Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Bardzo lubię tańczyć, szczególnie tango argentino. No ale wyobraźcie sobie słonicę tańczącą ten piękny, zmysłowy taniec. Poza tym śpiewam w chórze, często mamy koncerty, a ja stoję w pierwszym rzędzie. Wypadałoby jakoś ładnie wyglądać, no nie? Edit 2020: czas na zmiany. W chórze już od zeszłego roku nie śpiewam. Kiedyś trzeba odpuścić ;) Za to zaczęłam regularnie biegać. Zrobiłam nawet kurs animatora slow joggingu.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 576115
Komentarzy: 5114
Założony: 30 stycznia 2007
Ostatni wpis: 30 sierpnia 2021

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
alam

kobieta, 57 lat, Olsztyn

159 cm, 88.80 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Nie przytyć ;)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

7 listopada 2013 , Komentarze (3)


Mnie powinien się zapytać o ćwiczenia :(
Waga rano mnie zaskoczyła. 84,3 kg. Wcale na to nie zasłużyłam sobie.
Coś czuję, że jutro będzie gorzej. Jak zwykle w dzień oficjalnego ważenia.

6 listopada 2013 , Komentarze (8)


Tak właśnie siedzę i ino patrzę na stertę prac do sprawdzania, która rośnie. Brak motywacji do jakiegokolwiek działania :(
Kiedyś jednak trzeba będzie to ruszyć. Najgorsze, że jak obrobię się z jednym, to "dokłada się" drugie i końca nie widać. To strasznie zniechęca.

Dołączam do akcji "50 dni do świąt".
Start z wagą 85 kg. Teoretycznie przez tyle dni można zrzucić bez problemu 5 kg.
Jak to wyjdzie w praktyce, się okaże. 
Na razie miałam w zasadzie falstart, bo zero ruchu i waga na dziś 85,3 kg.
Idę nie w tę stronę. Czas zrobić w tył zwrot!

3 listopada 2013 , Komentarze (6)


Czas na jakieś podsumowanie 

Po zmianie postanowień noworocznych jest tak:
Do końca października 2013 - 85 kg (powiedzmy, że osiągnięte, bo 31 było 85,2 a 1.11. 84,5 kg )
Do końca listopada 2013  - 83 kg
Do końca grudnia 2013  - 81 kg

Jeślibym grzecznie trzymała się diety i jeszcze coś ćwiczyła, to jest szansa nawet na pozbycie się bałwanka w dziesiątkach. Co będzie, to będzie. Lepiej nie napalać się, jak szczerbaty na suchary. Wiem, że nie przestrzegam zbyt restrykcyjne dietki, wiem jakie mam słabości i różnie może być. 

U fiony.smutnej znalazłam wpis. Jakbym to ja pisała po wakacjach 
Nie uważasz, że ostatnie 3 miesiące Twojego życia były cudowne? Jadłaś co chciałaś, kiedy chciałaś i ile chciałaś. Jadłaś cukierki, ciasta swojej mamy i lody. Piłaś alkohol w olbrzymich ilościach. Zamiast włączać codziennie trening leżałaś sobie przed telewizorem i jadłaś wszystko to, co miałaś pod ręką. Brzmi wspaniale, prawda? Zamiast dwóch litrów wody codziennie piwo i cola. Zamiast jabłka - paczka ciastek. Pamiętasz jak mówiłaś, że nic Ci przecież nie będzie, że to tylko jeden dzień? 
Wyobraź sobie, że minęły już prawie 3 miesiące, a Ty nie wzięłaś się za siebie. Patrzysz w lustro i widzisz jaką krzywdę zrobiłaś przede wszystkim sobie. Na zdjęciach widać jak ogromna się zrobiłaś. Znowu jesteś najgrubsza, znowu inni patrzą na Ciebie z zażenowaniem. Ale Kochana! Przecież nie wszystko jeszcze stracone. Teraz nie musisz być dla nikogo piękna oprócz siebie, więc masz czas, żeby się zmienić. Nie możesz w tym momencie siebie znienawidzić, bo cała praca jaką wykonałaś nad swoją psychiką pójdzie na marne. A sama doskonale wiesz, że łatwiej wyleczyć ciało z nadwagi niż psychikę. Więc spójrz w lustro jeszcze raz. Co w sobie lubisz? Włosy. Dbasz o nie, są piękne. Przyjrzyj się sobie jeszcze dokładniej. Ktoś Ci ostatnio powiedział, że masz piękne oczy. Zgadzasz się z nim? Tak, są piękne. A Twój uśmiech? Niektórzy go uwielbiają i nie wyobrażają sobie dnia bez niego. Widzisz, nie jesteś taka zła skoro potrafisz w sobie znaleźć coś pięknego. Zamknij oczy... Wyobraź siebie za kilka miesięcy. Do listy rzeczy, które w sobie lubisz dopiszesz też płaski brzuch, piękne, wysportowane nogi, zgrabne łydki i cudownie widoczne rysy twarzy. Uśmiechasz się, prawda? Osiągniesz to wszystko, ale musisz spełnić kilka warunków. Przede wszystkim musisz przypomnieć sobie jak cudownie było jeść zdrowe rzeczy, czuć się lekko i świeżo każdego dnia. Musisz przypomnieć sobie, że aktywność fizyczna to nie tylko pot, to endorfiny i nieopisane szczęście. A teraz chcesz tego szczęścia więcej i więcej. Więc dzisiaj dokładnie o 18 odpalisz trening i będziesz ćwiczyć dokładnie godzinę. Wierzę w Ciebie. Dasz radę. Siedzimy w tym razem. Zróbmy więc pierwszy krok i zacznijmy nowe życie.

Twoje Ja.


/ Źródło: profil Fitness- Fb/

Wklejam, bo mi się podoba i chcę mieć pod ręką na wszelki wypadek.

Poza tym na weekend była córcia. Zawzięta bestia! Nie mam pojęcia w kogo, chyba w ojca. Dietkuje i zumbuje jak szalona. Wygląda rewelacyjnie! Schudła od początku września 7 kg, straciła boczki, pięknie wymodelowała ciało. Aż mi się głupio zrobiło, że taka jestem nieruchwawa. Kiedyś było na odwrót. Teraz może jej kiedyś dorównam.

Pucio ma się lepiej. Powtórzyliśmy mu badania krwi. Morfologia wg weta bardzo dobra. Wyniki pozostałe ciut lepsze niż przed tygodniem, poza wątrobowymi, które są dużo lepsze. Cieszę się, bo się obawiałam, że wszystko może z czasem znów się pogarszać. Dostaje leki, dostaje właściwą karmę i mam nadzieję, że jeszcze trochę pożyje. 

Pozostałe problemy dalej w rozkwicie, ale chyba się do nich przyzwyczaiłam. Dobrze nie jest, może kiedyś będzie. Na razie najbardziej martwi mnie książę małżonek, bo z nim może być źle. Szukam dla niego pomocy, ale łatwo nie jest. 

Powoli też mam już siłę was komentować, choć z nastrojem różnie 

28 października 2013 , Komentarze (4)


Problemy mają to do siebie, że łatwo nie znikają, ale człowiek się do nich przyzwyczaja i jakoś funkcjonuje dalej. O ile nie popadnie w depresję...
Mam wrażenie, że kobiety, a w szczególności żony i matki, muszą nawet w najgorszej sytuacji się zmobilizować do codzienności. Nie twierdzę, że zawsze się to udaje. Faceci mają gorzej. Takie wnioski wyciągam patrząc na księcia małżonka.
Wcale nie ułatwia mi to życia, ale wiem też, że nie wystarczy powiedzieć komuś, żeby wziął się w garść. Czasem potrzeba pomocy specjalisty...

Dietkowo nie najgorzej. Waga zaczęła spadać, rowerek był, jeszcze nie każdego dnia, ale nie jest źle. Basenu nie wcisnęłam w zeszłym tygodniu. Może w tym się uda?
Weekend spędzony mile. Staram się znaleźć coś miłego dla księcia małżonka. Była zatem milonga i koncert zespołu z Meksyku w ramach Olsztyńskich Dobranocek Bluesowych. 

Dziękuję za komentarze. Zaglądam do znajomych pamiętników, ale nie komentuję, bo boję się, że moje komentarze będą raczej demotywujące, zważywszy mój stan.
Przepraszam 

23 października 2013 , Komentarze (7)


Nie mam siły, psychicznie...
Nie mam siły być silna...odpowiedzialna za wszystko...empatyczna...
Olałam wszystko i siadłam na rower. Nie pomogło, ale przejechałam 44 km.

20 października 2013 , Komentarze (4)


Chyba czas najwyższy uwierzyć w sukces, bo inaczej marnie z motywacją.

Pucio jakby lepiej  Zaczął jeść, badania wypadły dużo lepiej, temperatura ok. 38 a nie 36, jak było wcześniej. Powtórka badań za tydzień, już bez kroplówek w tym tygodniu. Na razie ma dostawać leki moczopędne przez tydzień, oraz leki na serducho już na zawsze. Powinien też jeść specjalną karmę oszczędzającą wątrobę. Chociaż na razie będzie dostawał syropek osłaniający wątrobę, bo z apetytem u Pucia marnie i trzeba go trochę porozpieszczać, bo schudł bidulek przez tydzień prawie 3 kg. Karma "wątrobowa" na razie mu nie smakuje.
Widać ogólną poprawę nawet w zachowaniu. Wiem, że to może być chwilowe, może nie potrwa długo, ale dopóki nie cierpi, to chciałabym, żeby był przy nas jak najdłużej.

Waga szaleje, cycki bolą, czyżby @ po 2 tygodniach? 
Niby diety pilnuję, ale chyba tylko na niby. Wczorajsze prawie 1,5 kg więcej niż dzień wcześniej postawiło mnie do pionu. Pojechałam wreszcie na basen: 35 minut aktywnego pływania = 1km przepłynięty. Dziś dokręciłam śrubki w rowerku, żeby za bardzo nie trzeszczał i przejechałam 40 km. Wieczorem zaliczyliśmy z księciem małżonkiem milongę. Powrót na właściwe tory?? Oby!!
Życie wraca do normy. Jedynie trzeba będzie szybko śmigać do domu, żeby pies po lekach moczopędnych nie złapał poziomu w oczach. 

18 października 2013 , Komentarze (2)


Szału nie ma. 
Pucio dalej chory, chociaż jakby było lepiej. Śpi już spokojniej, wczoraj nawet poszczekał, jak było pukanie do drzwi. Wyszedł nawet do przedpokoju na powitanie. Ale nie je, wczoraj to co zjadł, zaraz zwrócił. Dziś kolejne kroplówki i ponowne badanie krwi. Zobaczymy, czy wyniki się poprawiły.
Dziękuję za słowa otuchy!!
Waga stoi, bo wahania 0,1 kg w górę i w dół trudno nazwać wzrostem, albo spadkiem.

16 października 2013 , Komentarze (11)


Nasz bokserek dalej choruje. Było już przez 3 dni lepiej, ale wczoraj znów się pogorszyło. Młoda pani weterynarz wysłała nas do zaprzyjaźnionego i doświadczonego doktora, który zrobiła badanie krwi, usg. Wyszło, że prawdopodobnie uszkodzone są nerki, wątroba. Podejrzewał, że krwawi do wewnątrz. Wkłuł się do jamy brzusznej, ale poleciał tylko przezroczysty jasny płyn, ok. 1,5 litra. Pucio dostał kroplówkę i niestety żadnej poprawy nie ma. Dziś też od rana byłam z nim na kroplówce, bo nic nie pił od wczoraj. Leży apatycznie, ciężko oddycha i ma bardzo blade fafle i język. Serducho też mu słabo bije. Prawie całą noc nie spałam. Leżałam obok niego i ryczałam. Wzięłam zwolnienie do końca tygodnia. Gdybym nie pracowała w szkole, to wzięłabym normalnie urlop. 
Na Benefis Tanga  w weekend do Torunia pewnie nie pojedziemy, no chyba, żeby była znacząca poprawa. A jakoś ten doświadczony wet nie kwapił się do pocieszania, że wszystko będzie dobrze. Raczej powtarzał, że przecież pies ma już ponad 11 lat a boksery do długowiecznych nie należą. Tak naprawdę to nie wiadomo co mu jest. Otworzyć, go nie mogą, bo serducho tego nie wytrzyma.
Nic dziwnego zatem, że nie mam głowy do ważenia, ani do ćwiczeń. Dietę staram się trzymać, bo coś trzeba jeść, a lepiej to co zapisane w rozpisce.

11 października 2013 , Komentarze (6)


Ten dzień musiał w końcu nastąpić 
Na wadze o 0,1 kg więcej niż tydzień temu. Nie wiem dlaczego. Dietki się trzymałam nie gorzej niż w poprzednie tygodnie, ćwiczyć też nie ćwiczyłam 
Jedyna różnica to spóźniona miesiączka i angina leczona antybiotykiem.
Nie będę rozpaczać, bo i tak jest nieźle.
Źle mi jest z innego powodu. Nasz kochany psiuńcio dziś bardzo cierpi i ledwo chodzi. Jest już stary jak na boksera: 11,5 roku. Weterynarz podejrzewa opuchnięcie kręgosłupa, jakby to dziwnie nie brzmiało. W każdym razie ledwo chodzi i widać, że mocno go boli. Dostał zastrzyk i mam nadzieję, że będzie lepiej. Aż płakać mi się chce. 

6 października 2013 , Komentarze (7)


No i dopadła mnie angina 
Nie pamiętam kiedy ostatnio na nią chorowałam i nie polecam. Od środy chrypałam coraz bardziej. Oczywiście cały tydzień były próby a ja nie odpuszczałam, bo przecież niedługo koncert. Jednak w piątek po lekcjach pojechałam do lekarza, bo ból gardła był nie do zniesienia. Dostałam antybiotyk i psikadło przeciwbólowe i przeciwzapalne. Próbę w piątek wieczorem i w sobotę oczywiście zaliczyłam, ale już bez śpiewania. Stwierdziłam, że mimo wszystko szybciej się nauczę ze wszystkimi niż sama w domu. Dziś poleżałam dłużej w łóżku i chyba jest lepiej, aczkolwiek słabam i szybko się męczę. Jutro w szkole mam zaplanowane same klasówki, to się nie nagadam, ani nie namęczę. 
Na wagę nie stanęłam, bo wczoraj mieliśmy gości i niby się nie przeżarłam, ale nie było jedzone to, co zapisane w dietce. Zobaczymy jutro. Niestety weekendy to moja pięta achillesowa w odchudzaniu 
Ruchu oczywiście nie było, bo choram. Przynajmniej moje lenistwo tym razem ma legalne usprawiedliwienie.