Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Hej dziewczyny! Z wagą zmagam się od paru lat. Od 2006 systematycznie rosła, w najgorszym momencie ważyłam 79 kilo.Może nawet i więcej, tylko tego nie odnotowałam... A kiedyś było 48 kilo... :/ Chcę znowu wyglądać ładnie, czuć się dobrze w swojej skórze, a nie jak chodząca galareta w przyciasnych lub workowatych rzeczach :(

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 39819
Komentarzy: 390
Założony: 3 października 2010
Ostatni wpis: 14 stycznia 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Gorgonzola1985

kobieta, 38 lat,

164 cm, 67.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

26 października 2011 , Komentarze (13)

Sierota Boża Gorgonzola, nie umie posługiwać się Vitalią :) Skasowałam wpis, nad którym się trochę wymęczyłam... No ale cóż... Dotyczył on mojej dzisiejszej wycieczki na zakupy ubraniowe. I rzecz polegała na tym, że o mało nie poryczałam się w przymierzalni... Nie, nie mam ego ponad normę, nie zachwycam się sobą na każdym kroku, chociaż czasem bywam próżna... Ale tyle, ile przeszłam męki nad swoim wyglądem, pozwala mi chyba na obejrzeniu się z innej perspektywy i powiedzenia sobie czasem "Kurcze, wydajesz się niezłą laską" :). Cały czas patrzę na siebie trzeźwym okiem, mam żal, ciskam w lustro ciuchami, płaczę, ale już nie tak jak kiedyś... ;) Teraz istnieje dla mnie LUSTRO !!! Nie boję się go. I nie boję się zakupów. Nikt mi nie wmówi, że dieta jest cudowna, miła i lekka. Mega wyrzeczeń, mega praca, ale mega satysfakcja. Pozdrawiam i mam dla was mały przekrój mojej historii ;)

80 kg


75 kg



63 kg



I 60 kilo, jest :))))



22 października 2011 , Komentarze (4)

Hej dziewczyny !!! Musiałam cholerrrraaa zmienić pasek wagi .... I tak nie jest źle, bo było znowu 62 kilo !!?? WHY !!!!??? Nie wiem co się stało, ani nie jestem przed okresem, ani nie nażarłam się czegoś niedozwolonego. Jak na razie zbiłam to do 61, ale i tak jestem tym faktem zniesmaczona, bo znowu jest jakiś krok do tyłu. Czy mi się cholera woda zatrzymała? A może ciąża? ;) Stawiam raczej na to pierwsze. Ciąża w moim przypadku to marzenie nie do spełnienia. Ale o tym nie dzisiaj, bo to dość ciężki temat...
Wracając do tematu, na zimę konieczna będzie siłownia, czekam tylko na wypłatę, karnet i nie ma na co czekać. Zjechałam przez pól roku te 10 kilo, ale widzę, że teraz bez ostrej jechany na siłowni nie da rady zbić dalej tych 5 kilogramów... A rower w piwnicy już zimuje, czeka na wiosnę...  I zresztą muszę wzmocnić mięśnie, bo czuję się trochę flakowato :) Całuję was gorąco w te zimne dni, brrrrrrrr  !!!

13 października 2011 , Komentarze (6)

Jeszcze pół kilo :))) Dam radę :) Wczoraj wybyłam z domu na drinka z koleżankami. Śmiechy, chichy i jedna mówi, że nie może przyzwyczaić się do mnie takiej chudej. Haha - rzec by można. Do chudości mi daleko, jakieś 6 kilo, ale nie powiem, nie jest źle. Jednakże mam problem z garderobą. A najbardziej z rzeczami na zimne dni, bo te z zeszłego roku to rozmiary XL, L. I na koniec zimy, kupiłam sobie kurtkę w rozmiarze XL, dałam mimo przeceny i tak kupę kasy, i co... Pstro. Wór się zrobił, jak po starszej siostrze... Nie podejrzewałam u mnie tyle motywacji, że zgubię po drodze 2 rozmiary...A teraz naprawdę nie stać mnie na następną kurtałkę, bo samochód, a raczej jego poszukiwania dają mi nieźle popalić finansowo. To taki jedyny minusik spadku wagi ;)  Więc jadę na mały szopping chociaż majtki sobie kupić, bo tu też zadział się problem rozmiarowy ;) I w ogóle wypiłam kawę i mnie nosi, i mimo, że jest zimno, ale świeci słonko pojadę rowerem :) A co ! :)

7 października 2011 , Komentarze (3)

Hej Dziewczynki !!! Nie było mnie dawno, bo miałam mega nawał pracy i jestem na etapie szukania samochodu... Mam już dosyć allegro, otomoto, jeżdżenia i szukania. Bleh. Czasem już mi się odechciewa samochodu. Mniejsza o to, ważne, że dzisiaj zobaczyłam 60 na wadze!!!! Oczywiście z haczykiem, ale kurcze jeszcze rok temu nie uwierzyłabym w to, że do tego dojdę. Myślałam, że już zawsze będę oscylować wokół 70 kilo i zawsze będę tą kulką. No ale kuźwa mać troszkę się wylaszczyłam i nie boję się tego słowa :):):) Mój facet jest zachwycony, ja jestem zadowolona, nie mam problemu z ciuchami, rozmiarami i koniec "wciskania się" !!! Teraz tylko spokojnie zrzucić jeszcze 5 kilogramów i utrzymać się na poziomie 55 kilosków :) Dużo pracy za mną, mobilizacji, wyrzeczeń, ale i jeszcze troszkę przede mną. Ale warto. Żeby czuć się dobrze we własnym ciele i nie wstydzić się samego siebie. Pozdrawiam dziewuszki i brnę dalej w unicestwianiu wagi i jestem z wami :))))

12 września 2011 , Komentarze (8)

Wesele siostry. STOP. Było suuuper. STOP. To ja i - 20 kilo STOP Jeszcze muszę popracować. STOP Ale jestem dumna z siebie !!! Nigdy więcej STOOOOPPPP Zawsze do przodu !!!!

2 września 2011 , Komentarze (2)

Byłam nieszczęśliwym grubasem. Naszło się ostatnio parę spraw z przeszłości, i to spowodowało, że zrobiłam sobie rachunek sumienia. Czym było spowodowane moje za przeproszeniem "wpierd****e" ??? Co mnie kusiło wtedy, czemu nie umiałam się oprzeć, a potrafię teraz? Mam teraz więcej problemów, głownie zdrowotnych, poniekąd finansowych, ale nie zajadam ich. Kuźwa, leń??? Bo smakowało??? Jak mi było nie wstyd. I jeszcze obrażałam się, księżniczka XXL, że ktoś z rodziny wytknął mi nadwagę. Jak to ? Przecież jestem laska, mam super ciuchy (wory, namioty....), super fryzurę (na pewno widać było jej efekt przy twarzy pucka) więc niech się ode mnie odpierniczą !!! Ale wiecie co, z tego okresu 80 kilo nie mogę sobie przypomnieć mnie stojącej przed lustrem dłużej niż 10 sekund. Moim zderzeniem z rzeczywistością, mega pstrykiem w nos, było spotkanie kuzyna, który po 2 latach niewidzenia mnie, powiedział, że jest mnie dwa razy więcej... Popłakałam się w domu. Zrobiłam sobie zdjęcia nago, z przodu, z tyłu, i przeżyłam szok. Terapia szokowa podziałała. Kto to?  Ryczałam cały dzień, o mało się nie oskalpowałam, mój przyszły małż przyjechał z pracy i myślał, że ktoś umarł. A to ja wpadłam w histerię. To płakała ta dziewczyna ze środka, ukryta pod warstwą tłuszczu i skóry. Naprawdę wyglądałam źle. Ale do czego dążę... Co zostało teraz? Zostało trochę  tłuszczu do spalenia, ogólnie cała jestem jeszcze nalana... Ale  te rozstępy... Kuźwa, dziewczyny. Smaruję się specyfikami , cuda na kiju robię, naprawdę są sposoby różne, ale no niestety… Pochlastało mnie. Całe boczki, uda i pupsztyl. Ogólnie w stroju kąpielowym, powiedzmy jakoś nie widać tych części ciała schlastanych przez rozstępy, ale już  np. stringi, no, niezaciekanie to wygląda. Mój facet ogólnie jest zachwycony, lubi moje ciało, ale ja sama, kiedy się ubieram, nienawidzę  patrzeć w wielkie lustro w garderobie. Już nie chodzi o boczki, o te dodatkowe kilo, tylko te białe paseczki. Ale widocznie jakaś kara musi być ?? Kara za łakomstwo, podżeranie, podjadanie, nieuwagę, niezastanawianie, lenistwo…. Nie odzyskam dawnego wyglądu, skóry, jędrności. Ale mam nadzieję, że odzyskam pewność siebie, brak wstydu na własny widok i rozmiar 40 odejdzie również w zapomnienie….

PONIŻEJ JA Z MASĄ KRYTYCZNĄ OKOŁO 80 kilo... Mam nadzieję nigdy więcej.


12 sierpnia 2011 , Komentarze (13)

Ołłł yesssss !!!!! Dzisiaj jestem szczęśliwa !!! Mimo ostatnio przechodzonej deprechy pogodowo - pracowniczo - zdrowotnej, humor mi się poprawił, a powodem była sukienka na ślub mojej siostry :))) Ogólnie widziałam, że będzie to ciężka sprawa. Po pierwsze wyobraziłam sobie jaka powinna być, potem wiedziałam, że i tak w moje sukience marzeniu nie będę dobrze wyglądała w realu. Do zakupów zabierałam się jak szczerbaty do sucharów i odkładałam to jak najdalej, napóźniej, a najlepiej kupiłabym wór do kartofli. Ale dziewczęta moje stał się cud !!! Znalazłam moją kieckę w pierwszym sklepie !!! I nie płakałam w przymierzalni !!! Wzięłam do zagrody rozmiar 40 (oczywiście, niby, że jak nie... A może zabrać też 42? ) i 38, bo ta 40 była lekko przybrudzona pudrem, a drugiej nie było... Ubrałam 40 ...i co.... LUUUUŹŹŹŹNAAAA!!!!! Tylko cycki były tam gdzie trzeba, ale cyc to inna para kaloszy ;) A wisiała w ramionach, materiał na brzuchu i biodrach ODSTAWAŁ !!!! Myślę...nie, chyba chińczyki z Orseya się pomyliły... To pewnie 42 lub 44, i mierzę 38... Pasuje, fak, fak fak !!! Krzyczę, "Mamo, wlazłam w 38!", baby koło przymierzalni patrzą się jak na debila, a ja się prężę, jak bym nałożyła kieckę od Dolce & Gabanna w rozmiarze "0" ;))) Wiem, że jest wiele rzeczy, które będę musiała włożyć w rozmiarze 40, co sklep to inna rozmiarówka, ale wiem, że ta sukienka, która leży koło mnie, nie znalazła by się w mojej szafie jakieś pół roku temu. Nawet przez łydki by nie przeszła ;))) Obiad z okazji ślubu (nie wesele, wola Państwa Młodych), będzie 10 września, więc mam nadzieję na te 2 kilogramki mniej :-) A na koniec dam wam małe porównanie z sukienki weselnej i mnie wepchanej w nią na chama z 2009 roku i tudej :) Zdjęcie słabej jakości, bo aparat mi kaput .... Pozdrawiam i dzięki na wsparcie dziewuszki !!! Wy jesteście połową mojego (prawie...jeszcze troszkę...) sukcesu !!!

 

3 sierpnia 2011 , Komentarze (14)

Hej laseczki !!! Mało ostatnio pisałam, więcej was czytam, bo u mnie beezzz zmian. Waga jak stała, tak stoi. Ludzie walą mi komplementy, o jak schudłaś, o jak dobrze wyglądasz, że zaczynam znikać... A ja ? A ja się nie cieszę, nie cieszy mnie moje cielsko. Wiem, że nie jest to szczyt moich możliwości. Z jednej strony, tak sprytnie dobieram ciuchy (zakrywam się dalej?), że wyglądam na szczuplejszą, niż jestem w rzeczywistości. A kiedy jestem nago, widzę to wszystko... Te boczki, galaretkę i ... w ogóle tyle niepotrzebności. I wracając do was, do waszych wpisów, do tego jakie czynicie postępy, jakie jesteście szczęśliwe, jestem z WAS MEGA DUMNA, a siebie mam ochotę utopić w przydrożnym rowie i zostawić na pożarcie sępom. Ja rozumiem, pewnie jest wam czasem ciężko, macie swoje gorsze dni, ale kuźwa chyba nie ma gorszego lenio - podjadacza niż ja. A tak w ogóle dziewczyny, czy jesteście szczęśliwe? Bo wiecie, im więcej mi tych kilogramów spadło, tym zauważam w sobie coraz większą niechęć do samej siebie. Od mojej maksymalnej wagi, przed Vitalijnej jeszcze, zgubiłam  16 kilogramów, i po tych pierwszych 4, 5, 6... czułam się bardziej sexy niż teraz... Mam jakąś sinusoidę, im więcej tracę, tym gorzej widzę z siebie w lustrze. Z jednej strony jestem SZCZĘŚLIWA, jak patrzę na zdjęcia, na te prawie 80 kilo, na to co sobie zrobiłam, dobrze się czuję na chwilę w moim teraźniejszym ciele, ale z drugiej zobaczę siebie z jakiejś innej perspektywy, nago... odchodzi cała radość i znowu pojawia się wieloryb. Ciężko mi ostatnio z dietą. Trzymam ją, ale mam do siebie żal, że czeka mnie to już zawsze. Że moje ciało nie trawi przyjemności, na które inni mogą sobie pozwolić. I już zawsze będę musiała "kombinować". Z jedzeniem. Bo nie tak łatwo w naszej rzeczywistości, jeść tylko to, co zdrowe. Jak jesteś sama na placu boju... I szukanie na półkach, w internecie czegoś "dla mnie", nie produktów z napisem -light- , bo to ściema jak wiadomo. Lubię to jedzenie,zawsze lubiłam (gdzieś po drodze się tylko pogubiłam, bardzo...), ale jest ciężko, co tu dużo mówić. Trzeba myśleć optymistycznie, ale ja załapałam ciężki okres... Stagnacji.

29 lipca 2011 , Komentarze (4)

Cierpię. Pogrążam się znowu w żarciu. Kuźwa !!! Nie tyję, nie, nie oto chodzi, ale nie spadam !!! Jestem TAKA SAMA !!! Nie mogę kupić nic nowego w rozmiarze S/M. Opadłam na laurach? Nie wiem. Za dużo komplementów? Ostatnio szefowa powiedziała mi, że laska się ze mnie robi. Robi? Robi to się od dwóch lat, gdzie większość z was już może się pochwalić figurą, którą by chciała mieć. Co mnie kusi? Co sprawia , że mam te kompulsy ? Nie mogę już patrzeć na tę szafę z rozmiarem LLLLLLL , Large, duża, wielka, ogromna, tłusta :( Przecież czujnik drzwi automatycznych w Lidlu mnie nie łapie, żeby się otworzyć, więc jestem szeroka ? Okropny dzień, depresja deszczowa, ehhhh....

21 lipca 2011 , Komentarze (5)

Czy my kobiety, zawszę musimy pocieszać się węglowodanami, kilodżulami i innymi tymi z tyłu tabelki na opakowaniach !? Nie interesują mnie wywody naukowe, jakieś endorfiny z czekolady, czy coś tam, że potrzebne neuronom, sronom, kuźwa !!! Dlaczego przy jakimkolwiek spadku formy, napięcia przed okresem, nie potrafimy sobie powiedzieć np. "Ale bym sobie wpierniczyła kefirek ze śliwką, albo pomidorka, albo kuźwa banana !!!" Nie, musi to być coś ze świecącej paczki, z ilością węglowodanów wyłażącą poza tabelkę ;(((((  Nie mogę zapanować nad sobą przed tym okresem, nie umiem wytłumaczyć sobie we łbie moim blond (może dlatego?), że NIE MOŻNA, ZAKAZANE, ACHTUNG, VERBOTEN !!! Czuję się jak ta stara JA, sprzed tych 10 kilo, że nie zaszkodzi, ten jeden malutki kęsek, to sto malutkich kęsków, przecież przeleci przez żołądek, przez jelito i wyleci w wersji nie naruszonej,  jak by miały te kęski czapkę niewidkę. Bo ja chyba myślę, że to co zjem zdrowego, to tak, niech organizm sobie rozłoży, niech wyssie co najlepsze, ale jak wpierniczę frytki z Maca, to przecież ich nie było... Ja? Kiedy? Jakie frytki. Ciii... Moje boczki ich nie zauważyły... Sratata, a już wiem, że rano nie wlezę na wagę, bo nie chcę spierniczyć sobie dnia, szczególnie, że wracam po urlopie do pracy... Ja chyba muszę pracować, bo ten urlop robi ze mnie tamten worek ze smalcem, tamto sitko w głowie, tłumaczące sobie grzeszki. Chyba za dużo wolnego czasu, i brak zorganizowania, i ta pogoda na zamułę siedząco - wsysającą.
Kładę się spać dziewczynki, do mojego nieślubnego. Mam nadzieję, że wy macie dzisiaj lepsze humory i możecie pochwalić się osiągnięciami i a nie paczką czipsów w żołądku, grrrrrr !!!!!