Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Bardzo lubię tańczyć, szczególnie tango argentino. No ale wyobraźcie sobie słonicę tańczącą ten piękny, zmysłowy taniec. Poza tym śpiewam w chórze, często mamy koncerty, a ja stoję w pierwszym rzędzie. Wypadałoby jakoś ładnie wyglądać, no nie? Edit 2020: czas na zmiany. W chórze już od zeszłego roku nie śpiewam. Kiedyś trzeba odpuścić ;) Za to zaczęłam regularnie biegać. Zrobiłam nawet kurs animatora slow joggingu.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 573681
Komentarzy: 5114
Założony: 30 stycznia 2007
Ostatni wpis: 30 sierpnia 2021

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
alam

kobieta, 57 lat, Olsztyn

159 cm, 88.80 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Nie przytyć ;)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

18 grudnia 2008 , Komentarze (7)

Ale nie zamartwiam się (chociaż powinnam). Ku przestrodze zamieszczam zdjęcie tłuszczyku wylewającego się ze spodni, których wcale nie musiałam na wdechu zapinać a mimo wszystko wały wylazły :(



Odpuściłam sobie na razie dietkowanie zupełnie. Rowerka również zero, ale to tylko dlatego, że doba nie da się rozciągnąć.
Codziennie coś! Wczoraj na przykład byłam na zebraniu w szkole synusia. Nie jest źle, grozi mu nawet parę szóstek. Z tym to przesadził ;) Gorzej, że zanosi się również na parę czwórek na półrocze. Nie martwcie się, nie jestem szurniętą matką, która wymaga od dziecka nie wiadomo czego. Jednakowoż znam swe dziecię i wiem, że w tym wypadku było to tylko lenistwo, bo stać go na wiele.
Nie będzie miał szlabanu (na razie), ale ... (Oczywiście żartuję)
Jestem z niego bardzo dumna, chociaż wiem, że nie jest to szczyt jego możliwości (zdolna bestia w mamusię, hi hi) :)))
W końcu to pierwsza gimnazjalna, dojeżdżanie, wczesne wstawanie... mogło być dużo gorzej.
Córcia w klasie maturalnej też nieźle wypadła na półrocze, wszystkie próbne matury zdała. Szkoda mi jej, bo widzę jak ciężko pracuje. Dobrze, że teraz trochę odpocznie.
Zatem jestem mamuśką dumną jak paw a nawet dwa pawie.

Dziasiaj mam dwie imprezy wigilijne. Jedną, pracowniczą, już zaliczyłam. Na drugą, chóralną, za chwilę jadę. Jutro jeszcze spotkanie wigilijne ze swoją klasą w szkole i ferie świąteczne :))))
Jutro po południu jadę do fryzjera. Miałam po raz pierwszy w życiu farbować włosy, bo wydawało mi się, że już mam parę siwych włosów. Książę małżonek stwierdził, że przesadzam i dla pięciu siwków nie powinnam robić sobie nie wiadomo czego na głowie. Przyznałam mu rację, bo bardzo mi się podoba moja naturalna farba na włosach. Zatem jadę się tylko przystrzyc.
Pojutrze miało odbyć się spotkanie klasy licealnej, ale jakiś marny odzew. Wszyscy chyba udają, że tak ich przygotowania świąteczne pochłonęły. Ja nie będę udawać i jadę. Na wszelki wypadek wezmę ze sobą lusterko, cobym sama nie musiała piwka pić ;)

Wczoraj zrobiłam córci przyjemność i upiekłam ciasteczka na klasowe spotkanie wigilijne. I skoro wszyscy chwalą się, to ja też:



Pierniczki będziemy robić dopiero w sobotę :)

15 grudnia 2008 , Komentarze (3)

Cóż...
Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie :(
Totalny kryzys. Zero dietki, a raczej dietka dla mających problemy z przytyciem. Zero ćwiczeń, zero aerobiku, zero rowerka. Totalne lenistwo :(
Dopadło mnie i tyle.
Nie żebym rezygnowała i była zdołowana. Nawet nie najgorzej się czuję, ale zero motywacji. Po prostu mniej niż zero...
I niestety na wadze więcej! I to (ło matko!!!) 2 kg! Nie, no, ja to mogę zarabiać na przybieraniu kilosów, na akord mogę pracować.

Przygotowania świąteczne leżą i kwiczą, nic, zero, null.
Dzisiaj całe popołudnie kupowaliśmy z księciem małżonkiem prezenty świąteczne. Zawsze tak robimy na ostatnią chwilę, bo my strasznie niecierpliwe ludzie jesteśmy i jakby my wcześniej co kupili, to by też wcześniej sprezentowali. Takie chomikowanie przez miesiąc to nie dla mnie. A tak obkupiliśmy każdego drobiazgiem i jestem zadowolona, że tak nam dobrze to poszło.
Tylko, że ja głupia okrutnie jestem. Księciunio chciał mi zakupić drogocenne cacko a ja nie chciałam. Ot i matka Polka! Dzieckom co kupić, a nie sobie! Nie, nie, nie! Żadne tam kolie ani pierścienie brylantowe. Takich ekstrawagancji małżonek nie uznaje :( (a szkoda) Ipoda chciał mi książę małżonek zakupić. A ja se pomyślała, a gdzie mnie prostej starej babie takie ustrojstwo? Mam ja swoje stare mp3, przywiązałam się do niego i co? Tak bezdusznie mam je opuścić, wyrzucić?!!
Ale teraz żałuję, że się nie zdecydowałam. Następna okazja za pół roku na urodziny. Ot, głupia!

A tak a propos świąt i życzeń, to mam do was prośbę:


9 grudnia 2008 , Komentarze (4)

Ja jednak pozostanę przy swoich nawykach żywieniowych.......
Może nie będę szczuplejsza, ale zapewne zdrowsza:))))

  Nowa Dieta-Cud Zwana Dietą Przedszkolaków.
Prawdopodobnie zwróciłaś(-eś) uwagę na fakt, że większość dwulatków jest szczupła. Teraz przepis na ich sukces w tej dziedzinie staje się dostępny dla wszystkich w tej oto nowej diecie. Wskazana jest konsultacja z lekarzem przed jej rozpoczęciem, w przeciwnym przypadku będziesz się musiał(-a) z nim zobaczyć po jej zakończeniu. Tak czy inaczej powodzenia!

  DZIEŃ PIERWSZY:
śniadanie: Jajecznica z jednego jajka, jedna grzanka z dżemem z winogron. Zjedz dwa kęsy jajecznicy, przy pomocy palców, zrzuć resztę na podłogę. Jeden raz ugryź grzankę, następnie rozsmaruj dżem po swojej  twarzy i obrusie.
Drugie śniadanie: Cztery woskowe kredki (obojętnie jakiego koloru), garść ziemniaczanych czipsów i szklanka mleka (3 łyki tylko, resztę rozlej) Obiad: Suchy patyk, dwie dwugroszówki i  jednozłotówkę, cztery łyki rozgazowanego Sprite.
Zagryzka przed snem:  Rzuć grzankę na podłogę w kuchni.

  DZIEŃ DRUGI
śniadanie: Podnieś z podłogi wczorajszą grzankę i zjedz ja. Wypij pół  butelki wyciągu z wanilii albo jedną buteleczkę farbki do kolorowania  jedzenia.
Drugie śniadanie: Połowę szminki w jaskrawym różowym kolorze i garść suchego psiego jedzenia, jedną kostkę lodu, jeśli masz na to ochotę. Popołudniowa przekąska: Liż tak długo lizaka aż się zrobi klejący, zabierz na dwór, upuść do piasku. Podnieś i liż tak długo aż zrobi się czysty. Wtedy wnieś go z powrotem do domu i upuść na dywan.
Obiad: Mały kamyk albo nie ugotowane ziarnko grochu wepchnij do lewej  dziurki w nosie. Wylej sok z winogron na uklepane ziemniaki, zjedz  łyżeczką.

  DZIEŃ TRZECI
śniadanie: Dwa naleśniki z dużą ilością dżemu zjedz jeden palcami,  wetrzyj dżem we włosy. Szklanka mleka, wypij połowę. Włóż drugiego  naleśnika do reszty mleka w szklance. Po śniadaniu podnieś wczorajszego  lizaka z dywanu i zliż włoski, połóż na siedzeniu najlepszego wyściełanego krzesła.
Drugie śniadanie: 3 zapałki, kanapka z masłem orzechowym i dżemem. Wypluj kilka gryzów na podłogę. Wylej szklankę mleka na stół i wychłeptaj.
Obiad: Miseczka lodów, garść czipsów, trochę czerwonego ponczu. Spróbuj wyśmiać trochę ponczu przez z nos, jeśli dasz radę.

  OSTATNI DZIEŃ
śniadanie: Ćwierć tubki pasty do zębów (jakiegokolwiek smaku), kawałek  mydła, oliwkę, szklankę mleka wrzuć do miseczki z płatkami kukurydzianymi, dodaj pół szklanki cukru. Gdy płatki zmiękną, wypij  mleko, a resztą nakarm psa.
Drugie śniadanie: Zjedz okruszki chleba z  podłogi w kuchni i dywanu w pokoju gościnnym. Znajdź lizaka i zjedz go do końca.
Obiad: Połóż spaghetti na grzbiecie psa, włóż klopsy mięsne do uszu. Włóż budyń do soku i wyssij przez słomkę.

POWTÓRZ DIETĘ JEŚLI POTRZEBA

8 grudnia 2008 , Komentarze (4)

... bo nie chcę się wyrażać...
Gdyby nie wy, to zrezygnowałabym już! A tak, to się trochę jeszcze pomęczę :((( Trochę dłużej!!!
Waga: o 0,1 kg więcej niż w zeszły poniedziałek :(((
Dół totalny, bo przecież tak ładnie szło!
Ale cycki bolą, więc może to tylko woda?
Ech...

4 grudnia 2008 , Komentarze (5)




I wyglądam jak te pieski :)))))
A co!!!
Waga spada (87,2 kg) :))) bo nie przekraczam 1500 kcal. Ale dzisiaj to już nie jestem pewna, bo zapodałam sobie i rodzince pieczona jabłuszka. Raz się żyje!
Jednakowoż teraz ledwo patrzę już na oczy, zatem idę spać!!!
Dobranoc!

3 grudnia 2008 , Komentarze (8)

Najpierw pazurki, a później będę narzekać na liczenie.



Chyba dobrze widać. Tym razem delikatne w kolorze :)

Kolejny raz przekonałam się, że bez liczenia zjadłabym więcej. Więc pewnie w tym siedzi problem: za dużo jednak jadłam, żeby chudnąć.
Jednocześnie przeraziło mnie to, że nawet jak uda mi się schudnąć, to żeby znów nie przytyć, trzeba będzie też się nieźle napracować. Może to choć na zdrowie wyjdzie?
Jak już zaczęłam liczyć, to się rozpędziłam i policzyłam jakie to mam obecnie dzienne zużycie kaloryczne i wyszło mi, że jadę na 2200 kcal, reszta idzie mi w przebrzydły tłuszczyk. Zatem jeśli ograniczę dostarczanie energii do 1500, a jeszcze przy dobrej okazji coś ekstra zużyję, to powinny być efekty. I to bez bardzo dużych wyrzeczeń i męczarni.
Nie ma to jak autosugestia ;))) Ale chwytam się już teraz wszystkiego.
Jednakowoż na razie działa: dzisiaj waga przy piątym wejściu na nią dała się przekonać, że ważę 87,7 kg. Kilogram mniej niż w poniedziałek i to z zaparciem! Bylebym tylko znów nie zabalowała!

Zmieniając temat: dzisiaj musiałam się zmierzyć z naszą ukochaną służbą zdrowia. Gul mi chodzi jak muszę trafić do jakiegoś specjalisty. Kolejki paromiesięczne! A na dodatek traktują cię jak intruza. Całe szczęście, że na razie jestem w zasadzie zdrowa i nie muszę systematycznie nawiedzać lekarzy. Na co dzień ratuje mnie teść, który i receptę wypisze i przesłucha na okoliczność rzężenia w płucach.
Niestety mam egzemę na prawej dłoni, która od czasu do czasu daje mi w kość i nie działają tony wsmarowywanych kremów natłuszczających. Po wczorajszym basenie znów zaczęło swędzieć i wyglądać prawie jak świerzb. Lekarz rodzinny nie przepada za wypisywaniem lekarstw na takie przypadłości, bo wiadomo jak to się beznadziejnie i długo goi i potem wszyscy mają do niego pretensje, że nie działa, bo się nie zna.
Dzisiaj pierwszy telefon zakończył się podniesieniem mi ciśnienia, bo do końca roku nie ma wolnych terminów, a na styczeń nie zapisują, bo jeszcze nie podpisali umowy. Wrrrrr. To co z tego, że wcześniej odgryzę sobie łapę, bo tak swędzi i szczypie! Koleżanka poratowała mnie telefonem do Spółdzielni Lekarskiej Zdrowie na Ratuszowej, a tam błogość. Pani wprawdzie uprzedziła, że nie ma już wolnych numerków, ale jak zaczęłam jęczeć, że piecze i pali, to kazała po prostu przyjechać. Pojechałam, a tam luzik. Wszyscy zadowoleni, nie ma pośpiechu ale pracują. Pani doktor bez mrugnięcia okiem mnie przyjęła, wypisała recept i nawet dała skierowanie do chirurga na wycięcie kaszaka. I to wszystko za darmo! Szkoda, że nie poprosiłam, może też bym dostała skierowanie na lifting i odsysanie tłuszczu  :))))
Z rozpędu pojechałam do chirurga. Nie, nie, nie, tu już nie poszło tak gładko. Zarejestrowali mnie na 6 stycznia. Ale przynajmniej mają już podpisaną umowę z NFZtem :)))

2 grudnia 2008 , Komentarze (3)

Przypomniało mi się, że bardzo wygodnie liczy się kalorie na portalu dieta.pl
Zatem zaczęłam od wczoraj. Jak pięknie się złożyło, że to poniedziałek i początek miesiąca :) No i dobrze się stało, że znów liczę te przeklęte kalorie i jednocześnie zapisuję, co jem. Podliczyłam dziś o 15-tej dzisiejszy "urobek" i wyszło mi, że niestety poza tym, to muszę się już oszczędzać (a myślałam, że malutko zjadłam). Dzięki temu pochłonęłam dziś ok. 1300 kcal. Wczoraj ok. 1200, ale chyba niedoszacowałam wagi niektórych smakołyków, zatem dziś odkurzyłam nawet wagę kuchenną :)
W rezultacie, po wczorajszym dzisiaj waga była łaskawsza: 88,1 kg mimo zastoju w jelitkach :(
Dobrze idzie, byle tak dalej :)))
Zmęczona jestem okrutnie. Byłam dziś w Mikołajkach na basenie z dziećmi ze szkoły. Cała Tropikana była nasza, pustki były. No to ja 30 min. mogłam popływać sobie po raz pierwszy krytą żabką. Tak przynajmniej uważam, że to wyglądało. Wczoraj na tę okoliczność zakupiłam sobie okulary do pływania, żeby mi soczewki nie wypłynęły.
Potem byłam jeszcze u mojej kosmetyczki robić nowe pazurki. Zdjęcie zrobię jutro, bo dziś już mi się nie chce.
No i w drodze powrotnej kombinowałam, żeby zwagarować z próby chóru, ale sumienie mnie ruszyło i jednak dotarłam na nią i nawet się nie spóźniłam. Dumna jestem z tego, że przełamałam swoje lenistwo.

1 grudnia 2008 , Komentarze (8)

... a ja nie odpukałam w niemalowane i nie splunęłam przez lewe ramię :(((
I dziś po całotygodniowym dogadzaniu sobie - znów więcej. Tym razem więcej o 1,6 kg :(((( Zgroza! W listopadzie nic nie schudłam :(( A nawet przytyłam 0,3 kg. I na co ta męka, wyrzeczenia, wylewanie siódmych potów????
No dobra. Pewnie normalnie bym przytyła co najmniej 2 kg, gdybym się nie pilnowała. W końcu spodnie wszystkie muszę nosić na pasku, inaczej wiszą koło kolan. Babzun już tak mocno nie wystaje. Cycki trochę widać spoza brzucha :)
Kurka wodna!!!! Ja po prostu za dużo jem. Czyżbym musiała wrócić do przebrzydłego zliczania kalorii????? Pewnikiem tak :((((
No to od jutra, buuuuuu.... Okaże się ile tego wszystkiego wtranżalam :(

24 listopada 2008 , Komentarze (10)

Oczywiście, że miałam wam już wczoraj podać składniki do tego przepysznego i bardzo zdrowego muesli ;)

W zasadzie robi się je na winie, tzn. z tego co się akurat nawinie ;)
A mi w paluszki wpadło:
1 szklanka płatków owsianych
1 szklanka płatków żytnich
1/2 szklanki otrąb pszennych
1/2 szklanki nasion słonecznika
1/2 szklanki nasion dyni
1/2 szklanki orzechów nerkowca
1/2 szklanki orzechów włoskich
Orzechy posiekałam, ale nie za drobno,
dodałam 4 łyżki oliwy i 6 łyżek miodu.
Wymieszałam dokładnie i wyłożyłam równiutko na blachę,
a blachę do piekarnika nagrzanego do 120 st. na ok 20 min.
Pokroiłam ok. szklanki różnych owoców suszonych. Tym razem były to:
ananasy, gruszki i śliwki. Ale śliwki mi się tylko rozmazywały, a nie kroiły, to dałam sobie spokój. Miała być jeszcze szklanka rodzynek, ale zapomnialam kupić ;)
Jak mi się już przypomni, że mam je kupić, to moja rodzinka wszystko już będzie miała wpałaszowane, takie dobre!
Owoce suszone i rodzynki dodaję już po uprażeniu w piekarniku!
Radzę odłożyć sobie trochę i schować głęboko na czarną godzinę, bo po 2 dniach może się okazać, że nie ma śladu po muesli.

A tak w ogóle, to nikt mnie nie chwali, że tak dzielnie walczyłam w zeszłym tygodniu (mimo doła giganta), że schudłam 1,3 kg!!! A łasa jestem na pochwały jak kot na słoninkę...

W tym tygodniu, będzie ciężko. 3 razy świętuję andrzejki :( Ale kto by się tym martwił, hi hi...
Najgorzej, że przed godziną pochłonęłam 2 tosty z szynką, ananasem i serkiem i jeszcze to czuję w żołądku. Jakby co, to jutro się nie ważę, po co się stresować?! ;)

23 listopada 2008 , Komentarze (6)




Tak wyglądało u nas ok.15. Teraz jest dużo więcej śniegu i wieje wiatr, zimno, brrrr. Wróciłam właśnie ze spacerku z psiuńciem, miał jeszcze ochotę poszaleć na dworze, ale ja już zmarzłam. Człowiek jeszcze nie przywykszy do takich temperatur.

Wczorajszy dzień minął tak przyjemnie, jak sobie zaplanowałam. Za to waga wypomniała mi dziś wczorajsze piwko i inne takie. A myślałam, że mi się upiecze :( Niestety 87,7 A jutro oficjalne ważenie i mierzenie. Cóż, będzie co będzie. Myślę, że dziś byłam już grzeczna. Zauważyłam, że jak czerwona płachta na byka działa na moją wagę jedzenie późnym wieczorem. Wcześniejsze grzeszki potrafi mi czasami wybaczyć, ale nie to.

Niedziela minęła równie sympatycznie. Wczoraj zakupiłam sobie "Zatokę trujących jabłuszek" i teraz oddaję się poprawiającej nastrój lekturze. Oczywiście książę małżonek nabija się, że czytam "takie " książki. On ma je w pogardzie. Niech se ma, na mnie mają działanie terapeutyczne :)

Zrobiłam dziś muesli. Takie domowej roboty jest najlepsze:



Mniam!!! Ciekawa jestem na jak długo tym razem ta wielka micha wystarczy. Moja córcia potrafi je wyjadać na sucho. Nie dziwię się :))))

Mój brat kończy dziś 50 lat. Ponieważ mieszka w Bremen, mogłam tylko do niego zadzwonić. Dla uczczenia jego święta przejechałam dziś 50 km na rowerku! Docenił to, ponieważ bardzo mnie wspiera w odchudzaniu.