Czy moge Ci pomoc?
wlasnie staram sie dowiedziec od fachowcow, czy moge pomoc Ci, chociaz dzieli nas tysiace gor, tysiace rzek...Mimo wszytsko, taka odleglosc mozna pokonac samolotem, ale w praktyce?
Czekam na odpis mojego listu, ktory wyslalam do ludzi, ktorzy sa zrzeszeni w organizacji charytatywnej, a zajmuja sie wlasnie takim problemem....Duzo informacji zebralam juz z internetu , ale te wiesci - choc klarownie ulozone w rzeczowna informacje - nie napawaja mnie optymizmem, bo ewentualna moja pomoc, to proces bardzo zlozony i mozolny...Gdyby nie ta odleglosc, gdyby nie ta odleglosc...Wciaz jednakmam nadzieje, ze da sie cos zrobic! Wiem,ze te fizyczna odleglosc pokonalam juz pierwszym odruchem serca - odpowiadajac - TAK! - na Twoja potrzebe....Czas jednak goni, a Tobie trzeba szybkiej, bardzo szybkiej pomocy! No, i co ja ma teraz uczynic? Jak trwoga to do ...Boga! Jemu blizej do Ciebie niz mnie, On cos wymysli, juz ja to wiem! Nie zalamuj sie!
tyle sie dzieje,
ze glowa boli! Nie, glowa boli, bo zmiana pogody dokonuje sie (idzie na deszcz,,,) Reszte, nalezalo by rozwinac, ale to juz nie dzisiaj...nie dzisiaj...
QL=NE x (H+5)
Ano..."naukowa" formula, wedlug , ktorej dokonuje sie selekcji nienarodzonych dzieci, ktorym warto pomoc, przeprowadzajac operacje w zyciu plodowym - by mogly zyc , zyc zdrowo, radosnie....A, co z Tymi dziecmi, ktorym...nie warto pomoc?
Wszystko co wielkie w czlowieku, musi przebic sie
przez niewidzialna sciane wlasnego oporu
wewnetrznego....
I tak bylo i w tym przypadku.
Otoz, przed lanczem niedzielnym ( pracuje w niedziele rowniez...)przyszla do mnie Andrea, z prosba, bym podjechala z Nia na 14- stke, bo chce sprawdzic, czy aby Osoba tam lezaca, jest ta sama, ktora Ona zna...Wcale mi sie nie usmiechalo, nie... Wiadomo, na 14-stce nie lezy sie ot, tak, z szybkim wyrokiem na wyjscie...wrecz odwrotnie...Podjechalysmy wiec, ale w srodku -czulam wscieklosc, bo na lancz niedzielny lubie zjezdzac do kafeji, w ktorej (mala liczba) Polek ma swoje spotkanie...No, coz, lubie Andree...Wybralam wiec te 14-stke.W drodze do pokoju, Andrea oznajmila mi, ze idziemy do 4-woreczki, o nie...Juz wiezialam co sie swieci! Duzy pokoj, a w nim cztery lozka, a na jednym z nich - zwinieta w klebek ( z bolu...) Liliana. Juz wiadomo, umiera, teraz tylko pozostaly srodki usmierzajace bol, by jakos godnie(?!)przejsc "z tad do wiecznosci"...
Liliana miala bardzo udane zycie, a wlasciwie - to brala to zycie z usmiechem na twarzy, pelnymi garsciami z niego czerpiac! Jej fizyczny wyglad - tuz przed ostatnia ostatnia faza choroby, w ktora wlasnie wkracza - dawalby wielu gwiazdom powod do zazdrosci! Slowo daje! Ze zdjecia sprzed miesiaca, patrzyla na mnie kobieta ok 30-stki! Ubrana ...hmmm...bardziej jak na dwudziestolatke przystalo! Faktyczny wiek? 67 lat!
Teraz, skurczona, w bolu - wygladala na swoj rzceczywisty wiek... Z jakiegos powodu - odmawiala przyjecia srodkow przeciwbolowych, co chwile sciskajac z bolu poduszke.Straszny widok dla patrzacych na Nia, a jaki bol dla Niej samej!
Zastanawialam sie dlugo - patrzac na Nia, co powoduje Jej twardy upor w postanowieniu nie przyjmowania lekow przeciwbolowych? Nie znajdowalam zadnego racjonalnego wyjasnienia takiej postawy! Przeciez, znana z radosnego trybu zycia - Liliana - nie wygladala mi na osobe, ktora postanowila sie umartwic na "odchodnym" z tego padolu...A jednak...
Kolejna proba podania Jej srodkow przeciwbolowych, w raz z dodatkowa iloscia tlenu - nie przyniosly skutku...A ja, dalej siedze wcisnieta w krzeslo, chcaca uciec z tej 14-stki!
"Dotknij Jej, poglaszcz, co tak siedzisz!" - przeszla mi przez glowe mysl-ponaglenie!"Nie, nie mam na to ochoty, nie bede sie zmuszala!"
Kolejne piec minut mija, a ja dalej patrze sie na zwijajaca Kobiete w bolu...Andrea - choc to Jej znajoma - tez ma jakas wewnetrzna blokade...
Wiem, nie wyjde z tad, az nie "spelnie swojego obowiazku"...Hmm...ciagle walcze ze soba.
W koncu - podrywam sie z krzesla, zaczynam powoli glaskac Chora, a Ona lekko otwiera oczy..Postanawiam podjac probe podania jej srodka przeciwbolowego, natrafiam jednak na opor...OK, w koncu powiadam, ze to srodek nasenny, po ktorym powinna Liliana zasnac na pare godzin ( co w teorii- naklada siez dzialaniem leku przeciwolowego...)Zapracowalo!!!Liliana lyka powoli srodek...Podaje wiecej wody, i wiecej...i wiecej...Ufff! Liliana zasypia...
Czas na mnie. Przerwa sie konczy, czas zjechac na 7-demke, gdzie praca na mnie czeka.
Na ostatniej przerwie, przyszla do mnie Andrea, ktora byla po rozmowie z jednym z Liliany dzieci...Liliana ma Ich jedenascioro! Gdziez Oni sa? Ani jednego przy matce konajacej...
Teraz zrozumialam, dlaczego Liliana odmawia przyjecia srodkow przeciwbolowych...
Przyjmij Panie Jej Ofiare....Wysluchaj Jej modlitw...Ona tak cierpi, a cierpienie nie jest Ci obce...
.....
...w nieszczesciach samych - pomnazasz Jej slawe....
Kto-Komu przyswiadczyl przysluge?
Otoz, przed rozpoczeciem Wielkiego Postu, postanowilam odmowic sobie paru rzeczy. Najpierw uczciwie musze zadac sobie pytanie, dlaczego to uczynilam? Tym razem, za "porzuconymi przyjemnosciami" na 40 dni stala intencja(prywatna). To takie (troche ) targowanie sie z Bogiem o otrzymanie laski, o ktora prosilam. Czuje sie z tym nie do konca w porzadku, bo tak naprawde - ;powinnambyla uczynic sobie taka malutka pokute dla samego przezycia owego czasu Wielkopostnego, ale jeszcze w relacjaji z Bogiem - jestem na pozionie "kupczenia", takiego wlasnie -"targowania"...Nie powiem, kosztowalo mnie to sporo wyrzeczen, bo nie wiele tych ziemskich przyjemnosci mam , wiec...
A oto (nieprzewidziany) bilans moich "wyrzeczen";
1. 43 dni bez picia kawy - efekt - spadek cisnienia ze 134/80 na 110/60
2. 43 bez mojej ulubionej "soap opery" - zaoszczedzonych 30 godzin czasu (poswiecone na odpoczynek)
3. nie zagladanie do "plotkarskich" gazet - kolejne 6 godzin (lekko!) dla siebie i rodziny...
4. nie kupowanie slodkosci w kafejce szpitalnej - 3,5 kilo mniej tluszczu ( o forsie nie wspomne!)
Skonczyl sie czas Wielkiego Postu, moge na powrot pic kawe, ale jakos juz mi nie smakuje....
Moge ogladac swoja ulubina "soap opere", ale zauwazylam, ze ona jest w swojej tresci tak glupia, ze wlasciwie - szkoda na nia czasu, wole sie przespac, regenerujac organizm - godzina, dobrze spedzona....
zapas kolorowych, plotkarskich czasopism - moge wlasciwie oddac na makulature. Nie interesuje mnie juz zagrzebywaniu nieszczesc Znanych Osob (mam swoich pare, i czas sie na nich skupic)
No, i zostalam z pytaniem, rozawzaniem - Kto - Komu uczynil tym czasem Wielkiego Postu - wieksza przysluge? Ile z tych moich "wyrzeczen" - przyjal Bog na okreslona intencje?
Niczego sobie Bog ne przywlaszcza, z tego co od nas "otrzymuje" (nawet jesli jest to w intencji blagalnej, dziekczynnej, lub bez jakiejkolwiek intencji...) Oddaje za to nam wszytsko z powrotem, tylko w lepszej, zmienionej, ulepszonej wersji. Jestem tego zywym dowodem...
Radosnego Alleluja!
Otoz, musze dokonczyc swoj wywod,
ktory-mimo poznego wieczora - przerwala mi Corka.Tym samym, sprobuje odpowiedziec o samej intencji ksiazki.Otoz, ksiazka ma na celu uzmyslowienie nam , ze istniej na swiecie Dobro i Zlo. Obie te sily walcza o kazda Istote Ludzka, by wziac Ja pod swoja Opieke. Taka prawda jestem karmiona od dziecinstwa, w ktorym Rodzice - wyznawcy Rzymskiego katolicyzmu - przekazali ja (te Wiare) w schedzie....Nic wiec nowego pod sloncem - przynajmniej dla mnie...A jednak! Sam fakt istnienia Dobra, ogolnie jest postrzegany przez wielu wyznawcow (przynajmniej w Kosciele Katolickim - do ktorego przynaleze i do ktorego nawiazuje przez pewien stopien znajomosci zagadnienia), lecz juz Zlo (tak, przez wielka litere, bo zasluguje na naszapelna uwage i nie lekcewazenie !)okreslone jest jakims widoczkiem uroczego diabelka z rozkami, z uwodzicielskim usmiechem, gotowe do kazdej ugody z nami, jesli tylko zeczhcemy sie z Nim zabawic!
Taki niewinny diabelek, ktoremu nie zalezy na niczym, tylko na naszym ziemskim szczesciu!
No wlasnie...Tylko na ziemskim szczesciu...I tu caly "urok" Diabla tkwi!
I tak, o wszelkie zlo na tym swiecie obwiniamy .Boga, czyli Dobro. Tak nam wygodniej z jakiegos powodu, bo jeslibysmy zastanowili sie bardziej nad istota calego problemu, to moze bysmy wpadli na trop Prawdziwego Zla? No, ale , jak juz sie dojdzie do takiego punktu, to nalzey cos postanowic.
I wlasnie, jak juz stoimy w punkcie uznania Zla jako odrebnej sily tego swiata, to rownoczesnie stajemy do walki , albo...do akceptacji prze udawanie, ze nie ma czym sie przejmowac, bo Zlo nie istnieje...
Ksiazka traktuje w zasadzie o przypadkach (paru zaledwie), w ktorych sami opawiadajacy o sobie, juz zrozumieli w jakim swiecie zyja, i pod czyimi wplywami sa, czyli przeszli juz od faktu uznania Zla, jako realnej sily, istnienia, i teraz z pomoca osob z zewnatrz -probuja wyrwac sie z pod panowania tegoz. A wplywy Zlego na poszczegolne osoby byly tak ogromne, ze byly postawione o krok od uznania ich za chorych psychicznie, lub tez byli pod wplywem idei odebrania sobie zycia. Ja jednak zatrzymuje sie nad faktem mojej wlasnej nieumiejetnosci rozeznania zrodla ludzkiego nieszczescia w codziennym zyciu. zaczynam (powoli) wierzyc, ze zadne zlo nie pochodzi z woli Boga, chociaz nic innego nie byloby w stanie wytlumaczyc pewnych przypadkow na moj ludzki rozum. Potrzebuje wiec Wiecznosci, aby zrozumiec pewne tajemnice zycia, tylko tak ciezko mi jest isc do tej Wiecznosci, tak ciezko! Czy Wam tez tak ciezko jest?...
koles w pracy
pozyczyl mi ksiazke do przeczytania o szatanie. Hmmm....Nie czuje sie ostatni na dniach , aby czytac o Szatanie i sprawach jego, ale jakos sie przemoglam i zaczelam, a teraz nawet oderwac sie trudno od czytania...Konkretnie to rzecz traktuje o egzorcyzmie w ...21 wieku! nawet nie myslalam,ze 21 pierwszy wiek, zaopatrzony w rozne zastepcze srodki do zycia (tylko zycia nie wymyslono "zamiast"....)potrzebuje odwolywac sie do takich srodkow jak egzorocyzmy..a jednak...
P.S. Koncze swoj wywod, bo wlasnie cos mi przeszkadza dokonczyc,a wlasciwie-Ktos-Coreczka i jej kaprysy...
No i jak z tym moim odchudzaniem?
Ano, jako-tako...Cos sie poooowooooluuutku rusza. To chyba bardziej chec zobaczenia siebie samej w wersji szczuplej wykrzywia moja samoocene, juz po pierwszym dniu "czuje sie lzejsza!"...Tia...zaraz tam lzejsza...Jaks paranoja. W kazdym, razie, zaczynam na powrot liczyc kalorycznosc moich posilkow, zeby sobie zdac sprawe z tego, ile to ja potrafie zjesc...Teraz jestem w pracy, i w zasadzie nie powinnam juz nic zjesc po powrocie do domu (ookolo polnocy), ale bede musiala jednak cos skubnoc, bo nie moge popelnic bledow zagladzania sie, zeby tylko to skonczylo sie na malenkim(faktycznie - malenkim!) "co-nie-co"Ano, zobaczymy, ano zobaczymy....
Jak juz sie tak
publicznie "obnazylam" z "sukcesow" mojego odchudzania, to jakby 10 kilo mi ubylo! To juz jest cos...To podstawa. Chyba bede musiala sie zwrocic pamiecia do daaawnych dni, kiedy to bywalam tu czesciej, pisalam wiecej, poprostu - czerpalam sile i motywacje od was Wszytskich! Taka grupa wzajemnego wsparcia, cos w tym stylu. Musze sobie postanowic, ze jak poranny paciorek na chwale Bogu, poranna tabletka na tarczyce, tak i odwiedziny na Vitalii - chocby mialy obfitowac najkrotszym zdaniem sklecionym na predece...Moze to zadziala?Ano, kiedys potrafilam sie zebrac, zgubic 15 kilo, zapisywac drobiazgowo kazda kruszyne chlebka, ocenic jej wartosc kaloryczna, podsumowac...A teraz? Moze by tak raz- najmilsza Krysiu - sprobowac? Bo dopoki probujemy, dopoty zyjemy, prawda?