna z siebie 😁 Nie było podjadania, nie było obżerania się. Piąteczka na dobry start i oby tak dalej :)

11 sierpnia 2021 , Komentarze (12)

I zaś dupa urosła :/ Poniedziałkowe ważenie pokazało 68,5 kg. Pomału, systematycznie waga idzie w górę od miesięcy a ja nie mogę się ogarnąć. Co schudnę, to tyję ten kilogram, czy dwa więcej. Ehh. Od poniedziałku wróciłam do IF. Stosowałam w maju przez miesiąc przed weselem kuzynki i schudło mi się całkiem fajnie bo 3 kg! Potem było wesele - wiadomo rozpusta i alkohol, potem zaraz weekendy grillowe i niestety nie wróciłam do tego sposobu żywienia. W sumie to do żadnego konkretnego - ot żywioł - byle co, byle jak, byle gdzie. Trudno. Wróciłam na dobre tory i mam nadzieję, że na dłużej. Postanowiłam też nie ważyć się przez miesiąc. Ciekawa jestem jaki będzie efekt. Na razie motywacja LEVEL MASTER ;) Nie mogę zobaczyć na wadze 70 kg! Nigdy. To się nie może wydarzyć!

Póki co śniadania jem tak 10.30-11.00 a kolację o 18.30-19.00 plus minus. Staram się trzymać 8 godzinne okno żywieniowe. Realnie wpada mi 3 posiłki lub 4 w zalezności od tego o której zjem obiad. Ostatnio udało się zrobić go dopiero na 17.30, więc zanim zjadłam to było już na tyle późno że kolacji nie bylo. Kalorii nie liczę, porcje staram się jeść takie sążne, żeby się zasycić na długo. Nie pcham też byle czego a przynajmniej się staram. I walę sporo warzyw - na szczęście mam od kilku dni swoje pomidory, więc póki co jest pomidorowo i cukiniowo. Póki co, jest spoko. Nie chodzę głodna. Jedyne czego mi brakuje to kawa. Do tej pory piłam jej dużo i czasem bym się napiła w międzyczasie między posiłkami, ale szkoda mi przerywać czas bez jedzenia kawą z mlekiem, która wywali mi insulinę do góry, wiec już czekam z tą kawą do posiłku. Pod kątem IO na pewno jest to dobry sposób odżywiania. Nie wiem natomiast jak zareaguje tarczyca i Hashimoto. Za miesiąc kontrola u endo, więc po wynikach będzie widać jaki jest wpływ. No nic, oby do przodu!

PS. I obiecałam sobie chodzić do wyra przed północą a nie tak jak do tej pory o 1.30 czy 2.00. Tu też na razie się trzymam ;) Mam więc 4 minuty :D

24 stycznia 2021 , Komentarze (4)

Pierwsze ważenie po tygodniu. 65,9 kg, czyli -0,8 kg. Nooo całkiem fajny wynik :) U mnie czasem w miesiąc tyle spada, więc uważam tydzień za udany. Oby szło tak dalej, bo się łatwo zniechęcam ;)

Miałyscie kiedyś takie rozkminy, że jak już schudniecie do tej wymarzonej wagi, to wszystko bedzie pięknie, ślicznie, będziecie w końcu laski, cały świat u Waszych stóp, wszystkie kompleksy znikną, cud miód i orzeszki? Też tak miałam. A jak już doszłam do tej wypragnionej wagi, to patrząc w lustro i tak widziałam tylko te rzeczy, które można by jeszcze poprawić i kilogramy, które można by jeszcze zrzucić. Oczywiście to było jakieś 13 kg temu ;) Tak patrzę na te swoje zdjęcia i myślę sobie, że kurde no byłam laska, ale wtedy zupełnie tak siebie nie widziałam. Ot złośliwość losu ;) Podejrzewam, że nawet jakby znowu udało mi się zejść do tamtej wagi, to i tak by mi się wydawało, że wtedy było lepiej a teraz można by jeszcze to i to poprawić :D I tym optymistycznym akcentem....

18 stycznia 2021 , Komentarze (8)

Tia. I znowu do pracy rodacy. "Biere się za siebie" - podejście tysiąc pińcet sto dziewińcet czas zacząć. Waga pokazała zawrotne 66,7 kg. Szok! Ostatni raz ważyłam tyle prawie 20 lat temu (nie licząc ciąż). Masakra. I nawet nie mam na co zwalić winy. Tzn ok, zaczęło się od brania euthyroxu - dietę trzymałam a waga rosła. IO też nie pomogło. Potem stanęła na 65 kg i wprawdzie już nie rosła, ale co bym nie robiła, to nie chciała spaść. I co mądra głowa zrobiła? Podkręciła motywację? Zaczęła więcej ćwiczyć? Zaczęła lepiej jeść? Taaaa jasne. Pizdneła wszystko w kąt obrażona na cały świat, bo inni mogą wpier...lać i są szczupli a tu człowiek się stara a dupa i tak rośnie, więc w sumie co se będę żałować nie? No właśnie.... To mam co mam :] Także sama sobie winna, więc rusz te dupsko do roboty Karola!

27 czerwca 2018 , Komentarze (5)

Długo mnie tu nie było. Tzn w pamiętniku, bo na forum coś tam się udzielam. Nie miałam specjalnie o czym pisać a głębszych przemyśleń życiowych też jakby nie było ;) Dziś kolejne pomiary. Od ostatnich minęło jakieś 1,5 miesiąca - no niestety leci jak krew z nosa a nie będę co 0,3 kg uaktualniać bo nie ma sensu :) Obecnie waga pokazuje 62,5 kg (kilka razy pokazała mniej), ale to wartość na jakiej się w miarę ustabilizowała i wychodzi najczęściej - co daje spadek 1,2 kg od ostatniego pomiaru. W obwodach też pospadało - średnio po 1,5 cm. I git. Cieszę się ogromnie :) 

Nadal korzystam z parowaru, choć nie tak często jak na początku.Wtedy codziennie, teraz bardziej 2-3 razy w tygodniu plus minus. Ale smażenie praktycznie wyeliminowałam co cieszy mnie ogromnie :)

14 maja 2018 , Komentarze (6)

W tym miesiącu wagowo spadło 0,9 kg. Początkowo było 64,6 kg teraz jest 63,7 kg). Dupy jakby nie urywa, ale pomiarowo wygląda to już lepiej. W talii spadło 1,5 cm a w brzuchu 3 cm. Także cieszę się bardzo, że coś ruszyło się w dół :) Ja niestety nie z tych co chudną po 3-4 kg/miesiąc a szkoda ;) Ale zawsze lepiej 1 w dół niż do góry :) Chociaż tak na prawdę w codziennym menu zmieniłam tylko smażenie na parowar (obiad) + więcej warzyw (obiad) czyli jeden posiłek, więc też zmiany nie były jakieś radykalne żeby chudnąć więcej :) Ciesze się szczególnie ze spadków centymetrowych - nie mierzę ud ani nic, bo dla mnie zmorą najgorszą do chudnięcia są okolice brzucha i głównie to kontroluję i tutaj poszło i z tego się mega cieszę :) Kalorii nie liczę - jem na czuja - kiedyś liczyłam to mniej więcej wiem kiedy jest za dużo a kiedy za mało. Nie chcę liczyć kalorii do końca życia, bo to jest niezdrowe dla psychiki ciągle patrzeć na jedzenie i na siebie przez pryzmat cyferek w kaloriach. Dążę do tego, żeby jeść tyle ile potrzebuję, ale bez ciągłego kontrolowania co, kiedy, o której godzinie i ile kalorii - męczy mnie to. Teraz chcę jeść po prostu zdrowiej i lepiej jakościowo. Dlatego tym bardziej cieszę się, że był jakiś spadek, bo to świadczy o tym, że idę w dobrym kierunku a to że nie jest jakiś super duży oznacza że nie przeginam w stronę jedzenia za mało - bo tego też nie chcę :)

6 maja 2018 , Komentarze (8)

Byłam w sobotę z mamą u babci z życzeniami urodzinowymi. Babcia charakter ma taki, że lubi mącić strasznie i każdemu wbić szpileczkę. Tym razem nie wprost bezpośrednio w twarz (jak już bywało w przeszłości), ale sprawiła mi przykrość. Byłam czymś tam zajęta i ona myśląc, że nie widzę wykonała w stronę mojej mamy gest, że jestem gruba. Moja mama zaczęła jej machać rękami w stylu cicho, cicho bo zobaczy. Zrobiło mi się cholernie przykro, tym bardziej, że kurde ja się na prawdę staram... Nic nie powiedziałam, ona nie zauważyła, że ja to widziałam i zapewne się nawet nie domyśliła, chociaż później już całą wizytę siedziałam skwaszona i odpowiadałam półsłówkami tylko tyle ile musiałam się odezwać. Zazwyczaj raczej bełkotałam "Yhm", wzruszałam ramionami lub coś w tym stylu. Strasznie mnie takie akcje dołują i obniżają samoocenę, szczególnie, że mówi to ktoś bliski. A jeszcze, żeby mówił wprost, to też nie - lepiej za plecami obgadywać czy dawać tajemne znaki nie wiadomo po co i w jakim celu. Przykre to wszystko i w sumie zmarnowało mi całe popołudnie i kolejny dzień...

3 maja 2018 , Komentarze (2)

jestem już dobrze za półmetkiem miesiąca z parowarem. Czuję się super, mniej ciężka - jednak smażone mi nie służy. Ciekawa jestem czy waga pokaże jakąkolwiek zmianę? Za kilka dni ważenie wiec zobaczymy. Nie widzę jakichś mega spadków po ubraniach, ale tez nie nastawiam się na nie. Jakby zleciał z kilogram czy dwa, to zakładając, że zmieniłam tylko sposób obróbki ze smażenia na parowanie i nic więcej - to byłabym bardzo zadowolona z takiego "efektu ubocznego";) Kurczę mam od kilku dni taką nową, wewnętrzną małą motywację i aż mi się gęba cieszy normalnie do tego chudnięcia :) Trzymajcie kciuki! :)

21 kwietnia 2018 , Komentarze (13)

Dzisiaj naleśnikowo :] Dzieciaki mnie namówiły. Nie za bardzo odpowiada im nowa dieta z dużą ilością warzyw. Nie są przyzwyczajeni. Postanowiłam sprawić im przyjemność. Od czasu do czasu też się każdemu należy :) Sama też się skusiłam. Kalorii naliczyłam max 500. Tragedii nie ma jak na obiad. Całe szczęście, że od lat smażę naleśniki bez tłuszczu, na suchej patelni. Zawsze to lżej ;) Z plusów - to chyba skurczył mi się żołądek. Wcześniej nie stanowiło dla mnie żadnego problemu wciągnięcie 5 w porywach do 6 sztuk. Dzisiaj z ręką na sercu trzeciego już dosyć mocno czułam w brzuchu :] A zaczynając jeść byłam już dosyć głodna. Super :) Jak się ma mały spust, to i grzeszki raz na jakiś czas nie są problemem, bo nie zjesz tego jakoś dużo. Z minusów, po takiej dawce węglowodanów prostych pewnie za max 2 godziny będzie mnie już ssało. Ale cos poradzimy :) Tak czy siak poczułam się pozytywniej :)