No to znów dobiłam do 76 kg. To już 20 kilogramów, które chcę zrzucić z początkowych kilku, które chciałam zrzucić zakładając konto dekadę temu.
Jem emocjonalnie, jem z nudów, jem by regulować emocje. Myślę, że jak to opanuję, reszta przyjdzie sama. Uprawiam sport, lubię być na świeżym powietrzu. Lubię jeść warzywa, nabiał i białe pieczywo. Moim problemem jest przede wszystkim ilość, a nie to, co jem.
Spisałam sobie treningi od jednej z Was. Wklepałam w aplikacje również poleconą mi tutaj i do dzieła. Niektóre ćwiczenia pokrywają się z ttm, co już robię. Jednak zakroki (wymieniłam z wykroków) dały moim udom i pośladkom w kość. Plus hip thrust że sztanga, który robię tak z raz w tygodniu.
Wyszło bardzo fajnie. Na rozgrzewkę biegałam 10 min na bieżni, a po wszystkim poszłam biegać na zewnątrz. Ale był mrozny wiatr! Zamiast biec kółko to zawróciłam i biegłam między drzewami do domu.
Wczoraj zebrałam się tylko na jogę. Porozciągałam dolną część kręgosłupa. Nie chciałam nosić hantli i sztangi, kiedy od rana biegam z koszami prania i sprzątałam swoją część domu. Czułam, że plecy nadal mają problem z bólem. Że ja mam problem z bólem pleców. Dziś obudziłam się w lepszym stanie, choć po dziwnych snach. Zastanawiam się czy moja koleżanek z podstawówki żyje. W moim śnie jej ojciec próbował ją zabić. W prawdziwym życiu - jej ojciec próbował ją kiedyś zabić. Ostatni raz, kiedy o niej słyszałam, groziła śmiercią mojej mamie, bo ta wezwała do niej karetkę, gdy ta próbowała popełnić samobójstwo. Mama prosiła mnie bym nie szukała kontaktu z Emi, bo to się może różnie skończyć. Nie wiem czy żyje. Dziś w moim śnie niemal umarła ponownie. Będę potrzebować czasu, aby się po tym śnie pozbierać.
Ale fizycznie jest okej - będzie bieg, trening i joga. Chcę więcej medytować - moje nerwy są na wyczerpaniu.
Poprsednie dwa miesiące były słabe biegowo. Najpierw urlop na Azorach i 42 godziny trekkingu po wulkanach a potem niezmotywowany listopad. Ale jest grudzień. Za tydzień dowiem się ile bonusu w tym roku firma daje. A to dodaje skrzydeł. Proszę bozie by starczyło na firmę, która wykona mi pracę ziemne w ogrodzie....
Waga wraca. Jakiś re-feed mi się trafił. Wszystko mi smakuje, słodkie wróciło. Był jeden trening. Jogi brak.
Kupiłam sobie rękoma męża ciasto. Dwa dni i nie ma.
Mąż kupił i przyrządził przegrzebki.
Upiekł zapiekankę z Langedijku. Nawet dziś na śniadanie ją jadłam
Wniosłam do domu kolejne rośliny. Mrozów nie ma, ale mi ich szkoda.
Pelasia już drugą zimę z nami. I nadal kwitnie.
W domu nastrój chillu. Myślałam, by dziś iść biegać, ale średnio mi się chce. Złamałam wieczorem boleśnie żel na kciuku, więc póki co myślę, aby go zdjąć i zrobić owe paznokcie. Żele odbarwiły mi się chyba od kremu do twarzy, który testuję od tygodnia. Napisałam pisma do urzędu imigracyjnego i poprawiłam list motywacyjny. To ciążyło mi od dawna. Wczoraj te4stowałam ludowy sposób mycia okien gazetą. Cóż.... Farba drukarska zafarbowała mi na palce i na białe ramy okienne. Nie polecam.
5 dni temu we wsi, w której mieszkam zginęło 2 Polaków. Była mgła I jechali bez świateł. Ktoś ich zatrzymał, zajechał im drogę, aby zwrócić uwagę o światła. Pojechali dalej i na skrzyżowaniu, gdzie ruch jest zwolniony do 30kmph i ustępuje się pierwszeństwa, wjechali w samochód Holendra, posyłając go na barierkę mostu. Sami wpadli do wody, gdzie auto wylądowało kołami do góry. Udało się wyjść kobiecie z samochodu i powiedzieć do świadków, że są jeszcze trzy osoby w samochodzie. Jadący tamtędy dźwig podniosl auto z wody zanim przyjechały służby ratunkowe. Reanimowano ofiary i 3 osoby trafiły do szpitala. Dwie zmarły tego samego dnia. Kobieta została przesłuchana przez policję. Nie wiadomo, kto kierował samochodem wypożyczalni ani żadnych szczegółów o Polakach, którzy tego dnia mieli wypadek.
Czy w Polsce coś się o tym mówi? Czy wiecie coś o zrzutce dla rodzin ofiar? Chłopak, który zmarł miał 18 lat. Czasem takie zrzutki są organizowane, jak wtedy, gdy polak utopił się ratując dzieci innego turysty w Den Helder.
W niedzielę pojechałam biegać do lasu. Tym razem jednak postanowiłam jechać tam rowerem. Tempetratura -2 [odczuwalna -7stC].
Zimno - wzięłam średnio ciepłą kurtkę - uznałam, że w zimowej na rowerze się ugotuję - rękawiczki polarowo-wełniane i czapkę sportową. Do tego ocieplane rajtki i buty biegowe. Jak dojechałam do lasu to nie miałam już czucia w stopach. Usta mi zesztywniały a z nosa zdarłam już skórę chusteczkami.
Widoki były super. Przypięłam rower do drzewa, schowałam kurtkę w sakwie na bagażniku i poszłam biegać.
Dopiero po jakiś 3 km zaczęło mi wracać czucie i krążenie w stopach. Później miałam wrażenie, że mam gałązkę w bucie, ale to był zesztywniały i bez czucia środkowy palec. Dopiero pod koniec biegu czułam już dodrze moje całe stopy.
Las był piękny. Jeszcze nie super mokry i błotnisty, ale już nie zielony i żywy. Panował tam spory ruch zwłaszcza wśród osób uprawiających sporty.
Rano jechałam krótko po wschodzie słońca. Wyglądało magicznie. Gdy wracałam nie było już wcale słońca.
Gdy dotarłam do domu, przypomniało mi się, że nie jadłam śniadania. Byłam przemarznięta na kość i nawet kocyk elektryczny nie dawał rady mnie rozgrzać. Mąż też nie był dość ciepły. Zjadła pizzę i wypiłam gorąc czekoladę i zaczęłam zasypiać. Po drzemce4 wreszcie czułam się sobą. Odmarznięcie zajęło mi kilka godzin. To był bardzo głupi pomysł.
W sobotę prokrastynacja wzięła górę. Wzięłam się od rana za porządkowanie papierów. Bałagan przy tym był straszny, ale mam już wszystkie papiery z podatku dochodowego czy estymacje spłat kredytu hipotecznego w odpowiednich koszulkach i segregatorach. Przy okazji miło popatrzeć jak raty za dom spadają, kiedy wypłata rośnie. Wszystko związane z naszym domem mnie cieszy - no może za wyjątkiem firmy, która w marcu obiecała wstawić nam nowe drzwi, a w czerwcu wstawiła okna i do dziś nie mam parapetów ani wykończeniówki... I tak są lepsi od poprzedniej firmy, gdzie we wrześniu 2021 dostaliśmy smsa "dziś się tym zajmę" i tyle chłopa było widać. Polskie firmy w Holandii. Jak skończymy z tym partaczem z Lelystad to zatrudnimy Holendrów - zapłacimy 3x tyle, ale będzie bez wymówek. Jak to mówią chytry dwa razy traci. Ale poza tym mój domek jest w pytkę. Nawet jak pod starymi drzwiami hula wiatr a kwiaty stoją po komodach, bo nie ma parapetów...
Z rana też zrobiłam mały wypad z mężem po zakupy. On po rzeczy potrzebne, a ja po głupoty - artykuły papiernicze, bym miała się czym bawić plus kartki do wysłania na boże narodzenie do Polski. Niestety zeszyt z adresami gdzieś tak schowałam, że nie mogę znaleźć. Dziś będę szukać po schowankach, a przy okazji może znajdę czapki i rękawiczki? Dziś przymrozek, więc czas najwyższy.
Prokastynowałam cały dzień i dopiero po obiedzie poszłam zrobić trening. Jogi już mi się nie chciało. Zrobiłam trening na plecy i ramiona. Ze zwiększonym obciążeniem na sztandze muszę bardziej skupić się na technice.
Jakiś czas temu zamówiłam takie topy do noszenia zamiast stanika. Na początku czułam się trochę naga chodząc do pracy bez stanika, ale już jest okej. Nadal mam na sobie tyle warstw ubrań, że nikt nie skomentował. Niestety pracuję w otoczeniu polskich pracowników sezonowych i słyszałam już nie raz obrzydliwe komentarze, które w 21 wieku nie powinny mieć miejsca. Kilkukrotnie odezwałam się, że sobie nie życzę, ale wtedy jeszcze głupsze komentarze słyszę. W większości czasu trzeba niestety ignorować.
Dostaliśmy z pracy czekoladowe literki, więc wciągnęłam 200g czekolady w dwa dni. A już tak dobrze szło... W ramach detoksu od dźwięków i ostrego światła, z którymi pracuję, zakopuję się po kocem z kotem i czytam książki w ciszy.
Długie ciemne wieczory dają znów możliwość zapalania lampek w salonie. Dają one fajnie rozproszone i klimatyczne światło. Brakowało mi tego nastroju latem. Okien nie zasłaniamy, jak to tutaj jest normą. Zasłon używamy tylko jak opuszczamy ekran od rzutnika i wtedy zasłona chroni przed światłem samochodów wjeżdżających na osiedle.
Hiacynty, które mąż kupił, skiełkowały jeszcze w torbie. Posadziłam je więc do kilku doniczek i stoją w całym domu. Raczej nie zakwitną, ale w ogrodzie by nie przeżyły raczej. Te ogrodowe też zachęcone ocieplaniem klimatu zaczęły wschodzić. Dzisiejszy przymrozek pewnie je wybije. Kwitnienie na wiosnę będzie więc mniej intensywne o te rośliny, które teraz mają już około 10cm liście. Wielka szkoda - mam tam naprawdę ładne kolory...
Znalazłam moją starą rozpiskę treningów. Postanowiłam jednak sobie nic nie zmieniać, bo póki idzie dobrze z ćwiczeniami ze sztangą i hantlami to lepiej nie ruszać. Lepsze rogiem dobrego. Wystarczy, że biegać w tygodniu mi się nie chce...