Wróciłam z pracy o 1:30. Jak to w środku tygodnia, w klubie było spokojnie. Choć i tak nie rozumiem skąd Ci wszyscy ludzie mają czas tak tam siedzieć pół nocy. M mnie odwiózł, choć mam dosłownie dwa kroki, ale co się będę szwendała (en?/ę) po nocy;]
Zaprosiłam go i jego kolegę dziś wieczorem do nas, bo oboje pracujemy dziś od 11 (kto to tak ustala, że prawie zawsze pracujemy razem?;) więc wieczór mamy wolne.
Pytanie: -co mam przygotować na tę okoliczność? Chciałabym jakąś lekką kolację, ale kurcze, nie wiem.
Moja M jeszcze nic nie wie, bo jak wróciłam to spała, a teraz jej nie ma. Ja też zaliczyłam rano bieganie 30minut. Na wadze od wczoraj 0,1mniej;] ale dobrze, że przynajmniej spada;]
Jeszcze nic nie jadłam, bo nie mogę się zdecydować co wszamać;p
Muszę się zbierać powoli, bo nie długo do pracy...
No i niemal 13;) powiem Wam, że dzięki temu, że się obsesyjnie nie głodzę i nie objadam na zmianę, zyskałam wiele czasu!!!
Czego dokonałam już dziś: -zjadłam pół kefirku i pół banana małego takiego -nastawiłam 1pralkę prania, część rzeczy (7?) musiałam uprać ręcznie, że tak powiem -zrobiłam śniadanie mojej skacowanej M (wprost było to rozkoszne!!! Kocham szykować posiłki, i naprawdę cieszy mnie widok człowieka jedzącego;) -byłam na zakupach spożywczych i przy okazji w redakcji (nawet tak dużo nie trzeba poprawiać;)
W ogóle to nie chce mi się iść dziś do pracy. No ale już pójdę;]
Co więcej nie wiem co ze soba zrobić. Jeszcze raz pytam: skąd ta energia? Może pożyczę od sąsiadów rower stacjonarny?
Apropo! Mam świetnych sąsiadów. W ogóle nasz blok jest bardzo specyficzny. Mieszka tu wiele młodych ludzi. Ale na przeciwko nas mieszka takie młode małżeństwo. Teraz mają małe dziecko, ale wcześniej często wspólnie balowaliśmy. Jesteśmy jak rodzina, bądź najlepsi przyjaciele.
No i właśnie czasem się "sportuje" z tą moją sąsiadką, bo ta moja M to szczuplusieńka. I ta już schudła 7kg!!!
Biegałam tylko 30minut, ale za to bardzo intensywnie i z małymi przerwami. Bardzo polecam, jakiś taki sport poranny, na świeżym powietrzu, bo można sobie wszystko przemyśleć.
Myślałam o następujących rzeczach: 1) czy to nie dziwne, że M znając mnie długo wyłącznie z widzenia, ale poznawszy mnie prawdziwie, niemal od razu zaprasza na wesele do swojej rodziny?
2) jak już pójdę na to wesele, to jak ja mam się tam zachowywać? jako zwykła osoba towarzysząca? A jak on mnie przedstawi mamie?;p
3) jak już tam pójdę, to w co się ubrać? Przecież ja nie mam żadnej, odpowiedniej sukienki, a jak już schudnę to w ogóle;/ A zanim schudnę nie mogę niczego kupic;/
4) a co będzie jak nie spodobam się jego rodzinie?
5) a co będzie jak nie schudnę?
Wróciłam do domu. M nadal śpi.... tej to dobrze. Zajrzałam do lodówki, po kefirek, a tam nadal stoją te smakołyki, które o dziwo!!! Wcale mnie nie ruszają;)
Plany na dziś: -praca (ale to sama przyjemność;) -pranie: ze 2pralki najmarniej -wytrzepanie, odkurzenie i wyczyszczenie szczotką dywanów -poukładać w szafie (wczoraj, nie wiedząc w co się ubrać, większość rzeczy wywaliłam;/) -zajść do redakcji (zaniosłam tam wczoraj moich "IDOLI", a oni już zrobili korektę. Jak znam życie to mi się nie spodoba). -znaleźć czas i namówić M na godzinkę rajdu;p rower rulezzzz;)
I tym optymistycznym opisem dnia, kończę niniejszą wypowiedź;)
Hej, hej;) Jejku;] nowy miesiąc, nowe nadzieję;) Wczoraj spedziłąm dzień fantastycznie. Przede wszystkim jadłam malutko, na rowerze jeździłam ponad godzinę i na koniec zadzwonił On...
Umówiliśmy się na 21, ale jak przyszedł to nie byłam jeszcze gotowa. W ogóle zapytałam się, czy nie ma jakiegoś kolegi, bo mam śliczną współlokatorkę;) Cała Groteska... Jakąś mam fobię związaną z facetami... Tak to się z nimi bawię, >rozrywkuje<, a jak tylko któryś wykaże zainteresowanie, wyciągnie nr tel i zacznie jak M "kuć żelazo póki gorące", to ja już uciekam... Boję się angażować i w ogóle związków.
M. oczywiście uszanował moją decyzję i wziął sobie przyzwoitkę. No i przyszli punktualnie, ale ani ja ani moja M. nie byłyśmy gotowe. Posiedzieli sobie, podyskutowali, pooglądali tv.
No i idziemy. Najpierw poszliśmy na długi spacer do parku. Zrobiliśmy sobie wiele pięknych zdjęć;) Potem poszliśmy do naszego klubu, gdzie prawie nikt nie tańczył, ale "nasi mężczyźni" wcale się nie krępowali i od razu porwali nas do tańca:D
Mój M był samochodem, więc nic nie pił. Ja też nie piłam, bo primo: po alk jestem bardziej swobodna z czułościami (a ten gość mi się cholernie podoba, więc muszę zaistnieć w jego oczach jako panna idealna dla niego;). I secundo: przecież ja się wczoraj oczyszczałam. Natomiast M i R troszkę sobie pofolgowali... Chyba ich znajomość się bardzo zacieśniła;)
Z klubu wyszliśmy po 12, ale w domu byliśmy o 1;30. Oczywiście "nasi mężczyźni";p nas odprowadzili, i być może mieli nieodpartą ochotę ponownie wejść na górę, ale nic z tych rzeczy.
Położyłyśmy się z M po 2. Wygadałyśmy się przed snem jak nastolatki;)
Dziś zerwałam się o 7. Stanęłam na wagę i proszę 0.5kg mniej od wczoraj;) Jestem zadowolona, ale nie chwalę dnia przed zachodem i walczę dalej. M jeszcze śpi. Oj będzie ją główka bolała, nie ma co;)
A ja lecę na poranny jogging do parku;D Skąd ta energia?
Czuję się lekko i frywolnie, czuję w sobie mega siłę i nie do zarejestrowania ilość energii. Ale...
Zdenerwowałam się. No bo czemu jedni są chudzi bez wyrzeczeń, a inni muszą za****iwaniać, żeby cokolwiek zrzucić? Moja współlokatorka wróciła z domu. Nawiozła wałówy na 16dni i mówi: "jedz to". A sama jedz, a nie mnie chce utuczyć.
No ale przyznam się pooglądałam sobie trochę;) -krokieciki z pieczarkami -dużo ciasta -kotlety mielone -duży słoik zupy -podobno wyborny słoik sosu do spagetti (wyborny sos, nie słoik)
Kręciło mi się w głowie, ale o dziwo, nie chce i nie mam ochoty tego jeść. Co jest?
Wieczór bez ciasteczka? Bez czekoladki? O Grotesko, widzę, że to jakaś poważniejsza dieta!!!
Hihi;p i wiecie skąd to? Wszystko kwestia dobrej motywacji;)
Dzisiejsze menu: kefir+ czereśnie. Nie czuję głodu... I widzę dopiero jak bardzo w tym całym odhcudzaniu pracuje psychika... Teraz gdy wiem, że moge jeśc tylko kefir i czereśnie, nie myślę o tym, na co mam ochotę, albo co mogę zjeść, z racji niby głodu.
Wszyscy mi mówią, jak to ja schudłam. Sąsiadka: czy Ty w ogóle coś czasem jesz? Wczoraj spotkałam chrzestną i siostrę cioteczną, a one: jejku jak Ty wyszczuplałaś!!!
Nie ma zmiłuj. Wczoraj poszłam ze znajomymi do klubu, w którym pracuje. Wypiłam tylko 3drinki, ale to jakaś porażka w ogóle ja nie mogę pić, bo raz dwa mnie bierze.
Plusem tego wszystkiego, jest to, że do tej pory nic nie jadłam, tylko pije. Byłam dziś w supermarkecie i kupiłam pare kefirów i maślanek naturalnych i od dziś tym się żywię.
Maks zaprosił mnie na wesele za dwa tygodnie. Świetnie.
Kolejny raz utwierdziłam się w przekonaniu, że się bardzo mylę, co do oceny osób grubszych w mniemalniu tych chudszych.
Wczoraj z "duszą na ramieniu" poszłam pierwszy dzień do pracy. Zespół pracowników bardzo sympatycznie mnie przewitał, szef jest genialny, a i nawet klienci nie dawali się zbytnio we znaki.
Wczoraj był bardzo duży ruch, więc to był dla mnie chrzest bojowy. Myślałam, że szef będzie mi patrzył na ręce, ale nic z tych rzeczy. powiedział, że mi ufa i prędzej ja sama zrezygnuje, niż on mnie wyrzuci. No trochę mnie to powiedzmy, że zdziwiło, wkońcu jak można dażyć zaufaniem osobę nieznajomą??? Poza tym powiedział, że mam się dogadywać z innymi na którą zmainę chcę przyjść do pracy, on w to nie ingeruje. Great!!:)
No i następna sprawa;) wpadła mi kolejna "fucha" na poniedziałek muszę napisać artykuł o "IDOLACH", czyli co się dzieje z finalistami polsatowskiego show. Ciekawe kiedy to zrobię.
Dziś jadę nad jezioro, więc musze teraz wydrukować potrzebne materiały (matko, jeszcze mi przyjdzie dzwonić do Wydry;p) i zabiorę to ze sobą nad wodę. Jak mi znów coś zamoczą to...
To już rok jak jestem sama. Powoli odbija mi szajba, choć cały czas utrzymuje, że nikogo mi do szczęścia nie potrzeba. Muszę przecież skupić się na sobie, przede wszystkim schudnąć...
Ale nie zrobić tego kosztem wakacji i dobrego samopoczucia. Staram się by dieta była teraz naturalnym dodatkiem do życia. Nie będę obsesyjnie myślała o tym, co i kiedy mam jeść i ile to ma kcal, tylko spróbuję nauczyć się racjonalnego odżywiania tak, by było to poprostu zwyczajne.
Byłam sobie nad jeziorkiem. Dokładnie ten wyjazd przemyślałam (cała Groteska) i że jechały same laski o podobnych gabarytach do moich, to pojechałam i ja;) Zabawa była niesamowita.
Pojechaliśmy ze znajomymi na dwa samochody, ja oczywiście odmówiłam piwka (zbyt kaloryczny, zresztą nie lubię), więc w drodze powrotnej to ja prowadziłam. dobrze, że zawsze mam w torebce prawo jazdy;p
Nad wodą było mnóstwo chudych i obnoszących się z tym lasek. Ale ja postanowiłam, nie zawijać się w ręcznik, ostatecznie ładne ciałko mam tylko troszkę zbyt zaokrąglone.
Ale jednak zazdrość zżera... Mój biust nie pozwala na zbytnie szaleństwa w bikini. Poza tym, mam wrażenie, że rzucam za duży cień...
Dziś mój pierwszy dzień bez pieczywa. Za to był lód świderek (na konto piwa, a co) i 2herbatniki. Oj tam;)
Zaraz zapalam świece, włączam muzyczkę i będę ćwiczyć. Uwielbiam to;) A jutro wstaję rano i ćwiczę... A może nawet pobiegam?