pogoda zmieniła się diametralnie - ciągle pada śnieg i śnieg z deszczem,
znów marzną mi stopy i chce się więcej jeść, ale ja się uparłam - żadnych wymówek i usprawiedliwień - Walentynki za parę dni - wytrzymam.
Piję dużo chłodnej wody mineralnej, ograniczam węglowodany - jem je do południa i choć musiałam zawiesić na ten tydzień jazdy na rowerku (mam dużo pracy) waga po wskazaniach poniedziałkowych (72kg) dziś pokazała 70,5kg -
znów mam iskierkę nadziei,
że jednak na Walentynki będzie ta "6",
a dwie będą na wiosnę!
Oczywiście nie wzięłam pod uwagę "walentynkowego świętowania" (to już szósta rocznica moich zaręczyn) ale to będzie malutki przerywnik dietkowy :)
Marcinek teraz zachwyca się padającym puszkiem z nieba :) każe się brać na ręce i pokazuje na okno :) mały, ciekawski urwis :))))
Tak więc Dziewczyny - pełnia księżyca za nami - zrzucamy sadełko!