Pamiętnik odchudzania użytkownika:
blondiblue22

kobieta, 37 lat, Chojnice

168 cm, 61.50 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: misja - fit mama 2017 ! Piękna i zdrowa na zawsze ;)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

4 lipca 2012 , Komentarze (24)

Po małych wieczornych dwudniowych grzeszkach jestem już na dobrej drodze. :) Dziś od samego rana grzeczna ze mnie (jak zawsze) dziewczynka. :)

Owsianka, sok, twarożek, maślanka. To dziś już wylądowało w moim żołądku. Na obiad będzie kawałek pieczonej szynki wieprzowej+brokuł. :)

Mam dla siebie jakąś godzinkę, więc zabieram się za trening. Zrobię Chodakowską+ cardio w postaci roweru stacjonarnego.

Mój się bierze też za siebie i zaczyna ćwiczyć. :) Już chce na nowo rozłożyć swoją siłownię i ćwiczyć na brzuch. Jest megazazdrosny, bo ja mam sixpack, a on nie. Kiedyś miał. I zaniedbał. Teraz nie chce być gorszy.

Mam problemy z kibelkiem od 2 dni. Marne było wczoraj, a dziś jeszcze nic. Piję dziś dużo wody i wzięłam Therm Line, może mnie popędzi po treningu.

Poza tym odnośnie moich tabletek nowych anty - Daylette, mam to krwawienie śródcykliczne i przeszkadza mi to w normalnym fukcjonowaniu. Poza tym myślę, że możliwym jest zwolnienie metabolizmu po nich, stąd te problemy kibelkowe. :-/ Byle nie odbiło się to na moim zdrowiu. Siet... ogólnie najlepiej odstawiłabym chociaż na 2 miesiące anty, ale boję się wpadki okrutnie, a nie planuję dzieci jeszcze.

Pozostały 43 dni do wesela. Mało, dużo? Średnio. Za wolnao ostnio mój organizm reaguje na dietę i ćwiczenia. Od 3 tygodni obwody stoją. I ruszyć nie chcą.

Od dziś już nie grzeszę moje Kochane, 2 dni lekkiej odskoni i jestem z Wami. Nie bierzcie ze mnie przykładu.

Buźka!

Uciekam się wyginać.

 

 

3 lipca 2012 , Komentarze (19)

Kochane,

ociupinkę zgrzeszyłam.

Proszę o rozgrzeszenie, bo było kino i popcorn. W końcu z moim Ukochanym po tak długim czasie. I kupiłam sobie sukienkę. I blender. Także dzionek udany. Cały dzień dietetycznie=śniadanie, II śniadanie i obiad... i później kino. :)

Od jutra w 100% będzie już dobrze. Obiecuję Wam, że nie zawalę tego, co osiągnęłam.  I do czego dążę.

A teraz idę / idziemy pod prysznic i hop siup do łóżka.

Cmok w bok! Jutro nadrobię co u Was.

3 lipca 2012 , Komentarze (23)

Powiem tylko tyle, że było 1200 kalorii, a potem 2 kawałki tortu, 2 drinki, piwo gruszkowe, sałatka meksykańska. To mi już graniczy z około 3 tys. kalorii.  Ale tylko wczoraj i na tym się skończyło.

Jejku, ten tort był taki pyszny!!! Naprawdę, Dziewczyny! Mmmmmm.... ale już więcej go nie zjem, bo przedwczoraj wieczorem orzeszki ziemne, wczoraj szaleństwo, więc koniec!

Wiecie, ten mój osioł złośliwie mnie nie pochwalił, dopiero wieczorem w łóżku. Co za mały złośliwy troll. Myślałam, że mu jajka ukręcę.

On znowu schudł 2 kg. Ja tu zrzucam tyle w miesiąc przy wielkich potach, a on jedząc na kolację 6 batonów jest w stanie tyle stracić.

Właśnie mam chwilę dla siebie, bo potem wyjeżdżamy, dlatego wchodzę i piszę do Was.

Uciekam laseczki, będe miała chwilę to zajrzę.

PS Czy będzie jakiś sport, nie wiem. :) Ale wrócę do sportu, jak się sobą nacieszymy. Może wyciągnę go na rower. :)

 

 

2 lipca 2012 , Komentarze (24)

Witajcie!

Dzięki za wpisy pod podsumowaniem oraz pod tym z tortem powitalnym dla mojego Narzeczonego.

Dziś Nasze małe święto!:)

Już się zobaczymy. :))) Jest już w Polsce. Podróż przez te Nasze wertepy to naprawdę jest ARMAGEDON! Autobus ponoć zatłoczony, ale klima jest, więc nie cierpią. :)

Nie spałam do 2, potem do 3.30 na pół gwizdka, bo Krzysiu wyjeżdżał z yWiednia, a od 00.30 sam czekał na dworcu, więc nawijałam z nim przez telefon. Sam tam siedział. Żadnych barów, restauracji tam nie ma. Tzn. są. ALE POZAMYKANE! Wyobrażacie sobie? Fakt, że oni żyją tam troszkę inaczej niż my, Polacy. Ale stolica, ludzi przez dworzec przewija się sporo, a człowiek na ławce musi siedzieć. Nawet kible na noc zamykają.

Dziś na czczo 40 minut pedałownia. Raczej na tym moja aktywność się dziś zakończy. Oczywiście nie wliczając interwałów w łóżku, które mnie czekają.

Tort w lodówce czeka, sałatka czeka. Przygotowałam mięso. Zrobimy sobie małą ucztę i będziemy odpoczywać... pół leniuchem, pół aktywnie.

Jeśli nie pojawię się, to musicie mi Kochane wybaczyć, ale muszę nadrobić czas, który spędziłam sama, a w tym roku już troszkę go było.

Na śniadanie wcięłam królową śniadań, czyli owsiankę. Dorzuciałm świeże truskawki. Była pyszna! Jutro będzie jeszcze pyszniejsza, bo w doborowym towarzystwie.

Zmierzyłam się centymetrem. Niestety miara mnie nie ukochała. Wymiary twardo stoją w miejscu.

Aaa! Wczoraj na finale pożarłam orzeszki ziemne. Byłam u rodziców. Wszyscy piweczko, zagryzki, de volaile....... to chociaż poskubałam dość sporo tych orzeszków. Właściwie nie wiem po co, ale nie byłam głodna. Chyba za blisko stały, a mnie mecz nudził. Serio. Zero emocji.

Ale ten dzień w kuchni wczoraj autentycznie mnie wykończył. Ale jestem dumna. Lubię zrobić coś dobrze, od początku do końca. :) Satysfakcja. Żeby jeszcze smakowało tak przepysznie. Ochy i achy!

Teraz wezmę prysznic, bo się zgrzałam na tym rowerze. Potem troszkę jeszcze muszę ogarnąć. I powoli będę się zbierać, bo muszę w Castoramie jeszcze odebrać rolety o kuchni. Powinny już dziś być.

 

1 lipca 2012 , Komentarze (25)

Dokładnie, Moje Drogie!

Ile ja dziś czekolady nalizałam i kremu, to nie macie pojęcia. Wliczam w bilans, jako ok. 250 kalorii, bo naprawdę głowa mała. Aż mnie mdli od tych słodkości. Nie dało się inaczej, po prostu ten tort to był istny ARMAGEDON!

Cały dzień w kuchni. Najpierw sałatka, potem on. Ale wiecie co..... wyszedł piękny. I jestem z tego dumna.  Dosłownie, gdyby jakiś konkurs był ogłoszony, to bym się chyba zgłosiła. Absoltunie zmodyfikowałam przepis. Na mące pełnoziarnistej i owszem. Ale zrobiłam inny krem. I jest oblany czekoladą białą z chrupkami. Brzegi gorzką i zwykłą - wymieszane. Krem między warstwami i truskawki, a na boku biszkopty.

Zapomniałam nasączyć biszkopty,a specjalnie kupiłam likier migdałowy. Ale co tam! Myślę, że tak będzie pychota!

Uważam, że Magda Gessler, to przy mnie leszcz.  Niech się boi.

 

Już od pewnego czasu twierdzę, że minęłam się z powołaniem, ale dzisiejszy mnie absolutnie w tym utwierdził.

Ja tak kocham gotować. I nie wcale to jeść, chociaż też. Ale uwielbiam, jak innym smakuje. Jej!

A sałatka meksykańska... mmmmm! Czuję, że to będzie przebój. Zdecydowanie zmodyfikowałam przepis. :) Zdjęcia nie wstawiam, bo warstwy słabo widać w tej misce, ale zdam Wam relacje jak smakowała i wtedy dam przepis. :) Ha! :)

Jutro będę się tuczyć, ale Kochane! Nie, że stracę głowę dla żarcia, nie nie. Posmakuję po kawalątku. Można świętować, ale bez przesady. :)

To zakończyłam mój pierwszy etap diety. Naprawdę. Na słodko.

Dziś nie wiem, czy odpikolę trening, bo ja jeszcze mięso muszę zrobić na jutro i nie wiem, czy zdążę, a tu jeszcze mecz finałowy.

Już jutro, 16.30 odbieram z dwora moją ŻYCIOWĄ DOCZEPKĘ.

Ach, piękne chwile to będą.

Rano zdążę na czczo tening odpikolić, co by spalić te dzisiejsze wyczyny i jutrzejsze wariacje.

Aaaa... jeszcze zapasy łóżkowe, więc tragedii nie ma. :)

aaaaaaaaaaaaa!

co za dzień!

szkoda, że piękna pogoda, a ja cały dzień w kuchni, ale czego się nie robi z miłości?!

1 lipca 2012 , Komentarze (23)

podsumowanie 69 dni:

wszyscy mi mówią, że schudłam, co mnie cieszy..... ale mówią, że jestem chuda, a to mnie cieszy jeszcze bardziej

OPŁACIŁO SIĘ?

Opłaciło. :)

Spaliłam ponad 13 tys. kalorii, przy czym nie wszystkie treningi wklepywałam w Endomondo, więc uważam, że ok. 15 tys. to ok. 2 kg salcesonu spalonego przez sport....... a ja schudłam 3,5........ śmieszne, bo wychodzi, że tylko 1,5 kg to moja dieta... i irytujące, bo powinnam schudnąć bez problemu do wagi 54.....

byłam na diecie 1300/1400 kalorii+1 tydzień na 1500 +teraz na 1600 ... i na tym poziomie na razie zostanę

zaczynałam z 99 w biodrach - skończyłam na 93,5 - największy sukces ... jeszcze 3,5, nawet to 2,5....... i będzie extra:)

uda... z 56 cm-52,5/51,5

58,5 w talii

bardziej jędrna pupa, nogi ,,twardsze", ciut mniej w łydkach, mniejsze kolana!

cel wagowy: 54,5 kg--> obecnie jest 56,2

pozbyłam się cellulitu w ok.90%, ale jak ściskam, to jest, nie widać generalnie gołym okiem

delikatnie uwidoczniłam mięśnie brzucha, chciałabym jeszcze bardziej:) przerwałam Wediera, którego aby aby modyfikowałam, po dniach ok. 19... i zaczęłam Chodakowską - są ćw. na brzuch także, więc nie chciałam zbytnio przesadzać:)

polubiłam trening Bum Bum i High&Tight, które też mi pomogły w ukształtowaniu pupy

OCENA: pod względem siebie, nie mam żadnych wyrzutów, uważam że przeszłam to jak najlepiej, można by rzec, że bez wpadek, bynajmniej większych, czy też niezaplanowanych... przede wszystkim wygrałam, bo umiem żyć.... ale przegrałam, bo za dużo o tym myślę, ale jak chce się coś dokończyć raz na zawsze, to trzeba!

CELE:

2,5 cm mniej w udzie

3,5 cm mniej w biodrach

bardziej widoczne mięśnie brzucha

całkowicie pozbyć się cellulitu

wyszczuplić łydki/kolana/kostki

po osiągnięciu celu 55 kg lub centymetrowego przejść na 1700 kalorii i zwiększać o 100 co tydzień :)

biegać więcej i więcej!

osiągnąć wyżej wymienione punkty jak najszybiej, najpóźniej 18.08.2011 - wesele Krzysia kuzynki

po przejściu przez stabilizację wchodzić na Vitalię raz na tydzień, nie częściej! generalnie zrezygnować z komputera na rzecz innych zajęć:)

być szczęśliwa:)

A jutro o 16.30 będę już z Krzysiem. Wiecie co robię?! Tort!!!! Pierwszy w życiu. Oto coś w tym stylu:

http://lepszysmak.wordpress.com/2012/06/18/tort-biszkoptowy-z-maki-pelnoziarnistej/

Ja nie wiem, czy mi to wyjdzie. Już się piecze ,,biały" biszkopt. Pachnie ładnie Wam powiem. Oczywiście nie omieszkałam wynaleźć przepisu z mąką pełnoziarnistą. No nie byłabym sobą.

Tym samym się tworzy. Mój będzie z truskawkami. Jeśli się uda, to pochwalę się na łamach Vitalii. :P

Opórcz tego będzie sałatka meksykańska.

http://fantazjemagdyk.blogspot.com/2011/09/saatka-warstwowa-meksykanska.html

Aczkolwiek u mnie z innymi chipsami, bo niestety nie było nachos. Wieś, to wieś jednak. Ale zmodyfikuję ją delikatnie i na pewno pochwalę się Wam, co to mi wyszło.

Ten biszkopt doprowadza mnie zapachem do orgazmu.

Zrobię te dwa biszkopty i może biorę Krzysia chrześniaczkę nad wodę. Jest gorąco. Aczkolwiek nie powiem. Dziś od 4 do 6.30 szalała burza i nie spałam już od tej godziny. Od 7 do 7.30 przydusiłam komara i wstałam.

Młoda już dmucha swojego kraba. Istne jaja są z tym dzieckiem. Mówię Wam. :D

Może się skuszę na pływanie. Chyba, że z wyjazdu nad wodę nic nie wyjdzie.

Co dziś ze sportem, nie planuję, bo czeka mnie sporo pracy i nie wiem jak się obrobię. W zamiarze sałatka własnie. Mięso muszę przyprawić jeszcze.

Jejjjjj! to już prawie południe. Ale ten dzień mi zleciał, szok!

A więc... Hm, hm...

Moje drogie Pani, zaczynamy odliczanie!

GOTOWI DO STARTU?! START!

1/48!

30 czerwca 2012 , Komentarze (15)

Mam dziś ciężki dzień. To znaczy chodzę głodna. Tłumię głód colą zero. Wiem, że niezdrowa, bla bla... ale pomaga mi w tych złych chwilach, więc co?! Piję. A to chyba przez czereśnie. Mam wrażenie, że wzmagają mi apetyt.

Przyszedł na nie sezon, a ja je tak kocham... Nie mogę się obyć bez ich smaku, a to same węgle. I bym zjadła spoko kilogram bez gwizdka. A ja tu sobie po 100 gram wydzielam i jestem z tego powodu nieszczęśliwa. Faktem jest, że czereśnie wspomagają walkę z cellulitem, ale jak ja zjem kg czereśni, to nie wiem, czy one mi przypadkiem bardziej nie zaszkodzą? Własnie!

Byłam dziś z kumpelą na kąpielisku wieczorem zobaczyć jak tam frekwencja. Spora. Fajna sprawa. Poza tym od ubiegłego roku wzdłuż ścieżki do plaży są różne przyrządy do ćwiczeń. Zainteresowanie raczej marne. Albo dzieci, albo jakieś nastolatki się wygłupiają. Szkoda, że to 10 km ode mnie, bo bym sobie rano pośmigała na orbim za darmoche. :)

Potem okazało się, że są obchodzone dni tej miejscowości i był jakiś tam festyn. Grały sobie jakieś podróbki Bony M. Posiedziałyśmy pół godziny na ławce, pooglądałyśmy ludzi, a ja się zdołowałam. Popatrzyłam na niektóre laski i stwierdzam, że chcąc nie chcąc, muszę jeszcze troszkę schudnąć. Bo niestety, ale nie czułam się jakoś megaszczupło. Czy fajnie. I co z tego, że mam fajny brzuch? Skoro na codzień go nie pokazuje. Dobra, nie narzekam. Bo wiem, że go mam i jestem z niego dumna.......... ale....... ALE facet spojrzy na nogi, na pupę. A nie......:( I nie o to chodzi, że chcę się wszystkim podobać, żebyśmy się źle nie zrozumiały. Ja jak idę, to czuję, że wszyscy patrzą się na moją szanowną. :( i te nogi obleśne, kolana brzydkie, udziska, nogi ogółem mam po piź**e! Tak fatalnie się czułam.....Tym bardziej, że ta moja kumpela, to nogi chude jak patyki. Wyglądałam przy niej jak czołg, a że ubrałam krótkie spodenki...... źle mi było, źle..........

Widziałam znajomą. Ładnie schudła. Chyba z 15 kg się pozbyła, teraz 36 rozmiar i fajna laska. Wtedy też wyglądała fajnie, ale miała gdzieniegdzie za dużo.

Ogólnie nabawiłam się dzisiaj stanu w połowie depresyjnego. Nie podobam się sobie od pasa w dół. I muszę wywalczyć to, na czym mi zależy. Szczupłe uda. Jędrny i ciut mniejszy tyłek. Inaczej, wiem że będzie mi źle.

Dziś wyszło mi już 1700 kalorii przez te czereśnie. Według mojego planu, no tyle powinnam dziś zjeść, ale stwierdzam, że jeszcze te 1,5 kg muszę zrzucić. Wiem, że one tak wolną schodzą. I te cm tak wolniutko ostatnimi czasy, ale nie poddam się.

Ja krótkonożne, szerokodupne stworzenie z wątłymi ramiona i cyckami wielkości mandarynki........... nie chcę nim być. No nie chcę!

Raz na zawsze chcę doprowadzić siebie do stanu takiego, że w końcu powiem, że zaakceptowałam to, jak wyglądam. Wiem, że nie będę miała 45 w udzie, czy 86 w biodrach. Pal licho! Ale niech jest troszeczkę mniej niż teraz.

Ubolewam.

Dziś ubolewam.

sport:

30 minut w terenie = ponad 6 km, było gorąco i wróciłam do domu, bo wypluwałam płuca

później zrobiłam trening z Ewą 40 minut...

Paskunie się czuję, nie ma sprawiedliwości na tym świecie, no nie ma!

Wiem, że sobie ponarzekałam, ale tak rzadko to robię na Vitalii, że musiałam dziś to wylać. Jutro ostatni dzień etapu I. Wstawię jakieś rozsądne podsumowanie.

Mam nadzieję, że u Was lepiej niż u mnie. Bynajmniej z psychą.

Bądźcie twarde. Ja dziś troszkę zmiękłam, ale to chwilowe.

Wiem, że muszę walczyć dalej.

Chcieć, to móc.

Ach!

 

30 czerwca 2012 , Komentarze (26)

W przedostatni dzień doczekałam się spadku. Może nie jest to jakoś wielce satysfakcjonujący wynik, bo -0.3 kg, ale po tak długim czasie, to jest to jakiś tam swoisty sukces. A wydaje mi się, że nie ćwiczyłam z Ewą i Brazila 2 dni, mięśnie odpoczęły, był rower, stąd spadek. :)

A i wczoraj był grill. Wypiłam 2 Tyskie. Nic nie zjadłam. A było co jeść, oj było. :) Nie czuję się dobrze po piwskach. Głowa coś mnie deliktanie pobolewa.

Chciałam na czczo w teren, ale zrezygnowałam. Po tym alkoholizowaniu brak mi sił. Niestety stwierdzam wszem i wobec, że dla mnie teraz jedno piwo wystarczy. Szum w głowie. I tak powinnam poprzestać. Ale oczywiście wypiłam więcej. A 2 tygodnie temu 3 piwo i miałam odlot. No nic. Teraz już znam siebie na nowo. Wiem, ile mogę. Mogę mało. :)

 Zaraz będzie owsianeczka. Małe układanie i wtedy pomyślę, co by tu w terenie zmontować. :) A dziś chciałabym intensywnie. Chociaż pranie muszę zrobić i pomyśleć, co by tu dla Krzysia ukręcić do jedzenia. Jeszcze 2 dni Kochane! Niecałe. Właściwie dziś, jutro i o 16.30 odbieram go z dworca. :)

Myślałam o tym torcie z mą ki pełnoziarnistej, aczkolwiek tyle z tym pierdziulenia...... No nic. Pomyślę. :) Jeszcze do jutra mam czas.

Pamiętacie te beżowe spodenki z Cubusa, co kupiłam? Rozmiar 36. Był idealny, a w 34 w ogóle nie mogłam się dopiąć. A teraz 36 mi wiszą! Serio. :P Pójdę przymierzyć te 34. Może sobie sprawię je. Są przeceny. Już wtedy były tanie, to może teraz jeszcze bardziej. A krój jest fajny. Spoko w nich wyglądam, a to rzadkość w przypadku spodenek u mnie, więc... warto przemyślec zakup.

Cieszę się z tego mojego spadku. Jak głupi z bateryjki. Bo tak długo waga stała. Wydaje mi się, że brakowało mi świeżego powietrza. I roweru. :)

Ach, dziś też pięknie. Gorąco się zapowiada. I fajnie. :) Mam chłodną przyjemną kuchnię, bo od północy. Stąd do Was nadaję. Jest to moje najprzyjemniejsze miejsce. :)

Miłego dnia, Kochane!:) Mam nadzieję, że Wasze sobotnie ważenia wyszły satysfakcjonująco, tak jak u mnie. ;-)

Dużo dziewczyn napala się na II płytę Ewy z Shape. Spokojnie. W poniedziałek będzie.

Pozdrawiam. ;-)

29 czerwca 2012 , Komentarze (13)

Co jest z tą cholerną Vitalią? Nie widać Waszych wpisów, tzn tylko części znajomych. LIPA!:-/ I to już od wczoraj tak. Mam nadzieję, że coś z tym do jasnej ciasnej zrobią?!

Podsumowanie dnia:

pochłoniętych 1607 kalorii...

sport:

30 minut pedałowania na czczo w terenie=6 km

po obiedzie: tym razem 60 minut=16 km.

Piękna pogoda...! W końcu. Zaraz człowiekowi żyć się chce. Godzinę na rowerze i już nabrałam koloru delikatnie złotego, tam gdzie zdążyło mnie słońce, że tak powiem, dotknąć. :) Jutro chyba zrobię sobie opalanie. :)

Na czczo pokombinuję ze sportem. Może rower, może bieganie. Ach, tak już ładnie mi z tym bieganiem szło i pogoda się zj***ła i przez tydzień ponad ani razu nie byłam. I człowiek się niestety zniechęca przez takie coś.  Jutro postaram się zebrać i wyruszyć. Niektóre dziewczyny, to po 80 minut biegają. A ja te swoje 30... ale i tak fajnie się czuję zmęczona. Odpręża mnie to. Mam czas na spokojnie pomyśleć, wyżyć się, powalczyć z myślami.

Dziś piątek. Piję Colę zero z lodem. Wiem, że niezdrowa, ale można troszkę. Raz na jakiś czas nie zaszkodzi. :) Kupiłam piwo. Chłodzi się w lodówce i kusi. Szczerze, to mam wielką ochotę, ale może jednak przegra chęć na nie.

Wiecie, jakaś dzisiaj przygaszona jestem. Nie wiem dlaczego. Może u Was lepiej.

CMOK W BOK. :*****

 3majcie się słonecznie.

 

29 czerwca 2012 , Komentarze (6)

Dokładnie. Dopiero, co zaczynałam odliczanie, a tu zostały raptem 2 dni i odliczania koniec?! SZOK! Kolejnym będzie do wesela Krzysia kuzynki, więc kolejna motywacja. Nie wiem, czy te 67 dni jestem w stanie określić jako pełny sukces, ale generalnie jest to sukces klasy średniej. Zmieniłam troszkę swoje ciało. Wygląd, skórę, ujędrnienie. Z tego jestem dumna. Z obwodów poniżej talii - no nie za bardzo, ale tutaj jeszcze mam czas troszkę ,,podreperować" mankamenty.

Pogoda dziś od rana piękna. Na czczo poszłam w teren na rower na 30 minut. Wcześniej zrobiłam 100 powtórzeń agrafką. Szkoda, że wcześniej nie wyciągnęłam jej z szafy. Może miałabym szczuplejsze udka, bo czuję jak wchodzi od wewnętrzej strony.

Fajnie tak z rana na rower. Nie forsowałam się. Ale dotleniłam móżdżek i dostałam wilczego głodu. :) Jestem już półtora godziny po sporym śniadaniu. II musi być lżejsze, bo ledwo się uwlekę, jak tak dalej pójdzie.

Zważyłam się dziś rano. Waga nie pokazała spadku. Troszkę mi przykro z tego powodu, ale się nie łamię. W końcu nadejdzie ten dzień.  Nie pokazała też wzrostu, więc chwała jej za to. Trzeba jej przyznać, że stabilna jest.

Przydałaby mi się wizyta u kosmetyczki. Jakiś przyjemny zabieg. Mam zmęczoną twarz od kilku dni. I oczy szyczególnie. Nałożyłam sobie maseczkę. Teraz siedzę w drugiej. Na końcu peeling enzymatyczny. Potem wklepię krem z witaminą C. Może jakoś doda mi energii i świeżości...

Ponoć czeka mnie dziś grill. Ale jeść nie będę, co najwyżej jedno piwko wypiję. Nie chce więcej, tydzień temu dałam sobie w pompkę i 2 tygodnie temu też, więc wystarczy. Z resztą chcę ładnie wyglądąć na przyjazd Krzysia, więc nie mogę się truć alkoholem.

Zabrałam się już za sprzątanie. Na razie pomyłam gary. A czeka mnie jeszcze łazienka, pokój, okno, pranie...... jest co robić w każdym razie. Musi pachnieć. Odbębnię, to jutro będę mogła się zająć przygotowywaniem jedzenia na przyjazd Krzysia. Chcę zrobić tort z mąki pełnoziarnistej, ale o tym później. :)

Muszę zająć się jeszcze dziś swoimi paznokciami, stopami. Wczoraj wymęczyłam znowu udka, łydki i dupencję bańkami chińskimi. Co ja namaltretuje te nogi! I dobrze im. Po co są takie beznadziejne!

Wczoraj przejrzałam kilka artykułów na Vitalii i jeden mnie załamał. Mianowicie jego zdanie:

Powinniśmy zadbać o powolne wychodzenie z diety. Oznacza to, że niedopuszczalny jest powrót do standardowego sposobu odżywiania się wraz z dniem zakończenia diety. Kaloryczność menu trzeba zwiększać stopniowo, najlepiej o 100 KALORII MIESIĘCZNIE!

A ja to sobie 100 na tydzień! I postanowiłam tym samym stabilizację zrobić inaczej. Dwa tygodnie być na tej samej kaloryczności. Ten tydzień jestem na 1600 i następny też robię. Potem może 1700 tydzień, 1800 - 2 tygodnie, 1900 - 3 tygodnie. 2000 - 3 tygodnie, 2100 - tylę mogę jeść spokojnie przy swojej aktywności fizycznej, chyba, że przestanę tak intensywnie ćwiczyć, to 1900 kalorii. A że jeszcze mam do zrzucenia kilka cm, to nie powinno mi to zaszkodzić. Przede mną 1,5 kg, a tu ani grama od 3 tygodni nie spadło! I ani cm od ponad 1,5 tygodnia.

Idę zmyć maseczkę i zabieram się za sprzątanie. :)