Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Bardzo lubię tańczyć, szczególnie tango argentino. No ale wyobraźcie sobie słonicę tańczącą ten piękny, zmysłowy taniec. Poza tym śpiewam w chórze, często mamy koncerty, a ja stoję w pierwszym rzędzie. Wypadałoby jakoś ładnie wyglądać, no nie? Edit 2020: czas na zmiany. W chórze już od zeszłego roku nie śpiewam. Kiedyś trzeba odpuścić ;) Za to zaczęłam regularnie biegać. Zrobiłam nawet kurs animatora slow joggingu.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 574653
Komentarzy: 5114
Założony: 30 stycznia 2007
Ostatni wpis: 30 sierpnia 2021

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
alam

kobieta, 57 lat, Olsztyn

159 cm, 88.80 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Nie przytyć ;)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

1 sierpnia 2011 , Skomentuj



No to do boju!!
Szukając dziś rano zeszyciku do zapisywania swoich sukcesów na drodze do zgrabnej sylwetki, znalazłam taki z prowadzonego u nas w szkole projektu edukacyjnego za unijne pieniądze. Ten projekt miał właśnie taką nazwę: I Ty potrafisz. Czyżby dobra wróżba na mój kolejny początek? Oby!
Ale, ale!! nie czekałam do dziś, nie odkładałam do jutra! I dziś pożegnałam 9, nie mówię że na zawsze, żeby nie zapeszyć.
Obecna waga 89,6 kg, ale pasek zmieniam w piątek, raz w tygodniu. Nie jestem w stanie powstrzymać się od codziennego ważenia, ale przynajmniej robię to raz dziennie, po porannym siusianiu
Wracam do pewnych sposobów na motywację do wytrwania w postanowieniu.
1) przykleiłam na szafę swoje odkurzone "Korzyści z odchudzania". Dalej są aktualne!
2) założyłam zeszycik, w którym będę zapisywać swoje posiłki i zliczać kalorie (bo to chyba najlepiej się sprawdzało)
3) oprócz tego będę zapisywać też to, czego nie pożarłam a chciałam (ten pomysł ściągnęłam od Fionki, zobaczymy, czy będzie miał moc motywującą) i jak czasu starczy tu też podliczę kalorie
4) w zeszycie zrobiłam miejsce na zapisywanie punktów MOP (Motywacji Odchudzania Punktami - to mój wymysł , tzn nazwa, bo idea już funkcjonuje na Vitalii)
5) oczywiście pozapisuję też aktywność fizyczną

Podobno podsumowania robione co jakiś czas działają bardzo motywująco. Zobaczymy.

Rezygnuję na razie z wykupowania diety i fitnessu. To już przerabiałam, brak mi wytrwałości i za dużo kombinowałam. Odkurzę stare Vitaliowe przepisy, ale zdam się na intuicję i dotychczasową wiedzę. A jeżeli chodzi o aktywność, to w domu mam dużo możliwości, tylko chcieć: rowerek stacjonarny i terenowy, hula hop, mata do ćwiczeń dywanowych, skakanka, guma do ćwiczeń, hantelki, basen (ale to od września), może bieganie (bardzo wielkie "może") no i najnowszy nabytek - KINECT. To ostatnie to rewelacja. Wprawdzie to prezent dla synka, ale już mi nawet sam przykazał z niego korzystać, co też wczoraj uczyniłam i wspaniale się bawiłam, grając. Pot lał się po tyłku i nie tylko Były przysiady, podskoki, uniki i inne wygibasy i to z całą rodzinką przy dobrej zabawie! Polecam! Muszę namówić na zakupienie jakiegoś programu z ćwiczeniami, bo takie podobno są. Może ktoś z Was mi coś poleci? Najlepiej jak ktoś już coś wcześniej przetestuje



30 lipca 2011 , Komentarze (3)



Nie wiem jak to zrobiłam, ale w ciągu tego tygodnia schudłam prawie kilogram.
Nie powiem, żebym się zmartwiła  Mam niecne podejrzenia, że to tylko woda, która po podróży zatrzymała się w organizmie.
Wczoraj prawie nic nie jadłam, nie dlatego, że taka dzielna jestem, czy co, ale po prostu czymś się zatrułam. Myślałam, że umrę. Nawet wisiałam nad kibelkiem, co u mnie jest wręcz niespotykane, bo wolę się przemęczyć niż wsadzić palec do gardła. Tym razem samo szło. Sorry za takie szczegóły, ale chciałam pokazać jaka byłam mocno cierpiąca. Poza tym łeb bolał mnie jak diabli, a ze względu na żołądek nie chciałam łykać tabletek.
Widać, że nawet takiego twardziela, który może pożreć wszystko i wszystko ze sobą pomieszać, dopada niestrawność. Drogą dedukcji winę przypisałam jakiś skórce jabłkowej albo nektarynkowej. Dziś jest już dobrze, a nawet bardzo dobrze, bo nie mogę zjeść tyle co zwykle, czyli za dużo, bo mnie zaraz mdli. Nie ważyłam się, bo nie zniosłabym rozczarowania po takim cierpieniu, a wagi jak wiecie potrafią być okrutne.

Powoli wracam ciałem i duszą na Vitalię. Na razie zmuszałam się do robienia w miarę regularnie wpisów i czytałam Wasze pamiętniki, nie odpisują w ogóle na komentarze. Bardzo mi z tego powodu wstyd, ale w końcu się poprawię. Na razie w ten sposób dziękuję za pamięć i wsparcie. Jesteście kochane!!!!



To tylko tak wygląda, że oni/one jedzą wszystko i w każdych ilościach. Tak na prawdę nie potrafią zjeść za dużo.

27 lipca 2011 , Komentarze (6)



Dziś na wadze 90,8 kg. W podróży niewiele piłam, jadłam mało warzyw i owoców, żywiłam się bułkami, pizzą i makaronem. Wczoraj jakieś warzywka, do woli wody i już jest efekt. Niestety stały na stole rodzynki w czekoladzie i nie powstrzymałam się
Od sierpnia zacznę stosować system punktowania, kiedyś działał.
W ogóle od poniedziałku zaczynam z grubej rury przygotowywać się do powrotu do pracy. Po rocznym leniuchowaniu nawet mi się chce. Mam nowe pomysły, nowe zasoby cierpliwości, mam nadzieję, że do nowej dyrekcji również
Szkoda tylko, że pogoda taka beznadziejna. Wczoraj ładnie, a dziś znów od świtu deszcz. Jak mam wysuszyć pranie, kiedy w powietrzu nadmiar wilgoci?
W zasadzie nie czekam do poniedziałku, już się rozkręcam. Trzeba przecież zrobić w domu gruntowne porządki i inne takie, bo jak już się zacznie szkoła, próby chóru nie będzie czasu na nic do grudnia, do świąt.
Znów trzeba będzie parę rzeczy robić na raz, jak to już wcześniej bywało



Też podobne patenty opracowałam
Chcieć to móc!!! Tylko czasem tak bardzo się nie chce...

Czekam aż książę małżonek dostarczy mi zdjęcia z podróży i zamieszczę krótką relację.
Po wczorajszej wstępnej selekcji z ponad tysiąca zdjęć zostało 900

26 lipca 2011 , Komentarze (8)



Nie było mnie trochę, ale nie dlatego, że znów się poddałam, tylko byłam na wyjeździe.
2 lata temu objechaliśmy z rodzinką pociągiem Zachodnią Europę a w tym roku wybraliśmy się na północ. Podróż trwała 10 dni: Olsztyn-Świnoujście-Ystad-Kopenhaga-Goeteborg-Oslo-Malmo-Ystad-Świnoujście-Olsztyn. Wczoraj wróciliśmy i próbuję się ogarnąć z praniem itp. Podróż bardzo udana, ale mało dietetyczna. Dzisiejsza waga: 91 kg mimo, że ułaziliśmy się po pachy.
Traf chciał, że w Oslo byliśmy akurat podczas zamachu bombowego :( Całe szczęście byliśmy w tym czasie w hotelu, a hotel był 300 m od wybuchu. Poza głośnym wybuchem, łomotaniem okien i zablokowaniem dojścia do marketu nie odczuliśmy jego skutków.

Jak się ogarnę, to wstawię kilka zdjątek z wyprawy.
Teraz czas wziąć się do odchudzania. Dziś się nie udało, ale jutro będzie lepiej.

14 lipca 2011 , Komentarze (6)



Wczoraj na noc niestety się nażarłam. I nie zmotywowałam się do rowerka.

No to nowy dzień nastał i ma być lepszy. Czuję to! Kiedyś się uda...

13 lipca 2011 , Komentarze (3)



Pomarzyć dobra rzecz :)

Mam nadzieję, że właśnie powolutku się rozkręcam. Od wczoraj :)
Parę sukcesów już zaliczyłam:
1) nie nażarłam się na noc, tylko opiłam wodą
2) 2 godzinki poprasowałam dzielnie
3) poczytałam sobie wasze pamiętniki i znalazłam u Fionki fajną stronę na zapisywanie aktywności fizycznej, której wprawdzie u mnie nie ma, ale zamierzam ruszyć swoją grubą niewymowną: www.endomondo.com
4) cały wieczór nastawiałam się pozytywnie
5) wstałam dziś o 9 a nie o 11, jak ostatnio od miesiąca
6) rano zrobiłam pomiary (nie było łatwo spojrzeć prawdzie w oczy, oj nie!) i uaktualniłam paseczek
7) potem ogarnęłam kuchnię i przygotowałam śniadanko
8) nie pominęłam swoich tabletek, co zdarzało mi się ostatnio od miesiąca
9) pozałatwiałam w Olsztynie całe mnóstwo spraw, których nie lubię
10) przede wszystkim pilnowałam co jem i popilnuję dalej

Doliczyłam do 10, czyli jest nieźle. Niektórzy większości z tych punktów nie zaliczyliby do sukcesów, ale one obrazują jak nisko ostatnio upadłam i jak trudno mi się podnieść.
Byłam też dziś na darmowym badaniu słuchu. Niby nic mi nie dolega, ale czasami mam wrażenie, że nie dosłyszę. I faktycznie, lewe ucho jest gorsze, ale nie jest tragicznie :) Aparacika mi nie proponowali Kazali ograniczyć przebywanie w hałasie. Musiałabym chyba zawód zmienić. Jak ktoś był podczas przerwy w podstawówce, to wie o czym mówię. Moi rodzice mają kłopoty ze słuchem, więc ja też nie mam złudzeń, że na stare lata zaprzyjaźnię się z jakimś aparacikiem.

A teraz wszystkich o słabych nerwach proszę o zamknięcie oczu
Oglądacie na własną odpowiedzialność!
Całkiem aktualne zdjęcia. Pierwsze w uroczym krajobrazie Tumian, a drugie z synkiem w Gdańsku. Mam takie cycki, że z góry nie widzialam, że brzuch jest już prawie z nimi równy . Cycki mogłyby takie pozostać, ale reszta won!




12 lipca 2011 , Komentarze (6)



Oczywiście podziwiam tak namiętnie własną głupotę. Niestety ten podziw nie wywołuje euforii. Wręcz przeciwnie.
Są wakacje a ja nie odpoczywam, bo nie mam po czym :) Ja po prostu bezwstydnie leniuchuję.
W domu zarasta, czas by też pomyśleć o pakowaniu przed wyjazdem z całą rodzinką a mnie się nie chce :(
W ogóle coś nie najlepiej ze mną ostatnio. Nieopatrznie za często zaczęłam zerkać do lustra, bo coś trudniej mi się ruszać, schylać ... I niestety nie jest to ładny widok. Dziwię się, że księciu małżonkowi to nie przeszkadza, ma przecież coraz mniej miejsca w łóżku.
Przecież ja w tej chwili jestem 10 kg cięższa niż w styczniu!
Patrzeć na siebie nie mogę ale zrobić z tym czegoś w tej chwili też nie mam siły.
Nie wiem, co się dzieje. Czuję w środku jakiś strach, roztrzęsienie, coś jakby stan na chwilę przed katastrofą.
Nie chcę nikogo zamęczać tymi odczuciami, więc na co dzień zachowuję się normalnie, żartuję, najczęściej z siebie. Po prostu uprzedzam innych. Ja mogę, ale inni wara, bo się poryczę.
Wróciłam do czytania waszych pamiętniczków. Działa, ale na krótko. Myślę o wykupieniu dietki z planem ćwiczeń. Kiedyś się sprawdzało, ale też krótko. Wszystkie moje motywatory przestały działać. Wszystkie sztuczki, które używałam ostatnio przy odchudzaniu wydają mi się teraz denne i głupie. Dlaczego, bo po raz kolejny odpuściłam, poszłam na łatwiznę i znalazłam się w punkcie wyjścia. Nie wiem, który już raz, mam wrażenie, że o ten raz za dużo.
Wiem, użalam się nad sobą. Wiem, że inni mają większe problemy niż waga i wygląd, aczkolwiek u mnie to też nie jest tylko to, bo o innych sprawach, które mnie dotyczą nie można tak otwarcie pisać. Niektórych się wstydzę, bo sama źle postępowałam, o innych lepiej żeby zbyt wiele osób nie wiedziało, bo niektórzy mogą wykorzystać to przeciwko mnie.
Mam wiele rzeczy, które przytrafiły mi się w życiu, z których mogę być dumna, ale... No właśnie. Czy też tak macie, że to co wychodzi, to po prostu tak ma być i żadna w tym moja zasługa. Natomiast porażek jestem jedynym winowajcą.
Po przeczytaniu waszych ostatnich komentarzy aż się poryczałam ze wzruszenia, że tak dobrze mnie odbieracie, albo mój wizerunek, który tutaj stwarzam. Nieźle obrazuje to mój obecny stan psychiczny.
Dość! Nikt za mnie z tym nic nie zrobi, muszę ja sama. Zacznę małymi kroczkami. Do wyjazdu postaram się choć trochę ogarnąć, a po powrocie systematycznie się odgruzuję, nie tylko pod względem kilogramów tłuszczu na sobie. Tym zajmę się tak przy okazji.
Zapomnę o dewizie: wszystko albo nic. "Trochę" też ma znaczenie. Za te "trochę" też można się pochwalić a nie tylko za wykonanie wszystkiego w perfekcyjny sposób, najlepiej, najszybciej, najpiękniej, najbardziej pomysłowo ze wszystkich. Muszę zabić w sobie tę wredną prymuskę.


Kolejne "naj" , ale chyba jakieś takie sensowniejsze.
Jutro rano zacznę od wstania o normalnej porze, zważenia się, zmierzenia i zobaczymy co jeszcze sensownego uda mi się zrobić.
Dziś ... też coś zrobię.

8 lipca 2011 , Komentarze (11)



I oczywiście wiem, że źle zrobiłam. Ale jakoś nie mogę zaskoczyć z tym odchudzaniem. Rozleniwiłam się na tej końcówce urlopu i nic mi się nie chce. Pogoda też do bani. Jak świeci słoneczko, to człowiek zupełnie ma inny zapał do życia.
Nie potrafię wrócić na właściwą drogę wzorowego odchudzacza. Jakiś kop na rozpęd może?
Wiem, wiem, szukam wymówek zamiast wziąć się do roboty. Lenistwo, lenistwo i jeszcze raz lenistwo. Zero ruchu, za dużo jedzenia a przede wszystkim słodyczy.
Czyżby również zero motywacji???
Ale przecież nie podoba mi się to, co widzę w lustrze, więc to powinno być już wystarczającą motywacją. Obiecałam sobie, że nie zobaczę już 9 na wadze, a to pojawia się coraz częściej, znowu :( Myślałby kto, że ma do czynienia z inteligentną kobietą, która wie, co jest dla niej dobre i to wprowadza w życie. Nic bardziej mylącego. Przyjdzie się naprawdę na blond przefarbować, żeby ludzi w błąd nie wprowadzać.
Wakacje w pełni, a ja mam doła. Żadnych spodni na dupę wciągnąć nie mogę, w spódniczkach chodzić nie mogę, bo obcieram sobie uda do krwi. Chyba kupię sobie namiot.

13 czerwca 2011 , Komentarze (9)



Weź i się człowieku odchudzaj jak prowadzisz intensywne życie towarzyskie
Zaczęło się już w piątek chóralnym ogniskiem. Nasz prezes-inspektor jest doskonałym kucharzem przygotował grochówkę, karczek i piersi z grilla a jeszcze były kiełbaski z ogniska i bułka z masłem czosnkowym. Starałam się nie przesadzić, ale nie jestem pewna czy mi się to udało Nie, nie, nic z tych rzeczy! Wcale się nie alkoholizowałam Od kiedy zrobiłam prawko wolę jeździć niż pić i mam niezłą wymówkę. Jednakowoż wróciliśmy późno, bo imprezka była bardzo udana. Po raz pierwszy byłam na terenie Katedry Pszczelnictwa w Kortownie. Jest tam bardzo fajne miejsce z zadaszonymi stołami, miejscem na ognisko i toaletą w budynku. Iście królewskie warunki! Tylko te pszczółki w ulach troszku mnie niepokoiły. Dobrze, że było późno i nie za ciepło, więc chyba spały Ale nie padało!! A wcale nie było to takie pewne, bo do południa pogoda nas nie oszczędzała. Za to wieczorkiem nawet na chwilę wyszło słoneczko!
W sobotę niestety musiałam wstać wcześnie, bo zawoziłam synka na egzamin FCE znów do Kortowa. Ale po powrocie wskoczyłam do łóżka, żeby jeszcze dospać, bo po południu kolejny grill u  przyjaciół. Już wyjeżdżaliśmy z domu, gdy dzwoni prezes, że zaprasza na ciąg dalszy piątkowej imprezy. No kurcze! Miałam problem, jako ta żaba, przecież się nie rozdwoję! Ale sorry, nie mogłam wystawić do wiatru przyjaciół.
Za to w niedzielę wróciłam już na właściwą ścieżkę. Namówiłam nawet księcia małżonka na basen. Był to już (albo dopiero) 21 raz, a ponieważ zawsze robię ponad 40 długości, to przepłynęłam już ponad 21 km Rowerek ostatni raz był ujeżdżany w piątek. Coraz łatwiej pokonuję już swoje 20 km, czas pomyśleć o zwiększeniu dystansu! Teraz z rana nie zdążę, bo lecę robić pazury u kosmetyczki, ale potem i owszem. Do piątku trzeba przecież parę deko zrzucić.
Książę małżonek gdzieś wyczytał, że nawet jeśli odchudzaczy dopada efekt jojo, to i tak to dla nich lepiej niż gdyby się wcale nie odchudzali. Ja kiedyś czytałam coś odwrotnego, ale kto tam wie, jak to jest naprawdę.
Próbuję wymyślić sobie jakiś motywator, który będzie wzmacniał moje działania dzielnej odchudzaczki. Perspektywa wylaszczenia się kiedyś tam w dalekiej, zamglonej przyszłości nie motywuje tak w codziennym zmaganiu. Zbieranie 5 zł do świnki też przestało działać Przecież nie będę nagradzać się czekoladą Nie mam pomysła.

10 czerwca 2011 , Komentarze (6)



To było do przewidzenia. Na wadze bez zmian. I tak powinnam się cieszyć, bo mogło być więcej. Przy tych ilościach pochłanianych truskawek?! Już dawno przekonałam się, że jak próbuję się odchudzać bez przesady, to wychodzi mi dieta stabilizacyjna Jak się nie odchudzam, to oczywiście tyję. Fakt, że przy tej ilości jedzenie i zbyt małej aktywności fizycznej, to trudno byłoby komukolwiek schudnąć. Gubi mnie jedzenie późnym wieczorem, jak wracam z próby. Przed samą próbą nie jem, bo ciężko się śpiewa, za to po powrocie mam ochotę wymieść lodówkę. Pamiętam, że łatwiej mi szło chudnięcie, gdy po próbie wypiłam najwyżej maślankę, niezależnie od tego o której i co pożarłam wcześniej. Trzeba do tego wrócić bo inaczej będzie ze mną tak jak na poniższym: