...upływa mi pod znakiem zapapierzenia. Roboty huk a po pracy pędzę na imieniny Teściuffki. Jak znajdę chwilkę w nocy (bo w domu dalej czeka mnie w cholerę roboty...), to skrobnę "małe conieco" :)
Pozdrawiam Lud Pracujący Miast i Wsi ;)
Ostatnio dodane zdjęcia
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 397334 |
Komentarzy: | 5717 |
Założony: | 4 czerwca 2007 |
Ostatni wpis: | 18 marca 2015 |
kobieta, 47 lat, Gdynia
167 cm, 89.00 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
...upływa mi pod znakiem zapapierzenia. Roboty huk a po pracy pędzę na imieniny Teściuffki. Jak znajdę chwilkę w nocy (bo w domu dalej czeka mnie w cholerę roboty...), to skrobnę "małe conieco" :)
Pozdrawiam Lud Pracujący Miast i Wsi ;)
Czy aby jednak nie przesadzam?
Połaziłam sobie po ulubionych pamiętnikach i tak mnie naszło - czy mi dobrze z tym, czy nie, że jestem sumienna, uczciwa i twarda? Z jednej strony to tak: mam poczucie, że pokonałam słabości i wygrałam sama z sobą (już kiedyś pisałam, że to może być jeden z głównych powodów mojego dietowania). Że mam poczucie dobrze spełnionego obowiązku. Że byłam słowna i dotrzymałam obietnicy danej sama sobie (siebie samej nie oszukam). Ale z drugiej strony to się zastanawiam, czy aby nieco nie przesadzam?
W ten weekend - spędzony z Rodzinką w ślicznym miejscu na wiosce, gdzie życie leniwie toczy się wokół stołu (albo grilla ;P) - ominęło mnie tyle kulinarnych rozkoszy. I nie wiem, zastanawiam, się czy rzeczywiście warto tak rygorystycznie podchodzić do diety? A może jednak lepiej zacząć trochę bardziej lajtowo się traktować? Tylko, czy dieta ma sens, kiedy się jej nie przestrzega? WSzPM mi powiedział - i trudno się nie zgodzić - że warto trzymać się diety -> jak coś robić, to porządnie :) A może tak mnie wątpliwości złapały, bo waga spłatała mi psikusa?
Teraz już naprawdę znikam, Mąż i kotki czekają, aż oderwę się od kompa z nimi pobędę ;)
Buziaki :)
...i dupa zbita. Waga drgnęła, a i owszem, jeno nie w tę stronę, co trzeba :| Czy od wąchania pyszności się tyje, do kija pana?? Może i tak, może stymuluje jakieś partie mózgu? Twardo pilnowałam się listy, nie podjadałam (nie mogę odżałować tych truskawek z cukrem i śmietaną i tego cammemberta z grilla :P) i jadłam tyle, ile miałam "przeznaczone". Po powrocie z "letniej rezydencji" ważyłam 59,5 kg - czyli wskazówka wagowa przesunęła sie niewiele, ale zawsze, grrrr.... Co prawda obwody mi się nieco pozmniejszały (i to mierzone po obiedzie, hy hy :P). Poza biustem, ten wzrósł (oł je-je-je!!). No, oprócz biustu (i wagi, grrrr....) pospadało wszystko, łącznie z tym najważniejszym dla mnie, czyli z obwodem Miszelina, co może oznaczać, że waga pokazuje zatrzymaną w organiźmie wodę. I tej wersji będę się trzymać ;) I już nie będę się przejmować, zwłaszcza, że naprawdę byłam grzeczna i nic do zarzucenia sobie nie mam :) O! Tym bardziej, że całkiem niedługo będę mieć - jak to ładnie nazwać - kobiece dni i to jest normalne, qrka!!
Brzuszków "przed-A6W" wczoraj zrobiłam niestety mniej, niż sobie założyłam. Zdarza się, dzisiaj zrobię więcej i już :)
Całe szczęście skakanka była w ruchu, pofruwałam sobie (plany zostały powyrabiane) - już mi się płuca trochę przyzwyczaiły i nie zdycham po każdej serii. Nie powinnam się tak zaniedbywać, z astmą żartów nie ma i jak nie ćwiczę regularnie, to później mnie dusi cholera... A skakanka to dobra rzecz - przy okazji mojego skakania "przypomniały sobie młode lata" moja Mamusia z Ciocią - też sobie spróbowały, czy nie zapomniały, jak to jest. Nie zapomniały :) Też sapały ;) Kotki nadal sie skakanki boją - spiżają w podskokach, jak skaczę, ale Mietek już się odważył i na miękkich łapkach do niej podchodzi, jak ją wieszam na poręczy :) Jeszcze trochę i Antek przestanie panikować - będą musiały się w końcu przyzwyczaić fuczaki jedne ;)
No i jeszcze jedno, najfajniejsze chyba - popływałam dzisiaj. W jeziorze :D Woda przy brzegu masakrycznie, paskudnie i obrzydliwie zimna (moja mała krakowska chrześnica zdecydowanie nie powinna była słyszeć tego, co z Siostrą mówiłyśmy. No dobra, ja tam wykrzyczałam :P), natomiast im bliżej środka jeziora, tym cieplej :) Fajnie było, wakacyjnie się poczułam :)
I hope jutro wagowo będzie lepiej :) Jeno jutro idziemy na obijadek do Teściuffki - a ona ma zawsze takie pyszności.... I imieniny ma... I długo się z nią nie widzieliśmy.... Jak ja jej wytłumaczę, że mogę tylko to zjeść i nic więcej a już absolutnie tego nie?? Ajejej, ajejej i olaboga ;) Nic to - jakoś trzeba będzie to wytłumaczyć i liczyć, że zrozumie :)
I standardowo poproszę o kciuków trzymanie ;)
I deszczowo pozdrawiam :)
PS. Ale paseczka wagi z 59,2 kg na 59,5 kg nie zmieniam, noł łej!! Zobaczę jutro rano, czy ABY NA PEWNO muszę.... ;)
....a ja rano ważyłam 59,2 kg. Oł je-je-jeeeee :):):)
Śmiesznie - jak zaczęłam przybierać na wadze i widziałam, jak rośnie "57->58->59" to byłam przerażona. No jak to? 59?? Koszmar!! A teraz? Teraz cieszę się jak gwizdek oł jeee!! :)
Dzisiaj Mężowisko mi wraca, chcę mu upichcić coś dobrego. Zażyczył sobie fląderkę gotowaną na parze....Może sobie zmienię plan na dziś, wtedy za jednym zamachem będę miała i swój obiad z głowy. Hm hm hmmmmm...
Dobra, wracam do robótki, bo mnie już całkiem papiery przygniotą :)
Buziaki :)
Cieniutkam, jak barszcz!! Nie jestem w stanie wykonać bez sapania jednego cyklu ćwiczeń a co dopiero powtórzyć go sześciokroć w jedną serię :)
Ale - żeby nie poddawać sie od razu - umyśliłam sobie, że najpierw będę robić z przerwami, na spokojnie, żeby mi jaka żyłka nie pękła ;) A jak sobie wytrenuję już na tyle mięśnie, żeby mnie dźwignęły sześć razy, to zacznę jechać z tabelką i całym 6-tygodniowym cyklem :) O!! Za dużo tych szóstek i wszystkie się chrzanią - to chyba jakieś dzieło szatana, czy jak ;)
...chyba, że jako Pełen Bląąąąd czegoś jednak nie zrozumiałam i coś źle robię ;)
Dobra, lecę dalej się napinać ;)
Ponieważ są upiorne korki rano (musiałabym wyłazić z chatki najpóźniej kole 7.15, żeby zdążyć na ósmą) stwierdziłam, że skorzystam jutro z uroków SKM. Szybciej będzie. Ale potrzebować będę podczas pracy autko - mam w planach banki, skarbóweczkę i UM. Co tu robić? Co tu robić? Podumałam i wymodziłam. Wróciłam dzisiaj po pracy do domu, wchłonęłam na spokojnie obiad (indyk w ziołach pieczony w folii i zupa szparagowa, mmmmmm :)), poczochrałam futrzaki, nakrzyczałam na Antosia, bo mi znowu morda na barierkę na balkonie włazi, nakrzyczałam na Mietasa, bo też wlazł, pogoniłam towarzystwo z balkonu, przebrałam się i wyszłam. I co zrobiłam? Otóż zawiozłam auto pod pracę i wróciłam do domu na piechotkę ;) Jutro rano do fabryki kolejeczką a auto czeka na mnie pod biurem, hy hy :) Z pracy do domu na piechotkę idę godzinę i 45 minut :) Zwariowałam :) Jedyny minus to fakt, że otarłam sobie piętę, ała...
Jest mi dobrze :) Zmęczenie jest przyjemne, uwolniłam endorfiny :) Jeszcze tylko A6W, seria na skakance (nie wiem tylko, czy pięta nie zaprotestuje) i na dzisiaj wystarczy.
Pozdrawiam czytaczy :)
...a mi oficjalnie ubyło 2,5 kg :) W sumie to trochę więcej, ale wolę wpisywać najwyższą wagę. Dzisiaj rano miałam 60 kg na osi, więc wygląda na to, że 3 kilo pooooszłoooo :)
W robocie kongo i rzeź, powyłączałam gadulce i tleny i dziergam do wyrzygania. A terminy gonią...
Moje motto na dzisiaj znów brzmi:
PRACA USZLACHETNIA
(I ODCHUDZA) :)
Buziaki dla wszystkich zapapierzonych :)
eM.
PS. No i jak to jest z tymi obrazkami, hm?
Ha!! Kupiłam sobie skakankę...
...od czegoś trzeba zacząć ;) Zastanawiałam się, czy ze skakaniem jest jak z jazdą na rowerze, ponoć się tej umiejętności nie zapomina. No nie wiem, ja tam moją ostatnią jazdę (po dłuuuugiej, dłuuuuuuuuugiej przerwie) wspominam fatalnie -> elegancko zaliczyłam krzaczory, dobrze, że mnie nikt nie oglądał ;)
Ale okazuje się, że skakać potrafię! (łał łał, cóż za wyczyn :P) Przeraziłam koty (Mietek tak szybko spiżał, że chyba częściej będę przy nim skakać - może zgubi nieco sadełka), zasapałam się okrutnie, wytrzęsłam mojego Michelina na brzuchu i zapewne moja sąsiadka z dołu zastanawia się, co mi znów odbiło ;)
W związku z kołem ratunkowym, które wyhodowałam na brzuchu (i które zameldowało się i dobitnie zaznaczyło swą obecność podczas skakania), postanowiłam jednak spróbować i zacząć się gimnastykować. Szfagierra poczęstowała mnie A6W - porwałam się na to szaleństwo, zgodnie z zasadą "zaczynam nie od jutra a od dziś". No zobaczymy :)
No jasne - miała być informacja o skakance (BTW - w Tesco nabyłam, całe 4 zeta kosztowała :P) a zrobił się z tego regularny wpis :)
Dobrej nocy życzę! :)
PS. I znów jutro w pracy bedę zewłok stefana...
PS. Jak fajosko jest znów prowadzić pamiętnik!! :)
PS. Jak się wstawia obrazki? Ale po ludzku proszę - hasło o wklejaniu kodów przeczytałam. Nie zrozumiałam... I jak Wy to robicie, że tytuł macie inną czcionką? I czemu piszę w okienku w Times New Roman a na stronie mam arialowate (całe szczęście...)? I czemu jak zrobię rozmiar czcionki 4 i więcej, to literki się zlewają i kija widać?
AAAAAA Dobranoc!! :)