Pamiętnik odchudzania użytkownika:
wiktorianka

kobieta, 53 lat,

165 cm, 62.20 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

19 października 2010 , Komentarze (3)

.......cel osiagniety!!!!.....59 kg od kilku dni gosci na moim szklanym oczku....zastanawiam sie czy podwyzszyc poprzeczke....jeszcze moze z 3-4 kg.....ale sama  nie wiem....nie chce byc takim wyschnietym wiorem...nie glodze sie....jem wszystko....i CHUDNE.....pewnie duzo daje to moje bieganie....zumba mnie juz znudzila....wciaz ta sama muzyka....wciaz te same kroki...zero inwencji tworczej u prowadzacej....wiec po co mam wydawac 10 funtow tygodniowo...wole za to kupic raz w miesiacu porzadny krem...np taki od Heleny Rubinstein albo Lancome...:))...jak mam mniej kasy ratuje sie Vichy....a za oszczedzone grosiki moge sobie dolozyc do lepszej marki :))....

pozdrawiam Was cieplutko....i zmykam pobiegac

13 października 2010 , Komentarze (7)

......uznalam, ze to juz chyba najwyzszy czas odezwac sie tutaj...dac jakis znak, ze zyje...czytam Wasze pamietniki, ale pisanie komentarzy jakos mi nie wychodzilo....duzo ostatnio w moim zyciu sie dzieje....rozpoczelam swoje kolejne studia, no ale tym razem to uczelnia brytyjska wiec i nauka po angielsku...pochlania to mnostwo czasu....poza tym intensywne starania o dzieciatko...wizyty u kolejnych lekarzy...diagnozy....prognozy....

mam juz prawie 40 lat....i coraz czesciej slysze tykanie zegara za moimi plecami...eeeeech

dieta calkowicie odmieniona...w poprzednim wpisie obiecywalam sobie prowadzenie skrupulatnego dziennika z tego co zjadam...jak czesto zjadam...po rozmowie z psychologiem zaniechalam tego....uswiadomiono mi, ze moje zycie obraca sie wokol jedzenia....ze obralam sobie schudniecie za priorytetowy cel, ze niewlasciwie siebie oceniam i takie tam ble ble ble....

odkrecam zatem wszystko powolutku....nie ma juz walki we mnie....jest pogodzenie i wiara w slusznosc mojej decyzji....o dziwo waga leci w dol....nie zmieniam jeszcze paska, ale od kilku dni mam piekne 59.5.....jem wszystko, ale w malych ilosciach....codziennie cos slodkiego....nie mam kompulsow...nawet przed okresem....chyba jednak mozna w ten sposob skutecznie schudnac heheheheh....poza tym biegam....codziennie ......zmniejszylam tylko dystans....instruktor poinformowal mnie, ze bieganie codziennie 10 km jest zbyt duzym obciazeniem dla mojego organizmu w stanie w jakim sie aktualnie znajduje....dieta bialkowa dala mi popalic....nie ma co......

NIGDY.....nigdy juz nie zastosuje zadnej diety eliminacyjnej....tez bylam wielka zwolenniczka Dukana....ale...

tych ale jest wiele, ale po co mi o nich pisac skoro kazda z nas wie co chce powiedziec....i mam swiadomosc tego, ze nikogo nie nawroce z proteinowej drogi skoro prowadzi ona do tak pieknych rezultatow odchudzeniowych....tylko co potem??

...a z przyjemnych rzeczy to pochwale sie, ze w poniedzialek On zrobil mi niesamowita niespodzianke....dostalam auto!!!!....piekny...blekitny Rover 75....limuzyna...komfort jazdy nieporownywalny do mojego poprzedniego fordzika....tylko, ze wielkie to i troszke czasu zajmie mi przyzwyczajanie sie do prowadzenia tego krazownika szos :)))

uciekam juz....czas na bieganie...coraz zimniej w anglii, ale zakupilam fajne ciuszki do biegania wiec wiatr i deszcz mi niestraszne....:))

pozdrawiam

angela

29 września 2010 , Komentarze (6)

...zaczynam jakoby od nowa....umarlam i zmartwychwstalam, ale juz w innym wcieleniu....strach nie pozwala mi juz na dalsze dukanowanie....wzorem mojego poprzedniego pamietnika bede zapisywala co jem, zeby na poczatku jakos to wszystko ogarnac....:))

I sniadanie

owsianka na 3 lyzkach otrebow owsianych z odrobinka mleka 1%

okolo 200 kcal

II sniadanie

pol kromki chleba pelnoziarnistego 60 kcal

plaster pomidora suszonego 20 kcal

2 cieniutkie plasterki kurczaka 10 kcal

rzezucha

III sniadanie ( a co jak jesc to jesc :P:P:P )

pol kromki chleba 60 kcal

tunczyk 30 kcal

plaster pomidora suszonego 20 kcal

salata

Przekaska I

salata z marchewka i sosem fracuskim 50 kcal

2 buraczki marynowane 20 kcal ( malucienkie byly )

Obiad

nie mam pojecia ile to moglo miec kalorii....400 g wolowiny chudej ( ok 500 kcal ) warzywa : kalafior, brokuly, troszke marchewki, por, fasolka szparagowa zielona ( powiedzmy, ze 300 kcal ) 2 sosy pomidorowe ( 200 kcal )...razem gar zarcia ma wiec 1000 kcal...

zjadlam z tego niewiele ....no dajmy 200 kcal

Przekaska II

salata z marchewka i sosem francuskim 50 kcal

Kolacja

pol kromki chleba 60 kcal

tunczyk 30 kcal

ogorek zielony 20 kcal

rzezucha

Bilans dnia

okolo 830 kcal

....bylam na zumbie....spalone jakies 400 kcal mysle....

wiec chyba nie jest zle :))

zdrowie wraca do normy....jeszcze tylko ten bilans wodny musi sie wyregulowac i bedzie git :)))

pozdrawiam angela

28 września 2010 , Komentarze (7)

.......melduje sie, ze zyje :)))......ten usmiech to taki troche na sile......caly dzisiejszy dzien i poprzednia noc w kibelku.....wymiotuje wszystkim co sie da....bilans wodny nie wypada najlepiej....mimo, ze wlasciwie powinnam wazyc juz kilka kilogramow mniej ( niejedzenie + vomiting ) to waga wciaz oscyluje ok 3kg powyzej paska.....dreszcze i trzesionki....to se narobilam....

......ale chcialam sie do czegos przyznac....

.....nie jest to wina dukana.....wina ewidentnie lezy po mojej stronie....nie stosowalam sie do zalecen pierra.....nie przeplatalam dni warzywami....poszlam na latwizne....po takim czasie diety juz sie jesc nie chce....wiec potrafilam kilka dni z rzedu jesc po 2 jogurty i serek grani na dobe.....

wszystko beztluszczowe.....zero weglowodanow....czyste proteiny niemalze....

....do niczego to nie prowadzi....bo waga stanela i tak czy siak....nie chudlam....dodam, ze biegam 5 razy w tygodniu....i nic...

odchudzajmy sie z glowa....bo ja chyba swoja gdzies po drodze zostawilam....

dziekuje za komentarze i zyczenia powrotu do zdrowia...

angela

27 września 2010 , Komentarze (9)

....ano....wyladowalam tam, gdzie chyba nikt nie chce sie znalezc....ogolne objawy chorobowe utrzymywaly sie od kilku juz dni....wzdecia, bole w brzuchu i podbrzuszu....pilam hektolitry wody sadzac, ze to cos z niestrawnoscia....do ubikacji prawie wcale nie chodzilam.....doszly do tego mdlosci no i wczoraj bol w okolicy ledzwiowej.....nie do wytrzymania....ostry dyzur....badania na cito....bialko wszedzie.....przebialkowalam organizm ....to sie jakos nawet tak nazywa...hiperproteinemia...zatrzymalam wydalanie wody....stad te bole i mdlosci.....waga prawie 3 kg w gore....przez te kilka dni.....

teraz musze pilnowac bilansu wodnego....

dostalam takie specjalne butelki.....do tego....upppssss

obaczymy co z tego dalej wyniknie......

pozdrawiam cieplutko angela :))

 

20 września 2010 , Komentarze (5)

....udalam, ze tego nie widze....ze we wpisie 426 dzien fiony.smutnej nie zauwazylam mojego nicka...tak sobie udawalam az do dzisiaj.....udawanie....tez chyba powinno sie znalezc na liscie 10 ulubionych....

.....robilam juz taka lista jakis czas temu....na terapii....mialam z tym duuuuuzo klopotu....tak malo wtedy lubilam.....a teraz....teraz mam problem zeby sie zmiescic w 10 hehehehhheh

1 LUBIE

siebie.....za swoja madrosc, upor i codzienna troske o Malenstwo wewnatrz mnie....za chec do przeprowadzania zmian.....za wytrwalosc w tym co robie.....za ciagle konflikty emocjonalne, ktore ucza mnie samej siebie ( czlowiek podobno uczy sie cale zycie wiec macie skonfliktowana angele for life )....za radosc jaka daje innym....za milosc, ktora obdarzam innych....i jeszcze duzo...duzo wiecej

2 LUBIE

oczy mojego syna, ktore sa calym Nim....z nich odczytuje wszystkie Jego emocje....spogladam w nie i wiem....bez slow....bez zbednych gestow...wyrazaja wszystko....takie oczy to skarb dla matki....( pod warunkiem, ze nie jest okulista ) :P:P:P

3 LUBIE

dlonie mojego C.....jest to jedna z rzeczy, ktora mialam okazje polubic stosunkowo niedawno, a zajmuje zaszczytne medalowe miejsce.....Jego dlonie mnie stworzyly....od nowa...Jego dotyk sprawil, ze po wielu...wielu latach znowu poczulam sie kobieta....w te dlonie wbijalam paznokcie, az do krwawych sladow, kiedy juz strach nie miescil sie w moim wnetrzu....te dlonie lagodzily bol nie do wytrzymania....te dlonie w koncu daja mi wielkie poczucie spokoju, kiedy muskaja mnie delikatnie....nooo...i co najwazniejsze...te dlonie przygotowuja najsmakowitsze na swiecie dania....i to tylko dla mnie :)))

4 LUBIE

nasz dom....szczegolnie letnia pora kiedy slonce od wschodu budzi nas, delikatnie pukajac w okna...poranki w ogrodzie z kubkami kawy i gazetami....marudzace dziecko, ze znowu tak goraco w sypialni....stol w kuchni tuz przy wyjsciu do ogrodu, na ktorym nigdy, ale to nigdy nie ma porzadku....za to zawsze, ale to zawsze stoi wazon z kwiatami ( C o to dba )....lozko w naszej sypialni....ciezkie....debowe...ukochane....pokoj Adasia (syna )....do ktorego zakradam sie czasami podczas Jego nieobecnosci i drzemie w Jego poscieli...pachnacej Nim....i jest to czas wspomnien...swoisty powrot do macierzynstwa, za ktorym tak bardzo tesknie....

5 LUBIE

sprawiac przyjemnosc innym....widziec ich radosc ...cieszyc sie razem z nimi....dawanie daje takiego energetycznego kopa....chec obdarowywania rosnie wprost proporcjonalnie do okazywanego zadowolenia....uwielbiam te momenty...plawie sie wtedy we wlasnym samozadowoleniu...i chyba ....bedac szczera do konca.....robie to glownie dla siebie...hehehhehe...taka egoistka ze mnie wyszla teraz....ale zdrowy egoizm jest bardzo pozadana cecha ....przynajmniej w opinii psychoterapeutow:P:P:P

6 LUBIE

moje codzienne bieganie.....chwile sam na sam ze soba....godzina zarezerwowana tylko dla mnie i mojego Malenstwa....rozmawiamy sobie wtedy.....analizujemy zachowania....moje wewnetrzne dziecko nieustannie mnie absorbuje....to ta lepsza moja czesc....o ktora dbam nieprzerwanie....mamy wiec godzine na dyskusje...na wsluchanie sie w siebie....przy okazji swietnie wpywa na figure....i na cere....wciaz jestem pieknie opalona...:))))

7 LUBIE

nocne rozmowy z C....trwajace czasami do switu....nierzadko konczace sie fochem w moim wykonaniu....dyskusje o wszystkim i o niczym....o sprawach waznych i blahych.....planowanie i marzycielstwo....z muzyka w tle....ze splecionymi stopami....niby takie to zwykle.....i pospolite....a takie magiczne :))))

8 LUBIE

seks....nie wiem czy powinnam tu....ale mialo byc szczerze....to moze bez rozpisywania i wyjasniania....za to z cytatem: " Szczytem mojego szczescia sa szkarlatne szramy na moim ciele".....i niech juz sobie kazdy dopowie wedlug uznania :)))

9 LUBIE

spac.....bywa, ze po 16 godzin na dobe....znajomi twierdza, ze w tym tkwi moj sekret mlodego wygladu....moze cos racji w tym jest :)))

10 LUBIE

czekolade.....nie bylabym soba gdybym to pominela....szczegolnie Galaxy....rozplywa sie w ustach ...jest chyba mleczniejsza od mleka ( w jakiejs piosence bylo, ze piersi sa mleczniejsze od mleka....Peggi Brown????....chyba tak ) .....nie musialabym jesc nic innego....tylko ta czekolade.....probowalam kiedys nawet.....ale zeby nie tyc moglam zjadac tylko 2 male tabliczki dziennie....co nie bylo zbyt satysfakcjonujace....

 

I tak dobrnelam do 10......a lista co lubie jeszcze taaaaaka dluga.....dziekuje fiono za zaproszenie do tej zabawy....i zachecam innych do tworzenia wlasnych list.....a moze teraz pobawimy sie w "czego nie lubie"....

pozdrawiam angela

15 września 2010 , Komentarze (5)

....hmmm....bo wiem , ze to pamietnik odchudzania....ale to MNIE ma on pomoc....i chce tu analizowac pewne sytuacje, zdarzenia, rzeczy, ktore pewnie sa dylematem dla niejednej/ niejednego...bo przeciez nie zyje sama na tym swiecie....i to nie tylko mnie przydarzaja sie wpadki emocjonalne, smutki i depresje....moze ktos sie nad tym zastanowi po przeczytaniu....moze nie....zauwazylam, ze dla mnie wazne jest zmaterializowanie moich mysli....staja sie wtedy latwiejsze do okielznania....

ON wciaz mi powtarza, ze czuje sie tak, jak mysle.....

...rodzice i spoleczenstwo od dziecka uczyli mnie, ze na szczescie trzeba zasluzyc....

....nauczyli mnie, ze radosc i dobre samopoczucie zalezy od czynnikow zewnetrznych, takich jak pieniadze, sukces czy WYGLAD.....

...nauczyli mnie, ze nalezy zabiegac i dbac o to, aby inni mnie cenili i lubili....

...nauczyli mnie potepiania siebie, jesli narusze istniejace normy i zasady moralne....

....nauczyli mnie, ze nalezy dobrze i perfekcyjnie wykonywac powierzone mi zadania....

Nauczyli mnie uzalezniac swoje dobre samopoczucie od innych ludzi albo od okolicznosci....

...jestem mistrzem w zrzucaniu odpowiedzialnosci za swoje uczucia na innych ludzi albo na okolicznosci.....czesto uzywam zwrotow typu...

- denerwujesz mnie

- hamujesz mnie

- to mnie oglupia

- ranisz mnie

- jestem od tego chora

....ja tak mowie codziennie....znajduje tysiace powodow zeby uzyc tych glupich slow...a TY??

....wiem, ze aby to zmienic trzeba wziac odpowiedzialnosc za siebie i swoje uczucia, co oznacza uznanie i zaakceptowanie faktu, ze to ja sama wywoluje swoje dobre i zle uczucia...

...od dzis jak mantre bede sobie powtarzac...

- to ja budze w sobie lek

- to ja wywoluje w sobie smutek

- to ja sama siebie draznie

- to ja sama siebie hamuje

- to ja sama siebie ranie

- to ja sama doprowadzam siebie do szalenstwa

....to niby takie proste, a jednoczesnie tak skomplikowane....sposob w jaki mysle o sobie i innych decyduje o tym jak sie czuje....to moja osobista i subiektywna ocena problemu decyduje zawsze o moim samopoczuciu...bo to nie problemy niepokoja ludzi tylko ich opinia o tych problemach....

...tak wiec od dzis jesli natkne sie na trudnosci, jesli ogarnie mnie niepokoj i zmartwienie, nie bede obwiniala za to innych, tylko sama siebie, tzn moja opinie o sparawach...

...kopie fundamenty pod moja budowle....ON jest inspektorem nadzoru....mam szczescie, ze moje Wyzsze Ja postaralo sie o JEGO obecnosc przy mnie....mam szczescie, ze JESTEM....

pozdrawiam angela :))))

14 września 2010 , Komentarze (3)

.....deszcz minal....odszedl....jestem przemoczona, ale JESTEM....i to sie liczy....ON tez jest.....JESTESMY.....

.....jest madrym czlowiekiem....nie taka hustawka emocjonalna jak ja....rozbieral mnie wczoraj i skladal do kupy....jak klocki lego....do 5 nad ranem trwala ta ukladanka....

....zagrozenie emocjonalne...to wlasnie to z czym nie potrafie sie uporac....zadal mi wczoraj jedno proste pytanie....

"Jaki jest powod, dla ktorego mialy ode mnie odejsc, oprocz moich fobii??"

....nie ma takowego....

...wszystko rodzi sie w mojej glowie....zlosc, zal, smutek, rozgoryczenie, rozzalenie, w koncu depresja i bol....i chec ucieczki od tego....od tego co sama stworzylam.....

....bo nie mozna miec zalu do drugiego czlowieka, ze chce zyc po swojemu....ze ma swoich przyjaciol i swoje zainteresowania, ze nie musi robic zawsze tego czego ja chce....ze nie mozna go zmieniac pod swoje widzimisie.....ze to, ze robi cos inaczej albo nie po mojej mysli to nie jest dzialanie skierowane przeciwko mojej osobie....ze ON poprostu taki jest....i NALEZY go takim akceptowac.....

....pomogl mi poukladac klocki....leza teraz rowniutko w pudelku...czerwone z czerwonymi...niebieskie z niebieskimi...zielone z zielonymi.....moim zadaniem teraz jest ulozyc z nich trwala budowle....niekoniecznie siegajaca chmur....niekoniecznie piekna....najwazniejsze by byla stabilna....i trwala....

.....zaczynam budowanie.....

...dieta ok....bieganie w normie ( dzisiaj jednodniowa przerwa spowodowana nocnym niespaniem i ogolnym otepieniem ).....

....dziekuje za wszystkie komentarze.....niby to wirtualne takie, ale pomocne wielce

 

13 września 2010 , Komentarze (6)

.......wlasciwie to nie lubie pisac o smutkach....ale czasami musze, bo i one mnie nawiedzaja....emocje sa jak deszcz....opadaja na czlowieka i przemaczaja go na wskros....i nic nie mozna z tym zrobic.....ewentualnie przeczekac....deszczu nie zatrzymasz....

.....od czasu do czasu TO mnie nawiedza....wgryza sie gdzies tam gleboko i nie chce odejsc...zdefiniowanie TEGO wciaz jest trudne...czasami ja to nie ja....czasami TO cos zmienia mnie w ta obca angele...i swiat jest wtedy inny....wrogi....i rzeczywistosc wokol mnie to nie rzeczywistosc a zlepki jakis zdarzen....

....bycie samemu tez ma jakies plusy....koniecznie musze je znalezc....i to szybko....zanim sie rozloze na czynniki pierwsze....zanim zobacze, ze niebo wcale nie jest gwiazdziste a ocean nie szumi przyjaznie....zanim uwierze, ze milosci nie ma....kolejny raz....

.....bo ona przeciez jest....ale ten deszcz.....tak nagle...zupelnie niespodziewanie...a moze spodziewanie...moze wlasnie podswiadomie oczekiwana ulewa....nawalnica strachu, ze przeciez mi sie nie zdarzaja dobre rzeczy...ze to sen i bajka....ze za chwile wszystko runie....ze lepiej teraz sie obudzic....i uciekac...uciekac....uciekac....

.....ale JEGO juz nie ma przeciez.....dokad mam uciekac ???

12 września 2010 , Komentarze (3)

......tak....w niedzielne popoludnie chyba najbardziej podoba mi sie moje bieganie...i nie wybieram wtedy plazy....biegne sobie po promenadzie...dzis mamy lato w anglii....wiec wszystkie grubasy wylegly na ulice...biegne tak z muzyka w uszach i przygladam sie tym tlusciutkim paluszkom siegajacym po kolejna napita olejem frytke....patrze na obwisle podbrodki skapane w tlustej rybnej smazonej oliwie....i litosc mnie bierze....i obrzydzenie....i niech nikt nie probuje stawac w ich obronie....bo to nie z choroby sie obzeraja na ulicach...nie z dzieciecych deficytow....nie ze zlych emocji....oni po prostu robia to dla przyjemnosci.....

....bo ja nie zabraniam jesc.....bo ja nie krytykuje otylej kobiety z jablkiem w reku...czy jogurtem.....bo jesc trzeba....ale JESC....nie ZREC....

....@ w trakcie.....waga paskowa....10 km zaliczone....

.....biegam od marca....od polowy kwietnia robie jakies 10 km dziennie....biegam 5 razy w tygodniu.....wychodzi mi, ze przebieglam jakies 1000 km.....a moze troche wiecej....chyba zaczne to gdzies odnotowywac...

....moja zmora sa ostatnio suszone owoce....praktycznie nic innego nie jem tylko jogurt + otreby + owoce .....malo to ma wspolnego z Dukanem, ale juz chyba dosyc tych protein....

....mam nadzieje, ze juz na dobre wrocilam do zywych....

pozdrawiam....angela