Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Do odchudzania skłoniło mnie zdjęcie z wakacji. Natchnął mnie też program "wiem co jem na diecie"

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 45093
Komentarzy: 325
Założony: 18 sierpnia 2018
Ostatni wpis: 25 lutego 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Moonlicht

kobieta, 33 lat, Gdańsk

163 cm, 81.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

14 grudnia 2018 , Komentarze (9)

Ten tydzień z niewielkim spadkiem ale zawsze to na minusie (-0,2kg). Może jestem przed okresem, ale nie wiem, bo nie mogę sobie przypomnieć, kiedy miałam poprzednio.

Aktywność w tym tygodniu:

* 8.12 bieganie 30:42 minut 3,1km 252 kcal + wejście na 6 piętro i rozciąganie

* 10.12 Kołakowska brzuch boczki 30 minut + bieganie 28:29 minut 3,12 km 268 kcal + wejście po schodach na 6 piętro + 20 minut hula hop

* 12.12 pilates 38 minut + bieganie 28:55 minut 284 kcal 3,26km + wejście na 6 piętro i rozciąganie

* 13.12 szybki spacer z wózkiem 20 minut

Mogło być lepiej ale córka ostatnio nie chce spać w dzień a ma dopiero rok... Syn w jej wieku przechodził z 3 drzemek dziennie na 2 a ta nawet raz nie chce spać. 

Złote myśli z tego tygodnia:

* zaczynam wyglądać źle: fioletowe worki pod oczami, blada skóra twarzy (może tylko zima?)

* moja skóra na brzuchu słabo się "wchłania", nad pępkiem się nieco marszczy ;(

* ale za to polepszyły mi się cycki! W życiu bym nie przypuszczała, że po 2 karmieniach coś ruszy w dobrym kierunku a tu miłe zasko - nieco się podniosły. Może zmalały i to dlatego, nieważne - wyglądają dużo lepiej. Może polecacie jakiś balsam wspomagający efekt?

* górna część ud jest ogromna w porównaniu do dolnej. Moja zmora nawet przy 50kg wagi.

* podczas ćwiczeń nie umiem usiąść pupą na płaskich stopach (nigdy tego nie umiałam i nadal nie umiem) - tak jakby moja budowa ciała mi na to nie pozwalała..

* jak ćwiczę stawy mi strzelają, czasami mam problem z płynnością ruchu - coś się blokuje, coś przeskakuje

* jeżdże mniej autem: jeżeli mam lżejsze zakupy idę pieszo. Takich rzeczy nie było od 7 lat. Do sklepu 200m jechałam autem. Wiem, wstyd jak..

Pozdrawiam wszystkich, którym jeszcze się chce ;)

12 grudnia 2018 , Komentarze (18)

Wyszłam dziś pobiegać. Zawsze wychodzę po 21:00, kiedy dzieci już śpią. Mieszkam na nieco odizolowanym od świata osiedlu, do ktorego prowadzi 1 wjazd. Obecnie pokonuję trasę minimum 3 kilometry ale też nie dużo więcej. Biegając tylko po osiedlu muszę okrążyć je wokół i później biegać wokół swojego bloku żeby "dobić" do tych 3km.

Dziś coś mnie podkusiło, żeby pobiec na osiedle obok. Jest tam zbiornik retencyjny. Lubię spacerować tam z dziećmi, ale nigdy nie byłam tam po zmroku. Przebiegłam przez główną ulicę, obok lokali gastronomicznych a następnie schodkami w dół na ścieżkę wokół tego zbiornika. A tam ciemno jak w dupie. Mam "kurzą ślepotę" ale postanowiłam, że jakoś dam radę. Trochę oświetlał mi drogę reflektor z budowy po drugiej stronie. 

Przebiegłam jakieś 100m i widzę przed sobą faceta w szarej kurtce z odblaskiem. Żadnego psa w okolicy. Samotny facet i ja za nim na odludziu bez oświetlenia. Pomyślałam, że może pójdzie prosto. Tamtędy chyba można dojść na przystanek autobusowy, ale on skręcił w lewo idąc wzdłuż zbiornika. Już wtedy powinnam była zawrócić i pobiec spowrotem do cywilizacji no ale stwierdziłam, że go minę i pobiegnę dalej. No i gdzieś mi nagle zniknął. Z jednej strony mi ulżyło ale z drugiej przecież nie rozpłynął się w powietrzu. 

Dostrzegłam go kątem oka po prawej stronie na siłowni pod chmurką (nie wiem, czym kierował się ktoś ustawiając ją w takim miejscu). Pomyślałam "eee... Przyszedł sobie na siłownię a ja świruję". Nie widziałam go zbyt dobrze (kurza ślepota). Widziałam kontur który przechodził od jednego przyrządu do kolejnego aż doszedł do ostatniego i położył na nim ręce. Pomyślałam "ciekawe co to za przyrząd i co bedzie robił". Aż tu nagle będąc na jego wysokości słyszę głos: "przepraszam bardzo". Męski wysoki głos. Tak się cholernie wystraszyłam. Udawałam, że nie słyszę i jak gdyby nigdy nic pobiegłam dalej. Przerobiłam w głowie kilka scenariuszy, co może się stać; jak się obronić w razie ataku itp. Oczywiście przyspieszyłam ale nieznacznie, żeby tego nie zauważył, żeby nie wzbudzić zainteresowania, żeby nie dostrzegł mojego strachu. Do przebiegnięcia miałam jeszcze kawałek wzdłuż lasu, kawałek nieco dłuższy niż do tej felernej siłowni. Doleciałam do schodów i na górze już było jasno. Nie odwróciłam się ani razu. Wróciłam na swoje osiedle pobiegać "wokół bloku".

Tam już się nieco uspokoiłam ale ciągle myślałam, co to miało być. Nie chcę nikogo osądzać ani obrażać, ale co kierowało tym człowiekiem, żeby się odezwać do mnie. Według mnie to był jakiś psychol.. Ten głos. Masakra.. Nigdy więcej tam nie pójdę. Nawet z dziećmi na spacer.

Leżę teraz w wannie żeby się uspokoić. Serce wali jak głupie i czuję metaliczny posmak w ustach..

8 grudnia 2018 , Komentarze (8)

Po 20 dniach od nowego rozpoczęcia ubyło mnie 2kg, w tym tygodniu zaliczyłam spadek -0,5kg.

Z dietą byłam na jakieś 60% - a to za sprawą wyjazdu oraz urodzin moich i córki (ma już roczek), ale starałam się trzymać poziom kaloryczności. Zrobiłam małej imprezę z domowym tortem i dosyć zdrowymi przekąskami, czym chyba uraziłam szwagra i jego laskę (łącznie ważą jakieś 250kg), bo szybko wyszli. Na wyjściu powiedzieli, że idą zamówić żarcie i oglądać film. Głupio mi było... Tym bardziej, że cała reszta nażarła się jak trzeba. Trudno.. Każdemu nie dogodzę.

Doszła mi nowa motywacja - wyjazd w marcu i chciałabym do tego czasu się wylaszczyć porządnie. Kupiłam w tym celu motywacyjną sukienkę. Niedługo też czeka mnie powrót do pracy ale jeszcze korzystam z zaległego urlopu. Do tego czasu planuję porzucić jeszcze 6kg.

Cały tydzień byłam przeziębiona stąd też aktywność słabsza ale wczoraj dałam z siebie wszystko:

* 3.12. Rowerek 2 x 20 minut

* 4.12. Bieganie 2,27km 197 kcal 20 minut + 15 minut hula hop

* 7.12. Kołakowska lekki trening 30 minut + 8 minut ćwiczeń z hantelkami + 30 minut hula hop + 8 minut spalania z Kołakowską (miało być 17 minut ale padłam po 8..)

W tym roku dostałam dużo prezentów na urodziny, mimo że ich nie obchodzę, nie przypominam nikomu (nie mam facebooka). Mąż w tym roku zaszalał i kupił mi 3 prezenty w tym piękną bluzę do biegania. Meeega mi się podoba i najchętniej chodziłabym w niej non stop.

Dziś będę testować bluzę. Tylko wciąż jestem zagilana i pewnie słabo mi pójdzie.

W tym tygodniu zauważyłam, że:

* nie mam tricepsa haha

* nie mam równowagi

* ryba na parze jest pyszna (mąż myślał że była smażona)

Pozdrawiam wszystkich.

1 grudnia 2018 , Komentarze (1)

Poczułam nominację u cancri ;)

10 ciekawostek o mnie:

1.  W szkole podstawowej byłam szarą myszką - cicha, zahukana. Dopiero w liceum nabrałam charakteru i pewności siebie. Nie mogłam się wtedy opędzić od chłopaków i często pakowałam się w związki, których nie do końca chciałam a potem ciężko było mi się z tego wymiksować.

2. Na studiach dorabiałam jako camgirl na angielsko- i niemieckojęzycznych stronach erotycznych. Nakrecałam facetów pisaniem z nimi a potem udawałam, że zaraz będzie "show" po czym rozłączałam stopami kabel od internetu. Ale miałam też kilku "frendów" którzy chcieli ze mną tylko pisać. Nigdy nie pokazywałam twarzy ani nagiego ciała. Potrafiłam wyciągnąć 5-6 stów miesięcznie.

3. Jestem mistrzem wyje*ania. Wszystko co nieistotne mam w dupie. Jednocześnie jestem bardzo empatyczna. To połączenie cech jest dziwne. Dla ludzi, którzy mnie poznają jest problematyczne.

4. Z wykształcenia jestem nauczycielką języka niemieckiego i terapeutką dziecięcą ale pracuję jako recepcjonistka w hotelu nad morzem. Mam bardzo swobodną atmosferę w pracy i chyba dlatego wciąż tam jestem.

5. Przeżyłam kiedyś miłość od pierwszego wejrzenia. Po prostu minęliśmy się na ulicy i pach. Potem obejrzeliśmy się za sobą w tym samym momencie. Nawiazaliśmy kontakt ale oboje byliśmy wtedy w związkach a poza tym za bardzo się różniliśmy. Sytuacja sama w sobie była dla nas obojga magiczna.

6. Jestem trudną przyjaciółką i raczej przyjaźnię się z mężczyznami. Bardzo selektywnie wybieram sobie znajomych i otaczam się tylko fajnymi ludźmi, bo szkoda mi życia na tych toksycznych.

7. Z moim mężem poznaliśmy się w szkole - pierwsza lekcja w nowej szkole usiedliśmy w tej samej ławce i od razu wpadł mi w oko. Tylko byłam wtedy "złą kobietą" i nie chciałam go skrzywdzić. On też się zakochał i czekał na mnie 4,5 roku. Byłam i jestem jego pierwszą miłością.

8. Nienawidzę teściowej. Kiedy dowiedziała się o mojej ciąży życzyła mi poronienia - tak prosto w twarz. Do dziś żałuję, że nie dałam jej wtedy w ryj.

9. Jestem perfekcjonistką ze słomianym zapałem - jak coś mi nie wychodzi tak jak sobie to wyobraziłam, nie kontynuuję robienia tego - chodzi tu raczej o prace artystyczne. Jako pracownik zawsze jestem solidna.

10. Potrafiłam kontrolować sny - mogłam śnić o czym tylko chciałam. Latanie - nie ma problemu, wymarzony idealny chłopak - jest mój, przyśnił się koszmar - zawsze się uratowałam wchodząc do magicznych drzwi. Niestety miało to swój minus - jakość snu była kiepska i oduczyłam się tego.

Zapraszam do zabawy tych, którzy chcą się podzielić ciekawymi historiami o sobie.

1 grudnia 2018 , Komentarze (2)

Dieta vitalii jest super, ma świetną bazę przepisów a przede wszystkim widać efekty.

Najbardziej podoba mi się to, że wiem, co kiedy mam jeść. Wcześniej planowałam tylko obiady a na pozostałe posiłki jadłam cokolwiek. Oczywiście nie trzymam się jej w 100%, bo mimo że np. bardzo lubię brokuła, jakbym zjadła go 400g na kolację, to by chyba mi zbrzydł.

Pierwszy posiłek i skucha... Był ohydny i od razu łapka w dół. Ale któraś kolacja była tak pyszna, że nie jadłam a wpie***lałam. 

Jeżeli chodzi o treningi ułożone przez Pana Damiana J. to nie miałam możliwości ćwiczeń. Z telefonu ciężko byłoby ćwiczyć a mój laptop jest z tych malutkich mieszczących się w torebce damskiej, więc też marny widok. Mąż mówi "zrzuć sobie obraz na tv", ale dla mnie to czarna magia, więc dopóki tego nie ogarnę, ćwiczę na własną rękę i tym sposobem moja aktywność:

25.11. Pierwszy raz od 9 lat biegałam: 1,43km 107kcal 15 min 36 s + wejście po schodach na 6 piętro

27.11.  Trening 30 min z kołakowską lekki dla początkujących + przebiegłam 1,84km 17 min 02 s 156 kcal + wejście po schodach na 6 piętro

29.11. Bieganie 1,72km 147kcal. + 10 minut hula hop

30.11. Trening 30 min z kołakowską brzuch i boczki 

Z moich przemyśleń w tym tygodniu:

* moją słabością (jeżeli chodzi o ćwiczenia) są ręce.

* z mojego hula-hopa z wypustkami można wyjąć wypustki. A ja głupia ubierałam pas poporodowy i 2 grube bluzy żeby nie bolało. Teraz kręcę bez bólu ;D

* niedawno gdzieś pisałam, że nigdy nie przebiegłam 2km, ale to nieprawda. Kiedyś nie było Endomondo, opasek itd. i nawet nie wiedziałam, jakie dystanse pokonuje.

* moja kondycja nie jest tak nędzna jak myślałam - po prostu ćwiczyłam z nieodpowiednią osobą na YT 

Moje sukcesy:

* w środę wróciłam z biegania a mąż otworzył chipsy. Pierwsza myśl: wezmę tylko 3 i zapiję dużą ilością wody. Druga myśl: nie, nie wezmę nic. Opanowałam się. Potem przyniósł 4 bułki z nutellą ale to akurat mnie nie rusza.

* ćwiczę regularnie

Moje porażki:

* w czwartek zjadłam kurczakburgera i frytki zamiast podwieczorku i kolacji, które miały łacznie taką samą kaloryczność. Lubię czasem zjeść ten syf. Raz na 2 tygodnie planuję jakiegoś cheat'a bo zwariuję :D

Co do faktów namacalnych: -0,9kg w tym tygodniu. Myślę że to spora zasługa ćwiczeń. Wcześniej brakowało mi systematyczności.

I taka informacja odnośnie czasu biegania i liczby kalorii spalonych: te liczby są raczej słabo miarodajne, bo włączam start jeszcze w domu a od włączenia do wyjścia często jeszcze długa droga ;) nie wiem jak odległość i jak to liczy schody po których schodzę..

Pozdrawiam wszystkich.

24 listopada 2018 , Komentarze (14)

Wyznaczyłam sobie datę graniczną: 27.02.2019.

Biorę się za siebie na poważnie, bo moje odbicie w lustrze mnie nie satysfakcjonuje. Jest niby dużo lepiej niż było, ale nadal to nie jest to. Od paru dni nie mam w oknie firany i zasłony (syn wyrwał ze ściany karnisz) a mój fotel stoi równolegle do szyby okna (ogromne okna do ziemi) i kiedy siedzę w fotelu widzę swoje odbicie. Nie wiem, czy to okno pogrubia ale jak tak siedzę to jestem jak taka rozlana kula. Wtedy siadam na dywan - tam się ukrywam ;)

Tak dobrze szło i coś mnie zablokowało. Spadek 1kg w ciągu 2 miesięcy jest zdecydowanie poniżej moich oczekiwań. Ale jak się stosuje dietę-cud (jem niezdrowo i czekam na cud) to tak jest ;)

Zmieniłam dzień ważenia na sobotę, bo poniedziałek po weekendzie bywał demotywujący. 

Miałam dziś wyskoczyć na badania krwi, bo gorzej się czuję, ale nie chciałam z rana ciągać dzieci w takie zimno a mąż spał tak długo, że zgłodniałam i w końcu zjadłam śniadanie. Poza tym doszłam do wniosku, że przecież doskonale wiem, co mi dolega, bo bujam się z tym od zawsze, a mianowicie anemia. Dopada mnie co jesień i będąc w ciąży i odbiera mi chęć do życia. 

Po moim wątku na forum o ćwiczeniach miałam iść pobiegać, ale córka poszła spać po 22:00 i jedyne o czym myślałam to sen. Dziś wygrzałam moje super zakwasy z czwartku w wannie i boli trochę mniej. Teoretycznie dziś powinno przestać boleć.

Wczoraj dostałam fajną dawkę wsparcia od męża i oboje czekamy na jutrzejszą rozpiskę diety i listę zakupów. Jutro akurat niedziela handlowa, więc niech mi targa siaty :D 

Na koniec aktualne fotki w porównaniu do starszych sprzed 3,5 miesiąca -6,6kg. Po zrobieniu ich stwierdzam, że jednak jest bardzo źle:

19 listopada 2018 , Komentarze (4)

Poprzednie ważenie nie oddawało stanu rzeczy - byłam po chorobie i piłam mało wody. Po wyleczeniu waga wróciła z dodatkowym 0,5kg.

Byłam w weekend na imprezie rodzinnej. Mój mąż zrobił fotkę mi i mojemu bratu. Brat waży niewiele więcej ode mnie ale jest oczywiście wyższy. Wyglądam przy nim jak Bunia z gumisiów. Rękawy w sukience jakby miały zaraz eksplodować.. 

Przeanalizowałam wczoraj wieczorem swój vitalijny pamiętnik i doszłam do wniosku, że mój spadek wagi to pierwsze 6 tygodni od kiedy powiedziałam sobie "dość", następnie 9 tygodni bujałam się w nadziei, że waga sama z siebie spadnie, bez mojego wysiłku. I teraz jestem w tym punkcie. 66% czasu zmarnowałam. Pewnie mogłabym już być blisko celu, a tymczasem się oddalam.

Postanowiłam: nie będę liczyć dni "w górę", bo do niczego mnie to nie prowadzi, teraz będę odliczać w dół. Daję sobie 100 dni. To jest czas, kiedy nadejdzie mój powrót do pracy po urlopie macierzyńskim. To będzie 14 tygodni, gdzie do zgubienia mam 8,5kg. Wychodzi ponad pół kilo na tydzień, więc jest to do zrobienia. Sukcesem będzie też dla mnie jak pojawi się na wadze 5 z przodu. 

Z rzeczy które muszę zmienić: odstawić alkohol, zacząć ćwiczyć, przestać jeść słodycze. Bardzo zaniedbałam ostatnio te 3 sprawy i pozwalam sobie często na takie przyjemności. Lecę tymczasem na allegro kupić sobie buty sportowe, bo nie mam nic na płaskiej podeszwie, nie mówiąc o sportowych. Grr.. Mam dość tych otrzeźwiających mnie zdjęć. Chcę wyglądać dobrze dla siebie, męża i być dobrym przykładem dla dzieci.

10 listopada 2018 , Komentarze (4)

I jest półmetuś :) nie powiem, że w końcu, bo nie zależy mi na czasie. Chociaż przy moim ostatnim wpisie bardzo sympatyczna użytkowniczka uświadomiła mnie, że niedługo czeka mnie powrót do pracy. Jeszcze nie wiem kiedy dokładnie. Czekam na telefon z kadr. Na moje oko mam jeszcze ok. 3 miesięcy.

7,4 kg mniej łącznie a od poniedziałku -1,8kg i jest to efekt choroby i leczenia zębów, czyli metoda kiepska, ale nic nie poradzę na to, że nie mam smaku i jedzenie nie sprawia mi przyjemności. Wizyty u dentysty rujnują mój budżet w tym miesiącu, ale wspierają wagę.

Zawsze ważę się w poniedziałki, ale w przyszły będę akurat u mamy, gdzie waga odejmuje dobry kilogram, czasem 2. Niby fajnie ale tylko przez chwilę ;)

Dziś mąż zaprosił mnie na randkę, rodzice biorą dzieci na noc - brzmi idealnie, gdyby nie to choróbsko wstrętne. Zepnę poślady i postaram się pokorzystać jak najwięcej, bo czekałam na taki dzień ponad rok.

5 listopada 2018 , Komentarze (2)

Popłynęłam w tym tygodniu. Kończę aż 1 kg na plusie. Ale nic dziwnego w tym tygodniu prawie codziennie spożywałam alkohol i to w sporych ilościach. Po tygodniu mąż wyrzucał reklamówę butelek po winie. Wstyd. Wczoraj pojechałam na komisariat sprawdzić czy "jestem czysta" i jestem.

A tak sobie wyobrażałam, że dziś osiągnę półmetek - 7kg. Byłoby to świetne podsumowanie 3 miesięcy. Cóż... Nie powiodło się. Niestety nie mam żadnego dedlajna, który by mnie motywował do działania i przez to nie przykładam się tak jakbym mogła. Grr..

Ale za to wyrabiam się z ćwiczeniami. Wczoraj latałam u znajomych na orbitreku 20 minut i nawet nie było tak źle. Miałam super widok na gdańską starówkę i bardzo mi się to podobało. Szkoda że nie mam gdzie wstawić u siebie. Musiałabym wyrzucić jakiś mebel z salonu.

Czas kupić buty sportowe, bo mam same wysokie. Po raz kolejny zacznę od nowa. I tak w kółko. Ale widzicie, tak to jest, jak się nie ma konkretnego planu działania.

29 października 2018 , Komentarze (5)

Jak wiele/wielu(?) z Was ważę się w poniedziałki. Dziś waga wskazała 64,4kg. Miło. 6,6kg za mną, a w tym tygodniu -0,7kg. Jak będę w połowie swej drogi, to umieszczę zdjęcie oraz zrobię sobie jakiś prezent. Tylko nie wiem, co by mnie uszczęśliwiło.  

Moje odchudzanie wygląda mniej więcej co tydzień tak samo: poniedziałek - idealny (szczególnie jak rano waga pokaże mniej), wtorek jedzeniowo spoko ale ruszać się nie mogę, bo mam zakwasy. Do soboty prowadzę się całkiem dobrze. Zawsze jakiś chat meal w tym czasie się pojawia, ale jest ok. Rano w sobotę czuję się lekka, wchodzę na wagę a tam czasem ponad 1kg mniej niż w poniedziałek. Więc co robię? W weekend obżeram się słodkim, piję wino albo zjem chipsy. O ile chipsy umiem skontrolować i zjeść tylko garść, tak z winem mi nie wychodzi i na kieliszku nie kończę.

W weekend zebrałam komplementy od teściów. Stwierdzili, że juz powinnam przestać się odchudzać. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że jestem mistrzem kamuflażu :D w pracy mówili mi to samo. Myślę, że moje ciuchy odejmują mi wizualnie minimum 5kg. Przy obecnych kilogramach moja buzia wygląda bardzo dobrze. Trochę się obawiam worów pod oczami i zapadniętych policzków przy niższej wadze.

Mam problem z nagradzaniem się. Mam jeszcze zaległy "prezent" za niepalenie papierosów od ponad 1,5roku. Uzgodniliśmy z mężem, że będzie to kwota, jaką on wydaje na swojego epeta w tym czasie, kiedy ja nie palę, czyli jakieś 3 tysiące złotych(!).. Nie umiem wydać na siebie kasy.. Co Wy byście zrobiły z "luźnymi" trzema klockami?