Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Bardzo lubię tańczyć, szczególnie tango argentino. No ale wyobraźcie sobie słonicę tańczącą ten piękny, zmysłowy taniec. Poza tym śpiewam w chórze, często mamy koncerty, a ja stoję w pierwszym rzędzie. Wypadałoby jakoś ładnie wyglądać, no nie? Edit 2020: czas na zmiany. W chórze już od zeszłego roku nie śpiewam. Kiedyś trzeba odpuścić ;) Za to zaczęłam regularnie biegać. Zrobiłam nawet kurs animatora slow joggingu.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 572313
Komentarzy: 5114
Założony: 30 stycznia 2007
Ostatni wpis: 30 sierpnia 2021

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
alam

kobieta, 57 lat, Olsztyn

159 cm, 88.80 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Nie przytyć ;)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

15 lipca 2020 , Komentarze (6)

Wiem, to prowokacyjny tytuł wpisu. Ale to prawda, szczególnie gdy udało się trochę schudnąć. Schody zaczynają się kiedy wagę trzeba utrzymać. Chudłam już tyle razy, że wiem, co mówię.

Kocham jeść. Chyba nie ma takiej potrawy, której nienawidzę i nie ruszę. Jestem wegetarianką z wyboru, ale czasem ślinię się do golonki, czy pieczonego kurczaka. Nawet teraz. 

Waga stanęła, a według wszelkich tabel i wyznaczników nie dotarłam do normy. Nawet wskaźnik wagi bujnął się w tę niewłaściwą stronę i utrzymał za długo. Czemu???? Przecież jestem aktywna, jem regularnie jak do tej pory. Niczego nie zmieniłam. A jednak!! Zapomniałam o owocach. A to truskaweczki, a to śliweczki, a to malinki, jabłuszka i bananek. I to w tzw międzyczasie. Absolutnie nie zniechęcam do jedzenia owoców. Ale trzeba je wliczyć do bilansu dziennego. Nie liczę na co dzień kalorii. Strasznie to upierdliwe. Nie ważę tego, co jem. Zauważyłam, że dobrze na mnie działa przerwa w jedzeniu. Nie jest dobrze, gdy nie czuję głodu przed posiłkiem. A często zdarza mi się podjadać w stresie, czy z nudy, czy powodu zdjęć, których się naoglądałam ;) Wymówka, że to tylko owoc jest za słaba. Teraz włączyłam owoce do posiłków i chyba działa. 

Wiedza o odżywianiu jest dla mnie jak astrologia (no może trochę przesadzam). Trochę się tego naczytałam. Wcale nie czuję się mądrzejsza. Kurcze, gdyby coś w tym było pewne, to nie byłoby otyłości na świecie!!! Ja się pogubiłam w tych wszystkich poradach. Każdy musi znaleźć swój sposób na odchudzanie i utrzymanie wagi. Ja jeszcze cały czas szukam. I mam dużo pokory w tym temacie. Ale też jestem pełna optymizmu. Na razie.

Kupiłam sobie spódniczkę do biegania:

Rewelacja i nawet nie musiałam wybierać największego rozmiaru i martwić się, czy wejdę ;) Dziś już w niej pobiegane. Jest megawygodna!!! Kiedyś bym pomyślała: po cholerę spódniczka do biegania, spodenki nie wystarczą? A co, nie można się poczuć fajniej? Skąd taki pomysł, jak dla mnie szalony? Zapisałam się na wirtualny  Bieg Kobiet Zawsze Pier(w)si 2020 i tam była możliwość zamówienia do bluzeczki również spódniczki. Jednak cena mnie powaliła :( Zaczęłam szperać i znalazłam w decathlonie. I ponieważ tak "zaoszczędziłam" to dokupiłam sobie jeszcze dwie :)

Teraz to już spadam myć okna, bo wakacje mi się skończą a ja nie ogarnę mieszkania :)

14 lipca 2020 , Komentarze (21)

Chciałam wstawić tutaj zdjęcie, ale nie wiem, czemu mnie obraca :(

Edit: udało się :) Pierwsze z czerwca 2020, drugie dla porównania z 2018.

Po ponad 13 latach zmieniłam wreszcie swoje zdjęcia profilowe. W żadnych mediach społecznościowych nie robię tego za często, bo i nie lubię, gdy inni ciągle eksperymentują. Jestem wzrokowcem i czuję się zagubiona, gdy nie odnajduję znajomych obrazów.

Zniknęłam nagle, bez słowa i długo mnie nie było. Nic się nie wydarzyło, po prostu czasem tak mam, gdy przygniata mnie nadmiar obowiązków, szczególnie tych narzuconych mi samej sobie. Mam tylko nadzieję, że starzy znajomi się odnajdą.

Do tej pory było tak, że zniknięcie wiązało się z zarzuceniem odchudzania i tyciem, tyciem, aż znów coś zaskoczyło w trybikach i brałam się za siebie. Zaczynałam od powrotu na Vitalię i najczęściej wykupienia diety. Na początku trzymałam się jej i chudłam. Po 3 miesiącach zaczynałam robić coraz więcej odstępstw i wtedy już leciało... Ostatnio też tak było. Schudłam ponad 10 kg i wyjechaliśmy na wakacje. Rozpisana dieta poszła w odstawkę. Jeszcze schudłam parę kilo, ale po powrocie do pracy, do wiosny przytyłam 10. Niestety nadmiar obowiązków, który zawsze biorę sobie na kark, tak działa. Jem wtedy na zapas, bo przecież potem nie będzie kiedy, ale w sumie jest kiedy i jem podwójnie itd itp.

Oczywiście, sytuacja się skomplikowała, bo mąż zaczął mieć poważne problemy żołądkowe. Metodą prób i błędów sprawdziliśmy, co może bezpiecznie jeść. Wyszło, że w zasadzie bezglutenowo, ale nic kukurydzianego. Jak nie wiadomo co jest, to diagnozuje się zespół jelita wrażliwego i zalecenie: sprawdzać, na co reaguje się źle i tego unikać. Plus dieta bezmięsna, tym razem z własnego wyboru, to mam teraz niezłe wyzwanie w domu. Odpadły diety na Vitalii, tutaj nie ma dla takich hardkorów. Zapisałam się do Pani od Qchennych inspiracji. Przegapiła moja kolejkę, przypomniałam się i dalej nic. Podobno do trzech razy sztuka, ale się zniechęciłam. Stanęło na tym, że sama kombinuję, wspierając się internetem. Fachowcem nie jestem i nie wiem, czy nasza dieta jest dobrze zbilansowana, cóż...

Lubię jeść, nie da się ukryć. Nutella, wafelki, czekolada, pączki, ciasta to moi przyjaciele. Co tam refluks, dopóki jeszcze ranigast pomaga!

Zaczynając kolejny raz obiecywałam, że to już przedostatni. Ale byłam już bliska stwierdzenia, że ten ostatni, to był taki najostatniejszy. Miałam dosyć. Nie, nie poszłam na całość. Nie było: hulaj dusza - piekła nie ma. Piekło istnieje i pokazało mi się w postaci powiększonego mięśnia sercowego, podwyższonego poziomu cholesterolu i cukru, no i coraz wyższego ciśnienia, mimo zażywanych  lekarstw. Postawiłam na aktywność: Nordic Walking, pływanie i bieganie. Tylko, że to bieganie mnie strasznie męczyło, to nie było to samo, co 35 lat temu.

Rok temu koleżanka namówiła mnie na Slow Jogging i wsiąkłam. To jest to!!!! Znowu biegam z przyjemnością!!! Ale to już temat na osobny wpis.

Po raz pierwszy od jesieni do wiosny nie przytyłam, bo biegałam. Problem z regularnym jedzeniem i piciem rozwiązał koronawirus i pozostawanie w domu. Całe szczęście mam psa i mieszkam w dobrym do biegania miejscu. Odkryliśmy z mężem jogę online i raptem okazało się, że chudnę. Od marca schudłam ponad 10 kg. Przesunęłam się z otyłości do nadwagi. Podobam się sobie, mimo, że od lutego nie byłam u fryzjera.

22 sierpnia 2018 , Komentarze (7)

Kupiłam i wczoraj wypróbowałam, SUPER!


Jakby ktoś nie wiedział, to jest dmuchana bojka do pływania.

Wpadłam tylko na chwilę, bo w dalszym ciągu jestem w amoku sprzątaniowym. Mam czas do soboty, bo potem pełna chata gości: synek i córka z chłopakiem, plus tzw. "gotowość szkolna". W domu zrobiłam rewolucję. Wreszcie! 

Jak już wszystko wróci do normy, to porobię zdjęcia i opiszę co się zmieniło. Chociaż nie wiem, czy to dla was ciekawe.

Nie mam czasu jeść i chudnę. Oprócz biegania po domu, dźwigania mebli itp jeździmy codziennie popływać w jeziorku. Nauczyliśmy naszego 7 letniego psa pływać, bo do tej pory poza grunt  się nie ruszał. 

Zmykam, bo mnie czas goni. Buziaczki!!

17 sierpnia 2018 , Komentarze (3)

Jeśli w sierpniu nie mam planów wyjazdowych, to nieubłaganie czuję koniec wakacji, niepokój i mnie nosi. 

Już prawie jestem gotowa na początek roku szkolnego. Fryzjer był, kosmetyczka też zaliczona. Gorzej z ogarnięciem domu, bo w tym roku naszło mnie na generalne porządki. Jak się parę lat zajmowało tylko rynkiem głównym i nie zaglądało w boczne uliczki, to teraz mam co robić. Dlatego 2 tygodnie od ostatniego wpisu przeleciały mi ino myk. Poczyniliśmy zakupy: nowe sofy, komoda do sypialni, regały do piwnicy. Dziś jeszcze jedziemy obejrzeć narożną witrynę z ogłoszenia na OLX. Mam nadzieję, że będzie w dobrym stanie, bo potrzebna mi na gwałt, żeby ogarnąć salon, bo od paru lat barek mam w kącie, na podłodze za oknem balkonowym ;) A szkła stoją upchane w pudłach, lub na wierzchu i się kurzą. 

Workami wynoszę makulaturę, stare pudła, stare zabawki po dorosłych już dzieciach. Mąż wreszcie przegląda stare sprzęty elektroniczne, które w większości lądują na śmietniku. Ze starej sofy pozyskałam 40 kg żelastwa, za które zarobiłam 25 zł na skupie złomu. Prawiem złomiara ;) Już wiem, dlaczego tyle lat takie przeglądy odkładałam, bo to strasznie męczące jest. Najgorsze jest podjęcie decyzji: wyrzucić, czy zostawić? Ja należę do tych "przydasi", dlatego wszystkie kąty mam załadowane :(

Jakby co mam do sprzedania szklane biurko narożne i słoniowy, w stylu afrykańskim stojak na płyty CD. Jak będzie zainteresowanie, to później wstawię zdjęcia.

Na początku sierpnia w związku z upałami, zawiesiliśmy bieganie. Za to codziennie jeździliśmy nad jeziorko pływać. Dzikie tłumy nawet na naszej leśnej plaży. Teraz za to pustki, bo zrobiło się chłodniej. Można też biegać, wypróbowane. 

Chudnę sobie powoli, bo nie mam kiedy podjadać. Co będzie, gdy wrócę do pracy? Wrócę do ścisłego trzymania się vitaliowej rozpiski. Na razie traktuję ją mocno opcjonalnie. 

Zmykam, bo pies domaga się już spacerku i znów wpadnę w kołowrót. Dziś zawożę do szkoły książki, gry i zabawki. Koleżanki z nauczania początkowego się ucieszą :)

Potem lecę ze skaleczonym paluszkiem do lekarza. Od tygodnia paprze mi się i boli, jak szturchnę, a przy sprzątaniu szturcham co chwilę.

2 sierpnia 2018 , Komentarze (6)

Ja na pewno nie pamiętam (to już starcza skleroza), żeby człowiek nie mógł się ochłodzić kąpielą w jeziorze. Nasze małe jeziorko ciepłe jak zupa. Pies stoi w nim ponad godzinę, że tylko łeb mu widać i ziaje. Ja tylko w pionie, końcami paznokci u nóg dosięgam ciut chłodniejszej wody. Ale jeździmy chociaż się pomoczyć przez chwilę, popływać, zażyć trochę ruchu, bo o większej aktywności fizycznej trzeba na razie zapomnieć. Nawet dziś, po dwóch dniach godzinnego relaksacyjnego pływania coś czuję w mięśniach. Chociaż to raczej ból, po przewracaniu się z boku na bok na kanapie.

Znalezione obrazy dla zapytania demotywatory upał

Klusek strajkuje. Nie chce chodzić na żadne spacery, tylko szybko siku i kupę i do domu. Wczoraj nawet nie dałam rady wychodzić swoich 10000 kroków. Samej to nie ma frajdy. Książę małżonek pracuje i jak się wcześniej upoci, to już na spacery też nie ma ochoty, nawet późno wieczorem, kiedy słońce nie praży, ale w zasadzie też nie ma czym wtedy odetchnąć. 

Ja już się przyzwyczaiłam, już mnie nosi, coś bym porobiła. Chyba przejrzę szafy. Albo sprzątnę łazienkę...

1 sierpnia 2018 , Komentarze (3)

Mój był 15 lat temu, ale byłam wtedy wdzięczna za każda wskazówkę. Ile ja się gazet naoglądałam. Były wtedy takie "Cztery kąty". Internet działał słabo. Wtedy chyba jeszcze przez telefon. A łazienka mała i wiele wymyślić się nie da. My połączyliśmy łazienkę z ubikacją, wywaliliśmy i tak za małą wannę i zmieścił się jeszcze bidet. Wiem, że wygodniej mieć ubikację oddzielnie, ale u nas nie było wyjścia. Była tak mała, że książę małżonek nie mógł się w niej zamykać, bo kolana mu się nie mieściły, a ja po zamknięciu miałam klamkę na czole. Na czas remontu wyprowadziliśmy się na działkę. Majster był dokładny, staranny ale powolny. Trwało to pełne 2 miesiące.

Zdjęcie zrobiłam tak, żeby było widać framugę i można było ocenić prawdziwą wielkość a w zasadzie małość łazienki.

To zdjęcie robiłam z wnętrza brodzika ;) Tutaj miała być jeszcze jakaś półeczka, ale nie mogliśmy się zdecydować, potem zapomnieliśmy o tym i tak zostało.

A to przyklejając się do przeciwległej ściany ;)

W tej chwili jest to dla nas chyba jedyna opcja w zagospodarowaniu tej przestrzeni. A że kolory nam się nadal podobają, to zostanie tak jeszcze na długo. Ale pamiętam jeszcze te wędrówki po sklepach w poszukiwaniu szafki i zlewu oraz lustra. W poprzednim lustrze mogłam zobaczyć się tylko od nosa w górę, bo książę małżonek zawiesił je dostosowując wysokość do siebie. Tym razem ja wybierałam lustro i nie myślałam tylko o sobie ;)

PS

Ja wiem, że wszyscy mają upał. Ja nie narzekam, lubię. Tylko dziś już kilka razy sprawdzałam, czy na pewno wyłączyłam piekarnik i żelazko ;)


Psia morda pcha się na  balkon mimo, że od południa. Buduję mu baldachimy a i tak wystawia się do słońca. Potem jak już ledwo dyszy, kładzie się jak żaba na płytkach w przedpokoju. Czyżby był jakiś cug pod drzwiami wejściowymi?

31 lipca 2018 , Komentarze (4)

Tak sobie siedzę i myślę. Chociaż to nieprawda, bo ino siedzę i się pocę od tego siedzenia. Uwielbiam upały i zwykle wtedy odstawiam jakieś sprzątnie i remonty albo co, jednak nie tym razem. Chyba się zestarzałam. Nie żebym się czuła staro, dalej taki człowiek durny jest jak był i mam wrażenie, że moja córka starsza i dojrzalsza mentalnie jest ode mnie. To "starzenie się" wychodzi raczej gdy tak wolniej wszystko się robi i często po prostu się nie chce. A tu własnie moja "stara" córcia:

Widać, jak sobie dogadzałyśmy. To cud, że przy tylu moich wyskokach, waga spada. Ale najwyższy czas się ogarnąć. Wczoraj zakupy zrobione już według listy vitaliowej, niestety zakupiłam też owoce, których nie było na liście oraz kolejne wegańskie lody z Biedronki i nie opanowałam się. Dziś na razie jest wzorcowo i jest silne postanowienie poprawy, ale do wieczora daleko. Może tym razem książę małżonek da się namówić na pływanie. Wczoraj pogoda pokrzyżowała nam plany popołudniowe. Bieganie ze względu na upały sobie odpuściliśmy. Starsi państwo nie powinni ryzykować ;) Za to w weekend byliśmy na naszej ulubionej plaży leśnej nad Dłużkiem. Z samego rana są pustki i można spokojnie puścić psa. My pływamy wzdłuż brzegu a Klusek buszuje w trzcinach. 


Pies ostatnio tylko taką aktywność prezentuje:

27 lipca 2018 , Komentarze (3)

Mam w domu dwóch fotografów: męża i syna. Teraz jeszcze chłopak córki, który nawet studiował fotografię. I chyba mam kompleksy. Ale mada2307 swoimi opisami wycieczek mnie zmotywowała.

Na każdym wyjeździe staramy się zaliczyć jakąś wystawę, ostatnio najczęściej fotograficzną. Tym razem były 2: w Gandawie i Antwerpii.

W Gandawie oglądaliśmy zdjęcia Alberto Kordy, przybocznego fotografa Fidela Castro, autora słynnego zdjęcia Che Guevary.



Zdjęcia mocno propagandowe. Po obejrzeniu zostało wrażenie: rewolucja, rewolucją, ale rządzący muszą mieć warunki komfortowe. Sam Korda zmarł w Paryżu, w którym często przebywał, w towarzystwie młodej dziewczyny, rumu i cygar.

Z tej okazji również wypiliśmy sobie drinka Cuba Libre.


No minę mam strasznie zaangażowaną ;)

26 lipca 2018 , Komentarze (5)

Tak się skupiłam na opisie Modlina, że nie zdałam relacji z najważniejszego. 

Na wyjeździe rozpiska vitaliowa poszła niestety do folderu z tygodniowymi jadłospisami. Co nie znaczy, że hulaj dusza, piekła nie ma. Starałam się, nie poszłam na całość. Ale belgijskie frytki musiały być, lody dla ochłody, bo duży wybór wegańskich, nie tylko sorbetów. W ogóle duży wybór wegańskich restauracji i kawiarni. Było też pyszne belgijskie piwko. Jedynie belgijskim gofrom odpuściliśmy, bo one strasznie tłuste i słodkie. Chociaż niesamowicie pyszne. 

Znalezione obrazy dla zapytania belgijskie gofry z liege

To zdjęcie z internetu, ale następne już moje. Przy tej wystawie zaśliniłam się prawie jak mój Klusek. Ale tylko napaśliśmy oczy.

Największy problem miałam z piciem wody. No bo jak się pije, to się sika. A nie zawsze jest gdzie :( Myślę, że dlatego waga była trochę szalona, bo jednego dnia pokazywała super spadek, a kolejnego 1,5 kg do przodu. Ale nie przejmowałam się, bo byłam całkiem grzeczna, jak na mnie ;)

Dużo chodziliśmy, nawet biegaliśmy, jak pisałam. Tak wygląda mapka tego centrum sportowo-rekreacyjnego Blaarmeersen, niedaleko mieszkania mojej córki.

Podobny obraz

Jeziorko, to zbyt dużo powiedziane, jak na nasze olsztyńskie warunki.

Ze względu na Kluska staraliśmy się biegać rano, zanim zaczną się upały, dlatego te moje zdjęcia takie bezludne.

Obowiązkowe moczenie Kluska

Nad takim kanałem dobiegaliśmy do tego jeziorka:


Zatem nie przytyłam, a nawet udało mi się schuść ;)

26 lipca 2018 , Komentarze (7)

Córka przyjechała z nami :) Tzn my 2 dni tłukliśmy się samochodem, a ona przyleciała do Modlina, niestety z dwugodzinnym opóźnieniem. My już tam czekaliśmy i razem dotarliśmy do domu. 

Mieliśmy trochę czasu na zwiedzanie Twierdzy Modlin. Szkoda, że to takie zaniedbane i mało wyeksponowane miejsce. Tablice informacyjne w jakiś dziwnych lokalizacjach, nie wiadomo w która stronę iść. No trochę byliśmy nieprzygotowani na okoliczność zwiedzania i najpierw się nachodziliśmy, a dopiero potem zaczęliśmy szukać informacji w necie, kiedy było za późno na działanie jakiś punktów informacyjnych

Różne ciekawe budynki są rozrzucone po całej miejscowości. Ale centrum było chyba tam, gdzie koszary za wałami, do których można było wejść przez kilka bram.

Podobno to jest teraz wieża widokowa, ale po 15 było już zamknięte

 

Do jednej z bram prowadził drewniany most, po którym ostały się tylko ceglane podpory.

No i najdłuższe koszary chyba na świecie. Miały 2 km.


A po zwiedzaniu polecam pizzę z pieca w mało wyględnym barze przy wjeździe na teren koszar. Nie spodziewałam się, że będzie taka dobra. A w ogóle Pani obsługująca w tym barze była tak sympatyczna i miła, że nawet dała nam na kredyt wodę, gdy okazało się, że nie mam przy sobie gotówki. Uwierzyła obcym ludziom, że przyjdą i oddadzą. Miłe.

Jeśli wybierzemy się kiedykolwiek jeszcze do Modlina, na pewno przygotujemy się lepiej i nie przegapimy widoku twierdzy od strony Wisły. Tym razem było za gorąco dla naszego Klucha. Boksery bardzo źle znoszą upały, jeśli nie mają możliwości chłodzenia w wodzie. Woda (3 litry) skończyła nam się już po 2 godzinach i właściwie wszystko wypił Klusek. A i tak, jak znalazł prawie wyschniętą kałużę, to nie omieszkał się w tym błocku położyć. Szkoda, że nie zrobiłam mu zdjęcia, jak wyglądał. Całe szczęście, że jak się wysuszyło to i się wykruszyło i do samochodu wsiadał już czysty.