Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Do odchudzania skłoniło mnie zdjęcie z wakacji. Natchnął mnie też program "wiem co jem na diecie"

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 45082
Komentarzy: 325
Założony: 18 sierpnia 2018
Ostatni wpis: 25 lutego 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Moonlicht

kobieta, 33 lat, Gdańsk

163 cm, 81.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

22 października 2018 , Skomentuj

78 dzień przywitał mnie wagą bez zmian. Idealnie tyle samo, co było tydzień temu. W sobotę rano było już 64,6kg, a dziś ponownie 65,1kg. Trudno. Jedzeniowo w tym tygodniu było bardzo dobrze, ale wypiłam w sobotę wino różowe. Chodziło za mną długi czas. Było pyszne. W niedzielę podkradłam mężowi piwko ;)

Sport nadal nie jest moją domeną. Próbowałam we wtorek i znów trening dla początkujących powalił mnie i zakwasy wyeliminowały mnie na kilka dni. W sobotę podjęłam kolejną próbę - tym razem inne ćwiczenia - i kolejne zakwasy. Zaczyna mnie to wkurzać... Od 1,5 miesiąca nie mogę zacząć. Stan mojej kondycji jest przerażający.

Skoro jestem jak zastygła emerytka, chciałabym zacząć wieczorne spacery, ale to dla nas katorga. Syn nie umie iść normalnie tylko wybiega do przodu i nigdy nie mam pewności, że nie wybiegnie pod samochód a córka wytrzymuje w wózku max. 10 minut. Codziennie chodzimy ok. 30 minut popołudniu ale tempo nie jest zbyt zawrotne + te stęki w wózku. A jakoś muszę rozhulać kondychę..

15 października 2018 , Skomentuj

Sporo czasu już minęło od kiedy pierwszy raz w życiu postanowiłam się odchudzać. Robię to na "własną rękę", gdyż nie potrafię trzymać się tabelki. Poza tym często wyjeżdżam z dziećmi do dziadków, a tam nikt mi specjalnie nie będzie nic przygotowywał. Mama po prostu robi lżejsze dania, jak przyjeżdżamy. Gotować u kogoś nie lubię, bo źle się w czyjejś kuchni czuję. Poza tym mama za gówniary nigdy nie dopuszczała mnie do pracy/pomocy w kuchni, a jak byłam już starsza, to narzekała, że nic w niej nie robię. Mam jakąś traumę wynikającą z tego faktu, bo stresuje mnie tam nawet zrobienie kawy czy herbaty. Głupie.

Za mną 10 tygodni. Łącznie -5,9kg a w tym tygodniu -0,9kg. Ostatni miesiąc to ciągłe "wzloty i upadki", ale ostateczny bilans jest na minusie. Osiągnęłam to głównie odrzucając syfiaste żarcie, które czasem mi się gdzieś przewinie w menu w ciągu tygodnia.

Co do ćwiczeń, jestem przerażona. Od jakichś 6 tygodni próbuję zacząć ćwiczyć. Na początku wykonywałam proste, emeryckie ćwiczenia z przyrządami, w które się wyposażyłam rok temu i jest to: hula hop z wypustkami, twister, guma-pas, hantelki i motylek agrafka. Ale zaczęło mnie to nudzić, więc przerzuciłam się na filmiki z YouTubka. Po kilku tygodniach poszukiwań znalazłam sympatyczną laskę, która ma odpowiadające mi zestawy ćwiczeń. Tylko po każdej próbie mam zakwasy, które eliminują mnie z dalszych ćwiczeń. I tak zaczynam co poniedziałek od nowa i efekt wciąż ten sam.

Dziś akurat dopadło mnie choróbsko, bolą mięśnie, ropieją mi oczy.. Słaba opcja na ćwiczenia. Porozciągam się nieco i starczy ;) Ale jak tylko wyzdrowieje, znów podejmę próbę.

Teraz Was załamię. Zestaw ćwiczeń, który tak mnie skutecznie rozkłada na kilka dni trwa 10 minut i jest zadedykowany dla osób bez kondycji... To w takim razie w jakiej kategorii jestem?

12 października 2018 , Komentarze (1)

Stoję w punkcie i czekam na impuls, żeby zrobić krok do przodu.

Wagowo można powiedzieć jest linia prosta. Traktuję to jako czas stabilizacji. Wiem, że nie ruszę dalej bez ćwiczeń, ale po kazdej próbie mam zakwasy, odpuszczam na kilka dni i tak się zapętlam i nie mogę ruszyć z miejsca.

Stoję w punkcie i czuję brak rozwoju, może nawet otępienie. Czekam na powrót do pracy, ale nie mam co zrobić z córeczką, dlatego wrócę tylko na cześć etatu i będę pracować po nocach i w weekendy. Taka opieka wymienna z mężem. Teraz to dopiero się oddalimy. Na szczęście jest stabilnie, jest jakoś.

Chcieliśmy dziś wyskoczyć "na randkę" - po prostu wyjść gdziekolwiek, bo nasze małżeństwo to taka bida z nyndzą ostatnio, ale moja mama nie chce zostać z naszymi dziećmi. Poprzednio wyszliśmy na 2,5h i był to tak bardzo wyżebrany czas. Tym razem sie nie udało. A jeszcze niedawno moja mama deklarowała, że będzie zostawać z małą, jak pójdę do pracy. Chyba wyszła z założenia, że jej nikt nie pomagał, to niech mi też bedzie ciężko.

Tak więc będzie ciężko. Cholernie boję się, że wrócę do palenia. Zastanawiam się też nad psychologiem, ale mam poniekąd wykształcenie ocierające o psychologię i nie wiem, czy te gadki by mnie wzruszyły. Czy są jakieś "polepszacze nastroju" bez recepty? Czasem wspomagam się alkoholem, ale to słabe rozwiazanie..

8 października 2018 , Skomentuj

Tydzień zaczęłam ambitnie, ale z każdym dniem staczałam się. Tydzień kończę na +0,7kg. Jestem na granicy "normalności", ale jeszcze raz taki wzrost wagi i będzie nadwaga.

Odstawiłam 3 dni temu córkę od piersi i podejrzewam, że "nadwyżka" która się pojawiła jest właśnie tego efektem, przynajmniej częściowym. Resztę mogę zrzucić na spore spożycie alkoholu w weekend i pakę pringles'ów paprykowych.

Słabo mi idzie. Nie mam siły. Jestem niewyspana i rozdrażniona. Co poniedziałek próbuję spiąć tyłek, ale jak już o tej godzinie nie mam na nic siły, to później będzie tylko gorzej. Od 3 tygodni nie śpimy w nocy. Wiem, że wielu rodziców nie śpi jeszcze dłużej, ale my jesteśmy śpiochami i nasze dzieciory już dawno nas przyzwyczaiły, że przesypiają całe noce a tu taki regres.. Padam na twarz.

Dziś po raz kolejny będę próbować przetrwać tydzień. Zauważyłam, że częstsze wpisy bardziej mnie mobilizowały, więc na dniach podzielę się refleksjami. Trzymajcie kciuki.

1 października 2018 , Skomentuj

Ten tydzień był intensywny w różnego rodzaju wydarzenia i emocje. Jedzeniowo nagrzeszyłam bardzo, ale też miałam sporo ruchu - pomagałam przy remoncie. Mam zakwasy w udach, pupie i brzuchu. Najważniejszy dla mnie był dziś fakt, że zaliczyłam spadek wagi 0,4kg w tym tygodniu.

Jako iż nie możemy sobie pozwolić z mężem na wspólne wyjście, postanowiliśmy się rozdzielić i wyjść do ludzi żeby nie zdziczeć do reszty. Poszłam na imprezę pracowniczą. Na imprezie zebrałam mnóstwo komplementów. Niektorzy widzieli mnie ostatnio 10kg temu, świeżo po porodzie. Dużo osób stwierdziło, że tak jak wyglądam teraz jest ok i żebym nie odchudzała się bardziej. Ale trochę ich oszukałam, bo miałam gacie wyszczuplające ;)

Podbudowana włączyłam dziś ćwiczenia na youtubku. Po 2,5 minuty już miałam doklejoną moją kruszynkę do nogi. No i koniec ćwiczeń. Probowałam jeszcze kilka razy i ciagle to samo. Moglabym ćwiczyć jak śpi, ale wtedy robię obiad i sprzątam. Mała umie się sobą zająć, ale tylko do momentu kiedy ja chcę zająć się sobą. Dziś wieczorem przygotuję obiad na jutro i spróbuje raz jeszcze, bo wieczorem przy mężu jakoś mi nie wychodzi. Poza tym wieczorem to ja ledwo żyję.

24 września 2018 , Komentarze (1)

No i stało się.. Waga poszła o 0,2kg w górę. Spodziewałam się tego. W tym tygodniu nie zrobiłam nic, żeby miało stać się inaczej.

Rozpadła się moja "grupa wsparcia". Mąż przestał się ważyć i przeszedł na tryb "co ma być to będzie", kolega (który schudł aż 15kg) zaczął żreć na potęgę lody, a drugi kolega od początku luźno to traktował, więc też poległ. Spotkaliśmy się w weekend i wróciły dawne zwyczaje.. Chłopaki nakupowali niezdrowego żarcia. Trzymałam się dzielnie do momentu, kiedy na stół wjechał tort śmietanowy z dużą ilością wiórków kokosowych. Rzuciłam się na niego, jakbym tydzień nic nie jadła. Potem zaczęłam mieć wyrzuty sumienia, więc wskoczyłam na orbitreka i chciałam trochę poćwiczyć. Ale jak tylko zobaczyły mnie na nim moje dzieci, to przyszły poprzeszkadzać ;)

Nie jestem nawet w połowie drogi do wyznaczonego sobie celu a widzę trudności, które mogą zaprzepaścić moje działania. Poza tym po schudnięciu 5,5kg moje ciało zaczęło nawet wyglądać i śmiało mogę powiedzieć, że gdybym zaprzestała na tym etapie, nie będzie tragedii. Naprawdę. Poza tym nawet nie ogarnęłam kiedy, ale moja waga zaczęła być w normie. Górna granica ale jednak norma.

Dziś intensywniej niż zawsze będę szukać motywacji i myśleć, czego chcę. Dietowanie nie jest dla mnie szczególnie uciążliwe, gdyż posiłki nam smakują bardziej niż niezdrowe. Jedynym minusem jest czas przygotowania. Obieranie i krojenie warzywek zabiera mi sporo czasu. Zakładając, że jedzeniowo podołam, i tak nie umiem zacząć regularnie ćwiczyć. Czytam u Was 30 minut, 60 minut a ja nawet 10 minut nie mogę. Z drugiej strony większość dnia zajmuję się moim niemowlakiem, który lubi być w centrum uwagi, więc podnoszę, podrzucam, noszę i w dzień i w nocy. Trening w jakimś sensie jest. Mam czas wieczorem, jak potworki pójdą spać. Wtedy myślę tylko o tym, żeby się położyć spać, bo czeka mnie kolejna ciężka noc (czyt. ząbkowanie).

Nie wiem, co będzie. Gdzieś jest problem, ale nie mogę go znaleźć. Mąż ostatnio mnie spytał, co on ma z życia. No obecnie nic. Taka prawda. Czasu dla siebie nie mamy. A jak mamy to ledwo żyjemy. Kiedy kładziemy się do spania z naszej sypialni wychodzą samy ochy i achy, że w końcu nasze cielska wygodnie leżą i jest nam tak dobrze z tym. Pewnie dlatego szukamy przyjemności w jedzeniu, bo w innych sferach życia jest gorzej niż nędznie. 

Nie mówię, że się poddaję. Próbuję się podnieść po kiepskim tygodniu.

17 września 2018 , Komentarze (1)

Dobrze, że zważyłam się w sobotę.. Waga pokazała 65,5kg, czyli -1,1kg w tydzień i łącznie -5,5kg przez 6 tygodni.

Dziś wchodzę na wagę u mojej mamy a tu 63,4kg.. Normalnie 2kg w 2 dni! ;) ogólnie jestem naiwna, ale no nie aż tak. Teraz zastanawiam się, czyja waga waży źle... Będę trzymać się pomiarów u mnie w domu.

Może zabrzmi to głupio, ale im mniej się staram, tym bardziej chudnę. Cały tydzień podjadałam czekoladę i to nie po kosteczce na dzień. Ogólnie z mężem jesteśmy jacyś wypaleni i nie chodzi tu o odchudzanie, bo my nie "walczymy" o kilogramy, same lecą, a my po prostu jemy zdrowo. Może dopada nas jakaś jesienna chandra albo dobija nas codzienność. Brakuje nam odpoczynku, relaksu, chwil dla siebie.

Po 10 miesiącach wyszliśmy sami, bez dzieci. Wyszliśmy na 1,5h. Moja mama niechętnie z nimi została, więc najbliższa okazja nie wiem kiedy. Pojechaliśmy na kawę i ciacho i czuliśmy się, jak dzikusy. Wychodzimy z dziećmi do restauracji, ale to nie to samo. Po pysznościach poszliśmy na spacer. Chciałabym to powtórzyć..

Od strony kulinarnej deser był za słodki i nawet kwaśne wiśnie nie przełamały tej słodkości. Myślę, że poszło w cycki ;)

13 września 2018 , Komentarze (7)

Dietuję już od 39 dni. 4,4kg w dół to jak dla mnie zadowalający wynik, ale cisnę dalej. Moja "metoda" nie jest odkrywcza. Wprowadziłam w życie nowe zasady, które wyczytałam w różnych zakątkach internetu. Biorąc pod uwagę mój wcześniejszy tryb życia nie musiałam się specjalnie wysilać:

* przestałam jeść wieczorami (zwłaszcza moje ukochane chipsy i ciasteczka)

* nie piję napojów słodzonych - tylko woda, zielona herbata i czasami kawa z minimalną ilością mleka

* jem regularnie ok. 5 posiłków 

* zwiększyłam spożycie warzyw - tu szału nie ma ale staram się

* używam mąki pełnoziarnistej - piekę własne bułki, używam makaronów pełnoziarnistych, z soczewicy, z czarnej fasoli, gryczanych, ryżu brązowego, zamiast cukru białego - miód lub ksylitol

* jem ryby - wcześniej tylko mięcho :D

* używam takiego wynalazku jak olej lniany i ładuje go wszędzie, gdzie się da

Nie głodzę się. Jem do syta. Mam aplikację fitatu i jak podliczałam kalorie, zawsze wszystko było cacy. Tylko czasami miałam za mało węglowodanów a trochę przekroczone tłuszcze. 

A teraz do rzeczy.. Nie dostałam okresu. To mi się nie zdarza. Zawsze jest równiutko, co do godziny. Wyjątkami były ciąże, ale teraz jest to wykluczone w 100%. Poprzedni okres był słabiutki, ale był.

Był wątek na vitalii i dziewczyny pisały, że może być to spowodowane brakiem tłuszczy w diecie. Czy to, że nie zjem paczki chipsów co drugi dzień, sprawiło, że nie mam okresu? Jem teraz zdrowe tłuszcze i to podobno je przekraczam, więc gdzie popełniłam błąd?

10 września 2018 , Skomentuj

Witajcie!

Wskakuję w kolejny tydzień diety z wagą 66,6! Łącznie zrzuciłam 4,4kg a przez tydzień 0,7kg.

Jak od paru ostatnich tygodni, dziś również, obawiałam się, że będę na plusie. Niestety nie jestem (jeszcze?) demonem sportu i siłowni. Po zakwasach, które dopadły mnie we wtorek, zwolniłam nieco tempo i ograniczyłam ćwiczenia, bardziej skupiając się na innych partiach niż brzuch.

Uzupełniłam lodówkę o kilogramy warzyw, gdyż miałam wrażenie, że coraz mniej ich w naszej diecie. Znów mam zielono-czerwoną lodówkę. A moje dzieci mają taki spust ostatnio, że tylko targam te siaty do domu. Ale niech sobie rosną zdrowo. Słowem wyjaśnienia - one nie jadły wcześniej z nami śmieci. Starszy tylko jakieś kindery itp. - w końcu to tylko dziecko. I tak jak na 4-latka super wcina wszystko, co mu dam.

Z grzechów w poprzednim tygodniu pamiętam poniedziałkowego cheat meala: shoarmę z frytkami belgijskimi. Porcja była ogromna, a ja wciągnęłam to do końca. Spokojnie mogłyby to być 2 porcje. Było, minęło. Poza tym byłam u mamy i miałam taką ochotę na jabłecznik. Mojej mamie 2 razy nie trzeba mówić - upiekła w piątek duża blachę. Wciągnęłam ćwierć blachy w 2 dni.

Dziś miał być nasz kolejny cheat meal, ale nie wiem, kiedy kupimy jakiś syf, bo idę dziś na zebranie do przedszkola, a malutka się przeziębiła i wymaga mnóstwa uwagi. Starszak z zazdrości też potrzebuje wiecej skupienia i takim oto sposobem bez przerwy zajmujemy się naszymi Bobkami. Chociaż mój mąż pewnie nie odpuści. On czeka zawsze na ten dzień, jak na zbawienie.

Muszę przyznać (mąż też to zauważył), że po 5 tygodniach zdrowej diety (z chwilami słabości do domowych wypieków) nasze doznania smakowe wyostrzyły się chyba maksymalnie. Czuję wszystkie smaki ze zdwojoną siłą. Zupełnie nowy wymiar smaku! Podoba mi się to :)

5 września 2018 , Komentarze (17)

Normalnie idąc ulicą nie patrzę na ludzi, ktorych mijam. Ale ostatnio będąc na placu zabaw celowo poobserwowałam mamuśki. Na 10 może 1 była z nadwagą. Reszta laleczki.. Szczupłe jak ja, kiedy miałam 15 lat, a może i jeszcze szczuplejsze.

Mój mąż zrobił mi wczoraj zdjęcie:

Waga niby od miesiąca spada ale ja nadal wyglądam źle. Rozumiem, że w pozycji siedzącej nikt nie jest super płaski ale taka opona? 

Nawet na tej lasce po środku nie widać zmian w porównaniu z tą na górze.

Szukałam ostatnio motywacji w pamiętnikach na vitalii i trafiam na same "karty ciąży" i "fotoblogi". Na yt opowiadają jakieś bzdury o nieziemskich impulsach, dzięki którym chudną jakieś niebotyczne liczby kilogramów w miesiąc. Zmanierowane, przewalające oczami vlogerki ą ę.. Tego się nie da oglądać! Hm.. Potrzebuję konkretów! Jeżeli znacie jakieś pamiętniki godne polecenia, to proszę się podzielić. Interesuje mnie zmiana ok 10-15kg w dół w obojętnie jakim czasie. Mam kilka obserwowanych osób, które są w trakcie jak ja, ale nie mogę znaleźć kogoś, kto przeszedł swoją drogę dietową do końca.

Jak ktoś dotrze do końca to mam jeszcze pytanie: czy z takiej opony można zejść do normalnej sylwetki bez plastyki brzucha? W pierwszej ciąży miałam boczne ułożenie łożyska i z jednej strony skóra bardziej się rozciągnęła..

A jak już stękam, to powiem na koniec, że mam zakwasy, boli mnie brzuch i kręci mi się w głowie. Co za combo..