Witajcie, jak wiecie gdy nie piszę w pamiętniku to jest źle. Tym razem nie dietowo a uraz pleców. Znowu. Jestem zła, że tak dobrze szło a tu znowu kolejny raz taka lipa. W porę też się nie ogarnęłam, zaczynały plecy pobolewać i powinnam wtedy już odpuścić - ale nie, jeszcze oprócz szybkich marszów zrobiłam trochę podbiegów, no i nie mogę się ruszać. Mój ból jest taki, że opioidy nie pomagają w 100%, jak wezmę przeciwbólowe, to później mi niedobrze. Mam gulę wielkości dłoni na plecach. Muszę zamknąć dwa projekty w pracy, więc idę jutro i pewnie będę musiała być cały tydzień. Fizjo dopiero w sobotę. Weekend przez te bóle był nieproduktywny, ni to siedzieć, ni chodzić, ni leżeć. Jestem zmęczona psychicznie i fizycznie.
Na plus to nie przytyłam, waga dokładnie taka sama jak po zrzuceniu 1,3kg. Zjadłam trochę syfu w weekend i odchorowałam bólem żołądka. Widzę, że żołądek mi się skurczył i łatwiej mi odstawić jedzenie, zamiast dopychać się po kokardę.
Zapierałam się, że nie kupię więcej diety Vitalii a jednak kupiłam. Może to i dobrze, teraz jak wiekszość gotowców wyjadłam z zamrażarki, to brakuje mi pomysłów a niektóre posiłki z V. są całkiem smaczne. Napiszę więcej o tym za jakiś czas. Z gotowców zostały mi jeszcze wege pulpety i kiełbaski z Ikei.
Pare fotek z ostanich dni:
Pasta z bobu
Zupa warzywna
Ziemniaki z wege klopsami (zjadłam na dwa razy)
Nowe białeczko o smaku kinder bueno