Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Witam wszystkich walczących tu z kilogramami, przyzwyczajeniami i ....samymi sobą I witam siebie, nieustannie gotową na zmiany, wyrzeczenia i sukcesy. Uzależniona od roweru, wciąż przesuwam granice, więcej km, mniej wrażliwości na deszcz czy śnieg, jeżdżę wszędzie, nie pogardzę nawet indoor cycling. Nie biegam - nie lubię, ale zajęcia w klubie typu interwał, TBC uwielbiam. Siłownia - hmm, uczucia embiwalentne, inaczej nazwać tego nie umiem, nie lubię ale doceniam efekty i zmuszam się.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 219745
Komentarzy: 10529
Założony: 21 lutego 2012
Ostatni wpis: 24 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
beaataa

kobieta, 60 lat, Warszawa

170 cm, 54.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

13 września 2019 , Komentarze (9)

Jak to możliwe(mysli), że z wody, szarej mąki i skwaśniałej mąki z wodą, która wygląda jak błoto + sól (sól jest różowa):

Takie cuda wychodzą:

Poniedziałek: 20 km rower + pół godziny brzuch + tric

Wtorek: 20 km rower+ 2 km marszu w południe ( pogoda taka piękna u mnie jest!!(slonce), ciepło niewiarygodnie, słonecznie i lekko jesiennie(kwiatek)

Środa: 20 km rower + 20 minut siłowni) i godzina bikini extreme (a teraz takie zakwasy mam straszne w udach, że szok(szloch)

Czwartek: 20 km rower + 2 km marszu w południe.

8 września 2019 , Komentarze (20)

Pierwszy raz w tym roku;( szlak Krutynii.

Prognozy pogody były słabe, szczególnie na niedzielę, ale oj tak, oj tam;)

Piątek: pływanie nocne_Zgon (nazwa nie jest od śmierci(duch), tylko od miejsca, gdzie zganiało się bydło do wodopoju) do super cypla z przewróconą brzozą = około 5 km, gwiazdy(gwiazdy), księżyc(noc), wyskakujące ryby i fruwające nisko nietoperze _magiamagia..

Sobota: rano 2 godziny marszu po lesie (susza i zero grzyba, nic a nic:<24 km kajakowania i biwak  na jeziorze Gant, po drodze pyszne ruskie pierogi z ogromna surówką i piwem ( piwo takie se, zimne i bez smaku), wieczorem zamiast ogniska deszcz(deszcz)

Niedziela: w nocy deszcz i burza, rano deszcz zamiast leśnego marszu i 28 km z powrotem, większość czasu w deszczu, ale bez wiatru i ciepło było jak się wiosłem machało. Na obiad ryba z ziemniakami i sówkami i jeden pierożek z jagodami.

A wcześniej:

Poniedziałek: 20 km rower + 2 km marsz w południe 

Wtorek: 20 km rower+ 3x komplex w południe 

Środa: 20 km rower + 20 minut siłowni) i godzina bikini extreme 

Czwartek: 20 km rower + 2 km marszu w południe 

Piątek: 20 km rower + 30 minut dla brzucha.

2 września 2019 , Komentarze (27)

Weekendy są różne i żarełko jest zawsze inne.

Ten był "pomiędzy Bugiem i Narwią", czyli nasz kawałek lasu, miejsce, gdzie można jeszcze palić ogniska.

Sobota: przed wyjazdem 10 km rower + godzina TBC. Przed treningiem jak zwykle kawa o 7,30 potem o 9,00 śniadanie = ciemny ryż + małe krewetki z czosnkiem i natką pietruszki (w weekendy S. gotuje), pomidory, ogórki, sałata. Pycha!!!

Obiad o 16, w lesie, na rowerowej wycieczce = jak korpopojemnik.

Herbaty ziołowe i maasa wody.

Wieczorem piwo przy ognisku.

Niedziela: na śniadanie, o 11, po 23 km rowerowania, jajecznica z kurkami (pierwsze w tym roku:D), żytni chleb na zakwasie (moja produkcja), pomidory (trzy jajka, trzy malutkie kromki chleba

Obiad o 16 - ten ryż z krewetkami + ogromna sałatka. W międzyczasie jabłko i dwa pomidory.

I nowa chusta skończona, moja pierwsza Miss Grace:

31 sierpnia 2019 , Komentarze (40)

Bo im mniej się nim (tym jedzeniem) zajmuję, tym bardziej mam czas na inne rzeczy ..

Nigdy nie chodzę do kawiarni na ciastko, czy lody, nigdy nie chodzę do restauracji dla przyjemności, nie kupuję gotowców. Wyjątkiem są wakacje, ale tu też tak z "głową"(kujon).

Był taki czas, że robiłam jakieś tzw "zdrowe słodycze": ciasteczka owsiane, batony z bakaliami itp, kupowałam dynię, figi i rodzynki. Prowadziło to tylko do podżerania, a po zdrowym brzuch tłuścieje tak samo:< niestety. To już przeszłość.

Nie lubię gotować, robię to jednak, bo lubię mieć w robocie swoje własne żarełko w pojemniczkach. Inne zupełnie są moje weekendy, inne korpodni. Wspólne jest to zakupy robię w super warzywniaku "zarogiem", albo w eko sklepach.

Suple: Vit D 2000, B12 i selen.

Pojemniczek obiadowy, po rowerowej podróży i kilku godzinach w szufladzie;).

Typowy korpo dzień:

Spakowane są dwa nieduże pudełka, a w każdym około trzy łyżki kaszy gryczanej niepalonej, pokrojony pomidor, sałata, natka pietruszki (dużo, bardzo dużo!!), małosolny, cukinia duszona z papryka i cebulą czasami.. doprawione ziołami i łyżeczką jakiegoś oleju np. lnianego. Trzy jabłka, albo dwa i trochę jagodowych, wiśni czy agrestu. A w szufladzie biurka siedzi moja słabość, słabość podskubywacza = cookiss sante musli z owocami (jedna, albo w gorszym dniu dwie, skubane paczki!!!). 

 6:40 euthyroks 88 (nie wiem co będzie, jak go na zawsze zabraknie w aptekach?

Po około 15 minutach kawa

Przed 7:50 moje codzienne 10 km rowerowe (uwielbiam to)

9:00 jabłko

10:30 pierwsze pudełko + kawałek ryby (ostatnio, w czasie mojego zauroczenia rybami, dwie sardynki w oleju)1_2 pokruszone ciastka.

13:00 - jabłko

14 - jabłko albo jagodowe

15:30 - drugi pojemnik + kawałek ryby + pokruszone ciastka w międzyczasie..

Wieczorem często lampka czerwonego wino z kropelką amaretto... a w chwilach strasznego głodu pomidor, cukinia, albo ogórek..

Weekendy i wakacje to już inna bajka c.d.n...

Sobota: 10 km rower + 1h TBC 

Niedziela: 10 km rower +1h power TBC(bomba)

Poniedziałek: 20 km rower + 2 km marsz w południe (po trzech dniach treningu, to mój dzień regeneracji)

Wtorek: 20 km rower+ 5x komplex w południe (w korposiłce bez klimy jak w piekarniku(strach))

Środa: 25 km rower + 1/2h siłki  (martwy, wyciskanie, ściąganie drążka), a zamiast bikini extreme fryzjer, bardzobardzojużpotrzebny(dziewczyna)..

Czwartek: 20 km rower + 2 km marszu w południe w upale niewyobrażalnym(cwaniak)(gwiazdy)

Piątek: 20 km rower + 30 minut dla brzucha, a po pracy +40 minut siłowni + 1 h interwałów(bomba)

24 sierpnia 2019 , Komentarze (32)

Opalona jestem tak, że w korpo masę osób pyta, gdzie Ty byłaś ..? i odpowiedź - w Szkocji bardzo ich dziwi, bo tam przecież mgły i deszcz tylko... a brzuch i nogi na gorze jasne..

Na wadze + 1,5 kg(szloch)

Spodnie w talii ciasne, "boczki" wystają:<.

Takie to są skutki posiadania na wakacjach samochodu. Poprzednio zawsze byliśmy bez, więc niezależnie od pogody(deszcz)(slonce) trzeba było walczyć(ninja). A teraz, pod koniec, jak z pogodą słabo się zrobiło, to jeździliśmy dużo i dużo fish&chips jadłam. I oczywiście to plus był wielki, bo lepiej zobaczyć nowe miejsca niż pedałować w deszczu, ale ...

I zmienił mi się gust jedzeniowy, tak, że sama jeszcze nie umiem w tym nowym wyrobić sobie dyscypliny. Bo słodycze zrobiły się przezroczyste. Jadłabym ryby!!! Tłuste ryby!!!

Wczoraj to przytargałam do domu: wędzony łosoś, dorsz i jesiotr. Plus jesiotra na rybę po grecku, pieczoną. Kupione u pana "za rogiem", który przywozie je z niechodowlanych źródeł i sam wędzi. Ogłasza no fb co tak tym razem ma. Ozdabia(kwiatek) Nie mam oczywiście 100% pewności co do pochodzenia tych ryb, ale lubię takie lokalności bardzo.


Wtorek: 20 km rower + w południe kompleks x 3 (rozgrzewka na orbitreku) i wielkie powakacyjne sprzątanie!!

Środa: 20 km rower + 20 minut siłowni + 1h bikiniextreme(ninja)

Czwartek: 20 km rower + 2 km marszu w południe 

Piątek: 20 km rower + 40 minut siłowni + 1 h interwałów(bomba), a wcześniej, w w południe 0,5h bic/tric/plecy

21 sierpnia 2019 , Komentarze (17)

Hmm, to cały wpis się zrobił z odpowiedzi na proste pytanie: jakiego rodzaju test na nietoleracje pokarmowe robiłam..(mysli)

A robiłam dlatego, że po artroskopowym zabiegu wyciągnięcia kawałka łękotki, który podczas bocznego przysiadu zablokował mi kolano, z moimi stawami coś niedobrego bardzo się stało. Bolały wszystkie coraz bardziej, ze szczególnym uwzględnieniem kolan właśnie i kręgosłupa, co było naprawdę porażające(strach) I lekarze odsyłali mnie od Annasza do Kajfasza = ortopeda - reumatolog - neurolog - psychiatra (bo może to w ten sposób objawiająca się depresja)

No to się przekopałam najpierw przez pliki (nic, a nic, musiało "wyparować" podczas kilku awarii dysków:<), potem przez papierzyska

I tam znalazłam wyniki testu i coś zapomniałam = podsumowanie wizyty u dietetyczki. Ale niestety nie na wynikach nie ma rodzaju testu:( jest za to data 09/2010, co jest przeszłością skamieniałą. Wtedy w W-wie były dwa miejsca, w których te badania się robiło Vimed (bardzo popularny w moim korpo, oferowali za kupę kasy całe pakiety czyszczenia::)) i Komed. Zajmująca się mną reumatolog, poleciła mi Komed. Nieufna byłam bardzo na początku, bo to miejsce było prowadzone przez syna p. Majii Błaszczyszyn, autorkę diety diamondów, czyli niełączenia + vege, mojej drugiej w życiu diety, która doprowadziła mnie to jedzenia ogromnych ilości kapusty itp bez poczucia zaspokojenia głodu(szloch)  Ale ja byłam wtedy pół kaleką (zdesperowaną, leczoną od około 5 lat,  bez sukcesów sterydami i lekami modyfikującymi system immonologiczny (ze wszystkimi prawie skutkami ubocznymi), a ona (ta p. reumatolog) chorowała też mocno, już nie pamiętam na co (reumatyzm??) i w momencie kiedy ją spotkałam była już w niezłej kondycji, co dało mi pewna nadzieję. 

A ja jestem zadaniowiec, jak mam plan działam i przestaje smęcić.

Test był na 200 produktów, out poszedł cały nabiał (krowi, kozi, owczy), jajka, ostrygi i przegrzebki (strata niewielka), pszenica, dużo orzechów, szarłat wyniosły (cokolwiek to jest), marchew??!, drożdze = alko.

A ja byłam vege od około 30 lat(mysli)

Chyba z 5 produktów na krzyż mi zostało. W domu to jeszcze jako tako było. Ale na zewnątrz = przepytywanie kelnerów z czego co jest, grzebanie w jedzeniu, głodowanie, jakieś jabłka zawsze w razie czego.. i te jogurty(mleko) i serki, których ja już nigdy, nigdy przenigdy..;(

A najgorsze, że to nie jest tak, że następnego dnia jest lepiej, za dwa dni jeszcze lepiej, a po tygodniu jest pewność, że takie czary mary działają. 

Po około pół roku było lepiej. Po około 5 latach świetnie. I tak jest do teraz, chociaż czasami (wakacje) jem serki, pierogi + wino i piwo (drożdże).

I wciąż nie jestem pewna,czy to dieta zadziałała, czy coś innego(mysli) jak np czas..

Ale doceniam każdą chwilę sprawności, cieszę się nią jak stąd do księżyca(noc).

20 sierpnia 2019 , Komentarze (5)

Było hmm.. tak i siak (pogodowo(slonce)(deszcz) = rowerowo), a dla mnie dawanie ostro w pięknych, pustych miejscach jest synonimem wakacji idealnych!! 

Odwiedziliśmy "stare kąty" w nowopogodowej odsłonie np Arches  na Mull. Trzeba tam iść długo na nogach, a morze + skały w niesamowitych kształtach są po lewej, a strome góry po prawej. I fotki będą, ale później, jak już S. wróci..

I taka była pogoda, że każde loch miało kolor turkusowy, ja ja krótkie spodenki na tyłku i nawet o o kąpieli tak ze 3 x myślałam!!

Ale każdego dnia było deczko gorzej pogodowo, ale też zdarzały się chwile magiczne związane z deszczem:

Chwila magiczna nr 1: Tioram castle. Położony w przepięknym miejscu na wzgórzu, 

 przypływ dostęp do niego zamieniał w wąską drogę, albo żadnej szczególnej drogi nie było, tylko "pole" dna morza z którego ptaki wydziobywały z wielkim zaangażowaniem nie wiem co (ślimaki różnej maści chyba i kraby, o bo co innego??) I padało do popołudnia, a potem nagle przestało, a S. z mokrego drewna wyprodukował (czary mary jak dla mnie) ognisko i pojawił się księżyc i gwiazdy i para jeleni przyszła pożerać trawę tuż koło nas..

Chwila magiczna nr 2: Carsaig pirs = koniec świata za wysoka górą. Siąpi coraz bardziej. A tam drzewo jak parasol, skały jak wiatrochron i porzucone ognisko!! + suche drzewo na długi czas... ogromnyniezrozumialy bonus = żadnych midges!!?

I jakim megaszczęśliwym dziwakiem się czuję, jak tak sobie siedzę_leżę z S. w namiocie godziny całe w deszczu i jak to dobrze jest(przytul).

Bardzo tylko trzeba uważać jak się czyta(jaka bieda z nędzą w tym temacie u mnie jest ostatnio(szloch)) i dzierga (nordic romance3/4), żeby nie zostać znienacka zatopionym..

4 sierpnia 2019 , Komentarze (9)

Dzień nr 2 zakończył się na malutkiej Kerrerze (10 minut promem tylko dla ludzi z Obam). Kupno biletów i small talk z panem promowym =  ja mówię, pan się uśmiecha szeroko, podaje bilety i odpowiada dosyć długo ostro stukając, z czego ja rozumiem tylko midges, których zresztą nie ma:). Padać zaczęło późnym wieczorem, lało całą noc i teraz (8 rano). A ja zapomniałam zabrać kindla i monego dziubania/dziergania Nordic Romance nr 3:(!!! I tak czy siak, około 10 musimy się pozbierać bo prom na Mull zabookowany... I ja nazywam to wakacjami?

1 sierpnia 2019 , Komentarze (12)

Już jutro:) Odprawa zrobiona, to co mam zabrać leży na półce, żeby nie zapomnieć, nie mogę sie doczekać jak zwykle8)

Dwa tygodnie w Szkocji(deszcz)(slonce)

Tylko jeszcze dzisiaj pieczenie chleba i 20 pazurów do zrobienia:(

Tym raze Oban, Mull i potem szerokie koło na północ, jakies małe wysepki no i wreszcie promy_uwielbiam je..

Niedziela: 30 km i kilka godzin ganiania po Forcie Bema, w ogrodze społecznym, gdzie w zeszłym roku pełno pysznych jabłek było, teraz kilka malutkich tylko - upał im nie służy:<

Poniedziałek: 20 km rower + 2 km marszu w upale

Wtorek: 20 km rower + 2 km marszu + 0,30 na siłowni i 1h bikini extreme(bomba)

27 lipca 2019 , Komentarze (8)

Nigdzie nie wyjeżdżam, sama jestem w domu = rozpieszczam się na wszystkie znane mi sposoby(bomba)

Piątek:  20 km rower (jak codzień) + 40 minut dźwigania na siłce + 1h interwałów(ninja)

Sobota:  10 km rower + 1h TBC + 0,5h brzucha

I maska koreańska

Każdy chyba będzie ładniejszy jak zdejmie to z twarzy..

a niedziela ma być "rodzinna" co nie znaczy leniwa, wręcz przeciwnie(pa)

Oczywiście codzinnie rowerowo 20 km (raz nawet 30), a we wtorek komplex x 3 ( trochę chłodniej było)