Wróciłam, ale jeszcze nie mam w głowie żadnego planu. Oczywiście przeszkadza mi to jak wyglądam i jak się przez to czuję.
> zadyszka na schodach
> ból obcierających się o siebie ud
> brzuch - największa zmora, ciągle wyglądający jak piłka
> pocenie się, zwłaszcza teraz latem
> problemy z wrzodami i ogólnie z cerą
> i koszmarny brak pewności siebie
A najgorsze w tym wszystkim jest to, że jest na to wszystko recepta, tylko silnej woli brakuje, a stres się sam nie zaje.
Na razie jestem mocno wykończona długim trwaniem w pracy, która mnie wypluła ze wszystkich sił. Powinien to być odpowiedni czas żeby coś zmienić, a jednak, mimo że zawsze byłam fanką zmian i przeciwniczką rutyny to teraz jakakolwiek zmiana mnie przeraża. Chociaż powrót do tego, co robiłam chyba przeraża mnie bardziej.
Tak więc, witajcie z powrotem, kolejna próba chudnięcia, mam nadzieję, że już niedługo się zacznie :)