Pamiętnik odchudzania użytkownika:
tirrani

kobieta, 49 lat, Poznań

165 cm, 101.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

5 października 2012 , Komentarze (5)

Chyba nie chudnę...
 ale chyba też nie grubnę:)
Zdaje się , że moje ciało mnie kocha i nie zamierza się ze mną rozstawać...:):):) Wcale mu się nie dziwię...  jestem taka fajna:):):):)
Żarty żartami, ale powiem Wam ,że nie chce mi się nic:) Nawet zważyć:)
Wróciłam po 2 tygodniach ,a  w domu jak na polu walki... Boję się chodzić bez mapy zaminowania... Koszmar jakiś...:) Armagedon.. :)
Swoją drogą ja też jestem dobrze kopnięta, bo jak się wzięłam za odgruzowywanie kuchni, to nie zaczęłam od np. umycia zlewu, tylko przemalowałam sufit...
 Żałosne ...wiem:)
Ale te rozduszone owady były ponad moje siły:):):) Nie mogłam na nie patrzeć:)
(Na to, że namalowałam kwiaty nad oknem nie mam żadnego wytłumaczenia:D:D:D:D)
 Wszystko na mnie spadło... i dom i zaległości szkolne moich dzieciaków i jakieś pierdołki  rozdmuchane do konfliktów niewiarygodnych rozmiarów...Ale cóż... W dzisiejszych czasach trzeba być twardym jak g... na mrozie.
Małymi kroczkami wszystko wraca na swoje miejsce...ale są to naprawdę maaałe kroczki:):):)

Z ciekawych rzeczy... w poszukiwaniu odpowiedzi na pytania pewnego ciekawskiego malca dowiedziałam się, że z 1g wody powstaje ok 1 m³ zwykłej, kłębiastej, niezbyt mokrej chmury:)
Chmura wielkości 1 km³ (czyli wcale nie taka wielka) ma ciężar ok 1000 t :)
Padło też pytanie czy skoro jest "postój" to czy jest też "posiedź":) w odpowiedzi usłyszał, że można posiedzieć na postoju:) Jego to usatysfakcjonowało:) Mam nadzieję, że Was też:) Ściskam mocno :)




1 października 2012 , Komentarze (8)

Niezaprzeczalnie jesień jest...
Kocham wszystkie pory roku, ale jesień nastraja mnie szczególnie... te barwy... zapach dymu...
melanż w powietrzu..;););)

Zauważyliście, że jesienią się zadomawiamy?
 Latem wpadamy.. wypadamy.. przelatujemy tylko przez pomieszczenia trzaskając drzwiami...
A jesienią wchodzimy do domu i wciągamy głęboko w płuca jego esencję... czujemy, że jesteśmy tu gdzie być powinniśmy.. na swoim miejscu... u siebie... w swojej przestrzeni...
Dom otula nas zapachem ciasta i ciepłem jakby był pledem z wielbłądziej wełny...


Lubie te długie jesienne wieczory przy herbacie  lub grzanym winie, kiedy czasu starcza na wszystko...i na rozmowę... i na grę w chińczyka... i na wypiekanie pasztetów... tudzież korzennych ciasteczek...:)
Jesień jest dobra... Przynosi bogactwo wszystkiego... smaków ...zapachów... kolorów..
Mnie ta jesień przyniesie jeszcze doznania innej natury.. Czuję, że będzie niezwykła... Że zapadnie w mą duszę jak w miękką poduszkę , zagnieździ się w niej i zostanie już na zawsze, jak wszystkie najpiękniejsze chwile w moim życiu...
























POZDRAWIAM :)

15 września 2012 , Komentarze (7)

 

Nadmorska kraina powitała mnie pogodą iście marcową:) Od rana było już i słońce i mżawka i rzęsisty deszcz...  Czuję się trochu samotna, ale pracy dużo więc jakoś przeleci:) Z jedzeniem szczęśliwe szału nie ma, więc jest spora szansa, że nie utyję;) zwłaszcza, że ruchu mam mnóstwo :) Chyba jeszcze nigdy tak bardzo mi nie zależało żeby nieco lepiej wyglądać :) ale jakby nie mam czasu żeby się na tym skupić:) No i nadal czuję  się fatalnie... Teraz jest trochę lepiej,ale wieczorem i rano miałam gorączkę...  :( Chciałabym wreszcie poczuć się lepiej... Ok...wracam do pracy...

Pozdrawiam Was bursztynowo i jesinnie:) buziaki:)

13 września 2012 , Komentarze (5)

Krążę po domu jak ten swobodny elektron... Przemieszczam się miedzy ścianami przy okazji robiąc milion potrzebnych lub niepotrzebnych rzeczy... Zaczynam popadać w panikę , tworzę chaos..
 żyję wyjazdem..
 W tak zwanym międzyczasie...upiekłam ciastka... umyłam podłogi... piekę mięso.. ale jeszcze nawet nie zniosłam walizki:):):)
 Kopnijcie mnie w d... bo inaczej będę się tak błąkała całą noc:)
 Jestem taka nieogarnięta...
 Już starożytni Rzymianie mawiali
" Imperare sibi maximum est imperium…"
 a we mnie stale bezkrólewie...
No nic:) Kochani... Jeśli będę miała net to się odezwę ,a jeśli nie to do zobaczenia za 2 tygodnie:)
 Buziaki:)

12 września 2012 , Komentarze (7)

Jestem walnięta:)
Jak zwykle ostatnio.. zaspałam... Ale jak tu wstać kiedy człowiekowi śni się jego największe szczęście:):):):) Kiedy świat wokół jest taki dobry i przytulny...:):):) Ceną za te KILKADZIESIĄT:):):) minut dodatkowej rozkoszy było 13 min od pobudki do wyjścia:) Byłam jak ten superbohater... zdążyłam ze wszystkim... uffff dobrze ,że jestem kobietą...tylko my potrafimy takie cuda...:):):) Zdążyłam się nawet umalować.. Zaryzykuje tezę ,że gdybym się troszkę bardziej spięła zdążyłabym jeszcze upiec chleb:):):) O dziwo! na autobus zwyczajnie szłam... I powiem Wam to był cudowny spacer.. Padał taki ciepły deszcz jaki pamiętam z dzieciństwa... To chore ...wiem...ale uwielbiam krople deszczu na twarzy...i jeszcze śnieg...kiedy tak cudnie wiruje w powietrzu.. No nie ważne:) W każdym razie dzień był świetny:) ... może poza 2 godzinami w  tramwaju:) który stał z niewiadomych przyczyn:)
 ale w sumie miałam miłe towarzystwo wiec szybko zleciało:):):)
Dodam tylko ,że nadal jestem chorutka:)
 Myślę, że deszcz nie pomógł...:):):):)

11 września 2012 , Komentarze (8)

Trzeci dzień mam gorączkę...
Pewnie właśnie dlatego czuję się nieco niekochana i niepotrzebna:)
 Z energią różnie...albo za dużo...albo wcale:) wróciłam z pracy i padłam jak kawka... ale wystarczyło pół godziny snu i latałam jak fryga... Jakoś same się zrobiły zakupy i upiekło ciasto... a nawet dziwnym sposobem wyczarował się obiad na jutro:)
Sobie dogodziłam przepięknym kalafiorem, którego za chwilkę zamierzam skonsumować:):):)
Ostatnio wciąż myślę... może od tego ta gorączka:D Mam tyle dylematów, natury głównie moralnej, że rozsadza mi głowę:) Szczęśliwie już  w piątek będę mogła uspokoić te wszystkie poczochrane myśli, kojącym widokiem spokojnego morza... Jadę na 2 tygodnie... długo ...krótko... zależy skąd się patrzy:) Generalnie fajnie czasem się odciąć od swoich niewolniczych obowiązków:)
 Z dietą.. tak sobie.. nie tyję, ale też spektakularnych spadków niema:) Póki co zawieszam dietę vitalii:) i tak średnio ją stosowałam, a teraz jeszcze ta delegacja... Mam zapewnione posiłki i jakoś nie bardzo mam chęć wydawać kasę na własne jedzenie:) Przyznam, że trochę się zniechęciłam... Jestem grubaskiem, ale takim całkiem, całkiem:) i dotąd byłam tak fajnie upakowana, a teraz brzuszek taki jakiś bardziej mięciusi.. i średnio mi się to podoba...
Chociaż w bieliźnie wyglądam jednak nieco lepiej:) Ogólnie w ostatnich dniach zauważam jednak spadek formy i samoakceptacji:)
 A oto mój jedyny dziś pocieszyciel:)



miłego wieczoru:)

9 września 2012 , Komentarze (7)

a było tak pięknie... i nie wiedzieć kiedy minęło...
 Znów do pracy:)
W sumie.. uwielbiam moje zajęcie... ale to wstawanie.. masakra:)
Jestem trochę zła, bo pogoda wymarzona na grzyby, a mój małżonek powiedział stanowcze NIE!!! Sama do lasu się nie wybieram, bo z moimi zdolnościami trafiłabym na jakiś drzewostan dopiero gdzieś pod Szczecinem:) Taka ze mnie gapcia:) Topografia- zero:) Mąż mówi, że gdyby mnie postawił na środku mojej wsi i 3 razy zakręcił...to pewnie już bym do domu nie wróciła:):):)
Ja też czasem myślę ,że mogłabym nie wrócić...ale raczej z innych powodów:)
 Czasem rozumiem ludzi wybierających bezdomność.. Też miewam takie dni kiedy stoję przy oknie i myślę jak wspaniale byłoby dość do widnokręgu, a potem do kolejnego... i kolejnego.. gonić sferę niebieską i zapomnieć o tym
co "trzeba" co "muszę"...

Dobra koniec pierdół:)
Zapraszam na ciasto:)


buziaki

6 września 2012 , Komentarze (8)

Powrót do pracy po urlopie okazał się jednak dość trudny...:) Dobrze mi się siedziało do rana, a później spało do południa:)
Cały właściwie rok wstaję przed 5, więc delektowałam się zapachem pościeli jak długo się dawało:)
Teraz za to przeżywam jakiś koszmar...
 Przestawiam budzik 20 razy.. jeszcze minutka...jeszcze minutka...:) Potem zrywam się jak oparzona....5!!! Boże drogi!!! 5!!! w panice biegam po domu , ubieram się równocześnie się  malując i myjąc zęby:):):)
 Wciąż w biegu całuję dzieciaki, głaszczę psa, trzaskam drzwiami i...wreszcie mam chwilkę na swobodny fitness...znaczy gnam jak oszalała na autobus...i  czuję, że żyję:):):) ...oj czuję ..każdą komóreczką,  włókienkiem, każdym pęcherzykiem płucnym:)...biegnąc z autobusu do pracy kupuję sobie grahamkę i zjadam ją później suchą w pośpiechu, między jednym zajęciem, a drugim:)
To mi starcza do czasu , aż wrócę do domu:)
Po pracy to już lajcik:) Relaksujące zakupy, radosne pokrzykiwania przy odrabianiu lekcji, gotowanko,  sprzątanko:) i takie tam, które doskonale znacie z autopsji:)
 Dobrze, że mam za domem ukryte wagony energii...bo inaczej niechybnie przyszłoby mi dokonać żywota:)

A z takich ciekawszych rzeczy... kupiłam bardzo fajne przyprawy Kamisa... Nie przepadam za jakimikolwiek mieszankami...ale to jest bardzo przyjemne:) zawiera tylko suszone roślinki i odrobinę morskiej soli:) Pyszne na kanapkę, do pieczeni, makaronu czy sałatki





i jeszcze słówko w sprawie octu:)
Właśnie przed chwilką go zlewałam:) więc jeśli ktoś również to zrobił wie już na pewno, że nie ma on nic wspólnego z octem jabłkowym, choćby najlepszej marki, kupowanym w sklepie:) Ten przyjemny, delikatnie owocowo-winny zapach... tego nie dostaniecie za żadne pieniądze:) Mam nadzieję ,że kogoś namówiłam:) Buziaki:)



2 września 2012 , Komentarze (7)

Wasze sokole oczy wypatrzyły w moich słoikach banana:):):)
 No jest tam:)
 Kiedyś wspominałam, że kuchnia to mój żywioł:)
Tego co tu się wyrabia nawet Alighieri by nie wymyślił:):):)

Mnie jednak się udaje:)
W życiu bym nie przypuszczała ,że zwykły banan tak może szokować:) Dostałam trochę pytań tu i na priv, odpowiem dla wygody tutaj:)
Otóż.. rzeczony słoik zawiera jabłka:) banany to tylko dodatek:) Próbowałam już wielu wersji.. i uwierzcie na słowo... kompot z banana jest... słabiutki:) słodki i mdły:) ma też niefajny kolor:) za to banan jako dodatek... to już inna sprawa:) Generalnie lubię różnorodność i właściwie każdy mój wek zawiera coś innego.
Tak więc proponuję do nijakiego kompotu z jabłka wrzucić kilka plasterków banana i koniecznie śliwkę (najlepiej prawdziwe węgierki, te malutkie) lub inny wyraźny , kwaskowaty owoc:) śliwki są ważne, bo jabłko z bananem też raczej nie zachwyca... poza tym śliwka nadaje piękny kolor , co akurat dla mnie nie jest bez znaczenia:) jako przyprawy proponuję: goździk, kawałek cynamonu lub imbir:) ja lubię z plasterkiem imbiru, albo z niczym zupełnie:)
Z banana można też robić pyszne marmoladki:) przesmażam go tylko lekko z małą ilością cukru (najchętniej trzcinowego, ale niekoniecznie) i w zależności od humoru i tego co akurat mam w kuchni dodaję: rum, amaretto, rodzynki (wcześniej namoczone- zwykle w rumie) drobno startą skórkę limony lub cytryny, nasionka wanilii i takie tam.. różne. Jeśli mam brzoskwinie to obieram i smażę razem z bananem- kolor jest wtedy przepiękny:) Moje dzieciaki uwielbiają szybką konfiturkę na kolacje:) mocno dojrzałe banany, rozdrabniam widelcem i smażę krótko na odrobinie masła, dodaję troszkę cynamonu i czasem miodu (ale tak ciutkę tylko) Zjadają na ciepło z kawałkiem suchej bułki:) Bardzo smaczne i pożywne... ale dla odchudzających się nie bardzo:):):)
No i to już chyba wszystko w kwestii NIEBANALNEGO BANANA:)



a tym którym zdarzyło się zalać kawę surową wodą powiem ,że jak się ją wstawi do mikrofali to to się zagotuje i da wypić:D:D:D:D hahaha
to była ważna informacja:) zwłaszcza dla oszczędnych Poznaniaków

1 września 2012 , Komentarze (8)

Kochani:)
Dziś nie będzie żadnych wynurzeń ani przemyśleń:) Zaproszę Was tylko na prawdziwy poznański obiad:) Jeśli dla kogoś pyry i gzik to tylko obcobrzmiące wyrazy to za chwilkę to zmienimy:)

Kochani moi...
jeśli ktoś jeszcze nie był w Poznaniu i nie zaznał smaku Wielkopolski ... niech to czym prędzej zmieni:) Nie pożałuje:)
Osoby z Mazowsza informuję, że próżno szukałyby w masie serowej śledzia:) nic tam nie ma:) poza cebulką mogą tam co najwyżej być zioła i czosnek   ja jednak lubię prostotę i tradycję:) więc u mnie ziół nie znajdziecie:)






a teraz jeszcze, pokażę Wam co mnie odrywa od tego miłego miejsca, w którym wszyscy są sobie życzliwi:)