Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Hashimoto & insulinooporność...

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1807
Komentarzy: 44
Założony: 8 września 2014
Ostatni wpis: 24 lipca 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
montana85

kobieta, 39 lat,

180 cm, 112.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

24 lipca 2016 , Komentarze (4)

Dzisiaj tak trochę z innej strony. Zgodnie z zasadami Briana Tracy'ego spisałam dzisiaj swoje cele na najbliższy rok. Potem zabrałam się za te długoterminowe. Do tej pory, mimo, że w zeszłym roku stuknęła mi 30-cha, tak naprawdę nie wiedziałam, czego chcę od życia, gdzie chcę żyć, jak zarabiać. Żyłam całkowicie bez planu, z dnia na dzień. Gdzieś zawsze w myślach przewijały się podróże, ale zawsze były to tylko takie luźne pomysły w rodzaju "jak będę bogata, to zobaczę Machu Picchu, powygrzewam się na Karaibach, zrobię trekking w Nepalu". Bla, bla, bla... Ale tak siedząc dzisiaj nad kartką papieru i odpowiadając sama przed sobą na pytania proponowane przez Briana, nagle mnie olśniło- przecież ja to mogę zrobić!!! Tak po prostu. Nie chcę pracy "od 9:00 do 17:00" i 3 tygodni wakacji, nie chcę super samochodów, odpicowanego domu, markowych ciuchów, ja chcę objechać świat. Dlatego moim głównym celem, nad wszystkimi innymi, celem dwuletnim, jest podróż dookoła świata z plecakiem jesienią 2018 roku. Na samą myśl, czuję ciarki i motylki w brzuchu. Zaczynam projekt- oszczędzanie(chyba wreszcie mam skuteczną motywacje na rzucenie wstrętnych faj) Teraz tym bardziej muszę zrobić formę, bo żeby zobaczyć to moje wymarzone Machu Picchu, potrzebuję kondycji na kilkugodzinny trekking, żeby się tam w ogóle dostać. Plus na ostro lecę z nauką niderlandzkiego, bo wiadomo- dobrze mówisz, dobrze zarabiasz ;) Boshe, wiem, że się podniecam, ale jeszcze nigdy nie miałam tak klarownej wizji mojej przyszłości, jak dzisiaj!!!

23 lipca 2016 , Komentarze (11)

Jestem dzisiaj taaaaak bardzo dumna z siebie. Rano godzinny marsz, przed chwilą skończyłam tortury z Jillian, prawie 3 litry wody z cytryną wypite, jedzonko wzorowe, ach, oby jutro było równie nieźle :)

22 lipca 2016 , Komentarze (6)

Dzisiaj nastąpił dzień, w którym startuję w pełni. Jak już wcześniej wspominałam, choruję na hashi i insulinooporność w pakiecie z początkami PCOS. Przerobiłam mnóstwo książek, badań, blogów i spędziłam godziny na forach internetowych. I postanowiłam pójść całkowicie w paleo. Nie traktuję tego jako diety, chodzi mi o całkowitą zmianę nawyków żywieniowych i generalnie całego stylu życia. Proces trwa już od jakiegoś czasu. Pozbyłam się całej chemii z kuchni i postawiłam na prawdziwe jedzenie. Wyleciało wszystko, co ma skład(zupki, sosy z papierka, gotowe dania, wszelkie fixy, "pomysły na", vegety, sosy, sklepowe wędliny, serki, smarowidła, oleje, wszystko, co ma mąkę, cukier, dodatki, kolorowe napoje, soki, krowie mleko). Teraz wylatują strączki, nabiał całkowicie(może kiedyś wrócę do serów typu cheddar, parmezan), kasze, miód, owoce(też chwilowo)

Co będę jeść?

- warzywa, tony warzyw(chwilowo z małą ilością tych skrobiowych)

- mięso

- ryby, owoce morza

- jaja

- dobry tłuszcz(masło klarowane, olej kokosowy, oliwa z oliwek)

Raz w tygodniu będę gotować wielki gar kolagenowego rosołu na kościach(odbudowa jelit), który będzie bazą do wszelkich zup, sosów, do podlewania mięsa i taki sam w kubku też smakuje genialnie.

Woda mineralna z cytryną i solą himalajską- duuużo(w przeszłości piłam tony wszelkich energetyków, gazówek, soków, natomiast nie cierpiałam wody, teraz się to zmieniło i taką lekko zmineralizowaną wodą się wręcz zapijam, także można ;)

Będę jeść 3 razy dziennie + 1 kawa kuloodporna(wiem, zaraz rozlegną się potępiające głosy ze wszystkich stron, że przecież trzeba jeść 5 małych posiłków, że metabolizm, itd. Ale ja mam insulinooporność i w takim rozkładzie posiłków czuję się najlepiej, poza tym wyrzuty insuliny są w tym wypadku rzadsze. Generalnie jest to temat na dłuższy post.

Suplementacja. Temat rzeka. Jeśli ktoś z boku popatrzy na ilości, jakie przyjmuję, to popuka się w głowę :), ale wierzcie mi, w momencie, kiedy nasz układ odpornościowy choruje, a jedzenie poprzez zanieczyszczenie środowiska i ładowanie chemią ma znikome wartości odżywcze- trzeba się ratować suplementacją. Ja czuję się zdecydowanie lepiej. Ale jak już wspomniałam, to temat rzeka.

Ruch: od kilku dni chodzę na takie szybkie godzinne marsze, zaczęłam też ćwiczenia z Jillian Michaels. Konkretnie program Shred poziom pierwszy- daje popalić. Mam zamiar przejść wszystkie 3 poziomy, ale w moim własnym tempie . Będę przeskakiwać na kolejny level, kiedy poprzedni nie będzie mi sprawiał wielkiej trudności.

Sen- 7-8 godzin. Docelowo chciałabym wstawać bardzo wcześnie i wcześnie chodzić spać.

To już chyba wszystko na początek. Zastanawiam się czy możemy tu linkować?

20 lipca 2016 , Komentarze (9)

Nie było mnie ponad 2 lata, które skutkowały dodatkowymi 12-ma kilogramami, powrotem do fajek i śmieciowego żarcia. Pogłębiło się moje hashimoto, wzrosła insulinooporność, już nawet nie chcę mówić o samopoczuciu. Generalnie beznadzieja. Trwałam tak w tym maraźmie i trwałam, aż do wakacji w moim rodzinnym mieście. Kilka osób mnie nie rozpoznało(waga), przez to wręcz wstydziłam się gdziekolwiek wychodzić. Do tego moja mama ostatniego dnia pobytu rozpłakała się i powiedziała, że boi się, że któregoś dnia otrzymają telefon i ktoś ich poinformuje, że jestem w szpitalu, albo miałam zawał, albo stało się cokolwiek innego. Powiedziała, że nie może patrzeć na to, jak sama się zabijam i że nie wie czy jest jakikolwiek sposób, żeby mi pomóc. I że obawia się, że to ostatni moment na to, żebym coś ze sobą zrobiła.... Uwierzcie mi, widok mamy płaczącej z mojego powodu był druzgocący...  Do tej pory mam ciarki na samą myśl. Wróciłam do siebie, na początku rozliczałam się sama ze sobą, zmieniłam styl odżywiania, chociaż idzie to stopniowo, od kilku dni chodzę na godzinne marsze, przed chwilą zrobiłam 1 level Shreda Jillian Michaels(wszyscy piszą, że łatwy, a mi pot dupę zalał :D), piję mnóstwo wody z cytryną i solą himalajską, łykam suplementy, powoli się ogarniam. Jedyną rzeczą, do której muszę jeszcze dojrzeć, są papierosy....jeszcze nie potrafię, ale wiem, że Ten dzień nadejdzie. Mam zamiar wreszcie porządnie zawalczyć i przestać sabotować samą siebie. Będę dodawać wpisy dotyczące moich codziennych zmagań. Chcę, żeby pozwoliły mi to wszystko uporządkować i były motywacją. Trzymajcie kciuki :)

27 listopada 2014 , Komentarze (1)

Nie było mnie prawie 3 miesiące. Posypało się wszystko, posypałam się ja i cały mój świat. Problemy praktycznie w każdej sferze życia. Klasyczny efekt domina. Byłam załamana sobą, swoim brakiem konsekwencji i wewnętrzną słabością. Dotarło do mnie, że żyję, żeby spełniać potrzeby innych, nie dbając przy okazji o moje własne. Nadskakuję, martwię się, spalam, a nie otrzymuję nic w zamian. Dzisiaj rano powiedziałam sobie- dość. Ogarnij się kobieto, bo jeśli czegoś nie zmienisz, to już się nie odbijesz od dna!!!! Postanowiłam, że od dziś skupiam się na sobie, swoim wnętrzu, swoim ciele, swojej przyjemności, swoim zdrowiu. Gdzieś po drodze zgubiłam siebie i muszę odkryć czego tak naprawdę chcę, co mnie uszczęśliwia, muszę odnaleźć pasję i nabrać mocy. Czuję się pusta w środku. Nic mnie nie cieszy, ostatnio przeczytałam artykuł, w którym różne kobiety wypowiadały się na temat szczęścia w życiu. Opowiadały o tym, co im sprawia radość, o swoich pasjach, zajawkach, o tym co sprawia, że chce im się wstawać z łóżka. I wiecie co? Po przeczytaniu tego, dopadł mnie jeszcze większy smutek i zniechęcenie. Zdałam sobie sprawę z tego, że tak właściwie, to nie wiem co mnie uszczęśliwia. Nie ma w moim życiu czegoś, co wciągnęłoby mnie tak bardzo, że zapomniałabym o tym, że muszę coś zjeść, albo muszę iść spać, bo rano nie wstanę. Nic ostatnio mnie nie cieszy, nie rozbawia. Jestem chodzącym sarkazmem. Skupiam się na innych ludziach, na tym, żeby to oni byli szczęśliwi, a gdzie w tym wszystkim ja? Właśnie tego muszę się dowiedzieć.

Od dzisiaj to ja jestem na pierwszym miejscu i mam zamiar w najbliższym czasie być pieprzoną egoistką ;) 

Zaczynam również ponowną walkę o swoje ciało, bo waga dzisiaj rano mało nie pękła :D Z tej okazji własnie gotuję sobie pyszny krem warzywny i zaraz wskakuję na orbitrek. 

Trzymajcie kciuki!!!

10 września 2014 , Komentarze (4)

Zapaliłam fajkę. Nie wytrzymałam, ubrałam się, prawie pobiegłam do sklepu po paczkę. Usiadłam na balkonie, zapaliłam i... więcej tego nie zrobię. Serce waliło mi tak mocno, że aż się wystraszyłam. I ten obrzydliwy smak i smród!!! Po prostu koniec. Nie chcę więcej. Dopiero dzisiaj poczułam cały ten syf. Niedobrze mi teraz, ale chyba jestem wolna!!!! :)

10 września 2014 , Komentarze (1)

Przespałam cały wtorek, budziłam się tylko, żeby coś zjeść i napić się wody. Ale chyba dzisiaj jest już lepiej. Oczywiście- zapaliłabym :D, ale jestem silniejsza i wiem, że nie polegnę. Chyba lekko zmienia mi się smak, albo sobie wkręcam? Nie wiem. Ale czuję się lepiej. Właśnie wypiłam szklankę wody z cytryną i chyba wezmę się za ogarnięcie chaty (raczej odgruzowanie). Nie mam pomysłu na jedzonko. 

Boshe, muszę się ogarnąć, bo tylko narzekam i marudzę, choć nie cierpię tego u innych!!!

9 września 2014 , Komentarze (3)

Dzisiaj drugi dzień i jest ciężko. Marzę o kawie i papierosie...po prostu cały czas myślę tylko o tym :/  Spałam 11 godzin, wypiłam wodę z cytryną, zjadłam sałatkę i jestem nieprzytomna. Chyba wrócę do łóżka. Całe szczęście, że mam weekend. 

8 września 2014 , Komentarze (5)

Wreszcie nadszedł ten dzień. Waga- zrobiona, pomiary- zapisane. Zaczynam. Dziś planuję na śniadanie wypić pyszny koktajl warzywny, później jakaś sałatka, wieczorem w pracy- leczo, a pomiędzy będę przegryzać pyszną surową marchewką. Do tego woda z cytryną i herbata z pokrzywy. Dzisiaj jest też mój pierwszy dzień bez papierosów, i to chyba ta najtrudniejsza część mojego detoksu...Paliłam przez ostatnie 10 lat- mnóstwo , mam wrażenie, że cała jestem aż przesiąknięta tą śmierdzącą nikotyną. Ale najważniejsze, że wreszcie dojrzałam do decyzji. Mam zamiar również ćwiczyć. Z jednej strony dla lepszej kondycji, lepszego wyglądu skóry, a z drugiej- choruję na insulinooporność i wiem, że aktywność fizyczna jest wielce wskazana. Mam orbitrek, także zacznę spokojnie, od kilku minut. Dołączę również ćwiczenia z Mel B., Tiffany i ćwiczenia na biust. Tutaj boję się najbardziej, ponieważ mam ogrooomne cycki (niestety), a prawdopodobne jest, że im bardziej waga będzie spadać, tym one również ulegną grawitacji, i tak aż do pępka... :D Ale ja będę walczyć i je pokonam ;)

Dobra, starczy tego pitolenia, czas ruszyć zad.

8 września 2014 , Skomentuj

Wreszcie nadszedł TEN moment! Wreszcie jestem gotowa do walki ze swoimi słabościami. Już dzisiaj rano zaczynam 6 tygodni  oczyszczania metodą Ewy Dąbrowskiej. Lodówka wypełniona po brzegi wszelkimi warzywami, głowa- samymi pozytywnymi myślami ( o proszę, czuję, że rymuję :D ).