Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Cenię szczerość, kocham zwierzęta, hoduję rośliny owadożerne. Słucham rocka, jeżdżę na woodstock, uczę się starogreki i jestem pozytywnie zakręcona:) Razem ćwiczy się raźniej a trzymanie diety idzie łatwiej:) Grunt to wsparcie:) Popiszemy?

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 25270
Komentarzy: 73
Założony: 23 września 2010
Ostatni wpis: 13 sierpnia 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
sivuha

kobieta, 39 lat, Krosno Odrzańskie

160 cm, 61.40 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: jeśli uda mi się schudnąć- utrzymać wagę! nie ulegać pokusom!

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

15 grudnia 2011 , Komentarze (2)

Kiepsko się czuję... biodra i kręgosłup szyjny bolą mnie prawie co dziennie... I to moja wina... ale cóż mogę poradzić na całą tą sytuację-  ot szarość życia- brak pracy, ciągłe nerwy poprzez mieszkanie z rodzicami, budowa, ciągły problem z kasą, bak możliwości wygadania się komukolwiek... muszę się podnieść jakoś z tego dołku psychicznego, bo ulegnę samodestrukcji... pierwszy krok jaki zrobilam to opanowanie nerwów- kupiłam sobie ziołowy lek uspokajający, który zażywam w sytuacjach stresujących np: każdy weekend... (każda sobota to dla mnie piekło...) teraz musze opanować jakoś chęć jedzenia z nerwów, bo to już jest chorobliwe- jem rzeczy nawet te, których nie lubię, byle by "mielić gębą"...  muszę powiedzieć stop. Znów jem normalny chleb i piję 2 kawy dziennie- błąd!! w ciągu 1 miesiąca przytyłam 2 kg ;( i znów ważę 60kg. Zaczynam z tym walczyć.

Kupiłam dziś przez przypadek w biedronce odważniki do ćwiczeń- (4 sztuki w paczce, 2 na nadgarstki i 2 na kostki) kosztowały tylko 5zł! jak to zobaczyłam to pomyślałam- a co tam, kupię i zrobię a6w z obciążeniem:) chyba jutro kupię jeszcze jedno opakowanie, bo odważniki ważą 0,5 i 1,5kg i po jakimś czasie obciążenie trza będzie zwiększyć. Znacie jakieś ćwiczenia z odważnikami- na wzmocnienie mięśni ud i ramion??

31 października 2011 , Komentarze (3)

Byli niezapowiedziani kochani goście, ktorzy podratowali nas finansowo. I to było super. Dzień był miły:) ale... padło nam autko i mój miś nie ma jak dojeżdżać do pracy (a po drodze zabiera zwykle 2 osoby jeszcze!) póki co pomoże nam mój tata i to jest też super, ale nawet nie chcę myśleć o tym, że mogliśmy zginąć, gdybyśmy np: jechali gdzieś normalną prędkością a nie jechali po mieście z Orlenu do Netta 30km/h... ufff...
Próbuję jakoś pozbierać swoją skołataną psychikę techniką małych kroczków... więc zaczynam od czegoś najprostszego- zakładam bloga, ale nie takiego pisanego z nudów o głupotach, ale bloga- dokumentację mojej nauki Klasycznej Greki itp.. I tutaj prośba- jeśli ktoś z Was będzie tak miły i od czasu do czasu zajrzy, będzie mi miło, że ktokolwiek to przeczytał... mam już jeden blog, fakt- ma tylko 2 posty, ale nikt tam nie zajrzał ani razu:( więc przenoszę, go na bardziej "poczytny" portal, żeby łatwiej było go znaleźć. 
zbieram się też na rozpoczęcie a6w... ale o tym następnym razem:) 

11 października 2011 , Komentarze (1)

Jak się mają wydarzenia z wtedy do dnia dzisiejszego, pomijając to, że z Tolą jest ok- to ze mną chyba nie jest... czuję się tak, jakbym była schowana głęboko w swoim ciele i na nic nie miała wpływu, ani na nic nie miała siły... Przede wszystkim znów mam depresję... no cóż- to chyba już nie minie... mam to od 10 roku życia... depresja odchodzi i powraca... im więcej problemów- tym silniejszy atak... a teraz jest okropnie... nic mi się nie chce, na nic nie mam wpływu... jedyne co robię to siedzenie przy kompie (w lepszy dzień mogę się zmusić do  nauki greki), opiekuje się psami i oczywiście zrobię obiad... na całą resztę nie mam siły... ani na rozkręcanie biznesu, ani na odchudzanie... ani tym bardziej na ćwiczenia... a moja powieść?... ech... ledwie mam parę stron... staram się pisać konstruktywnie, bo zamysł powieści jest ciekawy, ale kiedy mam pomysł- zwyczajnie brakuje mi słów...- kolejna wina depresji. Czuję się jak darmowa pomoc domowa. Wszyscy przyzwyczaili się, że ja zrobię to, zrobię tamto... a ja nie umiem odmówić, chociaż bardzo chcę... codziennie płaczę, bo mam tego dość... usługiwanie rodzicom... mam 26lat a czuję się jakbym miała 13... Dlaczego nie mogę odmówić? mam kuzynkę, samotną matkę, która postanowiła żyć tylko "dla siebie" i nie liczyć się z innymi- to do niczego dobrego nie prowadzi. Nie chcę być taką osobą jak ona... Ale nie chcę też być służącą. Nie mogę ułożyć dnia po swojemu i normalnie się uczyć, bo już mówią, że marnuję czas a w domu jest "syf"... nie mogę tego znieść... a teraz jak Tola prawie umarła nie wiem czemu jestem jeszcze bardziej przytłoczona... Przyznam się wam- czasami wspomagam się lekami, żeby nie oszaleć... kupuję w aptece jakieś ziołowe leki uspokajające i łykam 2 na raz, bo zdarzają się dni, kiedy mogłabym normalnie kogoś zabić... to jest taki jakby atak szału, którego nie mogę powstrzymać... a najgorsze jest to, że czuję i wiem gdy się zbliżają i nie potrafię ich powstrzymać, chyba, że zdążę łyknąć te tabletki i zacisnąć zęby...
 Muszę wytrzymać, bo to wszystko skończy się dopiero, kiedy się przeprowadzę na piętro domu, które jeszcze się buduje... to pewnie na wakacje będzie... ech... 

 wiecie czego mi szkoda? swoich ćwiczeń, 6waidera... ćwiczyłam przez wakacje, stosowałam dietę i schudłam 3kg (czego nie zaznaczyłam na wykresie tu) te 3kg spadły w 2 miesiące... a potem przyszła deprecha i nadrobiłam je znów w 2 tygodnie:( i wszystko poszło na marne... :(  

11 października 2011 , Komentarze (1)

no właśnie..jakoś to nie dochodzi do mnie... z drugiej strony jakoś utkwiło mi to głęboko w sercu i nie potrafię sobie wyobrazić, co by było, gdyby nie zdarzył się cud... bo to był cud... ale od początku

 Na 1.10.2011 miałam umówioną sterylizację mojej suni- Toli. To półtora roczny pekińczyk. Miałam złe przeczucia już 2 tygodnie wcześniej, ale wiedziałam, że muszę to zrobić bo: 
- nie potrzeba mi szczeniaków- zbyt dużo ich na ulicach i w schroniskach a ja nie chcę tworzyć pseudo-hodowli. Jest to wbrew moim przekonaniom
- moja sunia jest "filigramowa" lekarz powiedział, że jest akurat tak zbudowana, że gdyby coś się stało i ona zaszła w ciążę- nie przeżyłaby tego.
- Tola ma krzywicę i nieoperacyjną przepuklinę pachwinową (tym bardziej nie przeżyłaby ciąży)
- u nas z domu jest drugi pies- 8-letni Collie Rough imieniem Rudi... jak Tola miała cieczkę to musiałam z nią uciekać z domu na 2 tyg do dziadków narzeczonego, bo Rudi "wariował".

Tak te i jeszcze kilka innych powodów utwierdziły mnie w tym, że trzeba zrobić tę sterylkę...
To była najdłuższa godzina w moim życiu. Tola trafila na stół o 10:20. Przed 12(!!!) przyszedł lekarz i powiedział, że Tola miała zapaść sercowo-oddechową... a potem lekarka powiedziała, że Tola może mi opowiedzieć jak to było być aniołem... Lekarka powiedziała, że lekarz już chciał mi iśc mówić, że malutka nie żyje, bo nie biło jej serce, nie miała oddechu tylko jeszcze źrenice reagowały... robili jej resuscytację 40 minut!!! i moja mała wróciła zza tęczowego mostu. Żyje. Tola ma się dobrze, wszystko jest w porządku. Je, pije, załatwia się normalnie, reaguje na komendy jak wcześniej... pierwszą noc po zabiegu bała się zasnąć- czuwałam przy niej całą noc. Ona się bała, że jak tylko zamknie oczy to "odejdzie".... od czasu operacji baaardzo się mnie pilnuje. My spędzamy od zawsze 24h/d razem, ale teraz jeszcze bardziej jest jak "przylepa"..ale to kofffana przylepka. Taka moja:) Nigdy się nie nadziękuje Bogu, że mi wrócił Tolę.... no co- w końcu pies to stworzenie boże nieprawdaż? resztę napiszę później.

25 września 2011 , Komentarze (5)

nie dość, że jestem mocno wkurwiona, to jeszcze przeglądarka się wysypała i diabli wzięli mój wpis obrazujący wszystko to, co się stało... ja po prostu już nie mam siły... otaczająca mnie rzeczywistość to jakiś żart chyba... rodzina, narzeczony...oni chyba sobie ze mnie kpią, albo chcą doprowadzić mnie na skraj załamania psychicznego, na którym właśnie się znalazłam.... i to nie chodzi o to, że przeczytanie to, i pomyślicie "ojej, po prostu jej się nie układa"... to nie tak... czuję się bezsilna, zniewolona i pozbawiona wszelkich złudzeń, że przestanę być marionetką żyjącą tylko po to by wykonywać rozkazy innych... moje samodzielne życie, moje normalne życie "dla samej siebie i ukochanego", życie bez zbędnego stresu, życie... moje wlasne- ono skonczyło się gdy wrociłam do domu rodziców... Teraz buduje się piętro domu rodziców... mam tam zamieszkać- ja i mój man... do niedawna myślałam, że cały stres opadnie jak się wyprowadzimy... ale jakoś dziś nagle moje złudzenia zostały rozwiane... moi zawsze się będą wpierdalać do mojego życia... bo w końcu jestem tylko po to by sprzątać, gotować i zbierać "zjeby" kiedy czegoś nie zrobię... a narzeczony? wychodzi z założenia, że on pracuje na 3 zmiany i to z jakiegoś dziwnego powodu upoważnia go do nieścielenia łóżka po sobie, wciskania gaci i śmierdzących skarpet po kątach pokoju, wymuszania, że mam mu zrobić kawę i narzekania dlaczego jest nieposłodzona, trzymania w pokoju brudnych talerzy z na pół niezjedzonym posiłkiem nawet parę dni po tym posiłku.... a ja jestem po to by to sprzątać... przerasta mnie to wszystko... i pomyśleć, ze wszystko było ok, nim się tu sprowadziliśmy... wcześniej to ja dostawałam kanapeczki i kawkę... a teraz to ja jestem służącą... nawet o pocałunek muszę się prosić... to się robi chore... robienie z siebie ofiary, bylebym czuła się winna i była na każde polecenie. Patrzcie... jest 13:19 a on śpi... mimo, ze wczoraj miał wolny dzień.... no tak... po co zajmować się czymkolwiek... lepiej marnować czas.... nie mogę na to patrzeć... najgorsze jest to, że nie mogę się rozwijać... wszyscy postrzegają to jako marnowanie czasu, bo po co mi może być język starogrecki? wiem, że nigdy nie pójdę na zaoczną filologię klasyczną do wrocławia, (zdaniem rodziny to bez sensu, bo kim można po tym być?) ale postanowiłam uczyć się sama wszystkiego, czego tylko mogę się dowiedzieć o starożytnej grecji i języku starogreckim (dialekt attycki)... mam tracić czas jak mój narzeczony i patrzeć godzinami w czarny ekran kompa? o nie... i staram się uczyć... nikt nie wierzy we mnie i to, że to opanuję... nikt nie wierzy w zasadność tej nauki... tylko to mnie uspokaja- nauka o mojej grecji. Tylko to pozwala mi zapomnieć o stresie.... szkoda tylko, że cały stres wraca gdy znów komuś coś nie pasi.... c.d. później.

20 czerwca 2011 , Komentarze (3)

tak, pojawiło się znów światełko w tunelu po wczorajszym 14 dniu a6w. Dziś rano spojrzałam w lustro- brzuch zaczyna nie być jedną wielką kulą tłuszczu. Zwykle wyglądało to tak: np: gdy uklęknę i podeprę się rękoma tak, żeby brzuch swobodnie zwisał to wyglądało to zwykle tak, jakby mi ktoś przyczepił piłkę do brzucha... jeden wielki galaretowaty balon tłuszczu. Wieeeelka opona... Teraz, kiedy ćwiczę mieśnie brzucha- wszystko zaczyna "trzymać się kupy". Oczywicie nie wierzę, że od samych ćwiczeń zniknie cały tłuszcz i niczym za sprawą dotknięcia czarodziejskiej różdżki stanę się z dnia na dzień szczupłą laską..... fakt, chociaż to pięknie brzmi:) heh Tak więc kolejne zmiany w mojej niby diecie- jeśli piję kawę- to gorzką... i nie jem chleba... zwykły pszenny porzuciłam na rzecz tego prasowanego jak WASA tylko innej firmy. Jest to chlebek z mąki żytniej i graham. Dobry, lekki i mnie nie zamula:)

to tyle na razie. Dziś 15 dzień a6w:) ciekawe czy jutro znów zobaczę na swoim brzuchu jakąś zmianę:) 


Wiecie- fajnie mi jak tak na niego patrzę i widzę, że mniej wystaję... w koncu kiedy spojrzę w dół- widzę stopy a nie brzuch:) :)

papa robaczki

6 czerwca 2011 , Skomentuj

Próbowalam dziś skupić się na pisaniu... ale napisałam ledwo kilka zdań... Jakoś nie mam pomysłu...tzn może nie tak- trafniejsze będzie stwierdzenie, ze cała historia klębi się w mojej głowie a pomysłow na zawiłosci tej opowieści jest tyle, że trudno mi wybrać te właściwe... 

  Teraz pewnie myślicie o czym tak wlaściwie mówię: już tłumaczę- piszę wiersze, komponuję piosenki (muzyka i tekst) i piszę opowiadania. Od jakiegoś czasu piszę opowiadanie, którego mini podstawą są książki Kossakowskiej- Siewca Wiatru- tzn: mogą pojawić się gdzieś w tle postacie lub miejsca wykreowane przez autorkę, ale nigdy moja historia nie skupi się na nich. 

Ogólnie moja to nie mniej, nie więcej tylko fantastyka. Opowiada o spotkaniu się i wspólnej podróży trzech bohaterów których różni wszystko- pochodzenie, charaktery, posób na życie... jak poradzą sobie te 3 tak różne postacie z zadaniem, które niespodziewanie spadnie na ich barki??... heh..sama chciałabym wiedzieć :)

Tytuł roboczy to "Legenda", ale wiem, że na bank tytuł zostanie zmieniony.

Zaliczylam dziś trzeci dzień a6w i jestem z siebie dumna:)

ciao babeczki:)

6 czerwca 2011 , Komentarze (3)

Tak jak w temacie... rozkoszuję się ciszą w domu, nielicznym czasem kiedy to mogę zająć się w koncu swoimi sprawami.

To będzie krótki wpis, chciałam tylko odpowiedzieć na pytanie zawarte w komentarzach.

Przed ćwiczeniami używam kremow z serii Dax Cosmetics- Perfecta Extra Slim

Tu możecie poczytać:  http://urodaizdrowie.pl/perfecta-extra-slim   

Spójżcie na zdjęcie kremów- ja używam niebieskiego i pomaranczowego (jeden  jest do szybkiego wyszczuplania a drugi do szybkiej redukcji cellulitu)

U mnie kosztują 14,49 za szt. Mogę potwierdzić ich działanie, bo kiedyś już  mi pomogły:) Są doskonałym dodatkiem do ćwiczeń. Skóra robi się gładka i "sprężysta" 

Napiszę coś jeszcze później- w końcu dziś mam 3 dzień a6w:)

buziaczki robaczki:)

Poza tym- te kremy fajnie chłodzą (a to pomaga na upał :P  )

4 czerwca 2011 , Komentarze (2)

Wczoraj przeszłam 12 km... zasnęłam jak dziecko, ale opowiem od początku.

Położeyłam się po obiedzie i zasnęłam... i tak w pół śnie pomyślałam sobie że e tam, nie chce mi się, jak przełożę spacer na jutro to nic się nie stanie... i wlaśnie wtedy obudził mnie pies. Kochana Tolcia:) Wstałam, ogarnęłam się, zabrałam wodę, miskę i chrupki (psie oczywiście!!), posmarowałam się kremami DAX i poszłam na jeziorko. Tola jak zwykle nadała niezłe tempo. 

DO jeziora jest 4km, więc 2str to 8. Później zadzwonil narzeczony i powiedział, zebym po niego wyszla (bo akurat kończy prace o 22) tak więc 2km w jedną stronę i w drugą- razem dało z jeziorkiem 12:) I bylabym calkiem happy, tyle że nie mam aktualnie w domu innych butów tylko baletki... i w tych baletkach zrobilam te wszystkie km... mam bąbel na bąblu... moje biedne pięty:( ale a6w będzie dzisiaj bezapelacyjnie:)

Dziś mam tak piękną skorę po tych kremach że szok!!!:) :)

3 czerwca 2011 , Komentarze (1)

Dzięki za komentarze:) fajnie wiedzieć, ze jesteście:) 

tak domykając temat rodzinki powiem- nie chcę wiele- tylko żyć tak, jak chcę: sama układać sobie plan dnia, popełniać błędy i uczyć się na nich, dokonywać własnych wyborów, a nie żyć tak, jak oczekują ode mnie moi rodzice... Na żadne mieszkanie mnie nie stać- nawet na wynajęcie... mam duuużży dług w banku a pracy nie mam... tu jest ciężko z pracą.. Żyję z pensji narzeczonego i czuję się z tym okropnie. Teraz jest szansa na zmiany: mój narzeczony ma ziemię, ktorą sprzedajemy, bo w koncu znalazł się kupiec:) i prawie drugie tyle dołoży moja mama... starczy na spłacenie banku, dentystę i dobudowę piętra domu:) i wszystko ma szanse być znow ok:)