Pamiętnik odchudzania użytkownika:
mania_zajadania

kobieta, 44 lat, Gdańsk

169 cm, 76.10 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Będę zdrową i lekką 40tką

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

9 czerwca 2019 , Komentarze (2)

Dwa do przodu ,1,5 do tyłu. Jeden na plusie i pół na minusie. I tak non stop. Ostatnio nie chciało mi się iść na trening, po czym wyszłam rano i zobaczyłam te wszystkie dziewczyny w letnich sukienkach ... No i jakiś wewnętrzny bunt mi się włączył. Że ostatnie to lato gdzie nie za bardzo mam w czym się pokazać światu... A od 2 lat za bardzo sobie nie kupuje bo przecież schudne;)

Mam taki duży CEL na 2019 doprowadzić się do porządku po ciążach i innych perypetiach i wejść w 40 rok życia w bardzo dobrej formie. Zdrowotne trochę wyszłam na prostą i od 3 miesięcy zabrałam ssie za mój kręgosłup. Teraz czas zająć się ciałem. 

Póki co chyba skorzystam z gotowego planu Holia, a jak nie będzie efektu to w lipcu idę do znajomej dietetyk. Dobrego dnia!

11 lutego 2019 , Komentarze (6)

zrobiłam sobie dziś wagary od świata. Zostałam w domu sama i chwilowo robię nic. 

Zrobiłam badania. Insulinoopornosc okielznana (dieta I berberyną) i hormony tarczycowe też w zdecydowanie lepszych wartościach. Pozostaje do poprawy żelazo i Wit D3. Przynajmniej wiem od czego czuję się cały czas taka zmęczona. Ogólnie jestem zadowolona.malymi kroczkami do przodu. 

Duża radość mi sprawiły Wasze komentarze pod moim ostatnim wpisem, po długiej przerwie, jakoś mi pomogły złapać lepszą motywację. 1,5 kg na minusie przez 2 tygodnie i to przesiedziane tygodnie bo z dziećmi w domu (chorobska). Powolutku mi się układa plan działania w głowie. 

Bardzo mnie frustrowała moją waga. Tym bardziej że mam plan zmienić zawód, wrócić do korzeni. A że będę się zajmować tematami związanymi z żywieniem to cisnieniowalam się że wyglądam coraz gorzej. Chyba się też mocno psychicznie zablokowalam. Hormony ruszyły w dobra stronę to nastrój mój lepszy. Chce jak najbardziej wykorzystać ta dobra falę. 

Tyle na te chwilę. Dobrego dnia. 

6 stycznia 2019 , Komentarze (12)

No to znów tu jestem. Nie zrobiłam nic rok temu i dalej nie robiłam nic. I się zapuscilam tak, ze jeszcze nigdy tak nie było. 76,4. Jest mi tak wstyd że ostatnio mam rozterki co do spotkań z ludźmi. Po ciąży kupowalam koszulki na chwilę A zostały że mną prawie dwa lata A jak nic z tym nie zrobię to zaraz będą za małe. Trudny to był czas bo i depresja i bardzo wymagające dziecko. Dużo też chorób,, poszukiwań skąd źle wyniki u dziecka itp. Ale to wszystko nie tłumaczy tego że się zapuscilam przeokrutnie. Nie mogę na siebie patrzeć. 

Czuje się ostatnio fatalnie nie tylko z waga, ale też z innymi aspektami. Ciągle przeziębienia, zmęczenie, potępienie, nieregularne miesiączki, niepohamowana chęć na słodycze i węglowodany itp. Na szczęście trafiłam na lekarza który dał trochę nadziei i solidne wskazówki. 

Dietę mam narzucona przez lekarza bez nabiału, cukru i pszenicy. Nigdy nie byłam fanką diet eliminacyjnych Ale teraz jestem tak zdeterminowana w poszukiwaniu lepszego samopoczucia, że postanowiłam na 2 miesiące spróbować i zobaczyć co się będzie działo. Chcąc nie chcąc trzeba będzie o Michel zadbać. Mam problem z ruchem bo nie zawsze mam jak wyjść. Wytachalam steper z piwnicy i na tym etapie mam motywację na 10 tyś kroków dziennie. Jak nie będzie w ciągu dnia to będzie gdzie odkręcić w domu. 

Raz w tygodniu basen. 

Nie zakladam sztywnych ram czasowych bo przy dwójce dzieci już mnie życie nauczyło, że plany sobie A życie sobie. Ale pomiary robię, bo to motywujące (przynajmniej dopóki się chudnie;)

No to idę szukać centymetra....

22 października 2017 , Komentarze (3)

oj się dzieje. U nas masakrancja. Młody jest mega wymagający. Do tego mieliśmy trochę problemów zdrowotnych. Mam nadzieję że teraz będzie już ok. Moje dziecko w przeciwieństwie do mnie jest poniżej 3 centyla.

Ponieważ nie za dużo mogę teraz zrobić to staram się ograniczyć słodycze. Od początku września jem je tylko w weekendy i to z rozsądkiem. Waga to przyjęła i trochę spadło. Niestety oprócz tego to słabo jest, jem tak że chyba tak słabo ostatnich 10 lat nie jadłam. Przykre to.

Plan na najbliższy czas to ćwiczenia.  Choćby 10 min dziennie dla kręgosłupa.  Ale ma być zrobione. Najpierw chce wzmocnić kręgosłup właśnie a potem myśleć o czym innym. Tęsknię za kijkami ale niestety młody jest cycoholikiem i póki co jesteśmy nierozlaczni. Czekam aż będzie trzymał głowę to władze go w chuste i będę mogła kijkować.

Poza tym nic ciekawego. 

21 sierpnia 2017 , Komentarze (9)

W czwartek Kajtek będzie miał 3 miesiące.  To już najwyższy czas coś ze sobą zrobić.  Póki co za namową jednej z Was zaczęłam jogę na kręgosłup, chociaż 10-15 minut dziennie. Bo z kregoslupem mam masakre a noszenie w chuscie tego małego smoka nie polepsza sytuacji. 

Jeszcze chwilka i zacznę kijkować, nie mogę się doczekać. Moja fizjoterapeutka też poleca mi też ruch. Marzy mi się basen ale póki co nie ma szans. 

Z dzieciem młodszym się docieramy i powoli zaczyna być coraz lepiej. Starsze dziecię ma za to bunt Ale jakoś dajemy radę.  

Dziś też jedną z Was mnie zainspirowała do przemyśleń na temat motywacji do odchudzania... jakie są Wasze motywację? Bo chcecie lepiej wyglądać? Dla siebie, męża, koleżanki czy ludzi w pracy może? Bo chudsza znaczy zdrowsza? 

No mnie w ogóle nie motywuje zdrowie niestety. Chcę być chudsza bo mam poczucie że świat tego ode mnie wymaga, żeby po Ciąży nie zostać w takim stanie. No sama nie mogę na siebie patrzeć w lustrze, ale bardziej niestety ten świat mnie przestrasza. I jeszcze gdzieś głęboko mam tak żebym nie chciała żeby dzieci się musiały mnie wstydzić. I żeby nie być taka jak moja mama że ciągle się odchudza i ciągle w głębokiej nadwadze. 

Chyba to nie jest najlepsza motywacja. A jak z tym u Was?

18 czerwca 2017 , Komentarze (17)

No to wracam. Może najpierw garść info co się działo. Wyklułam się 24 maja. Kajto 3800 ważył, wiec książkowo. Sama akcja porodowa.... no cóż poczułam się jak w filmie. Od pierwszego skurczu do Kajta na brzuchu 3h. Jechaliśmy w korkach przez całe miasto.... myślałam ze urodzę po drodze. Dzwoniliśmy z samochodu jak się sprawy maja... odebrali mnie z auta i zastanawiali się czy mnie dadzą rade przewieźć na porodówke czy rodzimy na izbie przyjęć....udało się :) Na porodówce na chwile akcja zwolniła... adrenalina opadła, ale 45 min po przyjeździe Kajto był z nami. Więc niech mi nikt nie mówi ze to nie jest jak w filmie ;)

Potem posiedzieliśmy trochę w szpitalu bo CRP młody miał podwyzszone, ale już wszystko ok.Trochę walki o laktacje, ale zaparłam się i 2 tygodnie właściwie leżeliśmy non stop przy cycku i zatrybiło.Teraz sie docieramy. Mógłby więcej spa, bo póki co matka uwiiązana bardzo. Ale zakupiliśmy chustę, wiec może coś będę mogła porobić. No i nie chce spać w wózku.

No ale że to portal o odchudzaniu to do rzeczy... DUŻO pracy przede mną. Dzisiaj rano się zmierzyłam i jestem trochę podłamana. Czułam ze szału nie ma, ale nie wiedziałam ze jest aż tak źle... szczególnie jeśli chodzi o wymiary. No że tak powiem mam z czego zrzucać.

Teraz czas zrobić plan powrotu do formy i usunąć wszelkie pokusy słodkie z domu. Ćwiczyć póki co jeszcze za bardzo nie mogę. Zostają spacery... niestety wózka Synuś póki co nie uznaje. Zobaczymy jak będzie z chustą....Za miesiąc wizyta u lekarza i wtedy mogę pomyśleć o jakiejś innej aktywności. Po tylu miesiącach leżenia to i dłuzszy spacer jest wyzwaniem.

No ale nic trzeba iść małymi krokami do celu. Staram się nie myśleć jak jest źle tylko myśleć co by tu można zrobić żeby było lepiej. 

No i tyle na te chwile. Trzymajcie kciuki, idę zobaczyć co u Was:)

23 kwietnia 2017 , Komentarze (16)

Ufff.....skończyłam 35tc trwa 36. Teraz to już zupełny luz psychiczny do tego stopnia ze nie mogę się zmobilizować żeby dzieciowe rzeczy do torby szpitalnej dopakować. Bo moje to od 24 tc stoją w walizce. 

Ciało i waga trochę masakra, ale już jakoś zaakceptowałam ten fakt. Wagowo ok 84 kg. Cellulit masakra. Za to rozstępów nie przybylo :) ale mam te z okresu szybkiego wzrostu nastoletnie.  Kondycja zadna, ale co się dziwić jak właściwie od 18 stycznia leżę. Mimo że moja Gin jest propagatorka ruchu w ciąży to z tą było na tyle problemów ze zdecydowanie odradzala i kazała mężowi mnie pilnować;) o ile na początku jeszcze chojrakowalam to potem po wizytach w szpitalu się uspokoilam i uznałam swoją bezsilność. 

Powoli też przygotowuje plan powrotu do formy po porodzie. Już nie taki ambitny jak przy pierwszej ciąży, który przyplacilam frustracja. Na początek Kijki, potem jak się trochę ogarnę z dzieciem to zdrowy kręgosłup i pilates. Nie ma co kryć że po takiej przerwie od ruchu może być ciężko.  

No i tyle na te chwilę.

25 lutego 2017 , Komentarze (22)

Hej, 

Dawno mnie tu nie było bo i po co. Rosne w oczach tak naprawdę.  Sama nie wiem ile przytyłam.  Przed ciąża ważyłam 71, ale przez pierwsze jej tygodnie schudłam do 68.... to był czas kiedy postanowiłam wziąć się za siebie przed powrotem do pracy. A teraz mam 77,5. 

Jedno to kilogramy, a drugie to jakość skóry. Nigdy nie byłam szczuplakiem, ale miałam dość gęsta skórę, było tam trochę cellulitu ale jednak wszystko trzymała. I w sumie pierwsza ciążę przeszłam nieźle. Przytyłam 13 kg ale skóra całkiem dobrze to z niosła. Teraz skórę mam jakbym już przytyłam 20. Zrobiła się taka mega wiotka. Ale w sumie nie ma co się dziwić.... cała pierwsza ciążę byłam aktywna fizycznie, chodziłam na ćwiczenia i dużo plywalam. 

Do pracy wróciłam i było mi w niej bardzo dobrze. W końcu między ludźmi i tematy inne niż dzieciowe i człowiek jakiś taki bardziej potrzebny się czuł....

Niestety od 18 stycznia wszystko stanęło na głowie.  Poszłam na badania prenatalne i o ile z dzidziulem ok, to się okazało że szyjka macicy się rozchodzi, więc już nie wróciłam do pracy (a wyszłam na 2 h) tylko do domu leżeć. Mimo tego po tygodniu było jeszcze gorzej i natychmiast do szpitala. Parę dni na patologii, a potem leżenie w domu. W między czasie choroba starszej córki i męża... oj trudny to był dla nas wszystkich czas. Ja nic nie mogłam zrobić za bardzo. Do tego babcie też nam się posypały chorobowo... sama nie wiem jak to wszystko przetrwalismy. 

Po miesiącu jednak moja szyjka wyglądała całkiem ok. I była nadzieja na minimalna aktywność... krótki spacer itp. Niestety prawdopodobnie podczas wizyty na kontroli u Gina podlapalam grypę.  39 gorączki i byłam nie do życia.  Poszłam do internisty,  a on stwierdził że on nie wie co to jest i co z tym zrobić.  Dał skierowanie na badania i paracetamol. Ledwo żyłam. CRP wyszło 40. Więc pewnie wirus. Do lekarza już nie wróciłam bo dwa dni później dostałam silnych boli brzucha. Niestety znów wróciliśmy do punktu wyjścia. Szyjka 17mm i walczymy od nowa. Znów leżę plackiem. Znów nic nie mogę. Przy łóżku skierowanie do szpitala, jakby było gorzej to mam jechać na podanie sterydy na rozwój płuc.

Nie gotuje. Jem co mi dają. Na szczęście babcie już lepiej więc wspierają nas kulinarne.  Ale prawda jest taka że jemy głównie kanapki i tradycyjne obiady. No i słodycze są na porządku dziennym. Nie mogę się tego wyzbyć.  Leżę cały dzień i w ten chory sposób się "nagradzam". 

Do tego pojawiły się skurcze więc na wyciszenie dostałam relanium, więc jestem zobojetniala na wszystko i ciągle bym spała.  Nawet książek mi się nie chce czytać,  a na filmach zasypiam. 

Dziś zaczynam 28 tc pocieszam się że nawet jakby się teraz zaczęła akcja to jest już duża szansa na uratowanie dzidziula- 95%. Oczywiście każdy dzień w brzuchu mamy na wagę złota.  Więc leze. I czekam....

No i tyle na te chwile. 

Teraz pomyślałam że nie dzieje się nic a tyle się dzieje.

20 listopada 2016 , Komentarze (10)

w czwartek wróciłam do pracy po 1,5 roku ciąży i rocznym macierzyńskim i rodzicielskim. Bardzo się cieszyłem,  bo ostatnio siedzenie z moim 14 miesięcznym potworem mnie frustrowalo a w perspektywie kolejne miesiące w domu. Czuję że potrzebuję do ludzi....

Niestety po 2 dniach w klimie są rezultaty.... 38 stopni i ostre zapalenie zatok. Tzn prychajaca byłam wcześniej od jakiś 5 tygodni. Ta klima przybila gwóźdź do trumny.... w każdym razie leżę plackiem. Jak wstaje to kaszle a jak kaszle to brzuch boli. Leżę. W piątek miałam jechać na SPA... w sumie mam SPA kąpiele i inhalacje w soli bromowo jodowej i lezeniem plackiem. Niestety skończyło się antybiotykiem i zwolnieniem do końca tygodnia.  Wagowe nie wiem ale chyba jestem na zero sprzed ciąży.... tak przynajmniej było ostatnio. Niestety ostatnio dużo jem i także słodycze.  Dobrze ze zaraz grudzień....

No i tyle badania prenatalne obrazowe ok, a we etotrk mam genetyka i odbieram badania z krwi. 

Nie ćwiczę.... nie mam sił ostatnio. 

Idę poczytać co u Was.

25 października 2016 , Komentarze (8)

U nas mała masakra przede wszystkim chorobowa. Najpierw po pierwszym tygodniu żłobka Dziekć zaczął kasłać i trochę temperatury.... potem poszło nagle tak do góry, że z zalecenia pediatry wylądowaliśmy na SOR a potem kilka dni w szpitalu. na szczęście p 2 dobach udało się zbić temperaturę, choć do tej pory nikt mi nie powiedział skąd to i co to. Na szczęście trafiliśmy na super ludzi i siostry jak usłyszały że ja w ciąży to dostałyśmy "izolatkę" i byłyśmy same. Trochę jak w więzieniu, ale jak stwierdziły że różne przypadki mają na oddziale i niekoniecznie by mi to mogło dobrze zrobić.... do tego Małżowina poza domem, ale w miarę szybko udało mu się dotrzeć mimo, że pogoda nie sprzyjała i omijając różne wiatry i mgły zwiedził lotniska w połowie europy ;)

Na szczęście sytuacja opanowana. Jednak infekcja nam się jeszcze ciągnęła i właściwie 2 tygodnie spędziłam w domu z Dziekciem bo albo temperatura i wyjść nie można, albo pogoda taka, ze nie ma co marzyc o wyjściu.... Dla mnie to masakra już dostaje na głowę. Kilka ostatnich dni spędził z nami tata bo też złapał od córci wirusa. Mam się jakoś trzyma choć dwa tygodnie na czosnku, cebuli, miodzie, soku malinowym i imbirze oraz kiszonkach... trochę pokasłuje ale dramatu nie ma.

Z tą ciążą to ja czasem nie wierzę że jestem ;) Tyle  się dookoła dzieje że nie mam czasu się nad tym skupić, a już na pewno użalać, że się źle czuje. choć moja talia zaczyna znikać. a brzuch jakby delikatnie sie pojawia....

Psychicznie siadam, ale nie wiem czy to od ciąży czy od pogody i tego siedzenia w domu. Do tego Dziekć nieułatwia bo do choroby doszły nam zęby (w końcu!)  w połączeniu z chorobą dają nam znów nieprzespane noce. do tego ataki histerii w dzień i takie tam. Wrócił też etap wyciągania wszystkiego z szafek, a myślałam, ze to już za nami.

Może pomyślicie o mnie źle ale odliczam dni do powrotu do pracy, a wracam 16 listopada. Z przełożoną rozmawiałam, żeby w razie niemca mogła inaczej pracę zorganizować. od mojego wyjścia z pracy w pierwszej ciąży dużo się tam zmieniło, ale bardzo na mnie czekają i to miłe. Dostanę mniej stresującą działkę ze względu na ciąże, ale jak zapewnia mnie czeka na mnie z upragnieniem. i ja też z upragnieniem czekam. choć dziewczyny moje mówią że jak wrócę i sobie przypomnę to będę sybko się ewakułować chciała. mam plan przynajmniej 3 miesiące popracować, zeby przy sprawozdaniach pomóc. No trochę potrzebuję do ludzi iść i zorganizowac coś innego niż zmiana pieluchy i wizyta u lekarza albo piknik dla 4 dzieci.

Tyle u mnie. Wagowo +1 kg od najniższej wagi ale ogólnie do wagi sprzed ciąży -2 kg. Zobaczymy jak bedzie dalej. Zjadłabym wszystko, ale mogę tylko trchę- w sensie jem często ale małe porcje bo inaczej mam ciężkie momenty :)