Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Wszystko zaczynam od nowa...małymi kroczkami...nieśmiało, by nie zapeszyć...i nie speszyć ...myśli...o nowej decyzji...

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 63052
Komentarzy: 217
Założony: 19 marca 2010
Ostatni wpis: 30 października 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Helenka

kobieta, 77 lat, Gorzów Wielkopolski

157 cm, 81.20 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

10 maja 2010 , Komentarze (1)

Dzisiejsza pogoda nas nie rozpieściła. Słoneczko bardzo nieśmiało raz po raz przebijało się przez chmury. Po południu zrobiło się  pochmurno ale za to cieplej.
Nawet przez chwilę zastanawiałam się czy wyruszyć w plener...Już po bólu, czyli po spacerze; kijki  przewietrzone, piesek uśmiechnięty patrzy na panią z wielką wdzięcznością, bo dostał wolne i biegał skolka ugodna. A jego pani wróciła zadyszana, ale po odpoczynku i sutej kolacji  zabrała się do pisania. Korzystam z wolnego komputera i dzisiaj mam dużo wolnego czasu. Jestem sama, więc robię na co mam ochotę. Jutro jadę na mammografię...mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze, jak dotychczas, od kilku lat.Lepiej dmuchać na zimne i przestrzegać terminów. Zauważyłam na forum, 
ciekawe rysuneczki wklejane w wypowiedzi. Skąd takowe się bierze?Samemu się kombinuje? Muszę kogoś zapytać.

10 maja 2010 , Komentarze (1)

Przez nieuwagę i nieznajomość obsługi komputera skasowałam przed chwilką wypocony elaborat do pamiętnika. Piszę de novo...
 Od samego rana biegam jak w ukropie i liczę kroki...niedawno wyczytałam w jakiejś gazecie, że robiąc 10.000 kroków, chudniesz! Nie pamiętam,  ile...!Zaczęłam eksperymentowanie, jednak doliczywszy do dwóch tysięcy, tak z przekory, zaniechałam liczenia. Też pomyślałam, że prócz lub zamiast kolorowych paseczków i kilku punkcików za prezentację przygotowania potraw mogłoby szanowne kierownictwo zafundować nam, odchudzającym się, na dzień dobry: Kro-ko-mierz!( może być, że istnieje inna nazwa, tę wymyśliłam na potrzeby własne) Nie czekając na Ich postanowienia, sama sobie nabędę w najbliższym czasie, tzn. kiedy pojadę do wielkiego miasta...Może to nazywa się licznik kilometrażowy dla chodzących pieszo? Zobaczymy.
Oj, Pani Heleno,nie fantazjuj, nie przynudzaj...lepiej pójdę na spacer! Tak, biorę kije i na bezdroża. A mój kundlowaty jamnik  już się cieszy, bo idzie da-da!

9 maja 2010 , Komentarze (1)

Dziś niedziela bez większych szaleństw w przyrządzaniu potraw. Niedawno zaskoczyłam, że wpis przy jakiejś potrawie, informujący zdobycie punktów dotyczy także i mnie.  Przeoczyłam kilka takich okazji, ale niech tam... Wzięłam się i też zrobiłam pokazówkę wielowątkową i pojedynczą gotową potrawę. Punktów nie zauważyłam i nie bardzo wiem, jak to się odbywa. Powoli dowiem się wszystkiego... Jestem tutaj dopiero od 28 kwietnia. Nawet nie bardzo wiedziałam, czy wypada wejść na jakieś forum . Dziś tzn. od paru dni już wiem. Jesteście fajne Kobietki, każda coś dobrego powie (czytaj: napisze, doradzi, uzupełni czy wyjaśni) I tak powinno być w tym naszym wyjątkowym gronie. Bo pomyślcie...kto tu bywa? My, te które chcą wyglądać lepiej i korzystniej, i bardzo tego pragną! Zabiegają o to! To, my jesteśmy te wybrane i niepospolite Kobiety - przez duże "K".
Jeszcze jedno i zaraz kończę...(?) Pragnę zwrócić uwagę Koleżankom na zaleconą przekąskę przygotowywaną przeze mnie   : poszatkowana kapusta z rzodkiewką i skropiona jogurtem. Bardzo mi smakowała. Nigdy bym nie zrobiła z takiego zestawu warzyw surówki! Wczoraj to dopiero przeżyłam szok! Wczytuję się rano w menu, a tu na kolację jakieś dziwne danko! Każdy składnik z osobna da się zjeść, ale o połączenie ich nigdy bym nie pomyślała.Poszatkowane i popieprzone  2 pieczarki połączyłam z pokrojonymi morelami, garstką szczypiorku i  1/2 szczyptą soli ,a wszystko polane jogurtem. Było to nawet zjadliwe. Choć przyznam  nie był to swojski smak. U nas musi być wyraziście - albo słone, albo kwaśne lub  pikantne . 

8 maja 2010 , Komentarze (2)

Nie bardzo mi odpowiada dzielić się własnymi przeżyciami na ogólnodostępnych forach, osobiście preferuję małe grono. No, ale jeśli wymaga tego wyższy cel, będę pisywać...
Na przykład wczorajszy dzień, zapowiadał się spokojny i normalny, aż tu nagle wpadłam na genialny pomysł...
   A tak niewinnie się zaczęło od przygotowania warzyw na zupkę i surówkę. Nagle wchodzi mój mąż i oznajmia, że warzyw w piwnicy mamy co najmniej na 2 lata, i że nie będziemy w tym roku niczego siać. Postanowiłam przygotować kilka woreczków mieszanki warzywnej.Mąż wniósł do kuchni po wiaderku warzyw, a resztę  zostawił w ganku.  Zgubiła mnie możliwość "przerobienia kilkunastu kilogramów marchwi przyniesionej z piwnicy, tyleż samo porów i selerów...Ludzie! Co tu się działo(mam na myśli kuchnię!)!!! Na blacie roboczym leży sterta obranych warzyw do poszatkowania, garnki zajęte już z poszatkowanymi, trzy wiaderka wypełnione obierzynami i pełno wody porozlewanej wszędzie!Sądny dzień! Zostawiam ów bałagan i gotuję obiad.
 W 15 minut,no, może 25 minut stawiam na stół obiad. A mąż spojrzawszy na zawartość w talerzach, prosi o zmianę dania, tzn. nie chce mojej zupki! Zachęciłam do spróbowania ..i pochwalił(?) .W nagrodę na drugie danie odgrzałam  mu hamburgera (gotowca ze sklepu!) z surówką. Ja zjadłam z wielkim apetytem tylko surówkę. Po obiedzie wróciłam do kuchni, tym razem wraz z mężem zrobiliśmy porządek. Poporcjowane warzywa zapudłowałam  do zamrażarki. Zbliżała się godzina 16.00, gdy usiadłam spokojnie i wypiłam kawusię, a dla uspokojenia się i poprawienia sobie humoru, wsypałam do kawy łyżeczkę fruktozy...a co? Za 6-godzinną pracę jako przetwórca warzyw i kucharka coś mi się należy!Nieprawdaż?
ps. Dwa wiadra warzyw oddałam sąsiadce, bardzo się ucieszyła.

6 maja 2010 , Komentarze (1)

Jutro ważenie, a moja waga chyba  uszkodzona? Nie wiem! Według sugestii Pani Justyny - dietetyczki zmieniłam dietę na semiwegetariańską, by wykorzystać potrawy bogate w jod, czyli więcej rybki w menu. Na szczęście uwielbiam ryby w każdej postaci i o każdej porze. Na razie wszystkie potrawy bardzo mi smakują  a tylko śmieszy mnie ich waga...
Dziś zimno i deszczowo więc z przyjemnością przygotowałam obiad i inne dania. Mięso uparowałam w parowarze. To wspaniały "wynalazek" ten parowar. Polecam wszystkim.

2 maja 2010 , Komentarze (1)

Wczoraj nie mogłam się połapać na tej stronie i nie udało mi się napisać ani słowa...dzisiaj nadrabiam zaległości. Dzień z dietą był ciekawy, bo tworzenie dań przeze mnie, kiedy w domu pełno gości, to nie byle jakie wyzwanie. Poradziłam sobie, a nawet dwie osoby zjadły taki sam obiad. Był wyborny. Dzieciom smakowały dzisiejsze kanapeczki na drugie śniadanie, szczególnie brzoskwinie i orzechy. Zadziwiły się połączeniem twarożku z płatkami owsianymi.
Na obiad zamiast ryżu sporządziłam risotto z kaszę gryczną. Super zamiennik. Mam nadzieję, że kaloryczność zbliżona do zamiennika?! W ogóle jak na razie, odpukać. Potrawy są zjadliwe i mam nadzieję, iż tak będzie do końca. Oby dały rezultat i radość z chudnięcia.

30 kwietnia 2010 , Skomentuj

Z wielką nadzieją i entuzjazmem zjadam zaplanowane posiłki. Smakują i nie są aż tak...absorbujące jak mi się zdawało.Sądziłam, ze z kuchni nie będę mogła wyjść! Okazuje się, że jeszcze ogródek "obsieję". Ruch wskazany ...nieprawdaż? Kończę na dzisiaj i idę spalać energię, tym razem  na spacerze z "kijkami".

29 kwietnia 2010 , Skomentuj

Już wczoraj zaczęłam od-chu-dza-nie się! Trochę jestem podekscytowana tym faktem... Wszystkie potrawy smakowały mi i są  wyśmienite. Najważniejsze, że nie muszę wymyślać ich, po prostu są pod ręką , a jak coś nie pasuje można wymienić na inną. No to dzieła Pani Heleno!
Na rozgrzewkę wykonałam kilkanaście  prostych ćwiczeń.