Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Jak na razie patrzeć na siebie nie mogę

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 4799
Komentarzy: 9
Założony: 7 lipca 2013
Ostatni wpis: 1 sierpnia 2013

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
myszkakocurkowa

kobieta, 50 lat, Wrocław

168 cm, 53.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

1 sierpnia 2013 , Komentarze (2)

Dziś zaczyna się drugi miesiąc mojej diety. Pierwszy z rewelacyjnymi wynikami. Mniej mnie o równe 10 kilo. Parę wpadek zaliczyłam, ale to zawsze trzeba wliczyć w koszty. Czasem piwko, czasem sernik, czasem pieczywo ( którego nie jem na co dzień). Spodnie luźniejsze nawet w nogawkach. i wałków mniej na brzuchu. Czas na dietowanie wymarzony. Pełno na rynku świeżych warzyw. Wciskam masę pomidorów, fasolki, kalafiora, papryki. Herbatę parzę w dzbanku, bo w kubku za dużo latania.
Pewnie teraz będzie wolniej szło, ale to nic, byle w dół.

22 lipca 2013 , Komentarze (1)

Z dietą sobie jakoś radzę, choć spektakularnych sukcesów na wadze nie widać, ale to może wynika z fazy cyklu. Dziś nadeszły "trudne dni" więc spadku wczoraj na wadze nie było.
Ale mam nadzieję, że się pojawi.
Wczoraj byłam na urodzinach bratanka, więc poszalałam ( bez wyrzutów sumienia ). Wrąbałam mały kawałek tortu i dwa niemałe kawałki sernika. Nie wiem czy to dlatego, że nie jem słodyczy, ale wszystko wydawało mi się strasznie słodkie. Bez popijania czerwoną, gorzką herbatą to chybaby nie weszło. 
I na dłuuuuugi czas będzie spokój od słodyczy.
Najgorzej bywa wieczorami. Kusi, żeby coś przekąsić. Tylko raz uległam. zapijam się herbatą do granic możliwości i daję radę. Tylko w nocy siusiu biegam.
A tak będę wyglądać gdy osiągnę cel:
0086

16 lipca 2013 , Komentarze (2)

To już dwa tygodnie minęły wczoraj od rozpoczęcia mojej diety.
Przywykłam.
Nie ciągnie mnie do jedzenia, do słodyczy, do piwka.
Pije dużo mniej kawy na rzecz czerwonej herbaty, którą bardzo lubię.
Objadam się warzywkami ( pora roku sprzyjająca ), piję wodę mineralną zamiast coli i jakoś pomalutku idzie.
Wagi w domu nie mam, więc skorzystam dopiero jak będę u mamy.
Ale dziś ubrałam spodnie dawno nie noszone i były LUŹNIEJSZE. No nie spadające, ale zdecydowanie już nie opięte do granic możliwości.
Bardzo się ciesze.
Pomału do celu.
Pozdrawiam.

11 lipca 2013 , Komentarze (1)

Jako, że palę nałogowo, i to już długo, to wiadomo, że ciężko rzucić.
Papierosy zakupuje mój partner życiowy, dla siebie i dla mnie.
Ostatnio bąknął, ze strasznie drogo to wychodzi i trzeba by było ograniczyć się trochę.

No to ja pod wpływem impulsu mu na to: kup mi dresik i karnet na siłownie to ja nie będę paliła.

No i czekam na ten dresik, zastanawiam się czy wytrzymam i szukam fajnej siłowni.

Wiem, że nie będzie lekko, ale jak tylko przyjdzie chęć na papieroska to pomyślę o tych kilogramach zrzuconych na siłowni i to będzie dla mnie nie lada motywacja.

Mam nadzieję, że wytrwam.

Pozdrawiam wszystkich.

8 lipca 2013 , Skomentuj

Miało być o ruchu.
W moim przypadku raczej o jego braku.
Zawsze byłam mało sportowo nastawiona do życia, no może oprócz incydentu z odchudzaniem w prawie zamierzchłej przeszłości.
Jedyne co lubię ze sportu to chodzić.
Jednak lenistwo i duże miasto, gdzie wszędzie można podjechać komunikacją miejską robią swoje. Bez zastanowienia pakowałam się w autobus lub tramwaj.

Jednak wprowadziłam pewne zmiany. 
Gdy tylko mogę dylam na piechotę, wysiadam nawet wcześniej z autobusu i idę choć kawałek, lub rezygnuję z opcji jechania na rzecz marszu.
Jadąc windą wysiadam piętro wcześniej i wspinam się po schodach.

Na razie tyle z mojej strony wysiłku fizycznego.
Pomyśle nad zmianami w dogodniejszym czasie.
Najwięcej frajdy miałabym z siłowni, ale tylko rowerek i bieżnia. Reszta jakoś nie dla mnie.

Dziś jestem w skowronkach.
Minęło tydzień od wprowadzenia diety. Miałam się waży raz w miesiącu. Ale nie wytrzymałam. No i wlazłam na wagę. Pokazała 6 kilo mniej. Oczom nie wierzyłam.
Wiem, że to woda, toksyny i inne takie i wiem, że to niezdrowo ale jaka satysfakcja.
Zdaję sobie sprawę, że to zwolni i będzie trudniej, ale na razie cieszę się tym.
Co prawda przy mojej tuszy trudno zauważyć brak tych kilogramów, ale spodnie lżej się zapinają i jakby ciut luźniejsze na tyłku a i brzuch mniej sterczy.

Pozdrawiam wszystkich walczących i czytających

 

7 lipca 2013 , Komentarze (2)

Dzisiaj przypomnę sobie moje złe nawyki żywieniowe, tak żeby ich w większości nie powtarzać.

Przede wszystkim głównym błędem ( wg wszystkich opinii mądrych ludzi ) jest brak śniadania. Niestety tego nie udało mi się wyeliminować. Żołądek na widok jedzenia z rana buntuje mi się niemiłosiernie. Za to kawusia to wchodzi aż miło. Tak ze cztery kubki. Na szczęście nie za mocna i zamiast cukru słodzik, no i czarna.
Pierwszy posiłek był ( i nadal jest ) koło 15-tej, jak już miałam wszystko mniej więcej ogarnięte i luzik się zaczynał. Było do oporu. Albo solidny obiadek, z sosikiem oczywiście, śmietanką do mizerii lub pomidorków, smażonym kotlecikiem, albo bułki jasne, dobrze obłożone wędlinką i serkiem zółtym, albo pizza lub zapiekanki z Biedronki.. No a jak brzuszek zrobił się pełny, to spańsko ogarniało na maksa. Trzeba było się lulnąć. A że kłopotów ze spaniem nie mam, to tak okoł 3 lub 4 godzinek drzemki się zaliczało. Potem budzonko, kawka na rozruch i zaczynało się sączenie piwka. Koniecznie zimne i z soczkiem, bo takie lepsze. A że wyspana byłam, to do następnego spańska ze cztery piwka weszły. Po piwku wiadomo jeść się chce. Więc leciały grzanki z podwójnym żółtym serem, z chlebka tostowego, ze sporą ilością smarowidełka, bo suche niedobre. Potem lenistwo ogarniało i że było dość późno, szybki prysznic i spanko. Znowu z pełnym brzuchem.
Przyznać przed sobą się jeszcze muszę do dojadania w międzyczasie po dziecku, bo szkoda wyrzucić ( nie takie przeciamkane, ale jak czyste zostało ), próbowania wszystkiego co gotowałam, bo niedobrego obciach podać, picia coli, bo lepsza niż woda mineralna i dla smaku kawa 3 w 1 . Na szczęście problem słodyczy mnie raczej zawsze omijał. Nie umiem oprzeć się tylko Banty ( po prostu dla mnie niebo w gębie ).

Do dzisiaj od rozpoczęcia diety czyli od 1 lipca nie udało mi się wyeliminować braku śniadań i drzemki po "obiedzie", który teraz składa się raczej z samych warzyw.

Zrezygnowałam z późnych posiłków, coli, PIWA, smażonego, pieczywa, wędlin, śmietany, podjadania, dojadania, jedzenia w biegu, gotowego sklepowego żarełka.

Wpis ten ku przestrodze sobie zafundowałam.

Jutro może coś o ruchu, a raczej o jego braku.

Pozdrawiam wszystkich czytających i walczących.

7 lipca 2013 , Komentarze (1)

Już mnie nic nie powstrzyma od celu. 
Długi czas brakowało motywacji. Tak jakoś nie chciało się, było wygodniej i przyjemniej ( to złudne ). A tu synek wypalił, że mama ma taki miękki brzuszek. No ma. Właśnie. Na własne życzenie. Coś w środku się zbuntowało i zawzięło. Nadszedł czas na zmianę.

Pozdrawiam wszystkich, którzy tu zajrzą i tych którzy też podjęli wyzwanie.