Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Groteska07

kobieta, 39 lat, Lublin

158 cm, 52.00 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: Do wakacji stanę się laską niesamowitą;)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

27 grudnia 2008 , Komentarze (1)

Reasumując to wszystko było pięknie.

 U Maksa było bardzo miło, choc jego rodzinka to taka trochę postrzelona jest. Mama mnie uwielbia, ale kojarzy mi się z mamą Bridge Jones, która wciąż mówi do swojego (w tym wypadku) syna: "Nie bądź niemądry kochanie. Przecież ja wiem, że tylko tak mówisz, a w rzeczywistości myślisz zupełnie inaczej." a on tylko: ''Mamo, mówię, co myślę". Ona: "Napewno nie".

Ojciec za to, to jest ewenement na skalę światową. Z jednej strony nawija non stop o polityce, pieniądzach, giełdzie i głupocie polskiego społeczeństwa, co kończy słowami: "Tak, tak i ja jestem głupcem". A z drugiej w 30sekund rozkręca jakiś zboczony temat, aż dostaje wypieków.

U mnie w domu też było miło, pomijając wredne uwagi mojej kuzynki i babci, typu:
-Ojej, Maks, ale ty ją musisz trenowac, że tak schudła (ja już zapadałam się pod stoł)
-Jak tak będziesz chudła, to cię zostawi, bo jak ty dzieci urodzisz? (nakryłam się mentalnie dywanem)
-Wy jesteście tacy DYNAMICZNI. (wtapiałam się w parkiet)

Na koniec, gdy już sama gadałam z babcią dostałam szereg wskazówek i dowiedziałam się, że żyje byle jak:
-Ty w ogole myślisz o swojej przyszłości? Żyjecie jak dzieciaki, a macie po 30 lat!!! (ja mam 24, maks 26)
-Takiego chłopaka (babci chodziło, że w taką urodą i z takiego domu), to trzeba pilnowac. Ty wiesz co robisz? Znajdzie sobie kochankę, zobaczysz! A ty zostaniesz sama z dziecmi.
-Będziesz dalej chudła to on cię zostawi, zobaczysz. Nawet jak ty dzieci urodzisz? No jak?
I znowu...
-jejku, jak ty zmizerniałaś. Skóra i kości. Taka byłaś DZIEWCZĘCA
i do mojeje mamy:
-Seks!!! To napewno seks!!!

Szumiało mi w glowie i starałam się nie przyswajac tego co mowi babcia, ale i tak mnie to szczerze mówiąc (i wulgarnie): wkurwiało. No sorry...

Moja babcia była kiedyś wspaniała osobą, bardzo inteligentną i ciepłą. Po śmierci dziadzia nagle zrobiła się zgorzkniałą egoistką. Rodzina jej nie poznaje, całe jej serce jak gdyby zamarzło i nawet rozumiejąc jej tragedię, nigdy nie zrozumiem jak można byc samym z siebie podłym człowiekiem...

Tymczasem dzisiaj obudziłam się we własnym łóżeczku, sama w domu i odetchnęłam z ulgą. Kocham mój chaotyczny tryb życia, kocham byc sobą, chodzic do późna w piżamie, jeśc tam gdzie mi wygodnie, a nie kulturalnie przy stole w jadalni, uwielbiam robic głupie miny do lustra w przedpokoju, kręcic hula hopem, bądź robic inne wygibasy w rytm muzyki...

Moja idealna rodzina przez lata mnie bardzo ograniczała. Choc miałam wspaniały dom, to było trochę sztwno... Tego nie wypada, tamto jest gorszące, no i co ludzie powiedzą...
Dali mi gruntowne wychowanie, ale żyłam w poczuciu wstydu, bo chciałam zawsze jak najlepiej wypaśc, żeby ich znajomi mogli powiedziec: ale wam się córka udała, magda to taka wspaniała dziewczyna...

Kumulacją tego była bulimia a w konsekwencji depresja, z którą borykałam się przez lata.

Kiedy uwolniłam się spod jarzma sztucznej formy, zaczęlam wychowyc się sama. Przede wszytskim nauczyłam się siebie... Nauczułam się okazywac emocje, czego skrzetnie oduczał mnie tatu. Jako prawnik uważa, że człowiek powinien miec twarz pokerzysty, a okazywanie uczuc jest wstydem. Może dlatego jestem wiecznie niedopieszona;p
Zrozumiałam, że jestem oddzielnym człowiekiem... Że mam prawo życ tak, jak chce, i odkrywac siebie każdego dnia... Wkońcu nie mogę byc marionetką, wytresowaną przez rodziców...

Ulżyłam sobie tym wpisem:)

Jak dobrze byc dorosłym człowiekiem, który wie czego chce:)

25 grudnia 2008 , Komentarze (1)

Oh, jak miło, pierwsze święta, na których mogłam się ślicznie ubrac, nic mi nie wystawało, a co najważniejsze podczas przytulania czułam, że nie jestem jak kanapa, albo kurta puchowa;d

Rodzina oczywiście nie omieszkała nie skomentowac mojej skromnej osóbki. Babcia wręcz załamywała ręce, mowiąc:
-Ale zmizerniałaś:D
Natomiast kuzynki pytały zachwycone co robilam itp. One widzą dużą różnicę ,bo ostatni raz widziałyśmy się we wrześniu... 

Wczoraj nawet tak dużo nie jadłam, w sumie skurczył mi się zołądek i wystarczyłby mi tylko karpik do szczęścia no i barszczyk z uszkami:D

Dziś sobie niczego żałowac nie zamierzam, wkońcu są święta. Jedynie to od 18 już nic nie jem i piję zieloną herbatkę. Na niedzielę muszę byc w formie:D

22 grudnia 2008 , Komentarze (1)

Wielokrotnie zaglądałam tu sobie, ale albo nie miałam weny, albo wpis mi coś zjadlo i nie wypluło już, tak więc nie pisałam hoho;]
Co u mnie?:D

Po1: poniedzialek powitałam wagą 57,2kg:D:D:D
Po raz pierwszy w doroslym życiu tak doskonale czuję siebie... To niesamowite jak teraz dopiero po tylu latach bycia ze sobą, wkońcu jestem prawdziwą sobą:P
Bo dopiero schudnięcie pozwoliło mi na swobodę ciała i umyslu, która była zawsze tłumiona;]

Ostatnio jem po to, by mój metabolizm nie zwalniał, do tego potrafię rozkoszowac się smakiem, a nie tylko zaspokajac głód lub chwilową ochotę.
Czuję się wolna od nalogu jedzenia, o!

Po2: z moim M, było chwilowe "poluzowanie" stosunków, widocznie oboje potrzebowaliśmy chwili takiego oddechu, żeby udowodnic sobie, że nie potrafimy bez siebie życ. Teraz jest dobrze, w sobotę jedziemy na tydzień do Zakopanego, gdzie zamierzamy szalec na maxa;]

Po3: studia. Pomyślałam sobie, że na ciul mi teraz matura z bioli, jak ja mogę pójśc na studia prywatne i z mniejszym wysiłkiem (nie chce mi się już uczyc i uczyc) sobie studiowac co chce;]

I na razie to by było na tyle, potem odwiedzę moje ulubione;):*

11 grudnia 2008 , Skomentuj

Nie pisałam dawno.

Troszkę sie u mnie zmieniło, min odchudzanie zeszło na plan 3, może nawet w ogóle schowało się za kurtynę /lol/.

No i dziś na wadze 61:D ale nie martwi mnie to, bo ostatecznie trudno się dziwic... Dziwne, ze jak nie jem słodyczy przez adwent to więcej waże... no ale i tak czuję się lżejsza...

Muszę przeed tym Zakopanem schudnąc... ale zobaczymy;]

7 grudnia 2008 , Komentarze (5)

Wstałam już godzinę temu, choc po 1 poszłam spac.
Powód?
Głodna jestem:D
Chyba wczoraj spaliłam całe zapasy jedzenia.
Otóż wczoooraj:D było super:D
Dostałam świetne prezenty:
-od Moniczki zażyczyłam sobie hula hop:D i balsam ujędrniający
Kupiła mi ogromne hula hop:D niebieskie;] i zestaw balsamów z AA w tym jeden żel, a drugi do biustu! Fantastyczny jest też żel!!! No dosłownie nieziemski:]
-od Maksa dostałam piękną biżuterię:]

Oh spędziliśmy wspaniały wieczór:D
Ale na poczatku nie było tak miło... Monika rozstała się ze swoim chłopakiem (chyba, mam nadzieję, że to chwilowy kryzys) w życiu jej tak wściekłej nie widziałam. Jakąś butelkę wina później płakała, a 2butelki po wypaliła:

-Łoj (tu się zatoczyłą siedząc;) ja wiem co wy będziecie potem robic. Ale wam zazdroszczę... Tak bym chciała z wami... Jestem taaak samotna.
Patrzy na nas, my się śmiejemy, przytulamy, a ona:
-Nigdy nie myśleliście o sexie jeszcze z kimś?
Zastrzeliłą nas tym pytaniem:D
Owszem, miewaliśmy z Maksem różne fantazje erotyczne, ale wpuścic kogoś do naszego edenu? hm... Powiem wam kobitki szczerze, że byłam tak wstawiona, że wydał mi się to fantastyczny pomysł! Mam skłonności biseksualistyczne i sex z kobietą wydaje mi się ciekawy, ale...

No same powiedzcie. To jest taka intymnośc, jestem tylko ja i Maks, jesteśmy dla siebie najważniejsi... Seks jest dla nas nadal uniesieniem, które nas jednoczy w miłości, a tak... Byloby to już typowo dla samego seksu...

Bez wątpienia Monik jest moją przyjaciółką, wie o mnie więcej niż Maks, bo ze mną mieszka... Kiedyś po alk zabawiałyśmy się razem:D, ale... nigdy nie doszło do czegoś poważnego... Poza tym po alk robi się różne głupie rzeczy...

Naszczęście Monik usnęła potem na kanapie, a my z Maksem...:D
Potem gdy tak leżeliśmy, upici sobą, zapytałam:
-Kochanie, a ty chciałbyś kogoś wpuścic do naszej sypialni?
-A ty?
-Nie wiem. Dziwne to by było
-No... ale wiesz, że i tak byłabyś dla mnie najważniejsza? W sumie to miałabyś prawo byc zazdrosna i nie wiem czy to by czegoś miedzy nami nie zepsuło...
-Wiesz, Monika jest dla mnie bardzo bliska... w zasadzie jest moją najbliższą przyjaciółką. Gdybyście robili to beze mnie mogłabym byc zazdrosna, ba... to byłby koniec, ale tak razem...
-Coś nowego?
-No właśnie. Ale hm... to chyba jeszcze za wcześnie...
-Też tak myślę. W sumie... Nie wiem czy to jest dobry pomysł, ale napewno byłoby ciekawie...

Hm... Teraz M śpi sobie u mnie jeszcze, a ja siedzę po ciemku niemal w kuchni, piję kawę i wyobrażam sobie, że jest to ten poranek po...
Chyba byłabym zazdrosna o jego myśli.

Co o tym myślicie? Kurcze, trochę mi wstyd, i zastanawiam się czy opublikowac ten post, ale...
Heh. Szczerze? Ja już nieraz o tym myślałam i wielokrotnie z Moniką gadaliśmy, tak w żartach, że się do nas przyłączy... Ale dziwnie tak... hm...

5 grudnia 2008 , Skomentuj

W moim życiu to sie zmienia wszystko z chwili na chwilę:)
Wyobraźcie sobię siedzimy z Moniką, rozkoszujemy się musli, jogurtem i jakimiś precelkami, a tu dzwonek do drzwi. Oczywiście żadnej nie chciało się ruszyc tyłka, wkońcu w ramach kompromisu poszłam ja (za to M potem umyła kubki;).
Otwieram drzwi, a tam ciemnośc i nikogo nie ma.
Zapaliłam światło na klatce: nic, zupełnie nic.

Ok. Wróciłam do M, zastanawiając się czy mamy omamy czy to poprostu Maks się wygłupia, co do niego całkiem podobne. W zasadzie myślałam, że się obraził, bo nie chciałam się dziś spotkac (zbieram siły na jutro:), ale mógł przyjśc na złośc;]

W każdym razie do tej pory nie wiem co to było:)

Teraz moja Moniczka poszła na piwo z koleżankami z roku, a ja zostałam bo: "muszę popracowac".
Pfff...
Piję już chyba 10 kawę po kapitańsku i ostatnią,
bo skończyły mi się jajka.
Mam jeszcze capuccino orzechowe i śmietankowe.
I z magnezem, o!


Może pora na kąpiel?
Szkoda, że nie mam wanny...
Maks ma, i to taką fajną... szeroką...:)
Tęsknie za tym moim wariatem, ale specjalnie zrobiłam nam taką przerwę, żebyśmy się jutro rzucili na siebie jak głodne sexu koty;] złe porównanie... raczej tygrysy:D

Na serio mam dużo pracy.
Jutro rano idę na rozmowę do redakcji, znowu chcą, żebym coś im napisała, ale czuję się trochę wykorzystywana, zresztą mało mi się to opłaca. Ale pójdę, może łaskawie pan redaktor tym razem ze mną pogada, a nie ta zołza Marlena, wielki kierownik, który potrafi tylko kreślic;/ Wiecie, jak to podcina skrzydła?

Potem idę do kosmetyczki, umówic się na paznokcie żelowe (powiedzcie czy warto ???), na które od jutra zbieram pieniążki, oraz muszę sobie wyregulowac brwi i na solarium, a na koniec siłownia. może zrzucę choc trochę tego co dziś zeżarłam?
 
Wieczorkiem przyjeżdża Maks, a Monika idzie na imprezę,
więc luz;]

Acha i zapomniałam o najważniejszym!!! 

Jutro zaczynam nowy rozdział swojego życia!!!

Ale o tym, może w następnym poście;p

5 grudnia 2008 , Skomentuj

Okres, dół spowodowany brakiem powietrza i rozrywek, nauka i ... jedzenie:(
Jem jem i jem.... dziś zjadłam chyba z pół paczki musli na sucho, z pół kg mandarynek, gruszkę, śledzia, wypiłam dużo kawy i soku marchwiowego. Czuję się maxymalnie pełna, biorąc pod uwagę to, że od 3dni mam zero ruchu. Chyba, że przeskakiwanie z łóżka na krzesło, albo wędrówki między kuchnią, łazienką a moim pokojem można zaliczyc do formy aktywności.

Najgorsze jest to, że nie nauczyłam się nic przez te 3dni. Poprzewracałam tylko zeszyt i stwierdziłąm, że i tak to nie ma sensu.
Jestem taka głupia i beznadziejna:( Znowu wpadnę w popłoch w niedzielę i znowu ryczec będę leżąc w pozycji lotosu;/
Ja chcę zacząc życ normalnie...
Ten tydzień jest przeze mnie totalnie zmarnowany:(((
Nie zrobiłam dosłownie nic:(

A przy tym boję sie wejśc na wagę, bo napewno przekroczyłam znowu 62;/ jeQ...
Zaraz święta, zakopane a ja... 

Skąd wziąc siłę? motywację?

Jedyny plus tych dni to to, że:
-wysypiam się za całe następne 2tygodnie
-nie jem słodyczy od niedzieli i wytrwam do końca adwentu

a to to lipton.
Apropo! Fajna jest ta reklama z Mannem i Jandą, co się głosami zamieniają:)
Pozdr:* 

3 grudnia 2008 , Komentarze (3)

Przeglądam tematy na różnych forach i widzę panikę...
Też tak kiedyś miałam. Też liczyło się tylko to, czy rano na wadze będzie mniej... Chociaż o te 0.1kg... Jeśli nie... Znowu zaczynało się błędne koło.


Ogólnie zawsze byłam "normalna" pod względem wagi. Przed studniówką postanowiłam jednak schudnąc. Wzięłam się solidnie za siebie, zaczęłam jeśc mniej, dużo cwiczyłam, były też jakieś wspomagacze, herbatki, ziółka, tableteczki... To wtedy na pamięc nauczyłam się tabelki z kaloriami. Co jakiś czas robiłam dietetyczne zakupy... Potem już nie musiałam oglądac nawet etykietek na produktach, bo doskonale wiedziałam, który ma najmniej tłuszczu, a który teoretycznie nie ma go wcale...

I chudłam sobie. Ale zaczęłąm miewac napady. Najpierw gdy zjadłam za dużo, to dużo cwiczyłam. Katowałam się cwiczeniami, ale przynajmniej nie miałam aż takich wyrzutów sumienia... potem napady zdarzały się coraz częściej, a że na cwiczenia nie miałąm już tyle czasu, to zaczęłam wymiotowac. Najpierw sporadycznie, potem częściej i częściej... Błędne koło. Jadłam by zwymiotowac. Potem czułam się taka pusta w środku... Kochałam to uczucie głodu, kiedy "wyrzuciłam" wszystko z siebie...

Oczywiście na studniówce wyglądałam tak, jak sobie zamarzyłam, ale wtedy tego nie doceniałam. Nadal czułam się okropnie, miałam więcej kompleksów niż przed schudnięciem, poza tym wpadłam w straszną depresję... Nie miałam czasu na cwiczenia, całe dnie spędzałam w domu, olałam znajomych, wychodziłam tylko do szkoły, naszczęście miałam na tyle siły w sobie, że sumiennie się uczyłam. Maturę zdałam pięknie, choc byłąm w takim stanie, że każdy myślał, że to zasługa jakiś "wspomagaczy". Z perspektywy czasu nie dziwię się, że znajomi mogli mnie podejrzewac o to, że biorę np. amfę. Nigdy tego nie dotykałam, ale rzeczywiście w pewnym okresie nie zachowywałam się tak jak rówieśnicy...

Choc obiecałam sobie, że po maturze zacznę pracowac, to nie miałam na to siły. Spędzałam całe dnie w domu, choc miałam ogromne wyrzuty sumienia, że jestem na utrzymaniu rodziców. Poszłam na studia, potem nie wiem czemu zaczęlam tyc... Pomalutku, ale jednak. Wymiotowałam nawet 2-3razy dziennie. Straciłąm cały sens życia. Zero życia studenckiego, zero jakiś rozrywek. Dopiero potem troszkę się rozkręciłąm, ale i tak nikt nie wiedział, że wymiotuje. Dopiero po 3latach, podczas wakacji w domu, rodzice zauważyli, że coś ze mną nie tak, trafiłam do psychiatry. Nie bez oporów. Z jednej strony byłam słaba i chciałam z tego wyjśc, z drugiej... było mi tak wygodnie. Mogłam jeśc ile chciałam. Ale zauważyłąm, że nie jem dla smaku... w ogóle ja nie jem, tylko żrę;/ pochłaniałam co tylko mogłam i denerwowałm się, gdy nie miaąłm ku temu sprzyjającej okazji.

U psychiatry byłam raz, i to razem z mamą. potem gdy miaąłm pójśc sama to oczywiście już nie poszłam. Ale po pierwszej wizycie dostałam leki, które troszkę mi pomogły. Po 3miesiącach gdy psychiatra skontaktowała się z moją mamą (jak się potem okazało, znały się z widzenia), znowu trafiłam do psychiatry. Tym razem innego, zajmującego się zaburzeniem w odżywianiu. Dostałam inne leki, hamujące apetyt. Chodziłam na terapię do dwóch psychologów, gdyby nie to, pewnie trafiłabym do szpitala. Teraz jest dobrze. Ale cały czas biorę leki. Jeden z nich można brac bezpiecznie trzy lata i boję się co będzie jak te 3lata za chwilę minął... Mówiąc szczerze nie będę potrafiła odstawic alventy, czy cloranxenu na stałe...

Wczoraj odwiedziłam swojego psychiatrę. Chce, żebym powoli odstawiała leki. Ale ja nie dam rady i jeszcze nie chce... Owszem, nie wymiotuję już... no zdarza mi się to bardzo rzadko, ale nie wymiotuję, bo biorę leki, dzięki którym jestem cały czas pełna energii i życia, i boję się, że jak będę wymiotowała, to znowu zaczną się stany depresyjne.

Stanęło na tym, że po obronie magisterki powoli zaczniemy odstawianie alventy. Cloranxen, choc bardzo uzależnia, nie jest dla mnie problemem. Mogę go nie brac nawet tydzień i jest ok. Ale jeśli alventy bym nie wzięła z rana to... chyba bym nie potrafiła... eh.

Naprawdę najgorzej wspaśc w obsesję...

Teraz, gdy nie stosuję żadnej diety, chudnę sobie spokojnie i nawet sama nie wiem kiedy:) Nie ważę się obsesyjnie tak jak kiedyś, kilka razy dziennie, tylko wtedy gdy mam ochotę, albo jestem ciekawa czy coś spada.

Dużo cwiczę, ale jak nie mam na to ochoty, albo jestem akurat chora to sobie cwiczenia odpuszczam, żeby już nie osłąbiac organizmu i przede wszystkim, żeby miec z tych cwiczeń radośc:)

eh. Człowiek musi do wszystkiego sam dojrzec. 

30 listopada 2008 , Komentarze (1)

Dziwne jak bardzo zmieniam się, gdy przyjeżdżam do domu. Tu jest zawsze tak miło, tak ciepło, spokojnie...
Mogę przez dwa dni byc taka jak pare lat temu,
grzeczna, mała Madzia...
Przypomnialo mi się jak niegdyś razem z bratem użądziliśmy andrzejki u nas w domu. Przyszło dużo dzieci, mama przygotowała mnóstwo wróżb, było mnóstwo śmiechu i zabawy. Jak to się wszystko zmienia...

Teraz ostatki wyglądają zupełnie inaczej. idzie się do klubu, alkohol leje się strumieniami, i potem nie ma nawet niewinnych wspomnień zabawy... Występują raczej wyrzuty sumienia i ból głowy.

Wczoraj już o 10 wyruszyłam do rodziców, bo obiecałam, że będę popołudniu. Czułam się bardzo zmarnowana, szumiało mi w głowie i miałam różne schizy podczas podróży.
A to ze 3razy wchodziłąm nie do tego autobusu co powinnam, a to każdy kierowca tych autobusów był taki sam, a to wreszcie zagapiłam się i przejechałam przystanek dalej, choc plus był taki, ze się trochę przewietrzyłam.


Postanowiłam sobie, że choc raz przeżyję adwent w sposób świadomy. Niech to będzie czas wyciszenia, zadumy...
Pracy nad sobą.


Uzgodniliśmy z Maksem, jak spędzamy święta. Wigilię każdy u siebie,  25.XII -u mojej rodzinki, 26.XII u jego.
27.XII za to wyjeżdżamy na tydzień do Zakopanego. Taki wyjazd we dwoje dobrze nam zrobi, bo ostatnio coś zaczęło się między nami psuc... 
Zresztą taki nasz ten związek płytki się zrobił przez te pare dni...
Zamierzam zmienic się diametralnie: fizycznie i duchowo!!! 
Postanowienia:
1. Zero słodyczy
2. Zero upijania się
3. Sumienna nauka
4. Siłownia 3razy w tygodniu
5. Gimnastyka w domu (codziennie najlepiej rano)

Zauważyłam, że jak się zegnę (:D) to mam na wysokości łopatek coś nie miłego;/ taką słoninkę;/ Muszę to zlikwidowac, bo mi to przeszkadza;/

W ogóle nie mam czasu na solarium i zastanawiam się nad opalaniem natryskowe AIRBRUSH.
Co o tym myslicie?

Pozdrawiam moje ulubione i inne V:):*
 

26 listopada 2008 , Komentarze (2)

Ktoś bardzo mnie dziś zranil... Ja rzadko płaczę, ale czasem.... coś we mnie pęka... Nie mogę nic zrobic i wtedy pozostają tylko łzy...
Jutro wiele się wyjaśni...
Jutro idę do lekarza, jutro mam ważne kolokwium, jutro odbędę poważną rozmowę... Wymaga się odemnie decyzji... a ja tak bardzo się boję...chyba nie dam rady..