Mam troje dzieci. Po 2 pierwszych wracałam do formy i figury (choć nigdy trzcinką nie byłam) po ostatnim też przybrałam dychę ....licząc od największej wagi ciążowej ) Masakra! Wychowawczy, utrata pracy, zdiagnozowany nowotwór tarczycy, artroskopia kolana po upadku z roweru (zawsze czułam że ruch nie jest moim żywiołem ;))) dały mi popalić. Od maja suplementuję serotoninę (jeśli wiecie co to znaczy) i mam pełną świadomość tego, że jedzenie jest szybkoosiągalnym tym co mi rekompensuje kilka utraconych uczuć (satysfakcje, dumę, radość życia, poczucie bezpieczeństwa). "Zachcianki pod kontrolą" nauczyły mnie nawet określić co konkretnie w danym momencie zajadam (strach, smutek, złość) - polecam, a żeby nie było, że napędzam komuś sprzedaż - mogę pożyczyć :) SŁUCHAJCIE. WYKORZYSTAJMY TE SWOJE DOŚWIADCZENIA I ZAWALCZMY O SIEBIE!!! Ja jestem typem, który kupuje innym, pomaga innym, doradza innym, wyręcza innych. Czasami nawet sprawia mi to przyjemność. Ale potrafię zjeść na talerzyku czy napić się kawy z kubka po dziecku (bo dla mnie szkoda brudzić nowego). Zjem resztki i latami dostosowuję się do gustu reszty choć uwielbiam rzeczy , których oni nie tkną. Wiem, że muszę wyryć sobie na CZOLE (żebym widziała w lustrze i szybach) hasło Loreal`a - JESTEŚ TEGO WARTA!!!! (moja dwunastolatka w sposób absolutnie naturalny otula się jego aurą jak etolą i nie znam odważnego, który kazałby jej zjeść jajko sadzone skoro ona lubi tylko na miękko). Wam też proponuje takie ćwiczenie. Mam pierwszy sukces - nie dałam połączyć vitali`ńskiej listy zakupów z domową na Listoniku. Zrobiłam awanturę i mam SWOJĄ!!! tylko moją. Niby pierdoła, ale ...od czegoś trzeba zacząć.... Dziewczyny jesteśmy najwspanialsze na świecie - ogarniamy dom, dzieci, rodzinę, do niedawna pracę. Wszystkim jest z nami dobrze. Czas, żeby i nam było ze sobą dobrze. Zadanie na dziś - 2 litry wody i myślenie o sobie w superlatywach co najmniej do 23-ciej