Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Co mnie skłoniło do odchudzania??! Hmmm... zbyt ciasne ubrania i nadchodzące wielkimi krokami lato! Taki banał... ;)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 3443
Komentarzy: 13
Założony: 12 maja 2008
Ostatni wpis: 15 września 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Maja69

kobieta, 48 lat, Wrocław

170 cm, 65.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

15 września 2014 , Skomentuj

No cóż... Nie ma się czym chwalić... Jak na osobę ze słomianym zapałem przystało, moja motywacja do odchudzania kończyła się zazwyczaj na zakupie diety i przejrzeniu jadłospisu. Chyba lubię bezsensownie wydawać pieniądze... ;)

-"Czym oni chcą mnie zaskoczyć? Przecież ja to wszystko wiem...!"

Okazało się, że moim problemem nie jest brak wiedzy czy źle dobrany jadłospis lecz ciągle odwlekanie "od jutra", "od jutra", "od jutra na pewno!".

Jednak tym razem będzie inaczej! Jestem już tak zmęczona nadwagą, tak bardzo mam dosyć ciągłego niezadowolenia ze swojego wyglądu, tak często unikam spojrzenia w lustro w którym widać całą sylwetkę, że tym razem powiedziałam żelazne TERAZ ALBO NIGDY!!!

Dodam, że przez 30 lat swojego życia  byłam tzw chudym patykiem, do tego stopnia, że jeszcze na studiach, jako dorosła już osoba, wstydziłam się ubrać spódnicę, aby nie było widać moich chudych nóg. Z chwilą zamieszkania z moim obecnym mężem, w ciągu 3 m-cy przytyłam ponad 10 kg! Do dnia dzisiejszego dozbierałam jeszcze 5 kg, więc łącznie, od 10 lat żyję z 15 kg +. Nie przyzwyczaiłam się do tego... Kiedyś jadłam co chciałam, kiedy chciałam i ile chciałam (a uwielbiam jeść!). Dlatego nie mogę dokończyć żadnej diety, bo mam w sobie pewien rodzaj buntu, że coś muszę! Przecież kiedyś nie musiałam! Jest mi tym trudniej, że jestem zodiakalnym baranem w klasycznym wydaniu tego znaku czyli jeżeli chcesz mieć pewność, że czegoś nie zrobię to każ mi to zrobić! :)

Kiedyś dobrze leżał na mnie każdy ciuch. Dzisiaj stojąc w sklepie w przymierzalni chce mi się płakać... :(

Dlatego od jutra rozpoczynam dietę i ćwiczenia i niech się dzieje co chce...! :)

Pozdrawiam wszystkich i życzę powodzenia i wytrwałości w tym co cobie założyliście do wykonania!!! :)

24 lipca 2009 , Skomentuj

Kolejny tydzień i najpierw wzrost wagi a później spadek spowodowany chrupaniem surowizny.

Urodziny męża, tak jak przypuszczałam, skończyły się pochłonięciem dwóch kiełbas z grila, w tym jednej białej, jednej karkówki, dwóch miseczek bigosu, kawałka tortu i dwóch sałatek z dużą ilością majonezu. Stało się tak dlatego, że przez cały dzień nic nie jadłam (troszkę z braku czasu i troszkę z nerwów), a później większość wieczoru spędziłam na ganianiu po dwóch pokładach statku bo zaczął padać deszcz i goście się porozłazili, więc musiałam szybko przeorganizaować stół. Aż wreszcie późno wieczorem dopadł mnie taki głód, że nie patrząc na nic pochałaniałm wszystko co było w zasięgu mojej buzi! Efekt był taki, że napchałam się jak prosiaczek, popijając wszystko ogromną ilością piwa!

Pocieszeniem jednak jest to, że impreza się udała, goście się wybawili, a dzieciaki miały niezapomnianą przygodę ;)

Niedzielą poprawiłam sobie żywieniową krzywdę. Zerwałam się wcześnie rano, po przespaniu zaledwie pięciu godzin, w celu nastawienia obiadu dla jadących z Gliwic gości - dwójka dorosłych i trójka dzieci!!! Zdążyłam na styk i nie miałam już czasu szykować dla siebie dodatkowych porcji. Zjadłam więc to co było dla gości, czyli rosół z makaronem, pieczony w piekarniku kurczak z cebulą, ziemniaki tłuczone ze śmietaną i masłem czosnkowym, kapusta piekińska z papryką, kukurydzą i majonezem i bigos, który został z imprezy! Później był oczywiście deser - ciasto toffi i późna kolacja - pieczywo, jajka w majonezie, wędlina, ser żółty, pomidor, ogórek - czyli standard dla "normalnych ludzi" ;)

Byłam tak zmęczona weekendem, że było mi obojętne co jem. Nie byłam w stanie szykować dla siebie osobnych porcji zaproponowanych przez Vitalię... :(

Od weekendu minął tydzień. Udało mi się zrzucić kolejny kilogram. Myślę jednak, ze gdyby nie moje obżarstwo mogłoby być stabilne 69 kg. Obecnie 69 kg ważę rano na czczo (najlepsza pora do ważenia się :D), jednak wieczorem i w ciągu dnia 69,5 kg.

Postanawiam solenną poprawę!

 

16 lipca 2009 , Komentarze (1)

No zebrało się ich troszkę :( We wtorek zjadłam tortille, ale nie czułam się po niej źle. Wczoraj porcję ruskich pierogów i już odczułam "puchnięcie brzuchola". No a dzisiaj dwa hot-dogi. Coraz lepiej! Jestem bardzo zła na siebie, bo zaprzepaściłam dwa tygodnie trzymania się w ryzach i tak łatwo dałam się pokonać fast-foodowej manii :( Moja waga stoi od tygodnia :(

Przede mną, w sobotę, urodziny męża i ponad 60 osób. Grill, piwko, plejada sałatek. Jak ja to przetrwam...? :(

12 lipca 2009 , Komentarze (1)

No cóż... Byliśmy wczoraj na urodzinach znajomego. Pochłonęłam masę sałatek z majonezem, kawałek ciasta, trójkącik torta, pierś kurczaka z grilla no i oczywiście kaloryczny alkohol. Obudziłam się dzisiaj z uczuciem wielkiej sytości, a ponieważ była już godzina 13:00 darowałam sobie śniadanie ;)

Obiad: połowa ugotowanego brokuła z dwoma sadzonymi jajkami;

Podwieczorek-grzeszek: połowa paczki solonego prażonego słonecznika (nie mogłam się powstrzymać!);

Kolacja: awanturka czyli ogórek, czerwona papryka, szczypiorek zalane kefirem (uwielbiam!);

A teraz, wieczorkiem, znów zgrzeszę i naleję sobie lampkę czerwonego winka... :)

10 lipca 2009 , Skomentuj

Tak naprawdę to półtora tygodnia, bo zanim Vitalia udostępniła mi dietę to już kilka dni wcześniej zaczęłam ograniczać swoje żywieniowe przyzwyczajenia. A było co ograniczać...! Praca, zajmująca więcej niż 8h, dziennie zmusiła mnie do stołowania się w firmowym bufecie (głównie ruskie pierogi i placki ziemniaczane ze śmietaną - pycha!), a i tryb życia, głównie siedzący, nie sprzyjał spalaniu kalorii. I tym banalnym sposobem przybyło mi dodatkowych kilogramów. Do powrotu do diety zmobilizowała mnie koleżanka z pracy. Zapisała się na rolletic i z powodzeniem zaczęła zrzucać zbędne ciałko. Zapisałam się i ja... i powiem Wam, że po początkowym dołku (miałam najmniejsze efekty spośród "rolujących" się kobiet) nastało słonko, bo ciałko zaczęło nabierać jędrniejszych kształtów i waga wreszcie ruszyła się w dół... I w ten sposób po prawie 2 tygodniach stosowania diety i 4 zajęciach na rolleticu ubyło mi 2 kg :) Jestem zadowolona!

Gdyby któraś z Was była zainteresowana ujędrnianiem ciałka przy jednoczesnym ubytku centymetrów w udach, biodrach, pasie, ramionach... zapraszam do skorzystania z http://www.maszodpowiedz.pl/. Na mapce Polski wystarczy wybrać swoje województwo, a następnie odpowiedni salon w konkretnym mieście. We Wrocławiu wygląda to tak, że pierwsza wizyta jest typowo poglądowa - rozmowa z dietetykiem i pół godziny darmowego masażu całego ciała. Metoda adresowana jest głównie do leniuchów :) Wystarczy przygotować skarpetki, leginsy, dopasowaną bluzeczkę (zbyt luźne ciuchy są podwijane przez maszynę) i relaksować się przez godzinę. Monitor przy każdym rolleticu pokazuje czas masażu i wskazuje każdą z pozycji do wykonania. Efekty będą jeszcze większe gdy dietę i masaż połączy się z aktywnością fizyczną - fitness, rower, ćwiczenia w domu, żwawe spacery... Ale to wiecie już z własnego doświadczenia... :)

Tyle z przeszłości. Przede mną urodziny męża i mega impreza na statku z grillem i alkoholem. Pomimo, że do urodzin jeszcze tydzień, ja już martwię się jak to przetrwam. O ile mięsko z grilla nie zaszkodzi mi tak bardzo, tak tort i majonezowe sałatki owszem. Mam nadzieję, że dam radę!

Pozdrawiam Was serdecznie, życząc wytrwałości i zadowolenia z siebie!!! Miłego weekendu!

30 czerwca 2009 , Komentarze (1)

Witam ponownie po roku błogiego tycia!
Zmiany?
Z narzeczonego - mąż...
Z krótkich włosów - długie włosy...
Z 68 kg - 72 kg...
Czyli tendencja zwyżkowa!
Na pocieszenie jeden spadek: z 25 lat spłaty kredytu - już tylko 24!!! ;))

Witam i pozdrawiam wszystkich!!!
Nie udało mi się wytrwać za pierwszym razem, ale teraz nie poddam się!

13 maja 2008 , Skomentuj

Hmmm... Przyznać się czy nie przyznać...? W zasadzie to była tylko mała lasania...
Wybrałam dietę błonnikową, aby poprawić przemianę materii. Mam problem z trawieniem, a przez to wyglądam jak w piątym m-cu ciąży. Ludzie których spotykam mają mnie pewnie za słonicę - od kilkunastu m-cy w ciąży i jeszcze nie urodziła ;) Ze zględu na mój tryb życia wybrałam trzy posiłki dziennie - śniadanie, lunch i obiad. Pilnowałam się dzisiaj cały dzień i zjadłam wszystko co miałam przygotowane i zaplanowane. Złamałam się jednak po południu zjadając wcale nie tak małą porcję lasanii. Wypiłam chyba też zbyt mało wody, bo niecałą butelkę. Ale powiem Wam, że generalnie jestem z siebie zadowolona. Jak na dietowego nowicjusza i pochłaniacza fast foodów jest OK :)

Dziękuję Wam wszystkim za miłe słowa! Nie będę nikogo zanudzać opisami każdego dnia. Po prostu pierwszy dzień nowego postanowienia zawsze jest ważny i chciałam go uwiecznić.
Dziękuję bardzo za przepis na ciabatki. Wypróbuję na pewno!!!! :)

Życzę wszystkim wytrwałości i wbrew pozorom "lekkiego" podejścia do tematu. Zabawmy się po prostu kaloriami. Posiłki proponowane przez Vitalię są naprawdę tak zróżnicowane, że możemy przebierać do woli. Potraktujmy to trochę jak zabawę a nie jak walkę na śmierć i życie. Nic na siłę!!!
A tak swoją drogą wiecie jaki byłby świat bez mężczyzn...? Pełen szczęśliwych i puszystych kobiet! Więc może zamiast się odchudzać wymyślmy coś innego... he he he ;)))
Głowa do góry babeczki!
Do napisania!

12 maja 2008 , Komentarze (5)

A zatem....
0,5 kg mąki krupczatki
0,5 szklanki otrąb
2 garście słonecznika
2 garście sezamu
5 dkg drożdży (mogą być w proszku)
0,5 łyżki soli
0,5 łyżki cukru
400 ml ciepłej wody (nie gorącej aby nie zabić drożdży)
I do roboty:
Jeżeli mamy drożdże w kostce to rozpuszczamy je w wodzie, dodajemy cukier i troszkę mąki. Po wymieszniu i rozpuszczeniu drożdży odstawiamy je w ciepłym miejscu aby wyrosły (powstanie duża piana dlatego dobrze rozpuścić drożdże w wysokim pojemniku). W tym czasie do dużej miski wsypujemy pozostałe składniki i dobrze mieszamy. Foremkę (najlepiej prostokątką na ok 30 cm) smarujemy tłuszczem i wysypujemy mąką. Wyrośnięte drożdże wlewamy do miski z suchymi składnikami i dosłownie kilka razy mieszamy łyżką. Jeżeli drożdże były z torebki pianka nie wyrośnie, ale sposób przygotowania jest identyczny. Wlewanie drożdży należy kontrolować (nie wszystko od razu). Ciasto musi być zwięzłe i klejące, nie może być sypkie ani nie może być lejące. Tak przygotowaną masę przerzucamy do foremki, wygładzamy na ile się da i wrzucamy do piekarnika (220 stopni) na 40 min. Po około 20 minutach cały dom zacznie pachnieć chlebem... Ja nie trzymam się ściśle czasu pieczenia. Po około 30 min otwieram piekarnik i dźgam chlebek wykałaczką. Gdy wykałaczka jest już sucha, przypiekam jeszcze skórkę chlebka od góry i wyciągam...
Przepis zawdzięczam koleżance z pracy, która nie kupuje chleba już od stu lat!
Smacznego!!!

12 maja 2008 , Komentarze (2)

Panika! Nie mam ciemnego pieczywa na jutro! Nie chce mi się iść do sklepu! Jutro pierwszy dzień diety i od razu wtopa?! Nieeeee... bez jaj!
Odgrzebałam plastikowy pojemnik po kiwi z tysiącem niezrealizowanych acz ambitnych przepisów kulinarnych. Jest! Chleb! Upiekę ciemny chleb sama!
I upiekłam! Pachnie całe mieszkanie! Zajęło mi to 15 min! Chlebuś pycha, podłoga po fitness-mopie lśni.... do szczęścia przydały by się chipsy....!
Jutro pierwszy dzień diety!
Kto chce przepis na chleb z mąki kukurydzianej, otrąb pszennych, słonecznika i sezamu??? Tanio, miło, pachnąco i.... jakże ambitnie! He he he

12 maja 2008 , Komentarze (3)

Jutro pierwszy dzień diety....
Właśnie dokonałam wszystkich ustawień na Vitalii, sprawdziłam czy plan posiłków jest zjadliwy i zrobiłam listę zakupów. Zrobiłam to wszystko zjadając drugiego gołąbka z ketchupem, który osadził się w żołądku na zjedzonym trzy godziny wcześniej gyrosie. Popiłam wszystko półsłodkim winem...
W końcu dopiero jutro jest pierwszy dzień diety! Dzisiaj szaleję...!
Żeby usprawiedliwić samą siebie zabieram się zaraz za sprzątanie mieszkania. Nie ma lepszego fitnessu jak jeżdżenie na mopie! I się człowiek upoci i podłoga zabłyśnie...
Pozdrawiam wsystkich, którzy jutro zaczynają dietę jak i tych, którzy ten pierwszy dzień już przetrwali...!