Z początkiem stycznia - z dwóch powodów zapisałam się na tydzień do Margaretki Świętokrzyskiej. Powód pierwszy to zazdrość, że moja siostra jeździ co roku na dietę Dąbrowskiej, a ja nigdzie nie jeżdżę. Jeździła gdzieś indziej, ale w tym roku właśnie do Margaretki. Drugi powód to fakt, że dziewczyny z Vitalii miło wspominają Margaretkę i już dawno chciałam tam być. Poszłam z dziecka i zapisałam się, nie bardzo wiedząc co robię. Myślałam, że to jakiś wielki ośrodek gdzie można sobie wybrać dietę jaką się chce. W tym czasie ani mi w głowie nie pojawiła się myśl o odchudzaniu. Na moje kursy odchudzania zapisałam się dopiero w lutym gdy nieoczekiwanie przyszła mi ochota na odchudzanie.
Z tego gdzie się zapisałam zdałam sobie sprawę gdy moja siostra wróciła 12 maja z turnusu w ww. ośrodku i dzieliła się wrażeniami. Okazało się, że żadnej innej diety nie mogę sobie wybrać bo tam jest tylko dieta Dąbrowskiej. I tak z jednej strony śmieszyło mnie to, że się w to wpakowałam, a z drugiej byłam przerażona jak ja sobie poradzę z gimnastyką trzy razy dziennie. Diety po moich odchudzaniach się nie bałam na zasadzie - wytrzymam, ale moje ciało jest sztywne i nieruchawe, kompletnie na zestalonych mięśniach i bolących stawach.
Przyjechałam w sobotę 1 czerwca, ucieszyłam się, że pokój jest duży, a gimnastyka dopiero w poniedziałek.
Byłam na gimnastyce, nie wszystko robię, mam problem z zejściem do parteru i powstaniem z podłogi, ale na szczęście gimnastyka jest w miarę łagodna i pani mówi, że jak ktoś nie może to niech nie robi. Czyli - mam nadzieję, że wytrzymam.
Jeśli chodzi o wagę to zważyłam się na drugi dzień po przyjeździe żeby mieć wagę wyjściową i ważyłam 84,1 kg, dziś na czwarty dzień ważę 84,2 kg. Nie rokuję sobie jakichś znaczących spadków. Wracam do domu 8 czerwca, za tydzień jadę z mężem do Turawy. I tak się koło plecie; teraz wyjazd z ograniczeniami, później z dostatkiem wszelakim.
Co dalej - nie wiem. Wiem natomiast, że świadomie oczekuję momentu, kiedy zacznę tyć. No cóż, znam to zbyt dobrze, parę razy już schudłam i przytyłam coś koło 10 kg. I to nie jest fatalizm, a realizm. I świetnie wiem, co powinnam zrobić aby nie przytyć, ale ...