Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Od roku utrzymuję wagę, którą wypracowałam, teraz mój cel to kolejne 7kg na minusie :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 24848
Komentarzy: 154
Założony: 1 czerwca 2012
Ostatni wpis: 10 kwietnia 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
bizarna

kobieta, 33 lat, Wrocław

168 cm, 59.00 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: 55kg w dniu ślubu!

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

10 kwietnia 2014 , Komentarze (3)

Stres, koniec z dietą, masakra...

Byłam ostatnio u lekarza i po gastroskopii dowiedziałam się samych ciekawych rzeczy... Przez najbliższy rok mam całą wielką listę zakazanych produktów. I ta lista właściwie uniemożliwia mi kontynuowanie diety... Do tego zero alkoholu- na własnym weselu mogę co najwyżej umoczyć usta w szampanie... Poza tym w ciągu najbliższego roku nie mogę zajść w ciążę. Załamało nas to, bo oboje bardzo chcieliśmy żebym przed końcem tego roku była w ciąży. 

Przyznaję, że mnie to trochę rozwaliło... Nawet ten ślub jakoś do mnie nie dociera i nie umiem się nim cieszyć... A przecież zostało tylko 16 dni!!

Ciężko jest...

21 lutego 2014 , Komentarze (2)

Za 63 dni będę żoną... Żoną... ŻO-NĄ... ŻONĄ!!!! O mamuniu, tak bardzo bardzo bardzo nie mogę się doczekać!!!!! No i  strasznie się stresuję. Bo jeszcze sporo rzeczy do ogarnięcia...
Jedną z tych rzeczy są moje ostatnie 4 kilo do zrzucenia. Niby nic, ale ostatnio chudnę 400-500g tygodniowo- szału nie ma :P

No ale lepiej mało chudnąć, niż mało tyć, prawda? :)


Szał przygotowań mnie pochłonął. Zamawiam, zamawiam i zamawiam, planuję, umawiam się. Dzisiaj wizyta w poradni (ratuuunkuuuu), w czwartek przymiarka sukni ( ), a w przyszłą sobotę próbny makijaż i fryzura. A do tego praca, od jutra nowy semestr, więc też szkoła no i mieszkanie do ogarnięcia.
I brakuje w tym mieszkaniu już tylko jednego, małego szczęścia... Aż mnie bierze wielka ochota na przekleństwa- to nie do pomyślenia, że w Polsce jest tak ciężko młodym ludziom i że muszą odkładać największe marzenia w kąt, bo trzeba jakoś przeżyć kolejny miesiąc... No ale co zrobić...

Koniec smęcenia, życie przecież mimo wszystko ma swój urok! Nawet jeśli nie mamy wszystkiego :)

Przesyłam Wam buziaki i trochę ciepła w ten piękny "wiosenny" dzień :)

31 stycznia 2014 , Komentarze (2)

Cześć dziewczyny!

Już trzeci tydzień mnie trzyma choróbsko okropne- najpierw katar, potem ból gardła, aktualnie gorączka, ból gardła, katar, brak głosu, kaszel i brak snu... Idę dzisiaj do lekarza, bo żadne lekkie leki mi nie pomagają... A do tego w niedzielę egzamin (O-STA-TNI!!), więc muszę się uczyć, zamiast to sobie wyleżeć... Bogu dzięki (a raczej szefowej), że dzisiaj do pracy nie idę, przecież nawet nie mam jak dzieciom zwrócić uwagę, jak rozrabiają, bo mówię jak 90-letni palacz :P

Dlatego też w tym tygodniu mały spadek, tylko 400g... No ale zawsze lepiej 400 na minusie niż na plusie, prawda? A poza tym to moje ostatnie momenty z 6 na przodzie, a z tym etapem mam już doświadczenie i wiem, że ta 6 jest uparta i łatwo mnie nie opuszcza... Wredna jędza!

I jeszcze chciałabym podziękować za wszystkie miłe wiadomości, jakie od Was dostałam w związku z metamorfozą, czuję się świetnie mogąc komuś pomóc! No i miło być docenioną ;)

Bisous

20 stycznia 2014 , Komentarze (6)

Zapraszam wszystkich do zapoznania się z moją historią odchudzania i metamorfozą!

https://app.vitalia.pl/artykul6613_Jestem-pewniejsza-siebie-czuje-sie-zdrowo-i-szczuplo.html  
   

Ach, czuję się bosko, teraz jeszcze bardziej doceniam to, co udało mi się osiągnąć i wierzę, że kolejne sukcesy to tylko kwestia czasu :)

Pozdrawiam wszystkich, szczególnie pozostałe trzy piękne ambasadorki :)

10 stycznia 2014 , Komentarze (5)

Cześć dziewczyny!


Jak ja się cieszę, że wróciłam do diety! Uświadomiłam sobie, że mi jej brakowało. Teraz znowu mam wszystko poukładane, nie jem przypadkowo i chaotycznie, a co najważniejsze, piję duuużo wody, co mi zawsze ciężko przychodziło. A teraz powolutku próbuje przerobić to w nawyk i początki są obiecujące.

Nadal jest mi ciężko wrócić do regularnych treningów, ale myślę, że po sesji będzie mi nieco łatwiej. A jak nie będzie, to i tak się zmuszę! :P

Teraz w moim życiu królują dwie rzeczy- nadchodząca sesja i praktycznie ostatnie przygotowania do ślubu. Z czego to drugie jest o wiele przyjemniejsze, więc często wygrywa z pierwszym Ale to raczej zrozumiałe.

Mamy już tak dużo załatwionych spraw, że tym bardziej nie mogę się doczekać. I mój M. też tylko mi przypomina, że jeszcze tyyyyle czasu, a on już by chciał, żebym była jego żoną. I już mnie tak nazywa nawet :) Także odliczmy oboje dni- jeszcze dokładnie 106. Przecież to cała wieczność!!!
106 106 106 106...
Czasie mijaj szybcieeej!

A w międzyczasie cieszę się z pierwszego spadku. -1,1kg. Czego na vitalii nie zobaczycie, bo w poprzednim pomiarze kopsnęłam się o cały okrągły kilogram :P Cała ja

Pozdrawiam Was cieplutko i powodzenia w dietkowaniu i wszystkim innym!

Pa!

7 stycznia 2014 , Komentarze (3)

Witam :)

Święta zostawiły po sobie nadbagaż, dobiłam do wagi prawie 2 kg większej od założonego maksimum, dlatego od wczoraj jestem przykładną vitalijką i pięknie dietuję. Brakowało mi tego!

W związku z tym mam zamiar powrócić do pisania, oby mi się nie odwidziało :P

Na dzisiaj to wszystko, bo praca czeka, ale od jutra postaram się tu wpadać częściej ;)


6 grudnia 2013 , Komentarze (1)

Rok bez Vitalii... A po roku niespodzianka- zaproszenie do Klubu Zwycięzców! I wtedy uświadomiłam sobie, że mimo tego, że moje ciało jest dalekie od jakiegoś tam mojego ideału, to ja JESTEM ZWYCIĘZCĄ!
Bo między mną ważąca prawie 90 kg, a mną ważącą 62 kg, jest ogromna różnica nie tylko w wadze, ale przede wszystkim w głowie. Zmiana, którą przeszłam jest niesamowita i już niedługo pochwalę się wszystkim nową JA, po cudownej (mam nadzieję) metamorfozie.

NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ!!!



A za niecałe 5 miesięcy ślub, po metamorfozie wrócę do diety, po roku nietycia, chcę troszeczkę jeszcze schudnąć, dla jeszcze lepszego samopoczucia ;)

14 stycznia 2013 , Komentarze (5)

Pod koniec listopada podjęłam decyzję- albo odpocznę od diety, albo nie dam rady i rzucę ją raz na zawsze. 7 miesięcy ważenia każdego zjedzonego kęsa dało o sobie znać. Byłam rozdrażniona, zła na wszystko. Przez grudzień spróbowałam wszystkiego, czego nie jadłam przez te miesiące. A więc zjadłam pizzę (ze 2-3 razy), frytki z KFC (moje najulubieńsze na świecie), popcorn, paluszki. Do świąt nie tyłam, dopiero po świętach i sylwestrze waga podskoczyła mi do 64,4 kg. Powiedziałam sobie DOŚĆ! Dziś udało mi się dobić do wagi sprzed przerwy (62,7- 62,8). Niestety jest nadal kilka cm więcej, niewiele, ale jednak. Do diety vitalii raczej nie wrócę, mam już jej trochę dość, chcę móc sama decydować co mogę zjeść. I jak na razie idzie mi dobrze :)

Sporo zmieniło się odkąd napisałam ostatni raz. Dokładnie dzień po mojej decyzji o przerwaniu odchudzania miałam ciężki egzamin z historii wychowania. Cały tydzień zakuwałam, co do mnie niepodobne. 1.12., w sobotę, miał być egzamin, siedziałam więc do wieczora na uczelni. Wróciłam padnięta i okazało się, że mój M... poprosił mnie w tym dniu o rękę! Ryczałam jak bóbr (ze szczęścia oczywiście ;P). No i tak oto zostałam narzeczoną, a wiosną przyszłego roku będę żoną!

Zapewne po takim czasie nikt mnie już nie pamięta, ale to normalne. Ja często sobie o Was myślałam, brakowało mi vitalii. Zaraz sobie trochę poczytam, choć wszystkiego pewnie nie uda mi się nadrobić...

Mam nadzieję, że u Was jest okej z dietą i ćwiczeniami. No i ze wszystkim innym :)

Całuski :*

16 listopada 2012 , Komentarze (9)

Mija miesiąc od ostatniego wpisu. A ja nadal chudnę :D !

Ważę 63,5 kg, czyli 3,5kg mniej niż pisząc notkę miesiąc temu. Całkiem niezły wynik, gdyby tak przeanalizować moje poczynania.

Przede wszystkim: MAŁO SPORTU. No niestety, leń we mnie wygrywa. Ale zaczynam go przezwyciężać, nawet wczoraj coś mnie natchnęło na skalpel, którego wcześniej nie byłam w stanie dokończyć, a teraz "jakoś tak wyszło" ;)

Drugi mój problem to... drożdże! Jak przez lata omijałam kuchnię szerokim łukiem (tzn. poza momentami, gdy miałam ochotę się objadać, ale na pewno nie wchodziłam tam, żeby gotować), a już w szczególności wszelkie wypieki, tak przez ostatni miesiąc przerosłam mistrza, czyli moją mamusię kochaną. Moją pasją stały się wszelkie wypieki drożdżowe. Mieszam, kombinuję i... jakoś mi to wychodzi! Luby zachwycony, bo zamiast zwykłych kanapek do pracy robię mu pizzerki (na bogato oczywiście), dorzucę zawsze jakieś drożdżówki, albo jak już są kanapki to z chlebka lub bułek własnej roboty. Nawet w tym tygodniu zrobiłam ciasto francuskie i mój francuski chłopak powiedział, że moje "pain au chocolat" są lepsze niż te, które jadł we Francji przez lata. W czym jest zatem problem? Ano w tym, że nie umiem się oprzeć moim wypiekom! Robię sobie zawsze lżejszą wersję pizzerki, ale nadal pozostaje ona kaloryczna. Zamiast jednej bułki, zjadam czasem dwie, bo "takie świeże, pyszne i MOJE". No i wiecie, jednego dnia bułeczka, drugiego drożdżóweczka i odchudzanie od razu staje się cięższe... No ale daję radę, powoli to przezwyciężam :)

Matko, czasem sobie uświadamiam, że pozbyłam się ponad 22kg! Jeju, jak to duuuuużo! No i też czasem myślę, że dziś ludzie na ulicy nie myślą już o mnie w kategoriach "grubas", dla niech jestem najnormalniejszą w świecie dziewczyną. Może nie specjalnie szczupłą, ale normalną. Nadal nie jestem do tego przyzwyczajona, prawie zawsze byłam grubasem... I w głowie chyba nadal jestem...

A teraz parę zdjęć, a co mi tam :D


Na tych widać doskonale, że wiele pracy przede mną, bo nogi są nadal masakryczne, pupa i ramiona też, brzuch jeszcze gorzej (choć tego tutaj akurat nie widać tak bardzo).




Wiem, wiem, rozmazane, podziękujcie aparatowi :)



Z ukochanym mym :)




Kolejne jesienne :)



Z moimi wypiekami, wierzcie mi na słowo, że tam są, bo mało co widać :D


Sprzed ok. miesiąca, z ukochanymi pojkami!

No i ku przestrodze...

Taką kulką z małymi, schowanymi w tłuszczu cyckami byłam podczas ostatnich świąt Bożego Narodzenia. Nie mogę doczekać się zdjęć z tego roku :D


Jeszcze jedno, jeśli ktokolwiek to czyta, proszę niech zostawi po sobie ślad, choćby kropkę lub przecinek w komentarzu. Chcę wiedzieć, czy warto wracać do pamiętnika.

Powodzenia wszystkim życzę! Buziaki :*



17 października 2012 , Skomentuj

Wczoraj były urodziny mojego M. No i zdecydowałam, że pierwszy raz od prawie 5 miesięcy odpuszczę sobie i zjem razem z nim. Także była przystaweczka- rillettes z łososia na grzankach, potem pyszne kotleciki mielonek z kuleczkami z ziemniaków, do tego wino i na koniec deser- orzechowiec. No i oczywiście byłam gotowa na to, że rano waga skoczy- skoczyła. Teraz jest 67, ale nie przejmuję się tym. A wiecie dlaczego? Bo to wczorajsze obżarstwo czegoś mnie nauczyło. Wieczorem czułam się źle, ociężale, jak słoń, miałam taki twardy, napakowany żołądek. A ok. 4 nad ranem obudziłam się ze strasznym bólem żołądka. I uświadomiłam sobie, że zjadłam tyle, ile jadłam CODZIENNIE przed dietą. I po kilku miesiącach dobrego odżywiania moje ciało już nie jest w stanie zaakceptować takich ilości jedzenia jak wcześniej. Wiem, że to głupie, ale cieszę się z tego wszystkiego :) Dzięki temu nie boję się, ze po odchudzaniu rzucę się na jedzenie!

No i luby zadowolony z wieczoru a to najważniejsze :)

Dziś już przykładną dietowiczką będę, obiecuję.

Buziaki, miłego dnia :*