Kolejna porażka...Przytyłam ponad stan początkowy. Do końca maja mam wykupioną dietę na vitalii ale czuję, że to nie ma sensu. Dziś wracam do miasta w którym studiuję. Po świętach. GRUUUBYCH świętach. W walizce mam jedzonko, na szczęście dietetyczne. Guakamole, sery różnego rodzaju (kozi, włoski, pleśniowy light), szyneczki drobiowe, parówki z fileta itd. Zacznę się znowu starać. Nie wiem jaki jest kurde mój problem. Zrobiłam dzisiaj badania. TSH, cukier -> wszystko idealne. Mam jeszcze karnet na siłke, ale to chyba jest mało efektywne. Może wrócę na ćwiczenia w domu? Myślę, że moim największym problemem są słodycze. Ciężko mi ich nie jeść. Od jutra zaczynam z powrotem brać morwę białą, ona trochę hamuje apetyt na słodkie. Mam wrażenie, że tyję od wszystkiego. Musiałabym na prawdę bardzo ograniczyć jedzonko ;( nie wiem kochani, strasznie zazdroszczę mojemu skarbowi. Zaczął wtedy kiedy ja, nie dość że pozbył się resztek tłuszczyku z brzuszka, je jak postanowił, mało węgli, warzywa, białka, pije białko kazeinowe, napierdziela na siłowni pomimo że ma w ciągu dnia więcej zajęć niż ja... sylwetka mu się mega poprawiła.... a mi co? powiększył się brzuch...