Pamiętnik odchudzania użytkownika:
tomberg

kobieta, 52 lat,

172 cm, 72.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

25 czerwca 2010 , Komentarze (3)


Powiem tylko, ze czuję się nieco pipkowato-grochowato i po temu nie piszę. Ale będzie weekendzik to się polepszy. W pracy nie jest źle, ba nawet całkiem dobrze ale po przyjściu do domu zaczyna się chaos i ... to mnie stresuje. Tomek spędza swój urlop z Sonią i też jakoś bez humoru stwierdził, że zrewidował swoje poglądy na siedzenie w domu z dzieckiem, być może nawet woli chodzenie do pracy. Gotowanie sobie obiadów mu nie wychodzi, ponoć nie ma na to czasu. W wolnych chwilach pochłoniety jest nową gierka na PS. 
Moja dieta przeszła kompletną metamorfozę, ale waga na szczęscie nie zareagowała. Dobrze. Stoi tyle co na pasku. Ale w pracy kupują teraz na śniadanie mięciutki, pachnący, rewelacyjnie pyszny chleb. Nie jakiś tostowiak. Wcinam go z takim apetytem, ze nic innego bym najchętniej nie jadła. Robi się niebezpiecznie. 
Ups... pózno juz...

21 czerwca 2010 , Komentarze (7)


Dziś w Wejherowie urodziła się kruszynka, dziewczyneczka malutka ale zdrowiuśka. Córeczka  mojej siostry.  Zdobywszy 10 punktów dołączyła do grona ślicznych bobasków. Z dobrych wiadomości to by było dzis na tyle... Ja też dziś powiększyłam pewne grono, grono pracusiów... psychicznie ciężko mi się wiedzie z tego powodu... wiem, to kwestia tygodnia i poprzestawiania kół zębatych w zwojach mózgowych. Od tygodnia odczuwałam ten powrót do pracy każdym wnerwem mojego ciała o wadze 72 z hakiem.  I tu nie chodzi wcale o wczesne wstawanie... tylko ten rytm wypracowany, fajny, nieśpieszny tak mi się spodobał. Ech... Do końca miesiąca Sonia pod opieką Tomka. Ogólnie bez obaw, choć dziś z deczko mnie zaskoczył. Wracam ci ja po pracy, nawet nie umęczona specjalnie, nawet z cieniem uśmiechu na licu, wchodzę w progi a on się MNIE pyta, gdzie Majka... To pomyślałam że zeszła dziewczynka po mnie na dół na klatkę i się rozminęłyśmy. Odpowiadam, ze jak to, gdzie Majka?  że niby mam jej szukać bo się schowła, tak? A on, ze nie, bo przecież miałam ją odebrac z przedszkola... Hehehe... Dał dooopki po calości nasz tatulek. Zapomniało mu się odebrać dziecka z przedszkola. Przekonany był do głębi swojego jestestwa, że ustaliliśmy że to ja mam ją odebrać. Aha. Ja, która kończę pracę najwcześniej o godz. 16, mam odbierać dziecko będące w przedszkolu zgodnie z zawartą na piśmie umową do godz. 15.30. Nieźle sobie wykombinował...  

W sprawach diety. Przestawiam sie na nowe tory żywieniowe, bo posiłki w pracy mam gwarantowane. Rano wciągam owsiankę, potem  spożywam chleb z serem ew. dzemoladą a następnie warzywnik na lunch, po powrocie do domu kawka i... a póżniej spodziewam się ze białka, same białka i tylko białka by wypadało. Zobaczymy co sie da zrobić...

16 czerwca 2010 , Komentarze (3)


Bałam się dziś rano wkroczyć na wagę ale od czego mamy odwagę cywilną i możliwość odwołania sie do niej... Kamyczek z serca bum. Jest 72,2. Nie przytyłam. Wczoraj od samego rana miałam jedzeniową korbę. Zaczęłam dzień od parówki w bułce i kromki z dzemem, czyli jak na początek dnia całkiem źle ale nie tragicznie, od 8 rano do 20 zdążę to spalić a moze i nawet wydalić. Tyle że skończył się dietetyczny słodzikowy sernik i poszły ciastka sztuk trzy, coś jak jeżyki tylko mniejsze.  Oraz dwa kawałki normalnej mlecznej czekolady. Potem zas była wizyta z Sonią u dziewczyny, która będzie się moją niedojrzałą opiekować przez najbliższe 3 miesiące. Dzień wcześniej zapowiedziałam nas. A Monika przygotowana celująco! 3 rodzaje własnoręcznie wyprodukowanych ciastek. Donoszę uprzejmie że nie omieszkałam spróbować z każdego po jednym: ptyś z bitą śmietaną i dżemoladą (podaję wg Majkowej nomenklatury), beza oraz kokosanka. Podczas zajadania ptysia zadzwonił Tomek z pytaniem: co robisz? Odpowiedziałam nie mijając się z prawdą: piję kawe i jem psznego ptysia u Moniki. Padła odpowiedź błyskawiczna: zaraz tam będę. Jak powiedział tak uczynił. Podpowiem, że Tomek i mąż Moniki pracowali razem oraz że mieszkają niedaleko stacji a także że nadeszła pora lunchu. Po niedalej jak 10 minutach Tomek siedział obok mnie na kanapie pakując sobie ptysia do twarzy i z niedowierzaniem dopytując się czy aby napewno Monika własnoręcznie wykonała te ptysie. Po którymś z rzędu zanegowaniu pozytywnej odpowiedzi autorytarnym orzeczeniem, iż z całą pewnością ptysie są kupione, pani domu orzekła, ze jeśli szanowny gość nie wierzy to proszę bardzo, niech sobie zajrzy do piekarnika, w którym znajdują sie jeszcze ptysiowe korpusy. Na co nasz niewierny Tomasz odrzekł: dobra, po czym wstał, udał się do kuchni, oworzył piekarnik i z wyrzutem zwrócił sie do mnie: to czemu ty takich nie robisz? Nie pamiętam co odpowiedziałam, ale wiem czemu takich nie robię: bo jestem na diecie, teoretycznie!

15 czerwca 2010 , Komentarze (3)


Co to jest?
Je, nie pije a siedzi i tyje?
Tomberg

14 czerwca 2010 , Komentarze (10)


Prawie cała dietę szlag trafia przez jeden głupi urodzinowy prezent.  Stała w zamrażarce litrowa butelka z bimbrem, którą Tomek dostał od brata. Stała i spać nie dawała. Swoją drogą nie dalej jak 3 tygodnie temu spotkałam w sklepie spożywczym jakichś rosyjskojęzycznych producentów tego specyfiku, którzy bez zenady zakupowali ze 20 kg cukru i tylko cukru. Pewnie do badań zawartości cukru w cukrze potrzebowali.  Tomek się zarzeka że tego bimbru pić nie będzie, bo śmród nieziemski od niego bije. A ja ci powiadam, ze pić będziesz i jeszcze mlaskać przy tym nieprzyzwoicie zaczniesz. Od czego mamy komputereś i internecik? Zabijemy smroda, nadamy smaka. co ma sie nie udać? Wygooglowała naleweczki, podrzuciła narzeczonemu kilka haseł. Wybraliśmy co następuje: nalewka z kukułek i a la baileys. Jedynie kawę rozpuszczalną miała na podorędziu. Wsiadła  tedy w samochód, nakupowała kukułków i puszek z mlekiem skondensowanym, które to produkty nieislandzkie uswiadczysz jedynie w sklepie polskim, zagotowała, zamieszała, potrząsnęła i... zasmakowała. Kurna jak zasmakowała... A Tomaszowi jeszcze bardziej. Trzy dni nalewki miały sie przegryzać  a my jedynie nockę im daliśmy na zaobcowanie jako takie ze sobą alkoholowej, cukrzanej i mlecznej treści. W niedziele od samiuśkiego pośniadaniowego ranka  testowanie: Która lepsza?która smaczniejsza? ta mocniejsza czy ta? a jakby je zmieszać together? Moim zdaniem bimberkowy baileys wygrywa w tym pojedynku z kukiełkowym... znakczy kukułkowym.  Mocne to cholerstwo!

11 czerwca 2010 , Komentarze (7)


Moja pierwsza w życiu waga kuchenna wyglądająca następująco:
Uczyniłam malutki manewr polegający na zakupie tejże w sklepie z tanim agd, gdzie kosztowała o 25% mniej niż w centrum handlowym, gdzie z kolei za równowartość ceny wagi kupiłam spożywkę i wszystkie zadowolone...
Zawsze chciałam zostać posiadaczką wagi z kalkulatorem kalorii, tłuszczu itp ale jak już stanęłam w obliczu wyboru to okazało się, ze jednak lecę na wygląd a nie wnętrze. Ta z kalkulatorem była niby tańsza ale dizajnersko parszywa. Pomyślałam że przeca nie liczę kalorii w swojej diecie, poza tym ściągawka  z wartości odżywczych była duńsko-sruńsko-nie_wiem_nawet_czy_angielsko_języczna i byłabym narażona na niepowetowane straty czasowe przy dokonywaniu obliczeń... 

Dziś i od jakiegoś tygodnia mam głowę pełną mojej ciężarnej siostry i jej maleństwa. Siostra wylądowała  w szpitlu bo nie odczuwała ruchów dziecka. Teraz jest pod kontrolą i za tydzień ma wyznaczony termin cesarki, bo dziewczyneczka nie przybiera na wadze. To będzie poród w 37 tyg a mała waży 2100.  Uhhhh... Będzie dobrze, nie?

10 czerwca 2010 , Komentarze (4)


Dziś o diecie, bo mnie waga zaskakuje niejednokrotnie.

Nieskromnie stwierdzę, ze jakieś małe mistrzostwo w odchudzaniu sobie odfajkuję... Ruchu prawie nie zażywam, tyle co wokół domu i dzieci, wydatek energetyczny związany z karmieniem-nikły, bo odzwyczajam powoli małą niedojrzałą od cycucha, rower... wczoraj chyba pierwszy raz od tygodnia przejechałam tyle, co 1,5 odcinka Przyjaciół, na 6 biegu z 8, a z tym ciurkiem spod biustu to wielka przesada. Dieta... owszem staram się nie wcinać złożonych cukrów. Wydrukowałam sobie tabelę z indeksem glikemicznym produktów i czasem kontrolnie tam zaglądam. Generalnie  to na niej opiera się mój sposób żywienia. Dalej nie jem chleba, ziemniaków, ryżu ni makaronu, niektórych owoców i warzyw oraz eeee... słodyczy. Owszem chleb bardzo ciemny mam w zamrażarce i czasami kromkę zjadam, ale bez entuzjazmu. Owszem ryż naturalny raz ugotowałam i 3 dni jadłam. Słodycze... no tak... przesunęłam godzinę popołudniowej kawki na wczesnopołudniową i ciasteczko lub ciasto wciągam bez zmieszania. Zwykłe, z cukru i się nie szczypię. Piekę sobie ponadto serniki i murzynki na słodzikach w razie pazerności na słodycz i drugą kawę po południu. Jem gorzką czekoladę, nie kupuję batoników, cukierków. Ewentualnie dla innych domowników ale do zjedzenia na miejscu. Z owocami zawsze byłam na bakier, nie kochają mnie. Soki i słodkie napoje to nie mój problem. Jestem herbato- i wodopijna. Alkohol... od święta piwo z czipsami a w weekend czerwone wino w umiarkowanej ilości, powiedzmy jedna lub dwie butelki w miesiącu. Słone przekąski, jak wspomniałam, do piwa, ale bardzo rzadko i ewentualnie jak mnie Sonia karmi paluszkiem słonym. Jem sporo serków chudych i jogurtów bez cukru. Robię z nich miksy ze słodzikem i kakao lub orzechami albo kokosem. Poza tym jajka, ryby, mięso, szynka, ser i duuuużo warzyw przeróżnych. Jak mam ochotę na coś megawęglowodanowego to zjadam ale do południa, w kazdym razie jak najwcześniej. Patrz kawa plus słodycz. Jem wtedy, kiedy poczuję ze jestem głodna albo kiedy mam na coś ochotę, bez przestrzegania konkretnych godzin posiłków i tyle, zeby się najeść. Ostatni popas 3 godz. przed snem.Nie miewam kompulsów. Swoją drogą dopiero na vitalii dowiedziałam się, ze to tak się właśnie nazywa.

Waga 71,8 czyli dalej schodzi. Centymetry też odchodzą w niepamięć. Ufff... Tyle na temat diety chyba jeszcze nie skonstruowałam. 


Dziś robię drugie podejście do kupna kuchennej wagi. Mam samochód, dużo czasu i obie dziewczyny przy sobie, więc nie muszę zerkać na zegarek. Wróżę sobie udane zakupy. 


Na koniec islandzkie osobliwości:

Samochód subaru stał sobie na parkingu nieopodal naszego bloku. Najprawdopodobniej właściciel zapomniał wyjąć kluczyków... Goście urodzinowi przyuważyli go zmierzając w naszym kierunku w sobotę a we wtorek cyknęłam zdjęcie aparatem z telefonu...Tyle dni i nic... samochód stoi jak stał. Nieprawdopodobne?

9 czerwca 2010 , Komentarze (4)


Nie lubię, że mi się zepsuł licznik od roweru i teraz nie wiem jak szybko jadę, ile jadę, ile palę, czy w ogóle jadę... Nie lubię. Jadę na czas i pot np. pół godziny i ciurek spod biustu. 

Byłam wczoraj w tym centrum handlowym i nic nie kupiłam. Pooglądałam wagi, drogie z byle jakiego plastiku a ja bym chciała piękną i solidną jak ze szkła i stali. Zaczęłam tedy oglądać ciuchy i buty. Oraz przymierzać. Rozmiar 42 ugruntowany. Mowa o ubraniach. Na nic nie mogłam sie zdecydować. Jednak 1,5 godz. z Sonią to nie to samo co 3 godz. samej. Przy czym zgapiłam się nieco, czas tak szybko płynie, i nim spojrzałam na zegarek była 15.22. Słowem spóźniłam się haniebnie po Majkę do przedszkola.

Kulinarnie nic mi sie nie chce. Idę na łatwiznę. Pokroiłam w gruba kostke bakłazana, cukinie i paprykę i piekę to w piekarniku z odrobiną oliwy. Warzywny bigos. Waga sterczy w miejscu. 

7 czerwca 2010 , Komentarze (2)


Powiem krótko: sobotnie urodziny Tomka wypaliły, wróciła pewna zmora, wszyscy jednogłośnie orzekli, ze schudłam.
Teraz rozwijam: 
Urodziny wyszły huczne. Nawet o mnie co niektóre goście pamiętały i dostałam wodę toaletową oraz kartę na zakupy w centrum handlowym do spółki z narzeczonym, który wspaniałomyślnie zrzekł się swojej części prezentu. Przede mną więc zakupy na okoliczność kiepskiego humoru, który zawsze można w ten sposób poprawić. A wisi nade mną zmora powrotu do pracy, z którą muszę się jakoś oswoić. Nic to. Postanowiłam, ze kupię kuchenną wagę. Koniec z nabijaniem się, ze jestem w stanie przeliczyć 5 metrów kwadratowych płyty kartonowo-gipsowej na szklanki przy pomocy internetowych narzędzi. I sądzę ze na karcie jeszcze sporo zostanie , więc choć jeden ciuszek w coraz mniejszym rozmiarze albo... sama nie wiem. 
Uraczyłam gości ciastem, sałatką i śledziami nie licząc małych dupereli jak oliwki, czipsy czy orzeszki. Wszystko wymiecione, tylko ciasto zostało mi na dojadanie, które na szczęście równiez smakuje Majce i Tomkowi. Zaskoczyła mnie reakcja gości na spieprzone zdaniem mojej mamy śledzie, do których sypałam obficie kolendrę zamiast gorczycy, bo mi się kulki pomyliły. Mama twierdziła ze układane warstwowo w słoiku śledzie na przemian z cebulą powinnam wyjąć i całą kolendrę powyciągać, bo wszystko będzie nią walić. Zignorowałam radę, bo za dużo roboty. Okazało się że gościom kolendra nie robi, co wnoszę po tym, iż śledziki wyjedli w pierwszej kolejności. Nim dobiłam do półmiska z zamiarem testowania, zastałam samą cebulę bez śladu spieprzonej rybki. Umoczyłam palec w resztce oleju i przyznałam rację matuli: walił kolendrą. 
 Poza jedzeniem było jeszcze picie alkoholu oraz kawki. Były nawet tańce. Te ostatnie obudziły w moim Tomaszu dawną zmorę zazdrośnika. Mieliśmy nawet niemałą awanturkę na zapleczu ( konkretnie w sypialni) gdzie Tomasz starał mi się wmówić, ze zachowuję się prowokacyjnie wobec jednego z kolegów oraz że on mnie podrwywa i że zaraz pójdzie i mu normalnie wpier...li. Ojojoj!  Trzeba mi było szybko na niego nawrzeszczeć, zdzielić (lekko!) bez skołowany łeb i mocno przytulić. Się uspokoił i uniknęliśmy towarzyskiej kompromitacji. 
Na koniec temat właściwy. Bowiem nasi przemili goście raczyli pozytywnie ocenić wynki moich kilkumiesięcznych starań o w miare wyjściową figurę. Wszyscy stwierdzili, ze baaaardzo schudłam a niektórzy nawet wypytywali jak. To jasne: karmię piersią, jeżdzę na rowerku a także stosuję dietę. Chociaż po prawdzie karmienie to już tylko służy do usypiania małej, rowerek lekko się zakurzył a z dietą też bywa różnie, szczególnie podczas urządzania hucznych urodzin. Ale od poniedziałku działam prężnie na moim dietetycznym poletku, zważywszy na kolejną dostawę 90 jajek, będzie białkowo i chudnąco. Nawet przy moich nikłych staraniach ubywa pół kilo tygodniowo no i te mobilizujące słowa uznania potrafią działać cuda!


4 czerwca 2010 , Komentarze (4)


Dziś koniecznie wpis musi być. Bo oto dziś moja waga pokazała równe 72 kg. Właśnie doszłam do punku wyjścia sprzed 6 lat gdy dokładnie tyle ważyłam przed pierwszą ciąża. Wtedy też po raz pierwszy łapałam się za głowę w sklepowych przymierzalniach i biadoliłam jaka to ja gruba i że musowo dieta. Przygotowałam jadłospis, kupiłam produkty na pierwsze dni i zorientowalam się ze @ ma opóźnienie. Po nasikaniu na tester wszystko było jasne i zapomnialam o odchudzaniu na kilka lat. Oswoiłam się z nowymi gabarytami i ciuchami wiekszymi o 2 rozmiary. A od dziś szykuję się, by hucznie i na zawsze pożegnać przedział z 7 na początku. 


Jeszcze jedno. Anegdoty z naszego familijnego pożycia umieszczam w pamiętniczku ot, bo nam się zdarzają. Choć chwilami mam wrażenie, ze odrobinę częściej  niż u innych...

Np. przedwczoraj... Był wieczór 2 czerwca, czyli w przeddzień urodzin Tomka. Godz. 22, dziewczynki śpią, kuchnia już zamknięta, siedzimy popijając winko i piwo. Tomek proponuje, żeby zagrać w Buzza w sieci (gra-teleturniej). Propozycja zostaje zaakceptowana, logujemy się do serwerow, wybieramy postaci swoich graczy, dołączamy do gry... Rozmawiamy sobie bez skrępowania a to o naszych postaciach, a to o buzzerach, czy aby baterie nie wyczerpane a to o naszej orientacji na sukces w grze ale rownież o prezencie jaki zażyczył sobie Tomek ode mnie w sypialni z okazji swoich urodzin, ze liczy na mistrzowskie wykonanie itd. itp wiadomo zmysły już lekko podkręcone alkoholem.  Trwalo to kilka minut po czym nadchodzi wiadomość od kogoś z sieci, z kim za moment zmierzymy sie w quizie. Tomek początkowo chciał zignorować, bo pomyślał, ze otrzymał zaprosznie do znajomych. Ale ciekawośc wzięła górę i jedno szczęście, bo okazało się, że mimowolnie staliśmy się bohaterami mini reality show. Zacytuję wiadomość: wyłączcie kurwa wreszcie ten mikrofon! Nasze oczy wielkie jak pieniążki. Tomek susem hycnął i, jak mu się wydawało, wyłączył co trzeba a my komentujemy nasz występ z wypiekami na polikach i zastanawiamy się czy również TEN temat poruszyliśmy. Nagle Tomek zrywa się z gromkim ja pier... i leci wyłączać WŁAŚCIWE urządzenie. No. Nawet jak wtedy nie usłyszeli o moim erotycznym oprezentowaniu Tomka, to tym razem dowiedzieli się już na 100% jakie plany mamy na wieczór...