Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Witam wszystkich walczących tu z kilogramami, przyzwyczajeniami i ....samymi sobą I witam siebie, nieustannie gotową na zmiany, wyrzeczenia i sukcesy. Uzależniona od roweru, wciąż przesuwam granice, więcej km, mniej wrażliwości na deszcz czy śnieg, jeżdżę wszędzie, nie pogardzę nawet indoor cycling. Nie biegam - nie lubię, ale zajęcia w klubie typu interwał, TBC uwielbiam. Siłownia - hmm, uczucia embiwalentne, inaczej nazwać tego nie umiem, nie lubię ale doceniam efekty i zmuszam się.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 219964
Komentarzy: 10529
Założony: 21 lutego 2012
Ostatni wpis: 24 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
beaataa

kobieta, 60 lat, Warszawa

170 cm, 54.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

7 listopada 2021 , Komentarze (10)

Bo zimno, ciemno i auto u mechanika. 

Wykorzystałam ten czas wolny i wreszcie zrobiłam kiszonki, pierwszy raz (małosolnych nie liczę). Jedna jest tradycyjna, różne twarde warzywa, przyprawy i sól, w kamiennym garnku, druga "po węgiersku". Tak jak tradycyjna, tylko do zalewy dodany ocet jabłkowy i słój stoi w chłodnym miejscu, szczelnie zakręcony. W warzywniaku koło naszego leśnego domku, można kupić takie kiszonki, są pyszne.

Umyłam okna, uprałam firanki i zasłonki (tam gdzie są), posprzątałam pod naszym ogromnym łóżkiem i na nim, zrobiłam porządek w ubraniach. W sobotę były 2h. fitnessu, dzisiaj 1h.

A S. ugotował gar gulaszu z indyka, papryki i masy innych warzyw. Podawał z cieniutkim, prawie beztłuszczowymi, ziemniaczanymi plackami = pycha.

I zrobiłam sobie prezent = dwie kolorowe bluzy, jedna cieniutka, druga ciepła, w mega energetycznych kolorach:

3 listopada 2021 , Komentarze (8)

Po raz drugi.

Pierwszy był w Tatrach, potem, miało być już deszczowo i zimno, tak myślałam. A było złoto, ciepło i tylko liście spadały jeden po drugim w naszym lesie. 

Rowerowo: codziennie po 20 km, w weekend 130. 

Codziennie trening👍

Waga 55 kg, lubię taką.

I 5,7 kg pigwy (ostatnie pigwowce w dwóch wiejskich sklepach wykupiłam) pokrojone i wypestkowane. Kto to robił, to wie jaka to robota. Tylko chusta ledwo tknięta w związku z tym, jakieś tam bąble zrobiłam i tyle.

A na cmentarzu, jak poszłam tam sprzątać, bo to od kilku dobrych lat moja robota, bardzo niemiła niespodzianka🤐. Obok grobu moich dziadków, takiego z dawnych czasów, był też podobny. A teraz przemienił się w duży, błyszczący i wysoki. A na "moim" grobie gruz leżał, obca, ogromna obtłuczona donica i połowa wazonu utrącona🥵.

Mój projekt "siwa baba" ma się dobrze, coraz lepiej..

24 października 2021 , Komentarze (12)

A u mnie nieoczekiwany przypływ energii, bo przez ostanie miesiące, a może lata, tak od początku pandemii, kiedy kluby fitness zostały zamknięte, a ja wypadłam z treningowego rytmu, to w czymś w rodzaju letargu tkwiłam (poza czasem wyjazdowym), coś tam robiłam, ale DUŻO mniej niż zwykle.

A po powrocie z Tatr (mega intensywne 10 dni) codziennie było 0,5h mocnego treningu + 120 h pedałowania przez ten tydzień. 

W naszym lesie zimno już, ostatnie pigwy pozbierane (bardzo, bardzo mało ich było w tym roku😥), grzybów nic a nic, wieczór wcześnie się zaczyna = Shawlography by Stephen West podrosła znacząco i wreszcie chustę zaczyna przypominać..

18 października 2021 , Komentarze (23)

Prognozy nic, a nic się nie sprawdziły. Było pięknie, 0 wiatru = ciepło nawet jak spadł śnieg. I bardzo aktywnie było. 

S. lubi spać długo, ja nie. Więc codziennie, poranny, około 1,5h marsz, potem śniadanie, a potem już wspinanie się razem gdzieś bardzo wysoko. I niezapomniane zachody, przelewające się przez Suche Czuby chmury, przyjemności okupione schodzeniem przy świetle latarki (raz po łańcuchach i byłam bliska paniki). 

I pierwsze niedźwiedzie, które widziałam nie z ZOO, ale bardzo daleko były, wyjadały coś jakby trawę? I myślałam, że one są całe brązowe, bez takiej białoszarej szyjogłowy.

Moja pierwsza brioszkowa chusta skończona, a ja pełna energii, która bardzo przyda mi się na wygarnięcie wysuszonych owadów z różnych kątów, wysprzątanie wszystkiego przed zimą (nienawidzę procesu, uwielbiam efekt końcowy).

6 października 2021 , Komentarze (12)

Jadę jutro w Tatry na 10 dni, a tam ma wiać i lać:(

Dobrze, że miejsc w schroniskach nie było, bo byśmy utknęli.

A że podjęłam wyzwanie One Year No Beer, to lista tego, co można w deszcz robić trochę się skurczyła.

Jeść mi się nie chcę i ćwiczyć też nie🥱, może góry mnie obudzą.

A w naszym lesie takiego cudaka wreszcie skończyliśmy. 

13 września 2021 , Komentarze (6)

Ostatnie już chyba tegoroczne wiosłowanie po Krutyni.

I wszystko było inaczej niż planowaliśmy, ale tak lepiej inaczej. Bo mieliśmy popłynąć do stanicy w Sorkwitach i wynająć domek na noc. A jak zadzwoniłam, żeby go zarezerwować, to żadnego wolnego nie było😥. Więc pytam, czy możemy namiot u nich rozbić _ możemy, ale też możemy tego żałować, bo dwie grupy tam integracje robią.. 

A w tej okolicy ładnych dzikich biwaków nie ma. Hmmm...

I postanowiliśmy, że pojedziemy do Krutynia i popłyniemy pod prąd (a prąd tam jest jakiś czas mocny) na Mokre i do stanicy Cieżpięty na smażonego sandacza, a potem zobaczymy. 

W Cieżpietach byliśmy tak już bardziej na kolacje i oprócz nas była tylko para wędkarzy, wszystko pozamykane = cały wielki pomost dla nas = magicznie, cudowna cisza.

A rano się okazało, że właściciele przyjechali i nie ma problemu, żeby wynająć domek, drewniany, z werandą.. w ogromnej stanicy było może z 10 osób. Na Krutyni (rzece) też pusto. I ciepło tak, że codziennie kąpałam się w jeziorze.

Taka cisza i spokój, jakie chciałabym mieć w sobie.

8 września 2021 , Komentarze (13)

Byłam kiedyś fanką tego serialu, dopóki, w którymś sezonie się nie popsuł. I była tam taka scena, jak Vikingowie przeciągali statki po górach, po położonych na płasko pniach drzew. Bardzo dobrze im szło. 

A S. ściął kolejne suche drzewo w naszym lesie, część pnia jest tak ciekawie wygięta, że zamiast trafić do ogniska, będzie ozdobą. Tylko, że trzeba ją było przetransportować spory kawałek, a waży chyba tyle co my razem wzięci. Nawet na wózek nie mogliśmy jej wtargać. No więc tą vikingową metodę zastosowaliśmy. I zupełnie inaczej to było, męczarnia to była 🥵. Ten pień ciągle się przewracał, spadał, mech zryliśmy jak dziki. Ale daliśmy radę 👍. Ciężki trening funkcjonalny to był, a jaka satysfakcja potem.

A grzybów jest dużo i w wielu kolorach 😍

22 sierpnia 2021 , Komentarze (13)

Za każdym razem jak wracam czuję, że na wakacjach super, ale mój "dom" też jest taki jak lubię. Usunęłam z niego wszystkie nieżywe owady, posprzątałam i zdjęcia teraz oglądam. Dwa tygodnie, a ile miejsc!! 

A od jutra treningi, bo jak się chce wypoczywać w taki sposób, trzeba mieć kondycje.

18 sierpnia 2021 , Komentarze (11)

Tym razem trasa: nasz las = pomiędzy Bugiem, a Narwią (bo padało) \Małe Swory i rowerowanie po Borach Tucholskich, trasy wg mnie tak 5 pkt. w skali 10. Potem przedłużony szlak Zbrzycy na kajaku ( tak, zapomnieliśmy wioseł i musieliśmy używać "obcych" = sztywnych.  A teraz lato się skończyło, a my w okolicach Ostródy, domek jak dla krasnali wynajeliśmy... Jem ledwo co, kcal uzupełniam piwem i służy mi ta dieta, nawet leginsy trochę wiszą.. Tylko moja chusta podrosła trochę. 

 

26 lipca 2021 , Komentarze (29)

Od dłuższego czasu jakoś tam mnie uwierało, że ukrywam siwiznę i wkładam w to tyle kasy i czasu. Ale podczas naszych szkockich wyjazdów, widziałam dużo kobiet niekoloryzowanych, i nawet gadałam o tym z S., ale on jakoś się nie wypowiedział wprost, co znaczy, że średnio mu się to podoba. No to mnie też🤔.

No ale jak teraz o tym myślę, to te kobitki były nie w moim typie, były albo takie "wyczesane", albo zaniedbane ogólnie..

Ale przez wakacjami/tymi bieżącymi wakacjami, miałam kilka wpadek z terminami wizyt u mojej kolorystki i odrosty zamieniły się w wielkie, półroczne prawie odrosty.

I na końcu szlaku Rospudy, w Gołej Zoście na śniadaniu, S. mówi niespodziewanie: po co właściwie farbujesz włosy, te siwe, tak do Ciebie pasują.. w to mi graj, ale zobaczę, bo to nie jest nieodwracalne na szczęście.

Fotka jest już ze stanicy w Babiętach, gdzie przekonałam się, jak trudno jest wyciągnąć nogą z opony, gdy druga noga nie dotyka dna..