Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Odchudzam się bo przede wszystkim chce się podobać sobie i być zadowolona ze swojego ciała.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 39910
Komentarzy: 549
Założony: 12 lipca 2011
Ostatni wpis: 18 października 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
duska17

kobieta, 31 lat, Poznań

183 cm, 72.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

18 października 2014 , Komentarze (2)

Od zaczęcia nowych studiów po części czuję się też jakbym zaczęła nowe życie. Mój harmonogram dnia uległ diametralnym zmianom. Od teraz w ciągu tygodnia nie ma czegoś takiego jak dzień wolny, czy dzień w którym się wyśpię. Każdego dnia mam zajęcia, do wieczora zazwyczaj i tak wracam tylko do domu coś przekąszę i już padam. Szczerze mówiąc nie przeszkadza mi to, bo znacznie wolę kiedy coś się w moim życiu dzieję, niż kiedy mam za dużo wolnego czasu, którego w dodatku nie wiem jak spożytkować i po prostu wytracam czas. Mam wolne weekendy więc wysypiam się zazwyczaj w sobotę i niedzielę i uskuteczniam słodkie nicnierobienie, ale muszę się przyznać, że męczy mnie to i się zwyczajnie nudzę. Nie mam też specjalnej ochoty na jakieś wielkie imprezowanie, chyba się starzeję haha.;) Więc pozostaję mi nadrabianie zaległości książkowych i gazetowych, czasem zobaczę co tam leci w telewizji, pójdę do babci, coś porobimy z mamą i tak zlatują weekendy. 

Z czasem zaczęcia nowych studiów w mojej głowie pojawiło się tysiące planów i marzeń, które bardzo chciałabym zrealizować. Chyba dlatego, że spełniłam już jedno ze swoich marzeń- studiuję kierunek, który chciałam, to chcę spełniać te marzenia dalej, bo skoro udało mi się teraz to czemu ma się nie udać następnym razem? Dostałam po prostu skrzydeł.

Jednym z moich postanowień, nawet mogę nazwać marzeniem jest już takie permanentne wplecenie aktywności fizycznej i zdrowego odżywiania w moje życie. Nie będę kłamać, zwykle jest to okresowe. Potrafię przez parę miesięcy żyć fit, zdrowo, ćwiczyć, ale nagle jakoś to zanika i przestaję mi się chcieć. A ja chcę żeby to właśnie była już nieodłączna część mojego życia. Mam też nadzieję, że moje studia pomogą mi w tym jeszcze bardziej i dosadniej uświadomią mi konieczność takiego dbania o siebie.:)

11 października 2014 , Komentarze (1)

Bardzo dawno nic nie pisałam.. kolejne miesiące zleciały niesamowicie szybko. Patrząc z dnia na dzień rzadko dostrzegamy jakieś zmiany, widoczne zmiany, jednak w szerzej perspektywie okazuje się jak wiele się tak naprawdę zmieniło. Spełniło się jedno z moich marzeń, w końcu studiuję kierunek, który przynosi mi niezwykłą satysfakcję. Otóż, jestem studentką DIETETYKI. Wszystko jest dla mnie tak nowe, a zarazem interesujące, że chcę chłonąć całą wiedzę, którą mi przekazują. Dzięki tym studiom dotarło do mnie również jak złym wyborem była GEOGRAFIA. Ale żeby nie było tak pięknie, to postanowiłam, że pociągnę tę geografię do końca, bo skoro już jestem na 3 roku, to dokończę. Więc obecnie ciągnę 2 kierunki, dni mam wypełnione zajęciami po brzegi, ale daję jeszcze jakoś radę, powtarzam sobie, że to tylko rok, potem zostanie już tylko dietetyka. 

Boże, nie zdajecie sobie sprawy jak wiele rzeczy sobie uświadomiłam. Moje ćwiczenia na dietetyce trwają zwykle ponad 2 godziny jedne nawet 4, to samo wykłady. A ja siedzę na nich zasłuchana i nawet nie wiem kiedy czas mija. Na geografii wykłady i ćwiczenia to z reguły jakieś 1,5 godziny, a ja po chwili już się kręcę, błądzę gdzieś myślami i nie mogę wysiedzieć. Do tego dochodzą jakieś kosmiczne zadania, których ja oczywiście nigdy nie ogarniam. Jedyne co tak naprawdę jest fajne na tych studiach to ludzie, których poznałam, dzięki nim będę o geografii myśleć z sentymentem, a nie do końca w kategorii porażki. Ale jak wiadomo znajomi nie będą za mnie pracować. ;-) 

Więc mimo zmęczenia jestem niezwykle zadowolona i aż nie mogę się doczekać nowych przedmiotów w kolejnym semestrze. 

16 lipca 2014 , Komentarze (1)

Dawno mnie tutaj nie było.:) 

Od końca czerwca wzięłam się porządnie za siebie. Ćwiczę, głównie turbo wyzwanie, uwielbiam! Najlepszy trening Ewy. Jem zdrowo, 5 lub 4 posiłki dziennie. Staram się wybierać produkty jak najmniej przetworzone. Zamieniłam musli crunchy na zwykłe, bez dodatku cukru. Jeżeli jem chleb, to tylko pełnoziarnisty, upieczony przez moją mamę. Mam wtedy pewność, że jest zdrowy. Do mojego śniadaniowego menu powróciła na stałe owsianka. Najczęściej z bananem, malinami i łyżeczką kakao. Piję jedynie wodę i zieloną herbatę. Jem dużo owoców i warzyw. Ostatnio pokochałam zupę marchewkową z dynią albo tylko marchewkową z dodatkiem kolendry. Mogłabym je jeść codziennie.:) Nie dość, że pyszne to jeszcze niskokaloryczne i zdrowe. 

Mam też poważne plany, chciałabym od tego roku zacząć nowy kierunek- moją wymarzoną dietetykę. Został mi ostatni rok geografii, bo nie mam zamiaru robić magistra. Więc przez rok będę ciągnęła dwa kierunki. Oczywiście o ile się dostanę na dietetykę, dowiem się dopiero 15 sierpnia. Jestem strasznie podekscytowana, bo może w końcu zacznę robić coś co sprawia mi frajdę!

23 kwietnia 2014 , Komentarze (2)

Ledwo dzisiaj chodzę po wczorajszym treningu. :D Długa przerwa robi swoje, potem zakwasy są nieodłącznym elementem. Ale szczerze powiedziawszy lubię to uczucie, czuję wtedy, że trening był dobry i dałam z siebie wszystko. Mam podejrzanie dużo motywacji w sobie, tylko myślę kiedy znowu znajdę czas na ćwiczenia, rozplanowuję co mogę zrobić sobie zdrowego do jedzenia. Bardzo się cieszę, że znów się powoli wciągam w ten zdrowy tryb. To uczucie, że robię coś dla siebie jest fajne. Myślę już tylko o lecie, o fajnych ubraniach, które będę mogła założyć i to mnie napędza do działania. 

Jestem po prostu szczęśliwa, sama nie wiem co się zmieniło w moim postrzeganiu świata. Jeszcze niedawno wszystko widziałam w czarnych barwach. Ostatnio jednak dużo myślę  o swoim życiu, staram się doceniać to co mam, dach nad głową, fajną rodzinę, przyjaciół. I mimo iż brakuję tej jednej osoby, to myślę, że i na mnie przyjdzie czas i ją znajdę. Prędzej czy później..:)

22 kwietnia 2014 , Komentarze (2)

Zaliczyłam już dzisiaj poświąteczne turbo spalanie z Ewką. I od razu świat jest piękniejszy. A miałam w głowie różne myśli, przede wszystkim chęć pozostania w pozycji leżącej i nie ćwiczenia, ale zmusiłam się i jestem super zadowolona. Muszę się znowu wdrożyć w ten treningowy rytm. Jadłam dzisiaj zdrowo, 5 regularnych posiłków więc dzień na 5+:)  A dzisiaj było tak pięknie, słońce świeciło, ptaszki śpiewały, od razu chce się żyć, kocham wiosnę i lato:) Zdecydowanie najlepsze pory roku.

Poza tym jestem strasznie podekscytowana, bo w piątek jedziemy z mamą do Francji do mojej siostry. Jeszcze nigdy nie byłam we Francji, mega się cieszę, bo strasznie się za nią stęskniłam i za moją siostrzenicą Julką. Zapowiada się fajny czas.:) 

17 kwietnia 2014 , Komentarze (2)

Właśnie, samotność.. Dotąd chyba sama przed sobą bałam się przyznać, że czuję się po prostu samotna. Myślę, że niektóre z Was wiedzą jak to jest.. niby ma się rodzinę, przyjaciół, otaczają Cię życzliwi i kochający ludzie, a jednak się tak czujesz. Czy miłość, facet byłby w stanie zapełnić tę pustkę? Myślę, że tak. Nie ukrywam, chciałabym się zakochać. A tak właściwie to zakochana chyba już jestem, ale nadal tkwię w martwym punkcie. I moja bezsilność w tej sprawie mnie strasznie dobija. Z drugiej jednak strony czasami mam takie myśli, że gdyby to miało być coś poważnego, to już dawno coś by z tego było. Ale ja żyję jakimiś złudzeniami, bo jak się w coś wkręcę to bardzo trudno mi od tak zapomnieć.

Niby wszyscy powtarzają, że miłość przyjdzie w najmniej spodziewanym momencie. Czasami jednak tracę nadzieję, że uda mi się poznać kogoś wyjątkowego. Mam wrażenie, że miłość jest dla każdego tylko nie dla mnie. W parkach, na ulicach pełno zakochanych par, nawet nie wiecie jak bardzo im zazdroszczę. To sama wśród moich znajomych, widzę takie wręcz perfekcyjnie dobrane pary i mam po prostu ochotę czasem się popłakać, bo też bym tak chciała. Wiecie wokół mnie może i są jacyś faceci, ale ja nie będę wkręcać się w coś bez przyszłości tylko dlatego, że chciałabym mieć faceta. A  chciałabym bardzo, może aż za bardzo? I to nie tak, że nie potrafię sama funkcjonować, dotąd dobrze sobie radziłam lecz nie ukrywam fajnie mieć taką osobę, którą kocha Cię mimo wad, z którą rozumiesz się bez słów, spędzasz wolny czas, robicie razem fajne rzeczy i czujesz się swobodnie i możesz być po prostu sobą..

11 kwietnia 2014 , Komentarze (2)

Jeden wpis, a ja już jakoś bardziej się zmotywowałam. Słowa mają jednak dużą moc. Doszłam do wniosku, że vitalia jest mi potrzebna. Często piszę tutaj rzeczy, które trzymam gdzieś w podświadomości, ale nie do końca przyjmuję do wiadomości, że tak czuję, myślę. Gdy jednak wyrzucę to z siebie jest mi o wiele lepiej. Od razu inaczej patrzę na swoje problemy.  

Napisałam wczoraj, że skoro czegoś bardzo chcemy to dlaczego się tak łatwo poddajemy.. I długo nad tym myślałam. Postanowiłam dawać z siebie 150 % i zobaczyć co się stanie. Żadnych wymówek, rzucam się trochę na głęboką wodę, ale nie chodzi mi tym razem o bycie super szczupłą do lata, ale na LATA. :) To taki test samej siebie, chcę zobaczyć do czego zdolne jest moje ciało i jak może wyglądać kiedy będę dawać z siebie wszystko. Chcę przekraczać własne granicę. Wyrzucam ze słownika słowa: "nie potrafię" "nie dam rady". Stawiam na lekki egozim.;) Od teraz liczę się ja, a nie oczekiwania innych wobec mnie. I kończę z porównywaniem się do innych jednak sobą i z tym mi dobrze.

Postanowiłam zwrócić jeszcze większą uwagę na to co jem. Stawiam na zdrowie i chcę jak najbardziej zminimalizować ilość przetworzonego jedzenia. 

Mam takie pragnienie, żeby coś zmienić w swoim życiu. Czasem czuję, że stoję w miejscu. Ja stoję, a życie sobie biegnie dalej. I zmiana stylu życia to dobry pierwszy krok.  

I tak kończąc parę zdjęć ostatnich moich posiłków.

10 kwietnia 2014 , Komentarze (5)

Kiedyś przeczytałam takie fajne zdanie: "Jeżeli masz dość zaczynania od początku, to przestań się w końcu poddawać" W 100 % trafione. Myślę, że każda z nas, lub przynajmniej większość ma na swoim koncie jakąś porażkę w diecie, załamanie. Porażka może być różnie definiowana, dla jednej to już kawałek ciasta, a dla innych wieczorne obżarstwo. Tak czy inaczej zwykle jest tak, że obiecujemy sobie, że to już więcej się nie powtórzy. A często kończy się tak, że zaczynamy dietę od początku, po czym znowu się poddajemy.. i znowu zaczynamy.. i tak w kółko. Ale dlaczego? Czy nie warto walczyć o marzenia? Tyle, że akurat te, które mamy wymagają troszkę pracy. I czy dlatego się właśnie poddajemy? Bo trzeba poświęcić troszkę więcej, dać od siebie więcej? Sama nie wiem. Przyznam się, że w tym roku kończyłam i zaczynałam moje odchudzanie już kilka razy. I za każdym razem ta wpadka to miał być ostatni raz. No, ale jak można wydedukować nie był. Schemat jest już ten sam od lat. Od stycznia zakładam, że zmienię swoje życie, że to jest właśnie TEN rok. Przełomowy. Haha dobre. Wytrzymuję zwykle miesiąc, dłużej lub krócej. Nagle coś mnie wkurzy/zasmuci/przygnębi/sprawi przykrość i BACH. Zaczyna się pocieszanie jedzeniem. I tak po takich paru dniach dochodzę do wniosku, że to jednak nie jest metoda na moje smutki i znów zaczynam odchudzanie.. i znowu przestaję. Mijają miesiące, a ja zdaję sobie sprawę, że lato coraz bliżej, a ja wyglądam jak pączek. Próbuję się zmotywować lecz słabo idzie. Miesiąc przed wakacjami biorę się za siebie, lecz wiadomo to nie wystarczy, żebym na plaży wyglądała super ekstra. Wobec tego całe wakacje przebiegają pod znakiem odchudzania. Latem jakoś łatwiej mi to przychodzi. I chudnę, ale fajną figurę osiągam dopiero po wakacjach. Wracam na studia czy do szkoły i zrzucone kilogramy wracają jak bumerang. I właściwie po co mi to?

Doszłam do wniosku, że głównym moim błędem jest zakładanie, że do lata muszę schudnąć. Narzucam na siebie takie brzemię, a presja powoduję, że po prostu nie daję rady. A ja nie chcę wyglądać dobrze latem, ja chcę wyglądać dobrze CAŁY rok. To jest mój cel. Być fit do końca życia. Żadnej presji czasowej i od razu mi łatwiej. 

Bo największym naszym przeciwnikiem nie jest świat, tylko my same. A ja się uczę  żeby ze sobą nie walczyć, tylko współpracować. :)

10 marca 2014 , Komentarze (5)

Otóż.. Rok temu poznałam pewnego chłopaka, nazwijmy go pan X Przez wspólnych znajomych, zrobiliśmy sobie paczką ze studiów wyjście i jeden z kolegów przy prowadził swoich dwóch, którzy studiują na tym samym wydziale co ja lecz na innym kierunku. Pan X to nie jest typowe zakochanie od pierwszego wejrzenia, szczerze powiedziawszy nie spodobał mi się od razu, bardziej spodobał mi się ten drugi kolega. Byliśmy na kręglach potem w pubie. Trochę tańczyłam z tym chłopakiem, próbował cos zagadywać, ja jednak wtedy nie pomyślałabym, ze ktoś taki mógłby mi się spodobać. Rozmawiałam z nim i tańczyłam, ale bez większego zachwytu. Owszem był sympatyczny, ale kompletnie nie w moim typie. Koleżanka nawet powiedziała, że pasowalibyśmy do siebie, lecz ja powiedziałam, że on mi się kompletnie nie podoba. Gdy po tym spotkaniu widzieliśmy się na uczelni to tak dziwnie wyszło, bo w sumie widziałam go, ale nie od razu skojarzyłam, ze to on wiec odwróciłam głowę wiec w sumie nie było szansy żeby powiedzieć cześć czy nie wiem pogadać. No i tak już potem mijaliśmy się bez słowa, jednak patrzeliśmy się na siebie, tak długo, prosto w oczy. No i stało się, zaczął mi się podobać, sama nie wiem jak to wytłumaczyć, cos w nim takiego było, nie wiem czemu nie dostrzegłam tego od razu. Jako iż mamy wspólnych znajomych to natknęliśmy się na siebie jeszcze wiele razy. A to na imprezie u koleżanki, a to na jakimś festiwalu z uczelni. Na tej imprezie rozmawialiśmy nawet chwile ze sobą lecz potem znowu na uczelni nic, żadnego cześć, tylko nadal to wpatrywanie się w siebie. Na uczelnianym koncercie tak się złożyło ze zostaliśmy sami pod scena, bo nasi znajomi się gdzieś rozmyli. Szansy żeby porozmawiać nie było, bo wiadomo za głośno, ale cieszyłam się ze mogę stać z nim, mogłam odejść zadzwonić do koleżanki gdzie jest, ale wolałam tam stać jak głupek koło niego. Innym razem impreza na powietrzu, pożyczyłam jego bluzę, a gdy oddalam zapytał „oo już idziesz, szkoda” wiem niby nic, ale ja naprawdę wpadłam po uszy. Mimo wielu sytuacji, w których mieliśmy ze sobą do czynienia nie mówimy sobie cześć, to jest dziwne, ale oboje wpatrujemy się w siebie. Widzę, ze on czasem szuka mnie wzrokiem, a ostatnio na imprezie przypatrywał mi się tak długo, widziałam kątem oko, że patrzył jak tańczę. Męczy mnie już ta sytuacja, myślę o nim nieustannie, jednak kurde no my nawet cześć sobie nie mówimy pomimo tego, ze znamy się i nawet rozmawialiśmy ze sobą. Wiem jak to brzmi, dziecinne, troszkę jak zaloty w gimbazie, albo może myślicie, ze mi się wydaje, ale kurde no wiele razy przechodząc koło siebie patrzeliśmy na siebie, ja widzę, ze on na mnie patrzy, odwraca wzrok, szuka mnie, ja patrzę na niego. Kiedyś tak mi się przypatrywał w autobusie, że aż nie wiedziałam gdzie mam patrzeć, tak głupio mi było. Co mam zrobić? Ja nie mogę przestać o nim myśleć, wiele razy mówiłam sobie, ze daje z nim sobie spokój, przecież tyle było okazji, jakby miało cos wyniknąć to już by wyniknęło, ale nie potrafię, miękną mi kolana gdy na mnie patrzy, a gdy idzie czuje takie przyjemne motylki w brzuchu. Wiem, ze prawdopodobnie nie był wcześniej w długotrwałym związku, nie jest na pewno typem babiarza. Co do wyglądu to jest przeciętny, raczej ciężko zaliczyć go do kategorii super ciacho, ale mi podoba się bardzo, ma coś w sobie, chociaż na początku kompletnie tego nie zauważyłam. I co ja mam zrobić:(

23 lutego 2014 , Komentarze (11)

Dobra pobiadoliłam trochę ostatnio, ale już się wzięłam w garść i oświadczam, że nie mam zamiaru się poddać. O nie, co to to NIE! Od jutra znowu pełna motywacja, 200% normy i będę spełniać swoje marzenia. W ostatnim czasie dorzuciłam sobie parę wyzwań, które chciałabym urzeczywistnić w tym roku. Przede wszystkim marzę o szpagacie, chciałabym być bardziej rozciągnięta i wygimnastykowana. Umiem zrobić gwiazdę, stanie na rękach, ale chciałabym to robić z większą lekkością. Więc mam zamiar codziennie rano się rozciągać. Natchnęła mnie do tego dziewczyna z instagrama. Ahh piękna figura i jaka świadomość ciała.  
 

 

Ostatni wpis był krótki, ale wyrzuciłam z siebie to co chciałam. Zły nastrój potęgował fakt, że od 3 tygodni uczę się praktycznie nieustannie, sesja się ciągnie i ciągnie, a ja nie będę miała tak naprawdę ani chwili wolnego, bo we wtorek mam poprawkę a od poniedziałku zaczyna się już nowy semestr. Zrobiłam sobie jednak dzień resetu i jest o wiele lepiej.:) No i jaka piękna pogoda dzisiaj była w Poznaniu, wiosna już przyszła.:)) Szkoda tylko, że musiałam spędzić taki piękny dzień w domu przy książkach.:( 

Kolejne postanowienie, nazwijmy je wiosenne to zaczęcie biegania. Już tyle się zbieram, a trzeba w końcu ubrać ten dres, adidasy i ruszyć tyłek.:) 

Z pozytywnych rzeczy o których mogę napisać to już dzisiaj minął 7 tydzień mojego squat challenge. Robię przysiady z obciążeniem. Bo zgrabny tyłek, zaraz po ładnym brzuchu to moje największe marzenie dotyczące mojej figury. I jakoś tak ostatnio mam manie na punkcie ładnych pup haha.;) O np. takich: 

 

*.* 

 

Dobra a teraz tak trochę z innej beczki. Nie wiem czy też macie w swoim otoczeniu takie osoby, ale ja czasami nie wytrzymuje. Z reguły szybko się nie irytuję, no chyba, że zbliża się okres, ale są sytuację kiedy sobie po prostu myślę, co jest do cholery? Ogólnie moje koleżanki raczej nie są zwolenniczkami trybu życia fit. Jedna tylko lubi bieganie i zdrowe jedzonko więc podobny tryb życia do mnie. Pozostałe są zadbane, podobają się facetom jednak objadają się niezdrowymi rzeczami, a do sportu to raczej im daleko. Jedną natura rzeczywiście bardzo oszczędziła, nie lubi warzyw, owoców, a figurę ma idealną, jedynym mankamentem jest znaczny cellulit, ale to niedziwne przy takich ilościach śmieciowego jedzenia. Mimo iż figurę ma naprawdę ładna to nieustannie narzeka, co już doprowadza mnie do szewskiej pasji. No okey, zawsze można coś poprawić więc pożyczyłam jej płytę Ewy. Wytrzymała może z 5 minut, no kurcze trochę więcej samozaparcia. Jak jej się pytam czy ćwiczy to mówi, że w sumie chyba jednak nie musi, ale jakby była gruba to by coś ze sobą zrobiła i wtedy na pewno by ćwiczyła. No sorry, czy ćwiczy się tylko, żeby pozbyć się niechcianych kilogramów? Czy nie można robić tego po prostu dla zdrowia, dla lepszego samopoczucia. Po co mi narzeka, skoro nic nie robi w tym kierunku żeby czuć się ze sobą lepiej. Albo narzeka na cellulit. To mówię ogranicz śmieciowe jedzenie. I ta sama gadka jakby była gruba to by na pewno nie jadła w takich restauracjach. No ciekawe teraz nie potrafisz przestać to akurat wtedy nagle z niebios przyszłaby samokontrola? Inna też stale narzeka jaka to ona gruba nie jest, a co rusz widzę ją z czymś słodkim w ręce. Jak radzę zacznij ćwiczyć to mówi, że to nie dla niej. Nie dla Ciebie? Bo nigdy tak naprawdę nie próbowałaś! Ta koleżanka ma trochę kilogramów na plusie. Narzeka również nieustannie. Kurcze wystarczy się tylko trochę spiąć, poćwiczyć czy to tak trudno? Mówi chcę mieć zajebistą figurę, a nic ku temu nie robi. No z niebios ona sama nie przyjdzie. Ja też nie zawsze mam 1oo % motywację, ale się staram. Czasami upadam, ale wstaję i walczę dalej. I na pewno nie można powiedzieć, że siedzę na tyłku i nic nie robię w oczekiwaniu na cud. Bo cudów nie ma, jest tylko ciężka praca. Kurde musiałam to z siebie wyrzucić, bo ostatnio dostawałam już szału.  
I nie zrozumcie mnie źle, nie chodziło mi tu o wytknięcie jednej cellulitu, a drugiej nadprogramowych kilogramów. I też dowartościowanie się przez to. Obeszło by mnie gdyby siebie akceptowały, a nie nieustannie tylko narzekały i nic nie robiły. A one zamiast rzeczywiście coś zmienić to tylko gadają, nawet nie próbują. Ufff jeżeli przebrnęłyście przez ten wywód to gratuluję haha.:) Uciekam robić przysiady, przecież nic samo się nie zrobi.:) Buziaki :*