Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Gdyby ten pamiętnik nie dotyczył odchudzania, myślę, że byłby dużo ciekawszy :) ... Skończyłam niedawno studia i niezmiernie cierpię z tego powodu. Pięknie było :) Sentymentalna jestem, jak widać. Schudłam, bo chciałam dobrze wyglądać na obronie i rozmowie kwalifikacyjnej do pracy. A teraz staram się nie dopuścić do jojo... Nie jest łatwo. Staram się mieć do siebie dystans :) Bełkot, prawda? Bez ładu i składu ;)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 53881
Komentarzy: 320
Założony: 25 stycznia 2010
Ostatni wpis: 10 marca 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
absolwentka

kobieta, 38 lat, Jastrzębie-Zdrój

179 cm, 77.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

6 sierpnia 2010 , Komentarze (1)

Nadal nie jest dobrze... Nadal nie wiem, co zrobić. S. przyznał się w rozmowie, że teraz (kiedy już ze mną nie mieszka) nie jest mu źle, w wręcz dobrze. Ma więcej wolności, może chodzić na piwo z kolegami kiedy chce, może iść na Empiku, do Saturna... (???). Trochę tęskni za mną, ale na niego tęsknota działa budująco. I pomimo, że mi źle tutaj i bez niego, nie ma opcji, żeby teraz znowu razem zamieszkać. No i tyle :) a właściwie dużo więcej, ale co będę pisać...

Teraz muszę tylko zastanowić się co z tym wszystkim zrobić. Najlepiej wziąć się w garść i zacząć układać sobie życie bez niego. Odciąć pępowinę - wtedy będzie prościej.

Myślałam, że kiedy się wyprowadzę, to da mu do myślenia, że zatęskni, że zmusi go to do działania, że da kopa w dupę. Tymczasem to mi jest źle, a jemu dobrze. Wygląda na to, że wyświadczyłam mu przysługę. Teraz ma wszystko czego chce - więcej wolności na co dzień, a mnie w "weekendy". O nie, nie, nie, ja się tak łatwo wykoleić nie dam. Zbieram siły :)


Odrobiłam straty... A może zyski? ;> Chodzi o ten nadmorski kilogram - CHYBA SIĘ GO POZBYŁAM, ale potwierdzę jutro. Byłoby cudownie :)

A teraz aktualne zdjątko

3 sierpnia 2010 , Komentarze (2)


Mam nieodparte wrażenie, że wszystko co najlepsze jest już za mną... I nie najlepiej mi z tym.

1) Zdążyłam już polubić ciągły chaos, niezorganizowanie i wieczne zamieszanie, jaki zafundowaly nam wladze uczelni. Miało to swój urok.. Niestety studia się skończyły tak jak wszystko co dobre.
2) Najlepsiejsze koleżanki i przyjaciółka.. Wszystkie są teraz daleko. Plotki przez telefon to nie to samo. Koleżanki, które mieszkają tutaj są już zamężne, niektóre dzieciate.. Nie zawsze można spontanicznie wpaść na kawę.
3) Chłopak... jaki jest, taki jest, ale tęsknię za nim. Czas mija od spotkania do spotkania. Chwil spędzonych razem nie jest dużo, a będzie ich jeszcze mniej.

A teraz? Wróciłam do domu, który przestał nim być 5 lat temu. Nie mogę przyzwyczaić się do myśli, że zaczynam pracę. Bo teraz już nic innego robić nie będę. Pracować, zarabiać, wydawać pieniądze i tak w kółko.

Łapię jakiegoś doła. W dodatku kilogram, który uczepił się mnie w trakcie pobytu nad morzem, nie chce się odczepić. Muszę zmienić pasek wagi. Nie muszę już chudnąć, ale nie chcę tyć :/

Wydaje mi się cały czas, że nadal się odchudzam. A nie chudnę! Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy - jem za dużo, żeby chudnąć. Ale na tyle mało, żeby nie tyć. I taka ilość jedzenia powinna stać się dla mnie normą. Tyle że ja cały czas mam wrażenie, że jem tak malutko. Tymczasem:
1. rano: płatki z mlekiem
2. bułka sojowa, pół makreli wędzonej i trochę Valbone, pomidor
3. Big Milk
4. zupka z proszku bez makaronu
5. sałtka: pół piersi z kurczaka, pomidor, sałata, trochę jogurtu, dwa plastry sera żółtego
6. dwa gryzy ciasta z kremem
7. dwa czekoladowe cukierki
8. dwa kawałki arbuza

Imponujące? No właśnie.... To dlaczego wydaje mi się, że mało jem i chodzę głodna? :(

Jakiś dół mnie łapie...


28 lipca 2010 , Komentarze (1)


Co drugi głupi ma szczęście. Jest możliwe żebym była właśnie tym drugim?
Drugi dzień roznoszę CV. Wczoraj dowiedziałam się, że
1) w pierwszym salonie optycznym spóźniłam się 3 tygodnie, bo długo szukali pracownika, zatrudnili w końcu "obcą babę", a woleliby mnie (byłam tam dwa lata temu na praktyce).
2) w drugim miejscu pani powiedziała, że szukają kogoś, ale... w miejscowości położonej 30 km dalej, że się zastanowi, naradzi, ewentualnie da znać.
3) że bardzo im miło, ale nikogo nie szukają.
4) że ciekawe studia skończyłam i szkołę optyczną nawet, ale... nikogo nie szukają.
5) ... i tu jest niespodzianka!

Pan wziął CV, popytał, poszeptał z drugim panem i powiedział, że .... nikogo nie szukają. Z rozpaczy poszłam pobuszować po sklepach z ciuchami. Przymierzałam właśnie bluzkę, kiedy zadzwonił telefon - obcy numer. Okazało się, że to tamten Pan. Zaprosił mnie na rozmowę - od razu. Wygląda to tak, że mam obiecaną pracę, na razie na 3 miesiące. Jeśli dam radę nauczyć się wszystkiego i spodobam się, to kolejna umowa na rok, a potem na czas nieokreślony.

I właśnie tego się boję. Jak to jest, że chcą osobę bez doświadczenia, bez praktyki, świeżynkę po studiach na takie stanowisko? Ja mam zarządzać ludźmi? W dodatku rozwiązywać konflikty - bo w tamtym miejscu pracuje kilka osób, które nie potrafią się dogadać i zgrać.

Jutro ma zadzwonić i potwierdzić termin rozpoczęcia pracy, a mailem ma przesłać jakieś dokumenty czy coś tam.

Sama nie wiem... :P Nie spodziewałam się takiej propozycji. Ale z radością i innymi emocjami oficjalnie wstrzymuję się do czasu podpisania umowy.

Dietka? Hmmm... powrót do domu ogólnie nie sprzyja odchudzaniu, ale staram się jak mogę. Z nadmorska zwyżką (1 kg) nie udało mi się rozprawić, ale ważne jest, że waga nie idzie dalej w górę :)

27 lipca 2010 , Komentarze (3)


Stałam się na powrót obywatelką miasta Jastrzębie Zdrój... Do samego miasta nic nie mam, chociaż często zdarza się, że ludzie narzekają na brak rozrywki, na brak pracy... A mi się wydaje, że brak im po prostu optymizmu :P Swoje miasto lubię.

Ja po prostu z mamą nie wytrzymuję! Wiedziałam, że będzie ciężko, ale nie przypuszczałam, że aż tak. Mam już jednak swoje lata, swoje życie, a traktowana jestem jak średnio radzące sobie dziecko.

Źle się ubieram, posiłki jem wtedy, kiedy nie powinnam, za późno się budzę, nie umiem składać bluzek, nie umiem umyć podłogi, nie umiem pościelić łóżka. W ogóle ja chyba jakaś niedorozwinięta jestem (nie obrażając niepełnosprawnych!).

A przy okazji jestem niezbędna. Dwa razy zdarzyło mi się wyjść do znajomych, oczywiście zabawę przerywa mama telefonem, że muszę wracać do domu, bo coś tam.
Nie mam już siły, nie wytrzymam...

Wiem, że jestem jej jedynym dzieckiem, że chłopa jej brak. Ale bez przesady! Wykończę się psychicznie.

Próbuję dodzwonić się do znajomego z Wrocławia. Będę błagać o pracę...

Mam nadzieję, że u Was lepiej! ;)

20 lipca 2010 , Komentarze (13)


Oto ja, Magister Sabiś :P Życie od razu stało się piękniejsze...


Zabiegana przed obroną


Oto moje Małe Chude, które zostawiłam na pastwę losu w Bytomiu... i ja ;)












19 lipca 2010 , Komentarze (3)


Przeprowadzka...

...już drugi dzień upycham rzeczy nagromadzone przez 5 lat mieszkania poza domem. MASAKRA! Ten koszmar chyba nigdy się nie skończy...

W trakcie pobytu nad morzem przytyłam kilogram i nie mogę go, kurczaku, rzucić. Ale i tak nie żałuję ani jednej pochłoniętej kalorii.

Ja w ogóle niewielu rzeczy w życiu żałuję, jakoś tak mam. Po dwóch latach mieszkania z chłopakiem, wróciłam sama do rodzinnego miasta. Nie chciał zaręczyn, więc ja nie chciałam nadal być konkubiną. Zobaczymy, jak sytuacja się rozwinie. Nic nie jest przesądzone. W każdym bądź razie - niczego nie żałuję. Ani tych dwóch lat, ani powrotu do domu.

Zdjęć z obrony póki co nie będę mieć, bo koleżance padł system i nie ma jak wysłać. Ale jak coś przyjdzie na skrzynkę, to od razu wkleję :)


15 lipca 2010 , Komentarze (5)

Nad morzem było super, słonko grzało masakrycznie! Już dawno się tak nie wysmażyłam jak przez ostatnie parę dni. No i pierwszy raz od dawna ubrałam DWUCZĘŚCIOWY kostium kąpielowy i pokazałam się w nim publicznie! Nie jestem idealna, ale akceptuję siebie i swoje wady. I fałdki na brzuszku i boczki też - niech będzie :P

A w dowód wklejam zdjęcia






Wróciłam (z piękną opalenizną) prosto na obronę mgr. Było spooooro zamieszania. Broniło się łącznie 20 osób, ale żeby przygotować salę dla komisji, ciasto, zamówić catering, przywieźć sztućce, zastawę, czajnik itp. to nikogo chętnego. Wyszło więc tak, że z koleżanką zorganizowałyśmy całą obronę same, w dodatku dla dwóch komisji. I jeszcze nie tak, bo za mało kanapek, a bo nierówno podzielone, bo tam zabrakło, a tak zostało, bo sok nie taki, ciasto też nie, a bo coś tam, coś tam... Najwięcej mieli do powiedzenia ci, którzy nie zrobili nic.
Dobrze, że przynajmniej udało mi się obronić pracę ;)
Pytanka miałam takie (piszę sama dla siebie, bo zapomnę pewnie, kiedy stres całkiem opadnie):
1. Czynniki ryzyka występowania krótkowzroczności - modyfikowalne i niemodyfikowalne
2. Wiodąca przyczyna ślepoty na świecie
3. AMD
4. Dlaczego wcześniaki narażone są bardziej na wady wzroku niż reszta dzieci
5. Jak kwalifikuje się moje badanie (chodziło o retrospektywne, badanie kliniczno - kontrolne)
6. Na jakiej podstawie stwierdziłam w mojej pracy, co jest a co nie jest czynnikiem ryzyka krótkowzroczności (chodziło o iloraz szans)
i inne mniej ważne :)

Zdjęciucha w sukience dodam, jak koleżanka wyśle mi je na maila :)

Pozdrawiam :* Dzięki za słowa wsparcia! 

6 lipca 2010 , Komentarze (4)

Za 5 godzin wsiądę do pociągu, który zawiezie mnie prosto do Kołobrzegu! Całe 5 dni nad morzem, którego nie widziałam już z 10 lat! Pogoda ma być super, bo w najbliższym czasie trochę chłodniej, a w ostatnie dwa dni upał. Nie jestem fanką całotygodniowego plaszczenia tyłka na plaży, więc cieszę się, że nie będzie tak gorąco.
Wracam we wtorek, a w czwartek obrona... Zaczynam się bać, bo już kilka osób (wcale nie głupich) oblało. Chyba wezmę jakieś notatki ze sobą. Pewnie nawet do nich nie zajrzę, ale uspokoję sumienie.

Dietka? Hmm... Chyba jej już nie ma. Trzymam się bez obżarstwa, bez jedzenia na noc, więc waga nie wzrasta. Ale też nie spada. I niech tak będzie póki co :) Osiągnęłam więcej niż byłam w stanie sobie wyobrazić. 

25 czerwca 2010 , Komentarze (4)

No to chyba przegięłam. Nie chodzi o dietę, tylko o poziom zafundowanej sobie rozrywki na imprezie "poegzaminacyjnej". Gdzie podział się moralny kac?

Oj, dobrze, jestem już duża i wolno mi.

Dziś rano waga pokazała kilogram mniej, niż przez ostatnie dwa tygodnie. To miłe z jej strony. Ciekawe czy jutro będzie tak samo uprzejma i się nie rozmyśli. Nie cieszę się na zapas.

Miałam małą przerwę w śmiganiu na rolkach spowodowaną egzaminem i imprezą, a później olbrzymim kacem. Dzisiaj jeździłam prawie godzinę. Fajnie, fajnie :) Udany zakup! Polecam. Nawet amatorom takim jak ja. Zakwasy mam, więc mięśnie pracują. Najbardziej mięśnie ud. Ah, wiatr we włosach ;)

22 czerwca 2010 , Komentarze (7)

Od trzech dni jeżdżę po naszym bytomskim parku :) Nie jest źle, choć mam problem z hamowaniem... Problem jest taki, że hamować NIE POTRAFIĘ, nic a nic. Ale kto by się przejmował, w końcu tramwaj, który przecina ścieżkę, po której śmigam, jeździ tylko raz na 7 minut, więc prawdopodobieństwo kolizji jest niewielkie :P

Jutro egzamin na technika... Oj, trzeba w końcu zacząć się uczyć. Chociaż w takiej sytuacji, to z dwojga złego wolałabym już posprzątać ;P

Zdjęciucha :)