Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mam 35 lat i jestem mamą wspaniałych dzieci. Na co dzień pracuję, uczę się języka.. takie małe coś tylko dla mnie :) A teraz czas na to by lepiej wyglądać... wreszcie...

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 6801
Komentarzy: 56
Założony: 18 marca 2014
Ostatni wpis: 7 stycznia 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Ania180531

kobieta, 45 lat, Poznań

168 cm, 62.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

7 stycznia 2015 , Komentarze (2)

7 dzień nowego roku, ale pierwszy dzień w pracy. Musiałam nastawić zegarek i telefon by się obudzić i o dziwo w miarę normalnie funkcjonowałam :) choć po 2 kawach. ;)Zakończenie finansowe roku więc trochę pracy w pracy no ale cóż za coś muszą płacić ;)

Dzisiaj przyszły wyniki ze szpitala, cząstkowe bo reszta za 2-3 tygodnie... Nie jest do końca dobrze, ale przestałam czytać na ten temat w internecie bo nic z tego nie rozumiem... Jutro wizyta u lekarza więc tym razem nie martwię się na zapas. Jakoś pełno we mnie optymizmu. Uświadomiłam sobie, że dobrze iż trafiłam do odpowiedniego lekarza bo to, że coś ze mną jest nie tak to wiedziałam, ale teraz próbuję się dowiedzieć co...

W zeszłym roku tj. 2013 o tej samej porze dowiedziałam się o chorobie córki. Miała niecałe 5 lat jak ortodonta powiedział, że nie wyrośnie jej połowa zębów... Choroba genetyczna... Szok, łzy. Cały czas nie wiem do końca jak będzie przebiegać jej leczenie... Na razie wypadają jej zęby, które wyrosną... Trzymam się jak tonący brzytwy, że zalążki zębowe się wykształcą... O takich przypadkach opowiadała lekarka... Mówi, że jest jeszcze mała, że może się jeszcze coś zmieni... Co będzie nie wiem, ale dziękuję Bogu, że już wiem... że coś już z tym robię... I w ten sposób staram się patrzeć na mój przypadek... Dobrze, że wiem i dobrze, że coś z tym robię... (tecza)

4 stycznia 2015 , Komentarze (2)

Ostatnio znalazłam coś co będzie moim postanowieniem nie tylko na 2015 rok, ale na całe moje życie... Postaram się często to czytać by zawsze o tym pamiętać...

http://www.popularnie.pl/30-cennych-rad/?utm_source=facebook.com&utm_medium=share&utm_content=30-cennych-rad&utm_campaign=shareBelowPost

1 stycznia 2015 , Komentarze (1)

Nowy Rok... Przed świętami byłam w szpitalu... Niby zwykłe problemy skórne... dość wstydliwe... szok... Mam 35 lat i moje problemy związane są z okresem menopauzy, zanik hormonów. W pierwszej chwili wydawało mi się to niemożliwe, ale przecież niektórzy tak mają... czytam, czytam i raz piszą, że to stan przed nowotworowy, a w innym artykule, że nie traktuje się tej choroby w ten sposób, ale może przekształcić się w nowotwór... Tak czy siak kolejny rok nie zapowiada się zbyt dobrze...

21 grudnia 2014 , Komentarze (2)

A ja chciałabym by był już styczeń. Jeszcze nigdy tak nie odczuwałam tego okresu... W domu atmosfera na pół gwizdka świąteczna. Sprzątam po trochu, tyle ile mam siły i ochoty na to. Właśnie przystroiłam z dziećmi choinkę. Nie jest tak okazała jak w zeszłym roku, ale wyszła fajnie. Wszystko zrobię dla moich dzieci... Prawie... bo jakoś nie potrafię ukryć tego smutku, który wywołuje u mnie mój mąż... Święta mogą być przypadkiem bez niego. Robi wszystko by jak najmniej czasu spędzać w domu. Wydawało mi się, że jestem silną babą i nie potrafi mnie już zranić, a jednak...Wychodzi ze mnie ta słaba, stłamszona kobietka co wtedy... A wystarczyło tylko, że wrócił do domu o 1.00 w nocy, zablokował mój numer bym jak zadzwonię mu nie przeszkadzała... Zabolało jak diabli i pierwsze myśli jakie zaczęły kłębić się po głowie to to iż jest z kimś... Nie złapałam za rękę więc pewności nie mam, ale normalne to nie jest... normalne dla mnie... Oliwy do ognia dolał kiedy będąc ze znajomym nazwał mnie psem... K...wa kobieta wykształcona, zadbana, a trzyma się takiego faceta kurczowo. Po co? Dlaczego? Dla dzieci? Nie znam odpowiedzi na to pytanie... Cały czas powtarzam sobie, że i tak jestem sama i sytuacja zmusza mnie bym dawała sobie radę sama... ale nadal w tym tkwię...

15 października 2014 , Skomentuj

W planach miałam powrót do ćwiczeń, ale skręciłam kostkę i od tygodnia noga puchnie... Coraz częściej się zastanawiam czy to tylko skręcenie, mam nadzieję, że nie długo wszystko wróci do normy bo nie wyobrażam sobie nogi w gipsie... :( 

Dieta nijak ma się do rzeczywistości... Nie objadam się nie wiadomo czym, nie tyję, ale nie stosuję diety od dietetyka czyli też nie chudnę... Tak naprawdę chciałabym się zacząć ruszać bo waga jest ok tylko chodzi o rozruszanie ciała, niestety muszę czekać...

4 października 2014 , Komentarze (3)

Przygodę z Vitalia rozpoczęłam od połowy marca, a zarazem odchudzanie... Od czerwca nie ćwiczyłam, nie trzymałam się diety ułożonej przez dietetyka, nawet na nią nie zaglądałam i waga spadała bo trzymałam się pewnych wyuczonych zasad.

Wiem co źle robię... Cały czas mam słabość do słodyczy, jakoś nie potrafię się bez nich obejść i waga jakoś się trzyma... Ale teraz zaniechałam picie wody... jakoś latem potrafiłam jej wypić 2 litry, a nawet więcej, a teraz jesienią wolę herbatę... głównie czerwoną i owocową... Wiem, że to nie to, ale wiedza jedno, a to co robię drugie...

 Wykupiłam abonament na kolejne 3 miesiące. Zastanawiam się czy to ma sens zwłaszcza, że przez ostatnie miesiące nie wykorzystałam nic za co zapłaciłam, ale zbliża się sylwester i jest chłodniej, a co za tym idzie mam nadzieję, że moja ochota na ćwiczenia będzie większa. Waga trzyma się ok 59 kg plus, minus 0,5 kg w jedną lub w drugą stronę, nie jest źle, ale zawsze może być lepiej... ;) Boję się zaprzepaścić tych straconych kg, dlatego nie rezygnuję z tego portalu... mimo, że na razie to tylko teoria, to mam nadzieję, że od poniedziałku wrócę do praktyki.

I tego się trzymam :)

10 września 2014 , Komentarze (2)

Dopadło mnie przeziębienie... Najpierw walczyłam z bólem gardła, a teraz z katarem i strasznie męczącym kaszlem... Jakoś ustrzegłam się gorączkowania, ale cała reszta grypopodobna mnie dosięgła. I jak to Polak ;) leczę się na własną rękę. Nie cierpię tych 3 godzinnych kolejek w przychodni bo jakimś trafem kiedy jestem zmuszona tam iść tyle to właśnie czasu tam spędzam. Masakra :< więc póki co walczę...

Powoli zaczynam wracać na właściwe tory żywieniowe. Znowu włączyłam dość sporą ilość warzyw i wodę, niestety cały czas ciągnie mnie do słodyczy... Podobno tak się dzieje jak mamy doła... ja chyba z mojego powolutku wychodzę... Czuję jakbym stała się obojętna na moją życiową sytuację. Wiem, że to odwlekanie decyzji w czasie, ale jak na razie nie czuję bym była gotowa skoczyć w nieznaną wodę.

Nadal nie ćwiczę. Czy ten trener śledzi nasze postępy w treningach? Nie ćwiczyłam od czerwca, a on ustala mi ćwiczenia 90 min. To jest chore. Zniechęca mnie tak intensywny trening kiedy wypadłam z rytmu...

8 września 2014 , Komentarze (2)

3 miesiące nie ćwiczyłam i średnio trzymam się diety. Owszem schudłam 1,5 kg, a potem znowu przytyłam 0,5 kg, może to przez stres, którego w ostatnim czasie u mnie sporo... Codziennie mówię sobie, że znowu zaczynam ćwiczyć (kilka razy nawet przebrałam się, ale nawet nie ruszyłam tyłka z sofy) i na mówieniu się na razie kończy...

 Zaczynam podjadać i to mnie martwi rusz się dziewczyno i zacznij zmieniać swoje życie bo się uwsteczniasz!!!!

Od jutra dzieci mają swoje zajęcia dodatkowe i ja... angielski... Zauważyłam, że łatwo wchodzą mi słówka, ale znowu lenistwo wszystko niweczy...

Jestem jakaś zmęczona i na domiar tego przeziębiona...

6 września 2014 , Komentarze (4)

Ostatnio zastanawiam się co dalej... Jestem mężatką 10 lat i moje małżeństwo to ciągła walka... Walka ze samą sobą i z moim mężem... Może to nie miejsce na takie rozmyślania, ale i tak mnie tu nikt nie zna, a chyba czuję potrzebę tego zapisania...

Jeśli mowa o moim mężu to czuję jakbym miała w domu Piotrusia Pana, duże dziecko... Nic go nie interesuje prócz swojej firmy i dużych pieniędzy jakie chce zarobić... Wiem co pomyślicie, że mi się w głowie poprzewracało iż narzekam na to... tylko, że nie ma tych pieniędzy.. Mąż tonie w długach, na życie daje ile uważa lub kupuje to co uzna, że powinno być w lodówce... Co z tego, że daję mu listę, ale on i tak wybiera jego zdaniem potrzebne rzeczy... Dziećmi mało co, albo raczej w ogóle się nie interesuje... Nie ważne, że należy kupić książki do szkoły, buty czy iść do lekarza. Rozumiem, że nie ma na to czasu, ale wymagałabym chociaż zainteresowania w tej sprawie... Nie wiem co to wspólnie spędzona niedziela czy święta czy wakacje... wszędzie sama... sama z dziećmi... Coraz bardziej zastanawiam się po co mi potrzebny taki mężczyzna? Do seksu? I tak go mało w naszym małżeństwie... By dzieci miały ojca? I tak go nie widzą całymi dniami lub w przelocie... By mieć kogoś i być cały czas sama? Ktoś ostatnio zadał mi pytanie czy nie ma kogoś... Odpowiedz brzmi nie wiem... Nie dociekam, nie śledzę i nie przeglądam telefonu bo... nie chce się nakręcać... I tak wystarczy mi to co czuję... A dokładnie samotność...

Kiedyś młoda dziewczyna umieściła tu taki wpis z zapytaniem czy nie wiedzą takie kobiety kogo biorą za męża? Daria jeśli to czytasz, to wiedz, że ja nie wiedziałam... Nie wiem czy nie zauważałam sygnałów bo byłam tak zakochana? Czy to co było kiedyś mało znaczące to teraz urosło do tak wielkiego dla mnie problemu? Kiedyś nie mieliśmy przecież dzieci, nasze życie było beztroskie... W sumie ja też nie wiedziałam jak być matką, żoną...

Próbowałam rozmawiać, ale bez skutku, jakbym mówiła do lustra... Terapia małżeńska odpada... Zaczynaliśmy 2 razy, ale za każdym razem mąż ją przerywał bo praca, spotkanie, bo coś tam.. Czuję, że zabrakło mi argumentów by to ciągnąć... ale cały czas się waham bo nie potrafię tak po prostu przekreślić tych lat... a może wolę tkwić w tym bo to znam i boję się co mnie może spotkać...

7 sierpnia 2014 , Komentarze (1)

Powolutku, ale idzie w dół... Pewnie dlatego iż tak naprawdę nie trzymam się diety ustalonej przez dietetyka i nie zrezygnowałam całkowicie ze słodyczy... Nie potrafię, albo po prostu nie chcę... Owszem nie rzucam się tak jak kiedyś na słodkości, staram się trzymać to w jakiś granicach, ale cały czas są... Jedno co przestrzegam to godziny posiłków, Nie więcej nabiału jak raz dziennie (zupa mleczna z płatkami owsianymi lub z musli) drugie śniadanie wtedy owoce (nie jeden, ale kilka) potem obiad lub pseudo obiad np. chleb ze szynką i dużo warzyw i kolacja... Może moja waga nie spada jakoś szybko, ale przestało mi na tym zależeć :)I tak osiągnęłam więcej niż zamierzałam, 7,5 kg to baaardzo duuużo jak na moje plany... :) W sobotę idę na wesele, a ja ładna i zgrabna ;)