Pamiętnik odchudzania użytkownika:
tomberg

kobieta, 52 lat,

172 cm, 72.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

3 listopada 2009 , Komentarze (3)


Bywa, że zasiadam z rana do komputera bez pomysłu ani  niczego interesującego do opisania. Powklejam jakieś fotki, napiszę ze dwa zdania o kompletnie niczym i pozaglądam do Was. Ale nie tym razem. Oj nie..
Jak to tam było? Głupich nie sieją? Tak? Sami rosną?
Od dzisiaj, w ramach pokuty i porachunków z sumieniem powinnam zmienić swój login na GŁUPIA TORBA. Wszystko przez tą wczorajszą gumową lalę dla Arielki. Co to miało być?! Jakaś hazardowa żyłka mi pękła?! Pomroczność jasna zaślepiła?! No zobaczcie same. Ile byście zapłaciły za tego eleganta w gejowskich spodniach?

Na pewno nie tyle co ja, wirtuoz z allegro.  Słuchajcie zatem uważnie. Wylicytowałam go za 45 zł i cieszyłam się jak dziecko. Zadzwoniłam do Tomka z radosnym świergotem, że juhu wygraaałam a on, ze chyba ocipiałam, że ktoś specjalnie podbijał cenę a ja dałam się yyyhyhy... wydymać, że używany i czy sprawdziłam ile kosztuje nowy. Zrazu broniłam się dzielnie, oczywiście że to i sro. Tak w ogóle ile to jest to 45 zł do cholery? Dużo to czy mało... K... rzeczywiście. Niby sprawdziłam ceny innych lalek ale tylko po łebkach, przeliczyłam ile by kosztował kupiony w Islandii i pamiętam że coś mi zajarzyło w głowie przy kwocie 30 zł, ze góra 5 jeszcze dam i ani grosza więcej. I poleciałam... Jeszcze ze dwie godziny patrzyłam w lustro z niedowierzaniem. 45? Zwariowałaś?
Troszkę humor naprawiła mi Majka, gdy zobaczyła zdjęcie księcia za dychę, a dokładnie za 4 i pół dychy. Dosłownie całowała i obejmowała monitor zalewając mnie potokiem pytań A gdzie on teraz jest? A kiedy go dostanę? A czy babcia go przyśle? A kiedy lecimy do Polski?  A czort z tym! Tyle radości za 45 zł!
Do końca dnia Eryk i ja byliśmy obiektem żartów. Kolejny miesiąc zaciskania pasa, trzeba dzwonić do dłużników, niech oddają forsę, spłukani jesteśmy, bo matka kupiła Eryka za 45 zł itd. itp. np.
Tomek przyglądając się zdjęciu zapytał, czy aby oryginalny ten Eryk. 
Na co Majka z krzykiem leci do mnie i pyta 
Czy ten Eryk jest spontaniczny?
Jaki? Chyba oryginalny?
Tak. Czy on jest oryginalny?
Oczywiście, ze tak.
Nieeee! i tu następuje ryk, taki wzmocniony płacz na sucho. 
...

2 listopada 2009 , Komentarze (5)


A więc poniedziałek... Aha, czyli ze weekend za nami. Mogę sie tego  domyśleć bo przez mieszkanie jakby tornado z gradobiciem przeszło i rwący potok wszelkiego syfu. Praktycznie mam weekend na okrągło, postanowiłam więc te faktyczne weekendy wyodrębnić z całości i p...le, nie sprzątam. Obejrzałam za to aż 2 całe filmy. The Killing Room, średni ale do obejrzenia, troszkę mi przypominał Cube. Drugi, Terribly Happy, duński film, zdecydowanie dobry. Po obejrzeniu Jabłka Adama, wykopsany! film, zaczęłam po trochu śledzić kino naszych sąsiadów i trzeba przyznać, że dobrze sie dzieje w filmie duńskim. Od jakiegoś czasu mam taki symptom, nazwijmy go, swędzącego tyłka. Objawia się tym, ze nie daję rady obejrzeć w całości filmu, bo zaczynam się nudzić i chciałabym robić jednocześnie coś jeszcze, bo nosi mnie i szkoda mi czasu. Bo i te filmy mało pasjonujące takie robią. Dlatego wolę głupkowate komediowe seriale, gdzie nie trzeba śledzić akcji, której zwyczajnie brak i w każdej chwili mogę zakończyć oglądanie albo pójść pozmywać. Albo wykorzystuję je do nauki języka i czytam islandzkie tłumaczenie. Plus dodatkowo karmię małą  i wtedy dopiero mam to właściwe poczucie, ze nic tu się z cennego czasu nie marnuje. No ale skoro udało mi sie obejrzeć te dwa filmy dzień po dniu bez przebierania nogami to może idzie ku lepszemu. Mam na myśli i symptom i jakość filmów. 

Z naszych kronik domowych.
A dupa. Nic się nie działo godnego odnotowania. Tomek z Majką w niedzielę pojechali po Eryka, taką kukiełkę stojącą w parze z Ariel. Oj chodzi o Małą Syrenkę, jedną z ukochanych bajek Mai. I Eryka niet, co oznacza ni mniej ni więcej tour po całym Reykjaviku w poszukiwaniu faceta Arielki. Matko Przenajświętszo! Właśnie wpadłam na pomysł zeby go na Allegro zamówić i sprawdziłam jest!!! właśnie podjęłam walkę z hasłem i loginem. Już z 15 min próbuję... a do końca aukcji 2 godz.
Udało się! Licytuję! wszystko przez durnowaty myślnik w loginie, z którym mam problem w obecnej klawiaturze, tak samo jak i z innymi znaczko ozdobnikami. Już od dawna rozglądałam się za owym księciem z bajki bo Majka i jej Arielka płaczą z tęsknoty odkąd pierwszy Eryk przepadł bez wieści. I wiem ze taki książę to towar deficytowy. Jak w życiu...


31 października 2009 , Komentarze (3)


Znowu jakaś noc jakby nie dla mnie do odpoczynku stworzona. Pierwsza pobudka. Wraca Tomasz zaprawiony browarkami, bo po pierwsze wypłata a po drugie pożegnanie z garazem urządził. Niby jechał posprzątać przed oddaniem kluczy ale zaprosił kolegę, potem drugiego  i wyszła posiadówka na wesoło. Druga pobudka. Takie tam, też o Tomku. Przyjemne. Trzecia pobudka. I następna. I kolejna. Wszystkie jednakowe, związane z uzupełnianiem poziomu mleka w naszym 0,57 m szczęścia. Wszystko i tak przez nią jednym ciurkiem przelatuje, róznica tylko w kolorze i konsystencji. 

A! weszłam dziś na wagę z rana i 7 juz mocno ugruntowaną ujrzałam! 79,0 No nieźle po tych wczorajszych słodkościach. U mnie szaleństwo właśnie tym się objawia, nakupowaniem słodyczy. Dla każdego kupiłam jego ulubione ciastka. O Tomka sie nie boję, zje swoje w 2 podejściach. Natomiast na Majce się zawiodłam nieco, bo glizda wybrała takie biszkoptowo marcepanowo czekoladowe potwory którym nie podoła, nie ma szans. Potrzebne jej bedzie wspomaganie. Cóż... nie mogę zawieść własnego dziecka. Dla siebie kupiłam coś nowego , czarne jak węgiel ciastka Oreo w czekoladzie. Pycha. Wyrzucą mnie z Vitalii!!! Co ja narobiłam. I jakim cudem 79 na wadze?  Łatwo przyszło, łatwo pójdzie? 

31 października 2009 , Komentarze (4)


Patrzcie kobietki i uczcie się od tej mlodej damy.

Chwila relaksu przed telewizorem, popołudniowe pasmo bajek dla dzieci.
Pojawia się tata z aparatem i...

trzeba się zaprezentować.

30 października 2009 , Komentarze (3)


Hau hau hauu hauuu Najsampierw odszczekuję wczorajsze wydumane 54 na psa urok tfu tfu przez lewe ramię z niedowidzeniem moim. Oczywiście, ze 57 cm mierzy moje dziecko smukłe jak jej matka niegdyś, choć w swoim mniemaniu zawsze zbyt perkata. I tu refleksja nad tematem vitaliowym. Kurka, toż dla mnie kiedyś dzwonek alarmowy trąbił przy przekroczeniu 70 kg a maksymalnie ważyłam 72. A teraz nic kompletnie nie robię, żeby dobić do celu na pasku. Ja wiem, przy karmieniu zapotrzebowanie kaloryczne wzrasta ale u mnie słabo z warzywkami i owocami wcinam za to ryże kasze i nabiałowe oraz kanapki i ciastka. Nie ruszam fast fudów, hiper obsmażanych i gazowanych. Może to wystarczy...   Nie zdecyduję się raczej na jakieś dodatkowe wygibasy chyba ze na rowerek stacjonarny. Bo lubię. Ach! zrobię fotkę to same zobaczycie. Wkleję później jak ekspert wróci.  W takim razie nadmieniam, że rowerek dawno przestał pełnić funkcję, do jakiej został stworzony, stoi w przedpokoju więc robi za wieszak. 

Wczoraj postanowienie niewielkie, zeby coś zrobić było. Z islandzkim poszło łatwo, bo to przyjemny język i wszystko do nauki mam pod ręką. Co prawda moja mama miała akurat ochote na pogawędkę przez skypa ale jedno z drugim sie nie wyklucza . Mama opowiastki snuje a mi wystarczy tylko yhy..., tak, tak i no co ty? co jakiś czas wtrącić i rozmowa się toczy bezproblemowo. Potem podłogę na mokro omiotłam, naczynia pozmywałam a wieczorem ugotowałam gulasz i warzywa, krzywa, prosta, prawa, lywa. COŚ zrobiłam i nie ma to tamto.

Dziś dzień płacenia! źródełko napełnia się, humory dopisują, na zakupy czas i na zachcianki.

29 października 2009 , Komentarze (3)


Dobra. Przyznaję, troszkę sobie ostatnio bimbam. Koniecznie muszę zrewidować swój rozkład dnia, bo nic konstruktywnego się nie odbywa.  Obiady byle jakie, mieszkanie ledwo muśnięte ścierą, piętrowe pranie w łazience czeka. Większość czasu Sonia przesiaduje przy komputerze a ja razem z nią, bo ona jeszcze sama nie operuje myszką, wiec trzeba jej pomóc.  Komputer dzisiaj też przeciwko mnie,  coś mu znowu pstryknęło. Obiecuję, ze zacznę COŚ robić. Jeszcze nie wiem co, ale zrobię na pewno. Może bym się pouczyła islandzkiego? Albo na rowerku pojeździła? Albo jedno i drugie...

Byłam wczoraj z Sonią na przeglądzie. Nie ma nawet o czym pisać, dziecko leci równo z tabelkami, wzorcowy egzemplarz. Zastanawia mnie tylko jakim cudem w ciągu tych 6 tygodni urosła 7 cm?  Według mnie na miarce było 54 cm a pielęgniarka widziała 57...

Po wizycie u lekarza zabrałam Majkę z przedszkola, no i skoro już tak ładnie wszystkie trzy zapakowałyśmy sie do samochodu to na prośbę Tomka odwiedziłyśmy go w pracy. Mini wycieczka a ile radochy! Maja szczęśliwa bo taty nigdy dość. Sonia nieświadoma, ze wizytuje ale fajnie buja w samochodzie to i śpi się dobrze. Ja siedząca za kierownicą, miła odmiana od siedzenia w ogóle. A! i kubekiem czekolady nas Tomaszko obdarował.  Kurcze, ale ja mam rewelacyjne życie! 

28 października 2009 , Komentarze (3)

Noc przespana! nie licząc krótkich przerw na posiłek dziecka, które się u mnie stołuje. Smarkata nie marudziła w nocy, katarku brak. Marudziła za to Maja, kiedy Tomasz budził ją do przedszkola. Zaraz zaraz, jak to było? Wstawaj dziecko, bo powiadomię związki zawodowe! A kiedy zaczęła miałczeć, ze jeszcze jest noc, że ona nie potrafi, że nie wie gdzie rajstopy oznajmił jej po prostu, iż ma nie marudzić bo marudzenie to cios w demokrację. To tyle na dzisiaj z tomu Poranne Złote Myśli Mecenasa T.

Sonia tymczasem wykazuje coraz bardziej zadatki na miano Indywidualność Roku w naszej familii. Juz na samym początku miała focha na lewego cycka. Potem łaskawie zrezygnowała z silikonowej nakładki i zabrała sie za ciumkanie bezpośrednie. I to wyłącznie moich piersi. Zadne tam smoczki gryzaczki, żadne odciąganie i karmienie butelką. Nieeee, ja myślę że się nauczy! No nieee, tak nie może być. Ja już zaplanowałam piwko w Polsce. Ja się swoich planów trzymam. Chcę trzymać.

27 października 2009 , Komentarze (9)


Waga moja czarna elegancka pokazała bardzo przyjemną kombinację cyferek, którą zdążyłam już odnotować na moim radosnym pasku. Dzisiaj rano nawet przednia 7 mignęła i to całkiem wyraźnie. Obśmiał mnie Tomaszko Sraszko, że ważę niemal tyle samo co on a jeszcze bardziej, gdy zobaczył moje docelowe 68 kg. Uznał je za NIEREALNE mrzonki i ponownie zalecił mi bieganie. Czego szczerze nienawidzę. Nie tyle biegania co tych zaleceń mądrali. Chyba że chce mnie skutecznie zmobilizować. To by się nawet zgadzało, bo wczoraj dodatkowo zaoferował, że zrobi zdjęcia moich nóg.  Musi być bardzo źle. Chociaż... jak założyłam na te monstrualne ponoć nogi czarne skórzane kozaczki na obcasie to jakby zmienił tok myślenia na duuużo bardziej przyjazny, wręcz ocierający się o komplement albo raczej o próg sypialni. 

Wczorajszy dzień był ostatnim zwolnieniowym dla Tomasza i wykorzystaliśmy go w połowie na załatwianie naszych nieprzyjemności oraz paszportu dla Soni. Trzeba było w końcu wziąć bestię za rogi i porozkładać na raty niespłacone karty i ubezpieczenie samochodu. Jeszcze przez pół roku słyszeć będziemy echo pustki w kieszeni po naszej wyprawie dookoła Islandii. No cóż. Mimo wszystko warto.

Jutro wybieram się z Sonią na 6 tygodniowy przegląg. Od wczoraj mała ma lekki katarek, mniejszy w każdym razie niż mój niepokój o nią. Do tego dochodzi problem w nocy z zaśnięciem, jakieś 3 godziny płaczu na przemian z uśmiechami i gaworzeniem. I w rezultacie mamy niewyspaną, wymęczoną Tomberg i radosne z rana dziecko. Plus zapuszczone mieszkanie i braki w obiadach. 
Na koniec Sonia w wersji paszportowej.

25 października 2009 , Komentarze (1)


U nas wszystko w normie. Tomasz odsypia wczorajszą walkę Goliata z Pawełkiem. Majka zasiadła obok i śledzi losy Scoobie Doo w wersji filmowej na prawej połowie ekranu, na lewej ja swoje klepię. Sonia wiadomo. 

Chyba jestem uzależniona od piekarnika. Jak co tydzień urządziłam w sobotę dzień pieczenia. Wyszedł z tego solidny chleb oraz sympatyczna drożdzówka. 
Udało mi się wczoraj 1,2,3 zaklepać kupno wagi w najbliższym czasie i to nie jednej ale dwóch. Ta druga to kuchenna, bo mam serdecznie dosyć przeliczania 136 g mąki na szklanki, łyżki lub naparstki. I tak trzeba to zaokrąglić. A wszystko dzięki wczorajszej gali bokserskiej, bo Tomek musiał koniecznie w ramach treningu zaopatrzyć się w sześciopak piwny. Troszeczkę się obraziłam za to. Rozumię boks i piwko to dobrana parka ale grypa Tomaszowa jeszcze go nie opuściła, leki nadal zażywa, a ponadto w sobotę poszłam na zakupy z odliczoną niemal kaską i musiałam odmówić Majce kupna ulubionych soczków a ten tu bohater lekką ręką sięga po sześciopaka. Głównie to mnie wkurzyło i wygarrrrnęłam jak nic. Wagi mają być w ramach rekompensaty moich żalów i mdłości. Hihihi. Nieźle mi się to wykombinowało. Samo.

Ojojojoj!
Nie spodziewałam sie, że to tak szybko się potoczy! Tomek właśnie w sklepie wybiera dla mnie wagę! Oj! Wyrwał do tego sklepu niczym sprinter. Ja nawet wiem czemu. On kombinuje kupić telewizor. Nu nu, niegrzeczny! 
Już dzwonił w sprawie konsultacji, taki wybór że nie podołał. 
To ile tych wag tam jest? opisz mi je po prostu.
3 razy 12, 48. 
Jasne, 48. Ile ich masz?
1,2,3...1,2,3... 3
Jezu! z facetami. Namąci, nagmatwa a okazuje sie ze raptem trzy do wyboru. Dawaj ją tu szybciej!!! 
Boję się.

24 października 2009 , Komentarze (3)


To co? Zaczynam od całowania. 

Nooo tego... całkiem przyjemne zajęcie i tego... bardzo pożyteczne, coś jak oglądanie Dynastii. Żarck. Ale fakt, sławetny serial właśnie emituje islandzka telewizja, widać że kryzys doskwiera. Zasiadamy więc naszą dziewczyńską ekipą przed telewizorem, Maja w oczekiwaniu na swoje bajki ja w celu wypróbowania nowej kanapy, Sonia przyklejona do bimbałka. Dynastia w tle, luksusy do kwadratu, Alexis z jakimś gościem w gigantycznej wannie zażywają kąpieli, następuje namiętny pocałunek. Majka spogląda na mnie, ja na Majkę. Moja niemal 5 letnia dziewczynka zasłania sobie oczy rączką z okrzykiem nie chcę na to patrzeć! Ja również. Zaczynamy robić te miny z pomarszczonym nosem i wywalonym jęzorem wyrażające obrzydzenie artykułując jednocześnie wykrzyknik fuj! Pocałunek szczęśliwie zakończony, ufff oddychamy z ulgą a Majka dodaje swój komentarz Całowanie to sam smród.Taaa... zwłaszcza takie poranne, kiedy zionie z paszczy niewypucowanymi zębami i kapciem.


Jak już nadmieniałam wcześniej Sonia ma swój wózek do transportu dzieci. I radość z powodu spacerów. Nie, Nonos, nie nastąpiło zatrucie tlenowe. Wyruszamy więc w popołudniowej godzinie po naszą szałową blondynę do przedszkola. Trasa krótka, 15 minutowa, jesienne kolory z przewagą brązów nie powalają, codziennie mijamy te same domy. Nic nas tu nie zaskoczy. Chociaż... Akurat podkopu się nie spodziewałam. Dochodzimy już do przedszkola a tu taki oto wyłania nam się widok.Kilku małych pyrtków zawzięcie wykopuje plastikowymi łopatkami ziemię spod ogrodzenia. I co chwilę sprawdzają przepustowość wpychając głowy w wykopaną dziurę. Normalnie jak na filmie jakimś. Zrobiłam zdjęcie telefonem ale chłopcy troszkę się zawstydzili i nie chcieli pozować, znaczy pokazywać twarzy, co zrozumiałe, tajna operacja w końcu. 


Na koniec moje spostrzeżenia dotyczące bardzo popularnej diety i ponoć wielce skutecznej. Czy ja wiem... znam jedną taką co to na pierwszej fazie, białkowej, pijąc wyłącznie mleko najwyższej jakości, prosto od krowy, nie schudła ani kilograma. Owszem na samym początku był lekki spadek ale zaraz po nim nastąpił lawinowy wzrost. I nadal trwa. Prawda, osoba ta jest niezwykle filigranowa i w ciągu miesiąca przytyła zaledwie kilogram, ale procentowy wzrost jest wręcz gigantyczny, zważywszy że wcześniej ważyła zaledwie 3,2 kg. To będzie ponad 30%, co? Może zasugerować jej żeby piła chude mleko? Tylko ona taka niekumata troszkę. Uśmiecha się i nie mówi zbyt wiele, jakieś guuu czy grruu, nie za bardzo rozumię.