Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Lubię czytać książki i surfować po Internecie. Od 2006 roku leczę się z powodu niedoczynności tarczycy i ... tyję.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 40121
Komentarzy: 261
Założony: 2 stycznia 2009
Ostatni wpis: 13 stycznia 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
PaniWu

kobieta, 62 lat, Legnica

167 cm, 80.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

13 stycznia 2018 , Komentarze (2)

Cudownie! Schudłam 2 kilogramy w ciągu 10 dni! Jaka motywacja! :) Autentycznie czuję się mniej napompowana, bo zeszło ze mnie dużo wody. No i jak to doskonale wpływa na walkę z nadciśnieniem! :)

7 stycznia 2018 , Komentarze (3)

Dwa dni diety, 0,9 kg w dół. Po trzech 1,1kg :) To głównie zeszła woda, oczywiście, ale czuję się luźniej. Dobry sposób przy nadciśnieniu i sytuacji konieczności wciśnięcia się w spodnie za tydzień :)

1 stycznia 2018 , Komentarze (2)

Środek zimy to idealny czas na postanowienia, których owoce będą słodko smakowały wtedy, gdy nadejdzie czas zrzucenia grubych swetrów i bezkształtnych kurtek. Nowy Rok to tradycyjny czas postanowień. Moja waga pokazuje stan alarmowy. 

Widzę, że nie jestem sama. Podczas świąt, zaglądało tu niewiele osób, a dzisiaj? Dobrze ponad tysiąc! Zaraz zabraknie abonamentów dla wszystkich przejedzonych i przerażonych tym, co ich wagi łazienkowe pokazują na skali :)

Zatem - do dzieła!

Trzymajcie kciuki!

30 kwietnia 2013 , Komentarze (3)

Miło mieć wsparcie w postaci innych, odchudzających się osób. Mam koleżankę w pracy, która "walczy" i kilka odchudzających się koleżanek internetowych. Wspieramy się, dzielimy odkryciami, informacjami.

Koleżanka z pracy korzysta z oferty Naturhouse. Także byłam w ich punkcie, żeby się zważyć i ocenić ile mam zbędnego tłuszczu i wody. Zbędnej wody miałam około 9 kilogramów.
Dyskusji podczas przerwy w pracy przysłuchiwała się inna koleżanka i zaczęła nas demotywować, że nasze efekty to głównie pozbycie się wody, jej ilość się waha i nie ma z czego się cieszyć. Uznałyśmy, że i tak jesteśmy wygrane, bo mamy niższe ciśnienie, a z tym pojawiły się i potęgowały nasze zdrowotne kłopoty.

Ponadto myślę sobie, schudłam 8,3 kg, prawie 9. To jest zgrzewka 1,5 litrowych butelek wody mineralnej. 6 butelek. Każdy wie ile to waży, gdy się targa zgrzewkę z wózka sklepowego na taśmę, a potem do bagażnika i do mieszkania, niekiedy na którymś piętrze bez windy. A gdyby tak zapakować sobie tę zgrzewkę, te 6 butelek, do plecaka i chodzić z nim 24 godziny na dobę? Obciąża ramiona, kolana, bo każde wstanie z krzesła, wejście na schody, kucanie, odbywa się z bagażem na plecach.

I jak? To tylko woda, prawda?

16 marca 2013 , Komentarze (7)

Organizm zastrajkował. Zero utraty wagi. Nic. Stagnacja..

Myślicie, że ktoś mi cokolwiek wytłumaczył, wyjaśnił, albo pocieszył? Guzik! Śliczna i szczupła Pani Dietetyk z ekranu pogroziła mi z uśmiechem palcem. To dla mnie demotywacja , bo walczę i nie jest mi łatwo. I nie podjadam ukradkiem ciasteczek. I WIADOMO było, że organizm wcześniej lub później zacznie się bronić.

NIE TEGO SPODZIEWAŁAM SIĘ PO VITALII!

Organizm ma w nosie tłumaczenia, że sklep spożywczy jest zaraz za rogiem, on wie swoje i przygotowuje się na WIELKI GŁÓD. Nie wiem co robi w związku z tym, ale od poniedziałku chodzę po ścianach z powodu napadów hipoglikemii. Nagle to, co do tej pory było wystarczającą ilością pożywienia, jest zbyt małą, zanim zjem kolejny posiłek niemal zjeżdżam na podłogę. A w pracy muszę pracować, a nie siedzieć i czekać, aż przestanie mi się kręcić w głowie i znowu zacznę myśleć.

Raz poratowałam się Pralinką Ratującą Życie, która szybko postawiła mnie na nogi. Jak cukrzyka. Poratowanie się posiłkiem, który trawi się dłużej, powoduje, że dochodzę do siebie ze 40 minut. Zbyt długo.

Czy podzielenie dziennej racji żywnościowej na większą liczbę porcji wystarczy?

Kto ma jakieś doświadczenie w tej sprawie?

9 marca 2013 , Komentarze (4)

Ha! tempo chudnięcia wolniejsze, ale 0,7 kg w dół. Widoczne zmiany w wymiarach. Już prawie, prawie mogę ubrać niektóre dawne bluzki :)

To, że tempo utraty kilogramów spada to normalne. Wcale mnie nie dziwi. A i tak 6,3 kg za mną. Do tej pory to był mój życiowy rekord odchudzania. 22 lata temu. Po urodzeniu dziecka miałam wagę, która wtedy mnie przerażała, a o której teraz marzę :) 68 kg. Schudłam 6 do moich standardowych 62.
Po urodzeniu drugiego dziecka już 68 kg zostało. A potem się rozmnożyło niekontrolowanie.

Najbardziej cieszę się, że chudnę, pomimo niedoczynności tarczycy, która zanim ją opanowałam, przyczyniła się do części z tych nadmiarów ciała. Tarczyca wyrównana, a co z kilogramami?
Właśnie się ich pozbywam :)

2 marca 2013 , Komentarze (4)

Tempo chudnięcia zwalnia, ale i tak jest dobrze. Nawet bardzo dobrze! Minus 1,2 kilograma. 5,5 kg od początku trzy tygodnie temu.
Od razu rośnie motywacja, żeby trzymać dietę i nie ulegać pokusom.
Efekt jest już widoczny

23 lutego 2013 , Komentarze (5)

Sobotnie ważenie, 1,5 kg mniej.

Najwięcej centymetrów ubyło w brzuchu i talii.
Stale myślę, że to głównie woda. Dużo mówi się o zmianie stylu życia w walce z nadciśnieniem. Zmiana oznacza więcej ruchu, mniej soli i tłuszczu, więcej warzyw. Ale jak konkretnie jeść, nie ma ani słowa. Na diecie IGpro woda nie zatrzymuje się i mam niższe ciśnienie.
Nigdy nie używałam dużo soli, często gotowe produkty są dla mnie zbyt słone. Teraz, po kilku dniach diety, zbyt słone jest to, co słone się kiedyś nie wydawało. Ukrytej soli, podobnie jak ukrytego cukru jemy bardzo dużo.
Co robić? Zrezygnować z półproduktów? Czytać etykiety i jeść jak najwięcej produktów nie przetworzonych.
A jeśli muszę zjeść coś w mieście? Lubię bar, gdzie nakładam sama na talerz co chcę i ile chcę. Płacę od wagi obiadu. Omijam ziemniaki, a surowe warzywa są pokrojone i bez dodatków. Sosy są w osobnych pojemnikach i nie są obowiązkowe. Kawałki kurczaka pieczone są bez skóry. Gotowane warzywa są czymś okraszone, biorę ich troszkę "na smak".
Oby więcej takich barów, bo niekiedy nie ma jak się zorganizować z zabieraniem ze sobą przygotowanych zestawów.

Kondycję mam tragiczną. W dzikim świecie drapieżnik nie musiałby się wcale wysilać, żeby na mnie zapolować. Niech no tylko stopnieje śnieg...

16 lutego 2013 , Komentarze (9)

Hip hip! Hura!
Dieta działa. Tygodniowa faza ataku pozbawiła mnie 2,8 kilograma nadmiaru. Tak, wiem, że wiele z nadmiarów to woda. I bardzo dobrze, bo już mi dokuczało ciśnienie, a teraz przestało.

Wniosek nr 1: Jak wysokie ciśnienie męczy - stosuj dietę. Odwodni bez chemii i strat mikroelementów

Wymiary - zmiana niewielka. Analiza moich pomiarów pokazuje, że istotna zmiana będzie za kilka kilogramów mniej

Wsparcie - JEST! Moja kochana druga połowa WIDZI, że schudłam, bez szemrania zjada z lodówki wysokokaloryczne produkty, których w najbliższym czasie nie tknę, a zostawia mi niskokaloryczne, kupione z powodu diety. W jego oczach widzę podziw i uznanie. Podszczypuje mnie i stwierdza, że w biodrach na szczęście nie schudnę, bo kości nie pozwolą. Chętnie będzie stołował się na mieście, żebym tylko nie gotowała jemu specjalnie czegoś "normalnego" i nie podjadała. Wie, że najlepiej mi robi unikanie kuchni

Pomaszerowałam dzisiaj na pocztę w tempie zabójczym, czyli po powrocie zmieniłam koszulkę i podkoszulek na suche. Miałam na sobie dżinsy z lycrą, w których czuję się wygodnie. Ponoć gorzej w nich wyglądam niż w sztruksach. Przez cały tydzień męczyłam się w pracy w uciskających sztruksiakach, w których ponoć wyglądam mniej grubo. Wyciskają oponkę górą i bardzo mi to przeszkadza. Czyli albo ciuch jest wygodny i niekoniecznie "twarzowy", albo niewygodny, ale korzystniejszy dla wyglądu. Wygodny ciuch usypia czujność. Gdybym stale ubierała mniej wygodne spodnie, szybciej byłabym zaalarmowana tym, że tyję.

Wniosek 2: Nierozciągliwe ciuchy szybciej alarmują, że waga wzrosła.

I tak wolę wygodne, sportowe, niż pasowane i sztywne.

Pieczywo - w tym tygodniu jadłam mało pieczywa, w tym pełnoziarniste lub chrupkie. Lubię chrupkie pieczywo "nylonowe" firmy Sonko. Wasa jest twarda i rani moje wrażliwe dziąsła. Zastanawiałam się jak to będzie. Ja, miłośnik ciepłych bułeczek prosto z piekarnika, bez bułeczek i chleba.
BYŁO NORMALNIE!
Właściwie to kanapki z razowca powodują, że czuję się ociężała. Najlepsze są trociniaki, czyli chrupkie deseczki. Oj, trzeba dużo pić! Nasiąkają w żołądku i powodują uczucie sytości. Czuję, że zaprzyjaźnię się z nimi na dłużej.
Niektórzy ludzie w ogóle nie jedzą pieczywa. I żyją! Wyobrażacie to sobie?
Może pieczywo to nałóg? Odstawisz i nie chce się go jeść, a kiedy jesz, to chcesz więcej i więcej, aż stajesz Ciasteczkowym Potworem.
Czasami wymieniam proponowane potrawy. W efekcie bywa, że wskaźnik dobowego spożycia węglowodanów przekracza dozwoloną normę, oznaczoną jaklo 100%. Muszę korygować zamienniki na nowo. Klikam i w głowie lęgnie się myśl - jem dużo mniej węglowodanów niż dawniej, a i tak łatwo przekraczam normę. Gdzie się nie obejrzę, każdy je nadmiar węglowodanów. Nawet, jeśli ktoś nie przepada za słodyczami, to pochłania je w postaci kasz, chleba, makaronu, pieczywa itd. Co na przegryzkę, gdy dopada głód? Kanapka, bodaj sucha bułka, ciastko, wafelek, krakersy. Węglowodany!

Jem mniej, a schudłam 2,8 kg, nie czułam się głodna i ani razu rozdygotana. Wiecie o czym mówię, prawda? Ręce się trzęsą, przed oczami ciemno, zero myślenia, słabo się robi, katastrofa. To objaw hipoglikemii. Atak Cukrowego Potwora. W ciągu tego tygodnia nie czułam tego ani razu.

To takie proste i takie trudne zarazem!
Trudne, bo mamy przyzwyczajenia, bo nie chcemy przestawić myślenia na inny tor, nie mamy motywacji, żeby zdrowo się odżywiać, dopóki nie postanawiamy schudnąć, lub dopóki nie dopadnie nas cukrzyca.

Tydzień temu myślałam, że zmiana sposobu żywienia będzie trudna. Teraz widzę, że to jest niesłychanie łatwe, proste i skuteczne. Chciałabym zaczepiać na ulicy ludzi i mówić im, jak wiele dobrego zrobią dla samych siebie, jeśli trochę zmienią sposób odżywiania. Że wcale nie będzie im brakować tego, co teraz uwielbiają, bez czego wydaje im się, że nie potrafią żyć, że wyjdzie im to na zdrowie.

Wniosek 3: Rozsądne odchudzanie nie jest poświęceniem.



9 lutego 2013 , Komentarze (4)

Pierwszy dzień diety.
Akurat nie mam napadu obżarstwa. Jest dobrze :)
Czuję się jak pionek na planszy do gry. Przede mną długa i kręta droga. Pełna niebezpieczeństw. Czyhają na mnie potwory zakamuflowane w postaci kuszących ciasteczek, torcików z wisienką, szklanek zimnego piwa i ....nie będę już wymieniać, dobrze? To może źle się skończyć.
Pani Dietetyk rzuca kostką i przydziela mi punkty na dany dzień. Żartuję, Pani Dietetyk ustala liczbę punktów specjalnie dla mnie. Dla mojej obecnej nadwagi, żebym dotarła do mety z napisem Waga Prawidłowa. Potrawy też są punktowane. Żeby było mi łatwiej otrzymuję propozycję posiłków z wyliczonymi punktami. Jak cudnie! Wreszcie nie muszę się martwić o białko i witaminy, tłuszcz i węglowodany. To jest zmartwieniem Pani Dietetyk. I nie muszę liczyć tych wstrętnych kalorii. Zresztą czy ktoś widział kalorię? No? Ja też nie. A ponoć mieszka w szafie i zwęża nam ubrania :)
Potrawy mają punkty (VitaPunkty) i kolory. Mogę je wymieniać jak klocki lego z puli zielonych, żółtych i czerwonych o określonej liczbie punktów. Wymieniać, na przykład gdy czegoś nie kupiłam, żeby przyrządzić posiłek według podanej propozycji.

Ruszam w trasę po mojej planszy. Jestem Wojownikiem. Hu! ha!

Tak wygląda Wojownik.

W czwartek ćwiczyłam jogę. Drugi raz w życiu. To joga 50+, czyli lajtowa, z uwzględnieniem schorzeń, wieku i stopnia zesztywnienia z braku ruchu. Co robimy? A tak sobie siedzimy w dziwnych pozach. Jejku, ile one wymagają wysiłku. Robi mi się gorąco, napięte mięśnie pracują, inne się rozciągają. Czuję jak tłuszcz zmienia się w energię i ulatuje w kosmos. Instruktor pilnuje, żebyśmy sobie nie zrobili kłopotu i nie nadwyrężyli kręgosłupa. Tłumaczy co i jak.
Pozycję wojownika robiłam stojąc plecami do ściany. Noga zgięta pod kątem 90 stopni, nie może być więcej. Nie obciążamy zgiętego kolana. Pracuje noga wyprostowana. Nie domyśliłabym się tego, patrząc na obrazek.

W poniedziałek idę do pracy po długiej przerwie. Wyjęłam z szafy ciuchy i zaczęłam przymierzać. Jak lecę po zakupy do spożywczego, mogę pod kurtkę włożyć cokolwiek, ale do pracy muszę wyglądać stosownie. Mąż mi doradza w sprawie tego, jak co na mnie leży, co uwydatnia, a co ukrywa. Wiele ubrań wraca na razie do szafy z powrotem. Nadają się: jedne spodnie, które nie są obcisłe i nie powodują wyglądu typu kasztanek na zapałkach i dwa-trzy rozpinane mięsiste swetry. Pod spód podkoszulki. Koniec.
I dobrze, nie będę tracić czasu na kombinowanie, może tę beżową bluzeczkę, ale ona jest cienka to do niej kamizelkę. Też beżową czy raczej kamizelkę kontrastową? A może jakąś grubszą? Jak będzie mi gorąco, to grubsza jest zbyt ciepła. A w cienkiej może być mi chłodno. Do beżu bursztynki czy sreberko?
I w końcu jadę do pracy taksówką.

Kiedyś postanowiłam malować oczy. Koleżanki w pracy namawiały mnie, żebym malowała, to będą wyraźniejsze, zwłaszcza za okularami. Zaczęłam malować.
— O, jak fajnie, masz tusz. Od razu lepiej! — zapiały.
— Mam. Za piętnaście złotych.
— O, to nie drogo.
— Piętnaście złotych dziennie. Tyle kosztuje taksówka, jeśli się bawię w tuszowanie rzęs.

Wiecie czego się najbardziej obawiam?
— PaniWu, ale utyłaś!

I będę musiała to przeżyć.