Pamiętnik odchudzania użytkownika:
agamrozz

kobieta, 46 lat, Lubin

165 cm, 89.90 kg więcej o mnie

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

16 sierpnia 2010 , Komentarze (2)

Wiem, że znowu w weekend zaniedbałam wpisy, ale dziś spróbuję to nadrobić.

Sobota:

Poranek - sprzątanie, nawet dość sprawnie mi to poszło.

Południe - małe zakupy w sklepie sportowym, kupiłam sobie spodnie do ćwiczeń - troszkę jeszcze opięte w udach, ale jak nie kupić kiedy są wyprzedaże

Po zakupach pojechałam do klubu na trening. Według planu miałam do wykonania: 60 min. aerobów na 80% tętnie i 30 min. trening tlenowy - 60% maksymalnego tętna.

Na początek bieżnia 30min., ledwie wytrzymałam, ale dałam jakoś radę. Później orbitrek 30min. Muszę się przyznać, że chodziły mi po głowie głupie myśli - Pauliny mojej trenerki nie ma, więc może tak skrócić sobie trening - zaraz jednak zganiłam się za takie głupie myśli, przecież ja nie robię tego dla Niej tylko dla siebie samej. Tak więc dokończyłam trening, byłam zmęczona i spocona, ale i zadowolona z siebie. Na koniec 30min. rowerek na tętnie ok. 125.

Po treningu wybrałam się jeszcze dla relaksu na basen, hmmm cudo. Posiedziałam też w  jacuzzi

Dieta ok. - zjedzone ok. 1300 kcal -  spalone duuużo więcej

Niedziela:

Ten dzień powinnam wymazać ze swojej pamięci, nie chodzi o to, że był kiepski nie, był przyjemny aż nazbyt.

Rano spałam dłuuugo, wstałam przed dziesiątą. Ponieważ już od jakiegoś czasu chodziło koło mnie moje ulubione danie z przed odchudzania postanowiłam rano trochę odstąpić od zasad.

Ugotowałam sobie 200g makaronu z mąki orkiszowej i zjadłam go z Pesto. Uwielbiam. Wiem, że jest to nie tylko kaloryczne to jeszcze sporo węglowodanów.

Na obiad zjadłam nogę "pałkę" kurczaka gotowaną i odrobinę rosołu.

Aby choć troszkę spalić nadmiar zjedzonych kalorii wybrałam się do lasu na grzyby. Niestety grzybków jeszcze nie ma, ale za to chodzenie po lesie, po nierównych terenie to świetny trening dla obolałych mięśni.

Było bardzo przyjemnie. Po powrocie wybrałam się z przyjaciółką i jej synkiem na spacer, przeszliśmy spory kawałeczek, a także posiedziałyśmy na ławeczce, kiedy Mały bawił się z kolegami.

Później pzyjaciółka namówiła mnie na herbatkę u siebie, a skończyłam na lampce czerwonego wina i kawałku pizzy z peperoni  wstyd mi, że się skusiłam. Nie powiem była dobra, ale wiem, że to się więcej nie powtórzy.

Dlatego dziś idę na trening i będę ćwiczyć jeszcze intensywniej niż zwykle, bo mam ogromne wyrzuty sumienia.

Życzę miłego dnia....

13 sierpnia 2010 , Komentarze (2)

Dziś miałam więcej szczęścia niż rozumu, a zapewne to wina magicznej liczby "13" i to w piątek 

Dzień zaczął się jak każdy inny. Fakt, że w pracy niezłe zamieszanie bo wiele nie moich spraw było na mojej głowie. Ponieważ byłam pewna na 100%, że trening z Pauliną mam na 20-tą, pozwoliłam sobie na zostanie w pracy dłużej, gdyż musiałam skończyć wypełniać ważne formularze dla pracowników. Po skończonej pracy spokojnie udałam się do domu, a zawitałam do niego o 17.30 a powitał mnie alarm w telefonie, który miał mi przypomnieć, że za 30 minut mam trening - mam trening na 18-tą  ???? - szok, dzwonię do Pauliny aby się upewnić, że czegoś nie pokręciłam - TAK, mam trening na 18-tą. 
Szybko jak tylko się dało powrzucałam do plecaka potrzebne rzeczy, w drodze na dół zadzwoniłam po taxi, kiedy zeszłam na dół okazało się, że pada deszcz a ja nie miałam ze sobą parasola 
Czekałam i czekałam, a taksówka nie przyjeżdżała. Czas nie ubłagalnie uciekał a ta cholerna taksówka nie przyjeżdżała. W międzyczasie moja koleżanka wyszła z klatki i pyta gdzie się wybieram, bo Ona jedzie do miasta i jak chcę to mogę się z nią zabrać, no to ja na to jak na lato. Wsiadam, odwołuję taksówkę, która właśnie podjechała pod mój blok. Wpadam zasapana do klubu, na szybkiego tłumaczę Paulinie, że wszystko pokręciłam. Wpadłam do szatni zaczynam się przebierać, ja do przegródki na buty a tam klapki na basen - płakać mi się chciało - tak się spieszyłam i nawet zdążyłam a tu taka klapa 
Już miałam pójść powiedzieć Paulinie, że z treningu nici, kiedy to wchodzi moja koleżanka z pracy i proponuje mi, że pożyczy mi swoje buty hmm- nigdy nie robię takich rzeczy, ale byłam tak zdesperowana, że wzięłam je. 
Oczywiście na trening spóźniłam się prawie 10 minut 
Po treningu z Pauliną, miałam iść na orbitreka - na 45 minut. Nie uwierzycie, ale wytrzymałam, yes, yes, yes.... udało się, a do tego 605 spalonych kalorii.

Ale to jeszcze nie koniec mojego szczęścia, przez cały trening lał deszcz, a ja byłam w krótkim rękawku i bez parasola. Patrzę a tu sms od Gosi (tej co mi pożyczyła buty), że jak skończę to mam dać znać bo Ona jest jeszcze w galerii na zakupach i podwiezie mnie do domu .
Dotarłam do domu sucha i do tego w ekspresowym tempie.
Nie ma to jak 13-tego w piątek 
Miłej nocy....

12 sierpnia 2010 , Komentarze (2)

Dzień wolny, ale tylko od ćwiczeń. Muszę niestety poświęcić jeden dzień na zakupy, porządki w mieszkaniu itp.  Ale jutro mam trening z Pauliną, tak więc na pewno dostanę w kość i muszę się do tego przygotować psychicznie

Wczoraj na basenie było bardzo fajnie, nie zostałam na aqua-aerobiku, bo miałam dziwne dolegliwości z oczami. W trakcie pływania zaczęły mnie bardzo piec, po wyjściu z klubu dziwny objaw minął. Ciekawe czy można mieć uczulenie na chlor??? 

I znowu wczozraj poszłam późno spać, na szczęście nie zaspałam co niestety nie pomogło mi nie spóźnić się do pracy. Ale to akurat wina remontów dróg w moim mieście, poszaleli... najgorsze jest to, że nie spieszy im się z tymi remontami.

Nikt się nie dowiedział, że się spóźniłam ponieważ do pracy zawsze przychodzę jako pierwsza, szefowie i inne osoby przychodzą na ósmą ja na siódmą trzydzieści. Tak więc po prostu dziś zostanę te 10 min. dłużej i czas pracy mi się wyrówna

U mnie znowu gorączki, nie lubię jak kartki papieru leżace na biurku przyklejają mi się do rąk  nawet wiatraczek nie pomaga bo on z kolei zdmuchuje te kartki z biurka... mimo drobnych problemów jakoś daję radę i nawet humor dopisuje.

Życzę miłego dnia... i do następnego

11 sierpnia 2010 , Komentarze (3)

Odwieczny problem kobiet, dziś rano stanęłam przed szafą pełną ubrań i czułam się jak małe dziecko same w hipermarkecie (zagubione i panikujące). W końcu zdecydowałam się na standard spodnie i bluzeczka z dużym dekoltem 

A tak poważnie to muszę się pochwalić, że weszłam w spodnie, które nosiłam w zeszłym roku jak ważyłam 110kg więc hip hip hurra Kolejny etap za mną, teraz czeka na mnie spódnica, którą nosiłam jak ważyłam stówę (jak to się pisze)

W pracy na szczęście po dziesiątym i płace mam za sobą, teraz tylko inne bieżące sprawy.

A trening wczoraj 43min. aeroby, 20min. orbitrek, 8min, schody, 15min. steper. Miałam dość, później chwilę odpoczynku i brzuchy na koniec trening tlenowy na rowerku 30min. i co zapomniałam ręcznika i znowu musiałam się myć w lodowatej wodzie w domu  - tak szczękałam zębami ;-)

Dziś basen, kocham basen  gimnastyka z relaksem.

Co do diety to w ciągu dnia ok., po treningu też ok. ale na wieczór zachciało mi się coś i zjadłam sporą garść orzechów laskowych, tak więc spać poszłam z wyrzutami sumienia.

Ale dziś się poprawię, miłego dnia...

10 sierpnia 2010 , Komentarze (3)

Hej, tej nocy nie śniłam już o obcych facetach  szczerze to nie pamiętam co mi się śniło.

Wczoraj miałam kolejny trening z Pauliną, bardzo fajny. Dziś odczuwam kolejne mięśnie, ale to dobrze to mnie motywuje do dalszej walki. Jak wczoraj wspomniałam wróciłam do liczenia kalorii i to mi pasuje. Dziś mogłam przynajmniej zjeść na śniadanie to co lubię: serek wiejski lekki pomidor i świeża bazylia  mniam mniam

Odzyskałam swój zapał do ćwiczeń, wczoraj po treningu z Pauliną miałam powera, tak że przebierając się tańczyłam do muzyki, która leciała z głośników. Było już późno jak skończyłam trening więc postanowiłam nie brać prysznica w klubie, tylko jak najszybciej udać się do domu. A na miejscu okazało się, że nie mamy ciepłej wody  i musiałam się umyć w lodowatej, brrr... Jeszcze mnie trzęsie z zimna jak o tym pomyślę.

Najgorsze jest to, że dziś rano musiałam umyć włosy w tej zimnej wodzie. Ale przynajmniej obudziłam się z sekundę

Pozdrawiam wszystkie dziewczyny i dziękuję za komentarze.

Miłego dnia....

 

9 sierpnia 2010 , Komentarze (2)

Nie lubię poniedziałku...

Trochę się opuściłam w pisaniu pamiętniczka, ale nie chciało mi się. Nie miałam weny do pisania. Za to wróciłam do czytania swoich starych ulubionych książek. Obejrzałam film muzyczny "Upiór w Operze" z 2004 roku - nawet fajny szkoda tylko, że musiałam go oglądać sama. Może w końcu jak schudnę to będę miała towarzysza.

Tej nocy śniło mi się, że spotykałam się z mężczyzną, problem tylko taki, że kiedy się obudziłam okazało się, że to lekarz z którym kiedyś pracowałam i do tego jest żonaty. Dziwne bo nie myślałam o nim nigdy w ten sposób. Jak to jest, że umysł płata nam takie figle.

Niedzielę spędziłam w domu z książką w ręce, nie chciało mi się nigdzie wychodzić.

Co do diety to było różnie, w sobotę ok, jadłam według zasad Dukana, ale w niedzielę niestety skusiłam się na kilka rurek makaronu, później miałam ogromne wyrzuty sumienia. Mam nawet wrażenie, że przytyłam z 0,5kg. Jestem na siebie zła...

Dziś już wszystko zgodnie z dietą, chociaż muszę się przyznać, że mam dość mięsa i ryb. Mam ochotę na same warzywa. Trzeba na prawdę kochać jeść mięso aby wytrzymać na diecie Protal, wiem że dałabym radę, ale przypłaciłabym to zdrowiem psychicznym

Dziś moja trenerka Paulina, ma mi przynieść rozpisaną diętę niskokaloryczną i chyba to ją będę stosować, wolę być dłużej na diecie niż schudnąć szybko i znienawidzić mięso i ryby.

Mam nadzieję, że nie pomyślicie, iż poniosłam klęskę, ja po prostu nie chcę zrezygnować z ćwiczeń a na nie właśnie nie miałam siły.

No to byłoby na tyle, może wieczorem napiszę jak trening.

Miłego dnia...

6 sierpnia 2010 , Komentarze (3)

Hej dziewczyny, nie macie pojęcia jak się cieszę, że już piątek. Tak weekend tuż, tuż, ale to nie tylko to, od dziś do diety proteinowej włączam warzywa. Samych protein miałam już dosyć.

No i odczułam niestety spadek witalności i energii. Waga się obniżyła, ale co z tego jak ja nie mam siły ćwiczyć. Muszę z tym coś zrobić, najpierw muszę się dobrze wyspać  bo dziś ledwie wstałam rano z łóżka. A teraz siedzę w pracy i nie mam siły wziąć się za "robotę".

Zjadłam śniadanie i teraz jeszcze muszę zrobić sobie kawę, może ona pomoże mi się obudzić i wziąć w garść. Przecież trzeba jakoś przetrwać ten dzień

Idę po kawę i do pracy, miłego dnia...

5 sierpnia 2010 , Komentarze (6)

Dziękuję wszystkim kobietkom za komentarze, i Tobie ewcia344 za ten piękny komplement "młoda dziewczyna"  Bardzo mnie tym uszczęśliwiłaś.

Oczywiście ja nie czuję się staro wręcz przeciwnie uważam, że jestem jeszcze młoda :-) ale moja koleżanka, która jest w moim wieku twierdzi, że nie jesteśmy już młode - ja się z tym stwierdzeniem nie zgadzam.

Przez ostatnie kilka dni czytałam pamiętniki młodych dziewczyn, które mają problemy (małe w porównaniu z moimi) z wagą i samoakceptacją. Powiem tak, ja też będąc w ich wieku miałam wielkie problemy z samoakceptacją i z wagą, tyle tylko, że moja waga wachała się na przedziale 70-78 kg, a teraz o wieeeele więcej jest tych kilogramów.

Ale ja wiem skąd to się bierze, nasi rówieśnicy, kiedy mamy po naście lub do 24 lat są jeszcze niedojrzali i największą uwagę zwracają na wygląd a nas z nadwagą to prowadzi w coraz większą rozpacz i dół. Kiedy przybywa latek przybywa i też rozumu, ludzie przestają już tak wielką wagę przywiązywać do wyglądu i nam z nadwagą jest łatwiej żyć w kręgu szczupłych osób.

Niestety ja nie byłam taka mądra aby uniknąć nielubienia się, zresztą teraz to widać, ale na dzień dziesiejszy z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że lubię siebie, kocham życie i staram uśmiechać się do wszystkich nawet jak mam zły dzień. Kiedy staję przed lustrem to szukam w sobie tylko zalet i mocnych "punktów" i na nich się skupiam. Podchodzę do siebie z większym dystansem i poczuciem humoru, a najtrudniej jest śmiać się z samego siebie.

Chciałabym aby młode dziewczyny polubiły siebie, bo nie warto marnować młodości na myślenie tylko i wyłącznie o swoich na siłę wymyślonych kompleksach.

Mam koleżankę, która zawsze kiedy stawała przed lustrem mówiła do siebie po obejrzeniu swojego odbicia "ale jestem piękna" - nigdy nie miała kompleksów i nie ma ich do tej pory, ja wzięłam z niej przykład i teraz tak robię kiedy mam zły humor, po tych słowach wybucham wesołym śmiechem i od razu jest mi lepiej.

Wiele razy się odchudzałam raz z większymi efektami raz z mniejszymi, ale zazwyczaj później opadał zapał i wracałam do niezdrowego odżywiania co powodowało, że przybierałam na wadze to co schudłam i dostawało mi się jeszcze coś ekstra. To błędne koło trwało 10 lat. Dziesięć lat zajęło mi zanim nie zrozumiałam, że szkoda życia na żarcie śmieci w kolorowych opakowaniach i czas się wziąć za siebie, postawić na aktywność. Marzę o tym aby mały brzdąc mówił do mnie "mama", ale warunek jest taki, muszę schudnąć aby nie było komplikacji w ciąży i przy porodzie.

Na moje obecne odchudzenie złożyło się wiele czynników m.in. opuchnięte nogi, nadciśnienie, problemy z wątrobą, samotne wieczory i... powstanie klubu fitness w moim mieście. Dodatkowo ludzie którzy powtarzali, że jestem silna i dam radę, że tak "fajna" dziewczyna zawsze uśmiechnięta powinna dać sobie radę ze swoimi słabościami. Czułam ich wsparcie i to dało mi też sporo pozytywnej enegii. Jestem im za to bardzo wdzięczna.

Osobiście uważam, że otyłość i chorobliwe objadanie się, nie ważne czym, ty to słodycze, czy chipsy czy frytki jest nałogiem, tak jak alkoholizm. Jedzenie tak samo może zniszczyć jak i zabić, tak jak alkohol. Większość kobiet je kiedy jest nieszczęśliwa, to jest tzw. "zajadanie smutków" (znam to z autopsji). Problem polega tylko na tym, że bez alkoholu można żyć a nie można żyć bez jedzenia. Dlatego nasz "detoks" jest o wiele trudniejszy.

Mam nadzieję, że każdej z nas uda się osiągnąć sukces, naprawdę z całego serca życzę tego sobie i wam kochane Vitalijki.

Ale mnie wzięło na wywody ....

Buziaczki

5 sierpnia 2010 , Komentarze (4)

No tak, środa.... dzień jak nie codzień.

Po pracy umówiłam się z koleżanką na "ploty", tak więc udałyśmy się do kawiarni na kawę (bo oprócz wody i herbaty tylko to wolno mi pić :-)) Później włączył nam się "szwędacz", tak więc odporwadziłyśmy inną koleżankę do domu, ponieważ ja na trening byłam umówiona na 20.30, to miałam sporo czasu, ale spakowałam plecak z ekwipunkiem i wybrałyśmy się spacerkiem go Galerii (w której znajduje się klub), pomyślałyśmy, że połazimy trochę po sklepach zanim pójdę na trening. Kiedy byłyśmy na miejscu przypomniało mi się, że zapomniałam pomiarów, o które prosiła trenerka postanowiłyśmy więc wrócić do mnie do domu pieszo tak samo z powrotem do Galerii. Jak już doszłyśmy po raz kolejny na miejsce, dostałam smsa od Pauliny-trenerki, że coś niespodziewanego jej wypadło i musi dziś szybciej skończyć pracę i tym samym musi odwołać nasz trening.

Trochę się ucieszyłam bo ostatnio nie mam za dużo siły na ćwiczenia, ale nie chcę całkiem zrezygnować z wysiłku, chociaż wiem, że w pierwszej fazie diety Dukana może być spory spadek energii i tym samym On nie poleca zbyt dużej aktywności fizycznej.

Ja jednak udałam się na ćwiczenia, przy wyjściu spotkałam Paulinę i chwilę rozmawiałyśmy, kazała mi zrobić sobie trening interwałowy, który jest najlepszy na podkręcenie metabolizmu i spalanie tkanki tłuszczowej. Nie musi trwać dłużej niż 25 min. Ja po tym wysiłku miałam dość, ale czułam satysfakcję, że nie dałam się zmęczeniu.

Najgorsze jest to, że do domu wróciłam późno (21.50) zanim wzięłam prysznic i itp. to było już przed jedenastą, i co znowu poszłam późno spać i znowu dziś wstałam pół przytomna.

Ale prawda jest taka, że najprędzej sen odpiję sobie dopiero w sobotę albo nawet dopiero w niedzielę.

Jeszcze dwa dni do pracy, więc chyba dam jakoś radę.

Dziś po pracy tylko basen, bo na nic więcej jakoś nie mam specjalnie ochoty.

Miłego dnia i więcej uśmiechu na twarzy...

3 sierpnia 2010 , Komentarze (2)

Jak to jest, że my kobiety musimy się męczyć z ciężkimi stanami ducha, tj. napięciem przedmiesiączkowym, burzą hormonów w trakcie miesiączki itp. a faceci nic, zawsze zadowoleni to nie fair....

U mnie na szczęście jeszcze dobrze, humor mi dopisuje choć odczuwam trochę zmęczenie, ale nie poddaje się jemu. Dziś muszę iść szybciej spać bo dzisiejszego poranka ciężko mi było się zwlec z łóżka, przez co nie jeździłam rano na czczo na rowerku.
Po pracy poszłam na basen, było ekstra. Najpierw 20 basenów, później jacuzzi i znowu 20 basenów. Tak mogę ćwiczyć. Jutro mam kolejny trening z trenerką, muszę się psychicznie nastawić na wycisk 
Dietka dziś ok.
Rano dwa jajka z jednym malutkim korniszonem, na obiad grillowana pierś z indyka w curry, na kolację jogurt naturalny z 3 plastrami szynki z indyka. Do tego wszystkiego 3 kawy rozpuszczalne bez słodzenia i 1,5 l wody (niegazowanej i gazowanej).
Szczerze powiedziawszy nie ciągnie mnie do innego jedzenia, moi koledzy z pracy zamówili sobie dziś pachnące jedzenie i nie miało to dla mnie znaczenia bo mój grillowany indyk hmmm... pachniał i smakował nie gorzej  niż ich tłuste mięsa z frytkami.
Tak więc kolejny dzień za mną, choć dziś cały dzień padał deszcz to mnie ani trochę nie zdołowało, jutro też ma padać... nie nie, nie myśleć o tym 
Miłego wieczoru