Pamiętnik odchudzania użytkownika:
mariolkag

kobieta, 60 lat, Gorzów Wielkopolski

172 cm, 79.00 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Aby do wiosny :)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

19 marca 2009 , Komentarze (4)


Klapsy, klapsy........wkurza mnie co prawda wyświechtane przez pedagogów , psychologów i  tych (łącznie ze mną) , którzy powtarzają jak te owieczki idące na rzeź , że klapsy to klęska wychowawcza rodziców, ich bezradność , wyżywanie się......ale w takim razie skąd dziś we mnie ten niepokój, niesmak, niedosyt, niezadowolenie??Hmmm........

Kocham swoje dzieci i nie chce zadawac im bólu, nie chce żeby cierpiały, ale chce też , aby rozumiały zasady , aby potrafiły poruszać się w ramach wyznaczonych granic. I nie chodzi tu o wojskowy dryl, o bezdyskusyjne bacznośc i naprzód marsz. 
Wszyscy jesteśmy tylko ludżmi (i rodzice i dzieci)  ze swoimi  słabościami, grzeszkami , a przede wszystkim temperamentami i charakterami i ważne jest, aby każdy mógł pozostać sobą. Widziałam już niejednego pedagoga i psychologa , który naszprycowany teorią borykał się z poważnymi problemami ze swoimi dziećmi, widziałam też niejednego rodzica wprowadzajacego w życie książkowe teorie. I zonk ! :))

Nie wiem jaką jestem matką. Taką ocene pozostawiam swoim dzieciom.
Wiem , że jestem innym człowiekiem niż 20 lat temu. 
Starsze dzieci wychowałam bez klapsów, ale też bez zgłębiania skutków wychowawczych pewnych zachowań czy zaniechań.
Właściwie obca mi jest skarga wychowawcy w przedszkolu czy szkole na każde z nich. Nie przypominam sobie ich głupich pomysłów, ani beznadziejnych wygłupów. Nie stosowałam żadnych kar, ani nagród, nie przypominam sobie nawet żeby była potrzeba ich stosowania. Nigdy nie były one roszczeniowe, nie tupały w sklepie, nie chciały markowych ubrań, ani sprzętów. Cieszyły się z tego co dostawały i nigdy nie oczekiwały wiele.
Dziadkowie ciągle nie moga się nadziwić, że ich wnuki nigdy nie zwróciły się do nich o pieniądze czy prezenty. Ja nie mam pojecia jak do tego doszło, ale to przecież my  je tak wychowawliśmy.
Sami nie przykładamy wagi do rzeczy materialnych, cieszymy się byciem ze sobą  i dośc beztrosko podchodzimy do spraw życia codziennego.
Jednak..........jednak dziś rano przed wyjściem Darka do pracy chwilke dyskutowaliśmy nad tym i doszliśmy do wniosku, że pomimo bezstresowego i bezklapsowego wychowania, Agata od 15 roku życia stosowała przemoc w stosunku do swoich rówieśników, a i teraz wszelkie frustracje rozładowuje siłowo. Kiedyś mówiła mi, że to efekt ciągłej potrzeby spełniania oczekiwań dorosłych i wolą  bycią grzeczna w dzieciństwie :))) 
Bartek nie stosuje co prawda przemocy fizycznej, ale wszelkie rozmowy i dyskusje z nim nie należą do przyjemnych. Krzyczy, unosi się,obraża się, trzaska dzwiami , wygaduje tak nieprzyjemne rzeczy, że rani do bólu.
Czyli wczesniej czy później każde z nich musi odpuścić swój wentyl.

A maluchy?? Maluchy sa inne. Myśle, że niemały wpływ na temperament mają geny i wczesny etap zycia,  no na to niestety nie mamy już wpływu, ale na większość spraw możemy śmiało oddziaływać i mam zamiar to zrobić.
Jestem 20 lat starsza, bardziej doświadczona, mam teraz czas  i chce mi sie kształtować te rogate duszyczki.
Chciałabym zastosować parę książkowych sztuczek, ale moja intuicja często mi podpowiada, że nie tedy droga w przypadku moich dzieci.
Dodatkowa trudnościa dla mnie jest fakt, ze jest ich dwoje. Jeżeli próbuje oddziaływać na jedno dziecko to drugie mimo woli w tym uczestniczy. Ich wzajemne relacje to temat rzeka, nie da sie tego ując w kilku zadaniach.
W kazdym razie są ze sobą związane na dobre i na złe. Jak w piosence- trudno tak razem byc nam ze soba, bez siebie nie jest lżej.........:)))
Wracajac do początku mych rozważań - średnio co kwartał  mamy problem z dyscyplina jednego dziecka :)) Zabrzmiało statystycznie hehehehe.
Próbujemy róznych metod - rozmawiamy, stosujemy różne kary typu -nie oglądanie dobranocek, izolowanie , zakaz zabierania ulubionej zabawki do przedszkola, zjadania słodyczy itp. i  na razie (statystycznie hehehe) drugi raz wobec każdego dziecka musieliśmy zastosować klapsy. I nie jest to tak ,ze wpada ktoś do pokoju i bez uprzedzenia trzepie tyłek , ale zawsze  jest to kara zapowiedziana. I na razie zawsze zaskutkowała.
Gdybyście widzieli jak szczęsliwa była przedwczoraj Oliwia kiedy pani powiedziała, że była grzeczna !! Cały wczorajszy dzien był jedną wielką radościa !! A sprawił to jeden (fakt-taki -trzep,trzep,trzep)  klaps. :))

Reasumując - moim zdaniem nie jest klęską rodzica zapodanie klapsa na pupe dziecka, a klęską jest nie znalezienie sposobu na rozwiazanie problemów.

Mają biedne dzieci matkę perfekcjonistke i nie ma takiej możliwości, aby nie były one w stanie pojąc i dostosować sie do podstawowych norm  i wymagań w naszej rodzinie. 

O !! :))

A teraz w celu zapewnienia większej ilości czasu dla spraw wychowawczych w naszym domu, mamusia udaje sie do lekarza rodzinnego w celu przedłuzenia zwolnienia :))) Miłego dnia !!


18 marca 2009 , Komentarze (8)


No popatrzcie na moją śliczną córeczke i powiedzcie czy to możliwe, aby taka urocza i wdzieczna dziewczynka mogła kogokolwiek zranić, skrzywdzić, nie posłuchać ?? :)))

Nie raz już pisałam o krnąbrnym charakterku Oliwki i stało się znów ,że jest on tematem moich rozważań.
I nie myślcie sobie, że przeżywam to wszystko w jakiś szczególny sposób, że się stresuję, denerwuję czy jestem zawiedziona. Wręcz przeciwnie , ja uwielbiam te moja rogata i przekorną duszyczkę, myśle , że w życiu nie raz przyda jej się ta zadziornośc i na pewno pomoże w życiowym buszu.

No ale.....no ale jest trochę za wcześnie na to, aby pozwolić dziecięciu sobą manipulować. Nasz diamencik potrzebuje jeszcze szlifów :)))

Już wiem,że w przypadku córeczki nie sprawdzi sie metoda kulkowa :)
Jeżeli Patryk po wczorajszym dniu ma jedna kulkę więcej to maluda zupełnie straciła zainteresowanie dalszymi staraniami o zdobywanie kolejnych kulek hehehe. Presja zdobywania kulek była tak silna , że ja tylko rozjuszyła.
Wczoraj w przedszkolu nie dała prowadzić zajęć ani tej miękkiej, ani tej twardej pani :))

I w domu wczoraj była bardzo nieznośna, złośliwa, dokuczała Patrykowi, aż w kończu powaznie uszczypnęła go w policzek.
Na nic stanie w kącie, siedzenie na żółwiu, taboreciku, izolacja, ani rozmowy.
Zadziałałam w prymitywny, ale od lat sprawdzony sposób - przełozyłam przez kolano i dalam w pupsko porządne trzy klapsy.
Przykro mi , a własciwie to chyba nie bardzo mi przykro, bo po porzadnym wyryczeniu sie , dziecie przyszło się przytulić i wreszcie gotowe było na rozmowe o tym co zaszło.

Pamiętacie moje dylematy i rozważania na temat klapsów sprzed niespełna dwóch lat ? Tak, tak - 30 marca miną dwa lata , jak dzieci są juz z nami.
Na poczatku szukałam metod zdyscyplinowania prawie 4 letniego Patryka i niestety tylko klapsy zdały egzamin.Miotałam się strasznie czy dobrze czynie, ale po dzisiejszych efektach myśle, że nie można było postapić inaczej.
Nie pamietam już kiedy trzeba było wymierzyć klapsa Patrykowi??Łoj, na pewno minął dobry rok i myśle, że to już nie wróci.
Oliwia jest inna i nie wiem czy takie metody zadziałaja, ale wiem jedno - pani z wykształceniem pedagogicznym popełnila fatalny bład wychowawczy pobłażając Oliwii.
Poczatkowo wszyscy w przedszkolu zachwycali sie jej urokiem , nazywali ją cukiereczkiem, nosili na rękach, wylizali cała słodycz (hehehe), a teraz mi każą przywrócić słodkość hehehehe.
Wczoraj wychowawczyni powiedziała mi, że jest zmęczona i nie może zajmowac się tylko Oliwia , bo ma  prawie 30-tkę dzieci. A bywało tak, że kiedy przychodziło się po mała do przedszkola to ona zawsze wisiała na pani, albo obok niej i ta ciągle się nią zajmowała . Wyglądałam pewnie jak Hetera kiedy zwracałam wychowawczyni uwage  żeby nie głaskała ja po pleckach, ani nie brała na ręce kiedy Oliwia lezy na podłodze i nie chce wykonywac jej poleceń. Moje słowa uleciały w próżnie kiedy prosiłam żeby za kadym razem kiedy powie dziecku, że rodzice dowiedzą sie o złym zachowaniu to musi dotrzymać słowa. I co ?? I teraz ja mam to wszystko wyprostować??

Tak naprawde to konsekwencje tych błednych zachowań poniesie nic nie winne dziecko. Bo co winna jest Oliwka, że jest taka słodka, urocza, a zarazem inteligentna? :))) Kurcze pewnie obraziłaby sie teraz na mnie jej wychowawczyni ,ale przyszło mi do głowy, że to Pani padła ofiara inteligencji mojego dziecka hehehe.

W mniemaniu pani biedne , adoptowane dziecko potrzebowało więcej uwagi :))) Ale Oliwka sama umie wyegzekwować zaspokojenie swoich podstawowych potrzeb i nie trzeba jej niczego dawać w nadmiarze.

Mysle, że dam sobie rade z moja piekna bestyjka, ale jeszcze muszę troche porozważac :)) Wiem ,że mi pomożecie i rzucicie kilka ciekawych spostrzeżeń :))

Za moim oknem piekne słońce i blekitne niebo. Ide poćwiczyć z amazonkami. Byeee !!!!




17 marca 2009 , Komentarze (11)


Obiecałam Bożence, że napisze elaborat na temat eksperymentalnej metody wychowawczej, jaka wprowadziłam swoim dzieciom , a co do której sama zaczynam mieć wątpliwości.

Od pewnego czasu pani w przedszkolu sygnalizuje nam problemy wychowawcze z Oliwką. Dziecko nasze ma charakterek po mamusi, więc lubi robić wiele szumu wokoł swej osoby i uwielbia kiedy ciągle się coś dzieje :)))Ruch, ruch, musi byc duuuużo ruchu :)))
Znając możliwości córeczki od dłuzszego czasu próbowałam wyegzekwować od wychowawczyni, aby zawsze mnie informowała o poczęciach dziecięcia.
Nie wiem z jakich wzgledów pani jakos z rzadka wywiazywała sie z obietnicy. Docierały do mnie wiesci od innych pań tudzież od Patryka czy innych dzieci, że zachowanie Oliwki w przedszkolu daje wiele do życzenia, miałam nawet kilka razy wrażenie, że pani otwiera usta, aby mi coś zakomunikować , ale jakos zaniechała :)))
Trudno myśle sobie, sama zaczyna, sama niech się broni :))))
Oj znam ja krnabny charakterek córuni i wiem,że takie pobłażanie nie ujdzie pani na sucho :))
Za każdym razem kiedy odbieralam dzieci z przedszkola, Oliwka pytala czy pani coś mówiła. A pani nic nie mówiła .Raz to nawet dziecko stwierdziło, że Policja nie przyjechała. Domyśliłam ,że pani straszy dziecko różnymi konsekwencjami do których nie dochodzi.Tja...........czułam przez skóre, że to do niczego dobrego nie doprowadzi, ale czekałam wierząc w umiejetnosci pedagogiczne wychowawczyni.
Jednak stało sie. Akurat kiedy ja poddawałąm sie badaniom kontronym i dzieci odbirała babcia albo Bartek , pani powiedziała, że Oliwia zachowuje sie tak skandalicznie, że rodzice skarżą sie , że  szczypie i bije ich dzieci. Do tego przy każdej próbie zdyscyplinowania OLiwka w ogóle nie stosuje sie do poleceń, wrzeszczy, kopie i szczypie pania. 
Nosz kurcze !
W domu jesteśmy dośc konsekwentni w stosunku do swoich dzieci i naprawde nie mamy z nimi wiekszych kłopotów wychowawczych. No jak to z dziecmi bywa , czasem cos tam zbroja, czasem sie pokłoca, czasem wymyśla coś głupiego, ale nasze upomnienie czy zwrócenie uwagi powoduje dośc szybka poprawe zachowania.
Z dogadaniem sie z Patrykiem nie mamy właściwie żadnych kłopotów. Po tym, jak rok temu wzięłysmy sie z jego pania do współpracy to na synka sporadycznie sie  skarży. Podobnie jest w domu, Patryk jest po prostu grzeczny.A Oliwka , no cóż , wszystko jest dobrze, jak biegnie zgodnie z jej oczekiwaniami i po jej myśli, bo inaczej........oj, oj....:))
Ale my mamy w domu taki mały , zielony taborecik, na którym czasem trzeba córeczke posadzić żeby zastanawowiła sie nad swoim postepowaniem i przeważnie taka kara skutkuje.
Wracając  do sprawy przedszkola.
Wpadłam na taki pomysł, że za każdą pochwałe dziecka przez pania w przedszkolu dostana szklana kulke. Ktore dziecko nazbiera 10 kulek to dostanie nagrode w postaci pójscia do kina , na basen, na lody lub tam, gdzie bedzie miało ochote.Na razie trwa ostra rywalizacja i dzieci ida łeb w łeb hehehe. Mam tylko nadzieje, że pani Oliwki stanie na wysokości zadania i poinformuje nas o wszelkich problemach, bo inaczej to wszystko nam spartoli.

Mam tylko  jeden problem. Jeżeli jedno dziecko nazbiera swoja dziesiatke kulek i otrzyma te nagrode , a drugie za kilka dni dozbiera czy nie bedzie to kara dla pierwszego dziecka .Myśle o naszej temperamentnej i zazdrosnej OLiwce, ktora szlag jaśnisty trafi jak Patryk pójdzie gdzies z mama lub tata, a przecież zabrać jej nie możemy, bo to bedzie zapracowana i indywidualna nagroda synka.

Bożenka mówi, że nie jest zwolenniczką nagradzania dzieci za dobre zachowanie, ale skoro dziecko  tylko w ten sposób potrafi zapanować nad swoimi emocjami to co robić ???

A moja dieta?? Oporna strasznie . Wczoraj w tajemnicy przed wszystkimi i sama soba kupiłam sobie w kiosku bułeczke z pieczarkami. Jaka jestem głupia.
Ale to wszystko przez słońce, a właściwie przez jego brak. Słońca!!!!!!!!

PS. Sprostowanie na prośbę Bożenki :) Nie jest ona przeciwniaczka nagradzania ,ale niezdrowej rywalizacji i wyścigów szczurów :)) Oczywiscie nie jest moim zamiarem stworzenie rywalizacji, ale zmotywowanie do panowania nad emocjami. Przy dwójce dzieci siłą rzeczy zrobiła sie rywalizacja i stąd moje główkowanie nad tym, aby było sprawiedliwie.


15 marca 2009 , Komentarze (12)


No i co będzie z tą moja dietą ?? Robie dwa kroki do przodu i jeden do tyłu.Cóżżzżzz, na razie i tak bilans jest na malutkim plusie. 
Bardzo chce byc szczuplutka, ale ja tu wytrwac w postanowieniach kiedy imprezka goni imprezkę ? Nie odmówiłam sobie niestety tortu, karpatki, ani biszkoptu z galaretka, baaaa, jakże mogłam sobie odmówić sushi tudziez innych specjałów japońskiej kuchni upichconej misternie przez szanownego jubilata :))
Bartek zafascynowany od lat kulturą i sztuką japońską od wczesnego ranka siedział w kuchni i szykował  takie pyszności, że grzechem byłoby nie spróbować :)) Śmiechu było co niemiara, bo kupił też dla każdego pałeczki i po krótkim kursie wszyscy paćkali obrus ryżem, łososiem, sosem curry i innymi specjałami, których japońskich nazw nie przytocze , bo nawet nie jestem w stanie ich zapamiętać :))
Przygotowałam tez kilka tradycyjnych potraw dla osób nie gustujących w takim menu, ale nie było potrzeby, bo wszyscy bardzo  chętnie jedli japońszczyzne ku wielkiej radości synka i jego rodzicielki :))
Tak więc imprezka była baaaardzo udana .

I druga dziwna sprawa, którą chcę się z Wami podzielić.
Napisałam podanie do zarządu osiedlowych ogródków działkowych o przydzielenie nam ogródka. i są duże szanse , że takowy otrzymamy :))
Dziwna to rzecz, bo przez całe życie wygłaszałam herezje na temat swojej niechcęci do grzebania w ziemi, uwiązania do miedzy i wszelkich tego rodzaju zobowiazań hehehehehe.
Przez kuchenne okno mam widok na ogródki działkowe i pewnego dnia przyszła mi do głowy myśl, że posiadanie własnego poletka, zwłaszcza tak blisko miejsca zamieszkania mogłoby przynieśc wiele korzysci :))
Nie mam pojęcia o uprawianiu warzyw, ani kwiatków czy owoców, ale możnaby przynajmniej na malym skraweczku spróbowac :)) Na reszcie posiac trawke, zmontować piaskownice  , grill , a jak nam się znudzi w 5 minut znaleźć się we własnym, ciepłym domku :)
Trochę przerażają mnie wydatki , bo wczoraj widzieliśmy juz "to nasze ewentualne miejsce", więc jest to 3 arowy ugór bez płotu ze spalonym miejscem po byłej altance :))
Widziałam , że Darek ukradkiem przeglądał już modele altanek do zakupienia w internecie, ale jednak stwierdził , że może sam wybuduje.......
Oj potrafię ja zaszczepić bakcyla mojemu męzowi hłe,hłe.

Panie i Panowie świat się konczy !! Mariolka będzie uprawiała ziemie :)))

Miłej niedzieli wszystkim życzę :)))

13 marca 2009 , Komentarze (18)


 Piatek 13-tego okazał sie dniem dobrych wieści.
Zrobiłam sobie z przyjaciółka wycieczkę do Szczecina , aby dokonać nakłucia zmiany w prawej piersi. Na szczęscie dzisiaj pomimo szczerych chęci lekarka nie doszukała się tej zmiany. Znikła :))
Umówiłysmy sie, ze za trzy miesiace dokonamy kontroli .
A teraz siedzę w kuchni i pichce - torcik , ciasto z galaretką, karpatke, sałatki i śledziki.
Jutro zjazd rodziny i przyjaciół królika. Miało byc kameralnie ,ale liczba osób jest bliska 20-tki :)))
No to paaaaa. :)))

11 marca 2009 , Komentarze (20)


Wróciłam niedawno i zmęczona leżę już w łóżku.
Mój mąż właśnie otwiera butelke wina i za chwileczke bedziemy świętować w łóżeczku 3 rocznicę naszego małżeństwa.
Tak, tak dziewczyny to już 3 lata. Bardzo wiele z Was uczestniczy aktywnie w naszym życiu za co bardzo serdecznie Wam dziękuje.

No i jeszcze o wynikach . Wynik scyntygrafii będzie dopiero za ok. tydzień, a jeżeli chodzi o usg, to narządy wewnętrzne mam w normie, ale niestety w prawej piersi prawdopodobnie mam 8 mm torbiel.
Niestety musze znów jechać pojutrze do Szczecina, aby mi to nakłuli i zbadali. Wszyscy jestesmy w stresie, ale wierzymy, że to naprawde tylko torbielka, która dość czesto zdarza się kobietom rozregulowanym hormonalnie przez chemioterapię.
Doktorka mówiła, że nowotwór w lewej piersi był unaczyniony , a ta zmiana nie jest, więc ufamy i wierzymy, że to nic niedobrego.
A nie jest to łatwe :((

Małżonek na okoliczność stresu spowodowanego nieciekawymi wieściami dał mi dyspense na zakupy i w nagrode obkupiłam sie ciuszkam :))
Na dupe oczywiscie nic nie kupiłam , bo sie grubasce na razie nic nie nalezy :)))

Ale za to pożarłam w karczmie ogromny placek ziemniaczny z poledwiczka wołową i sosem z kurek mnniammmm. Zobaczymy co na to powie waga w piątek :))

I tyle. Wybaczcie mi, że znów bede niesystematyczna , bo jutro Bartek ma urodzinki , pojutrze znów Szczecin, w sobote robimy rodzinna imprezke na okolicznosc urodzin Bartka i w ogole życie mi szybko i intensywnie upływa.
Dziekuje, ze jestescie ze mna. Dobranoc.

9 marca 2009 , Komentarze (23)


Mamy nowego laptopa !! Jest piekny, czarny, na wysoki połysk..... hehehehe.....ma jakies parametry,ale co to obchodzi taką blondynkę jak ja :))

Z dietą krucho.....a tu Dzień Kobiet, a tu kac, a jutro jadę na dwa dni do Szczecina więc gdzie tu jest miejsce i czas na dietkowanie ???
Mam nadzieję, że mój rozsądek jednak zwycięzy, bo staram sie myśleć o tym  co wrzucam do paszczy :))
Zauważyłam też ,że po dwóch tygodniach słodyczowego odwyku przestałam myśleć o czekoladzie i ciasteczkach. Ciekawe jak długo wytrwam, bo słodycze uwielbiam :))

A odbiegając od tematu diety to bardzo duże wrażenie zrobiła na mnie śmierć Religi.Czytałam ostatnio kilka z nim wywiadów i wstrząsneło mną to jaką miał świadomość swojego stanu zdrowia. I co z tego, że miał szanse pożegnać się ze wszystkimi ?? Co to za życie ze swiadomością zbliżającej się śmierci?
Nie chcę o tym myśleć, ale to  jest silniejsze ode mnie.
W biegu codziennych zajęć nie mam zbyt wiele czasu na rozpamiętywanie swojej  sytuacji, ale czasem  nie potrafię zapanować nad swoimi lękami - każda chrypka, kaszel, ból stawów, brzucha powodują , że do głowy przychodzi myśl o nawrocie choroby. 
Jutro jadę na scyntygrafie kosci i usg jamy brzusznej .Bardzo się boję.
Tylko dobre wiesci dadzą mi siłe do dalszej walki. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić innej sytuacji - nawet nie odważe się nazwać swych lęków i obaw.

Trzymajcie kciuki Ludzinki ! :)) Buźka !!


6 marca 2009 , Komentarze (14)


Jakiś czas temu Bartek zasygnalizował nam ,że zepsuł się telewizor w jego pokoju. Właściwie nie zrobilo to na mnie większego wrażenia, bo telewizor był stary, jeszcze z tych pierwszych , nowocześniejszych, kolorowych (po rosyjskim horyzoncie hehehe) i miał dobre 20 lat , a do tego uznałam ,że  synkowi nie zaszkodzi odrobina integracji z rodziną w ramach wspólnego oglądania wieczornych programów :)) Tak więc przyjemne z pożytecznym :))
Jednak mój dobry mąż jednym kliknięciem paluszka na allegro zakupił marnotrawnemu pasierbowi piękny 19 calowy monitoro- telewizor :)))
Bartek 12 marca obchodzi 19-te urodzinki, więc potraktowaliśmy ten zakup jako prezencik.Ucieszył się synek tak bardzo z niespodzianki i  nawet spontanicznie oznajmił, że jest gotowy w dowód wdzięczności pomyć w domu okna  (hehehe to znaczy,że posiada pacholę świadomośc swego marnotrawnego i pasożytniczego żywota w tej rodzinie ).
Do tego zakomunikował, że własnie na dniach umarł jego komputer więc nowo zakupione urządzenie na ten moment nie spełni swej podwójnej roli. Ech......
Ale to nie koniec złośliwości naszego domowego sprzetu. 
Właśnie wczorajszego wieczora padł nasz jedyny i ukochany laptop :((-moje okno na świat , a Darusia narzedzie do pisania pracy dyplomowej . 
Ojej jaką cierpiętniczą minę miał mój małżonek przed snem, nic się nie odzywał tylko zaciskał usta w charakterystyczny sposób, rozkręcał urządzenie, dmuchał, chuchał na nie i kiwał głową.
Ja jestem wrażliwa na wszelkie takie emocje i nie trzeba mi słów , aby zrozumieć , jak bardzo jest mu potrzebny nowy laptop, z racji jego zawodu (informatyk), umiłowania takiego sprzętu i odwiecznej woli posiadania sprzętu najnowszej generacji, tak więc jako tej zarządzającej budżetem posiał chłopinka ziarno niepokoju i przez noc do tej chwili główkuje w jaki sposób poczynić nowy zakup nie narażajc na poważny szwank domowego budżetu.

Teraz siedzę   w pokoju Bartka i na sprawnej klawiaturze laptopa podłączonej  do nowozakupionego  monitora biadole nad złośliwością rzeczy martwych. Szit !!!

A jeżeli chodzi o sprawy związane z tematem , z racji którego zebraliśmy się na portalu vitalia uprzejmie donoszę , że w minionym tygodniu schudłam dwie kostki smalcu. Tylko czy aż ?? :)))

Ide sobie, bo niewygodnie mi w tym pokoju. I prosze się nie niepokoić moją chwilowa nieobecnościa. Jak widziecie - siły wyższe !! :))



5 marca 2009 , Komentarze (9)


Buuuuu, jak powoli spada moja waga. Niby wszystko idzie zgodnie z planem, ale czuję zawód.Jutro ważenie i myśle, że nie zaliczę spadku większego niż 300-400 gr. Wiem ,że to rozsądne, ale ja chce już , natychmiast !!

I tyle na dziś :))

4 marca 2009 , Komentarze (9)


Wago moja, wago.........z Toba dzień zaczynam,  bez Ciebe nie mogę zamknąć oczu mych .........hehehehe.

Oj mam świra na tle ważenia. Czytam , że niektóre z Was też tak mają i wymyślaja różne sposoby, aby się powstrzymać od tego niecnego procederu :)))
Mnie ważenie motywuje.
Być może wyglądam śmiesznie jak otwieram oczy i pędzę na wage , ale jak zobacze nawet minimalny spadek to dostaje skrzydeł na caaaały dzień.
Z moja dieta to różnie bywa . Codzienne menu sobie, a ja sobie.:))
Potrawy gotuje na dwa dni, a jak mam lenia to kilka dni pod rząd zatykam sie tymi samymi kanapkami :))
Ponieważ jestem wieczoroym podżeraczem to wszelkie przekąski i owoce zostawiam na przedsenne podjadanie.
I jestem typowym przykładem faktu , że nie ma znaczenia czy kolacje zjesz o 17:00 czy 22:00. Jezeli bilans dobowy kalorii się zgadza to moja waga zawsze spada.
Trzeci raz podchodze do diety vitalii i jeżeli balansuje na granicy zaproponowanych kalorii to nie ma to znaczenia w jakiej porze dnia je pochłone.
Podobno najnowsze odkrycia naukowe dowodzą ,że nieważne czy łączysz czy nie łaczysz produkty , i na nic wszelkie wymyślne diety.
Kolejny raz w moim życiu sprawdza sie stara dewiza - dupa rośnie od żarcia :))

Co jeszcze ?? Byłam wczoraj wieczorem na pogaduchach z koleżankami.
Twarda byłam :)) One jadły frytki, mięcho, bezy, torciki i babeczki, a ja sałatke popiłam trzema lampkami wina wytrwanego i kawą.
Do domu wróciłam głodna jak wilk :)))
A dzisiejszy dzień spędzę z Patrykiem, bo za chwilke jedziemy do okulisty, a później musze pędzić na poczte , po wyobraźcie sobie, że wysłane przedwczoraj  ekspresem na Śląsk pieniądze utknęły gdzieś w Szczecinie i blondi, która się pomyliła nie wie jak wybrnąc z tej sytuacji .:))
Musze też pędzić do wydziału paszportów i do firmy ubezpieczeniowej , bo skończyła się nam polisa mieszkaniowa.

Widzicie , jaka zabiegana ze mnie kobieta ???
Za to waga jest dla mnie bardzo łaskawa.Chyba ją dziś pogłaszczę.
MIłego dnia czytacze !! :))