Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 24876
Komentarzy: 169
Założony: 1 listopada 2010
Ostatni wpis: 17 maja 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
black1992

kobieta, 31 lat, Oranjestad

165 cm, 72.30 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: maks 63 kg do końca września. PIĘKNA NA WESELU KUZYNKI 1 października

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

27 kwietnia 2011 , Komentarze (1)

Otóż to. Ale może nawet nie nienormalna, lecz NIENORMALNA.
Dlaczego?
Otóż wczoraj rano wstałam sobie grzecznie i pierwsze, co zrobiłam oczywiście po wstaniu z łóżka to poszłam się ważyć. Moja waga pokazała mi 84,7. Spojrzałam na nią z niedowierzaniem, zaskoczona. Jednak ruszyła?
"Kochana jesteś" - pomyślałam z czułością o tym przedmiocie. Ruszyłam zrobić sobie śniadanie, zjadłam i doszłam do sensacyjnego wniosku, że posiedziałabym trochę w sieci ;D.
- Daria, podaj mi laptopa - zwróciłam się radośnie do mojej młodszej siostry.
A ona powoli, jakby niechętnie ruszyła w stronę biurka. W tym momencie muszę zaznaczyć, że moja waga, stała obok biurka na podłodze, a na biurku stał flakonik z perfumami. Pech chciał, że flakonik zaplątał się w kabel od myszki, a gdy siostra za nią pociągnęła rąbnął o moją przyjaciółkę Wagę. Szkło hartowane, z którego została wykonana rozprysło się na milion kawałeczków. Krótko mówiąc moja siostra zabiła moją przyjaciółkę ^^.
I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie moje reakcja na to wydarzenie. Najpierw zaczęłam drzeć się na siostrę, a później się popłakałam. I płakałam przez godzinę. Jakbym naprawdę straciła przyjaciółkę. Jakby stało się coś o wiele gorszego. Mój tato stwierdził, że gdyby rodzice mi umarli nie płakałabym za nimi tak bardzo jak za wagą ;O.  Mama dodała, że zapisze mnie do jakiegoś psychologa, bo być może radzę sobie ze swoim odchudzaniem fizycznie, ale psychicznie nie za bardzo ;/.
Szczerze mówiąc to sama jestem zaskoczona swoją reakcją. Przecież w zasadzie takie rzeczy się zdarzają. I nikt nie powinien rozpaczać tak bardzo...

Dzięki Bogu nie zostałam bez wagi. Pożyczyła mi swoją moja przyjaciółka ;*. Dziś pokazała 84,4.

A wiecie, ze jutro mija równe pół roku odkąd jestem na diecie. Schudłam 40 kg. Zdjęcia porównawcze wstawię jutro. Bo będzie symbolicznie. Dodatkowo jutro jest dzień pomiaru, więc wszystko ładnie się ułożyło.

A ja się w święta nie złamałam. Jadłam moje 1000 kcal ;D. I jestem z siebie dumna. Dumna, choć nienormalna. Ave ;-)

20 kwietnia 2011 , Komentarze (1)

- No, to co ty w końcu planujesz studiować? - zapytała mama spoglądając na mnie spod lekko przymkniętych powiek.
- Filologię polską - odpowiedziałam pewnie.
Mama zgromiła mnie wzrokiem.
- Miałaś iść na prawo. Już niczym się nie przejmujesz. Do matury się nie uczysz. Filologia? I co ty po tej filologi będziesz miała?
- Zostanę nauczycielem - odrzekłam zachowując spokój.
Zawsze o tym marzyłam. Zawsze z całego serducha pragnęłam kształtować to młodsze pokolenie. Już od podstawówki wielokrotnie wyobrażałam sobie, że to ja stoję po tej drugiej stronie klasy i tłumaczę uczniom rozmaite rzeczy. Dusiłam to w sobie. W końcu, naoglądawszy się uprzednio "Sędzi Anny Marii Wesołowskiej, wymyśliłam to nieszczęsne prawo. Zawsze kojarzyło mi się ono z jakimś takim luksusem, pewnością, pozycją. Sama nie wiem. Nie mniej - ostatnio doszłam do sensacyjnego wniosku, że prawo jest bardzo nudne i polega głównie na wkuwaniu miliardów rzeczy, a ja nigdy nie lubiłam wkuwać. I raczej nie zmieni się to w najbliższym czasie. O ile kiedykolwiek się zmieni.
- Nauczycielem? I będziesz zarabiać miesięcznie 1500 złotych? - zapytała tymczasem mama obcesowo.
Ja rozumiem, że rodzice chcą dla mnie lepszego życia niż to, które sami wiodą. Rozumiem, że pokładają we mnie wiele nadziei, że cieszą się moimi sukcesami (i uwielbiają nimi przechwalać ;/), ale to jest moje chyba mam prawo sama dokonywać wyborów, które bezpośrednio wpłyną na MOJĄ przyszłość.
- Mamo, rozumiesz, że ja będę zajmować się tym przez resztę życia? Pojmujesz, że wybór, którego teraz dokonam zdefiniuje resztę mojej egzystencji? - Siląc się na spokojny ton podjęłam próbę wyjaśnienia rodzicielce mojego własnego punktu widzenia. - Dlaczego mam zajmować się czymś, co będzie mnie męczyć? W czym będę czuła się diabelnie źle i będę musiała zmuszać się żeby to robić?
- Jasne. Wymyśliłaś z tą filologią. Od sześciu lat mówisz o prawie. Teraz nagle filologia. Ciekawe, kto jeszcze idzie na filologię, że tak bardzo nagle na filologię zapragnęłaś iść. Złożysz podanie na prawo. Przecież nic cie to nie kosztuje.
- Dobra.
I taka dyskusja. Złożysz podanie i koniec. Zrobisz tak jak my chcemy, a my dalej będziemy tworzyć ułudę, że masz prawo do własnych wyborów, decyzji i błędów. Przecież i tak wiemy, że, by nie zawieść pokładanych w tobie nadziei zrobisz po naszemu.
Tylko szkoda, że zazwyczaj bardzo kiepsko wychodzę na robieniu według uznania rodziców. Poszłam do tej pieprzonej szkoły przez nich. Poszłam i wpędzili mnie tam w taką depresję, że słabo mi nawet, gdy o tym myślę. Nie chcę ponownie trafić do takiego środowiska - zakłamanego, przepełnionego fałszem, wyniszczającego od środka. Bo żeby odnaleźć się w takim środowisku trzeba być suką bez uczuć, a ja niestety (a może stety; w końcu chyba powinnam cieszyć się z tego, że posiadam jeszcze ludzkie odruchy) jestem bardzo emocjonalnym, przepełnionym altruizmem człowiekiem. Nie potrafię powiedzieć komuś żeby się po prostu odczepił, nie potrafię odmówić pomocy, nie potrafię patrzeć na cierpienie drugiej osoby. A tam, w tej głupiej szkole, doskonale potrafili wykorzystać moją słabość. I wybijali się non stop na moich plecach. Czasami myślę, że gdybym się stamtąd nie wyniosła już nie byłoby mnie na tym świecie. To był okres w moim życiu, w którym różne dziwne rzeczy chodziły mi po głowie.

___________________________

Swoją drogą - ostatnio zauważyłam, że nie ma na świecie człowieka, któremu życzyłabym po prostu źle. Fakt, są ludzie, których bardzo nie lubię, osoby bardzo mnie irytujące, sprawiające, że konieczność obcowania z nimi jest dla mnie czymś gorszym najbardziej wymyślne tortury. Ale dokonałam, zaskakującego nawet dla mnie spostrzeżenia, że życzę im wszystkim, by jakoś im się im w życiu ułożyło - niech będą piękni, bogaci, wpływowi. Niech mają po dziesięcioro dzieci. Niech będą tak cholernie szczęśliwi, jak tylko to można sobie wyobrazić - nie mam nic przeciwko byle by byli szczęśliwi z dala ode mnie :).

___________________________
 
Ha. A ja dalej walczę o kondycję. Dziś pojechałam na rowerze do szkoły. Jutro (jeśli tyłek pozwoli [czytaj dalej, będzie wyjaśnione]) też planuję. Do B. na rowerze jedzie się wyjątkowo przyjemnie. Nie ma jakiś większych wzniesień, pod które trzeba podjechać  (nie licząc wiaduktu ^^, ale za to zjeżdża się z niego zajebiście, więc w dupie z tym, że trzeba się namachać coby podjechać ;D). Do szkoły, pod same drzwi jedzie mi się jakieś 30 minut czyli nawet szybciej niż przejażdżka autobusem i spacerek z przystanku do szkoły. A dodatkowo nie jestem uzależniona od Veolii, która jeździ sobie, jak chce, rozkład ma gdzieś.
Tylko, że w jeździe na rowerze jest jeden [no dobra dwa] minus[y]. Po pierwsze MAM DIABELNIE NIEWYGODNE SIODEŁKO. Boli mnie tyłek i jeszcze coś.  Nawet usiąść teraz w każdej pozycji nie mogę ^^. Miłe to, to bynajmniej nie jest.
No i po drugie - coś ten rower, co na nim jeżdżę szwankuje. Czasami jak mu coś strzeli to tak przez chwile ma się wrażenie jakby łańcuch spadł, choć ten nie spada wcale. No i nogi mi wtedy uciekają z pedałów i mogę się niechcący albo zrypać z roweru, albo wpaść pod jakiś samochód.
Kurde, wcale nie sądzę, żeby moja śmierć była jakąś wielką stratą [na dobrą sprawę to nawet nie miałby kto za mną tęsknić], ale jednak pożyłabym chętnie jeszcze parę lat i sprawdziła, czy mój 'proroczy' sen o słodkim synku się spełni <3 :D

_______________________

A niedługo maturyyyy...
A później wynikiiiii...
A później na studia [albo do Anglii na zmywak xD :D]...

_______________________

 ;S. Piszę tutaj ostatnio tak rzadko... Ale cóż... Moje życie nie jest już tak ciekawe, jak kiedyś. Albo przestałam dostrzegać tą jego ciekawość? Sama nie wiem. Kiedyś o byle głupocie potrafiłam napisać elaborat.
Ale wtedy byłam szczęśliwa. A teraz... Teraz nie jestem. Ale spoko, nie jestem też nieszczęśliwa. Zawisłam gdzieś pomiędzy ;P. Ale mimo to staram się ciągle być uśmiechnięta i pomocna innym ludziom. Moja babcia zawsze powtarzała: "Bądź dobra i radosna nawet w złym i smutnym świecie. Nie bądź, jak inni. Nie podążaj ślepo za tłumem, bo i tłum może zmierzać czasami jedynie na manowce. Szukaj własnej ścieżki."

______________________

Leżąc w łóżku przed zaśnięciem myślę o Tobie i zastanawiam się, czy Ty choć przez jedną, malutką sekundę zatęskniłeś za mną. Czy choć przez chwilę brakowało Ci mnie, tak jak mnie brakuje Ciebie. Czy choć przez moment po Twojej głowie, przebiegła myśl: "...brakuje mi jej."

Uczucia w moim przypadku to coś bardzo zagadkowego. Nawet bardziej niż bardzo. Zdążyłam już dokonać spostrzeżenia, że o tym, jak bardzo na kimś mi zależy przekonuje się zazwyczaj, gdy zaczynam tą osobę tracić. Ludzie zniechęceni moim zachowaniem, sposobem bycia, a może poniekąd czymś, co odbierają, jak ignorancję, choć z pewnością ignorancją to nie jest (niektórzy jako ignorancję odbierają moją usilną chęć "nienarzucania się") odsuwają się ode mnie, a wówczas ja odkrywam pewną trudną do wypełnienia pustkę, zagnieżdżoną gdzież między sercem, a mózgiem. Właściwie nie tyle trudną do wypełnienia, co całkowicie nie do wypełnienia.
Czasami pozwalam takim osobom odejść - jeśli wiem, że beze mnie będą szczęśliwsi, iż moja osoba tylko zakłócałaby ich poukładane, uporządkowane życie to nie widzę sensu, by na siłę reanimować daną znajomość.
Inaczej mam z osobami, które pokocham - przyjaciółmi, rodziną, facetami, bo po osobie, którą się kocha ta niemożliwa do wypełnienia pustka jest o wiele bardziej ciążąca. Muszę z całą dozą szczerości powiedzieć, że potrafię kochać. Jestem w tym przypadku trochę, jak dziecko - kocham z całego serca, nie potrzebując żadnego konkretnego powodu.
Pamiętam, że, gdy byłam w jednym związku, wyszukałam cytat, który w świetny sposób opisywał to, co czuje i do czego jestem zdolna w uczuciu:

? Ja natomiast zatracam się całkowicie w osobie, którą kocham. Jestem jak błona przepuszczalna. Jeśli cię kocham, możesz mieć wszystko. Mój czas, moje oddanie, mój tyłek, pieniądze, rodzinę, mojego psa, czas... wszystko. Jeśli cię kocham, przecierpię za ciebie każdy twój ból, przejmę na siebie wszystkie twoje długi (w każdym znaczeniu tego słowa), ochronię cię przed twoją własną niepewnością, przeniosę na ciebie wszelkie dobre cechy, których tak naprawdę nigdy w sobie nie wykształciłeś, i kupię gwiazdkowe prezenty dla całej twojej rodziny. Dam ci słońce i deszcz, a jeśli akurat okaże się to niemożliwe, zagwarantuję ci je na przyszłość. Dam ci to i wiele więcej, aż będę tak osłabiona i wyczerpana. Nie przedstawiam tych faktów z dumą, ale tak to właśnie z mojej strony zawsze wyglądało ?

Nie wiem, ale wydaje mi się, że właśnie na takim oddaniu powinna polegać miłość. Oczywiście to oddanie powinno być obustronne. Ale co ja tam wiem? ;D

__________________________

A ostatnio słuchałam sobie radia i natrafiłam na super zespół - Sunrise Avenue. Posłuchałam parę ich piosenek i dosłownie się zakochałam ;D. Patrzę na ciocię Wiki, a ona mi mówi, że to zespół fiński! Że też od razu się nie domyśliłam ;D. Przecież ja kocham rock rodem z Finlandii ;D. W końcu stamtąd są moi ukochani Rasmusi :D :). Chuj, kończę szkołę i wypieprzam do krajów nordyckich  ;D. Przynajmniej dobrej muzyki na żywo będę mogła posłuchać. I co ja się studiami martwię?

A tak na serio to piosenka Sunrise Avenue tak do mnie przemówiła prawdopodobnie, ponieważ, mam wrażenie, że jest o mnie. Tekst idealnie pasuje do sytuacji, w której się znajduje. Albo raczej do niedawna znajdowałam.

W ogóle słucham obecnie kilku fajnych piosenek.
Powklejam linki, może ktoś zaraz się moją kochaną muzyką:
1. http://youtu.be/PLzIkTOHE5I
2. http://youtu.be/1V4AscLidWg
3. http://www.youtube.com/watch?v=OVSGwohshJE
4. http://www.youtube.com/watch?v=5OL_G1jS7gk
5.  http://www.youtube.com/watch?v=xOKEpZe5bJE
6. http://youtu.be/F0_mQ3Hx8wY
7.  http://youtu.be/S4FuiZnQFfc

_____________________

A w ogóle to rozbił mnie ostatnio jeden filmik:
http://www.youtube.com/watch?v=wsBon3DTwIY

_____________________
Błędów nie sprawdzam bo mi się nie chce. Ave.

14 kwietnia 2011 , Komentarze (1)

Żyję ;). I dalej dietkuję.
Matura coraz bliżej, a co za tym idzie spędzam więcej czasu w książkach niż przy komputerze ;D. Choć... Jak mam być szczerza książki i tak przegrywają ze znajomymi i rozrywką na świeżym powietrzu [odchudzanie, aktywność fizyczna i 3 innych znajomych lubi to ;o)]

Na zakończenie roku, które mam 29 kwietnia chcę założyć sukienkę. Niestety mam tego pecha, że tłuszcz ulokował mi się w głównie w nogach, więc nie wiem czy się na to zdobędę czy nie ;D. Do 29 jest jeszcze trochę czasu ;D.

2,8 kg do zdjęć porównawczych i celu kwietniowego ;D. Ave

Pozdrawiam! ;*

1 kwietnia 2011 , Komentarze (3)

Jestem super, ekstra, bombastyczna i w ogóle ;D.
Ważę coraz mniej, wyglądam coraz lepiej :D.
Prócz odchudzania w końcu udało mi się pozbyć trądziku (VICTORY!) i wybielić zęby (tak, tak biała perła). Choć z tym wybielaniem to nie do końca tak. Wybielam dopiero trzeci dzień. Zęby wyglądają już naprawdę dużo lepiej, są dużo bielsze niż przed wybielaniem, ale zaczynają mi się podobać. Ponadto pofarbowałam włosy ;D.
Zaczynam lubić siebie i swój wygląd, a co z tym idzie staję się dużo pewniejsza siebie i otwarta na ludzi.

Co jeszcze muszę zrobić?
- inna fryzura. najlepiej z grzywką ;)
- tipsy (mam strasznie łamliwą i brzydką płytkę. obecnie dłonie to mój najsłabszy punkt. agrh)

Porównanie na zdjęciach dodam za 5 kg, czyli, gdy zrzucę już równe 40 ;D. Ostatnie było przy wadze 105 :D. Różnice więc będą zauważalne i myślę, że całkiem wyraźne :). No ale ocenicie sami :)).

21 marca 2011 , Komentarze (2)

Uwaga, uwaga.
Doszłam do sensacyjnego wniosku, że lubię siebie.
Za wszystko. Nie ma drugiego takiego niesamowitego, równie pogrzanego i powalonego człowieka.
' Lubię to, że śpiewam sobie głośno piosenki skacząc po całym pokoju, jak rasowa idiotka [ha! dziś opracowałam niesamowity układ choreograficzny do "Misery" Maroon 5.
soł let mi biii
Ajll secz ju frii
Aj em in mizeriii
Der ajnt nołbadi hu ken konform mi .
I w razie jakichkolwiek wątpliwości -> nie, nie jestem normalna].
' Lubię to, że zachwycam się prozaicznymi rzeczami, na które inni ludzie nie zwracają uwagi. Daje mi to przecież tyyyle szczęścia. No niech mi ktoś powie - kogo jeszcze do ekstazy doprowadza bezchmurne niebo, zapach bzu, ulubiona piosenka usłyszana w radio, niesamowite kolory benzyny rozlanej w kałuży czy polny kwiatek w wazonie?
' Lubię swoją wyobraźnie. Nie pozwala mi nudzić się przed snem :).
' Lubię to, że nie lubię geografii. W końcu nie można wszystkiego lubić, prawda? A skoro mam do wyboru nie lubienie geografii albo historii [a raczej pana Cz. i pana K.] to zawsze wybiorę to pierwsze.
No bo kogo obchodzi gdzie leży Republika Zimbabwe?
[głos w tle:- A kogo obchodzi kto dowodził Persami w bitwie pod Maratonem?]
Cisza!
[głos w tle: - Geografia przynajmniej dotyczy tego co dzieje się teraz. Historia, sorry, ale TO JUŻ BYŁO!]
Głosu w tle nikt nie słucha, więc zwyczajnie nie będę zwracała na ciebie uwagi. Jesteś jak zwyczajny statysta. Na tym blogu to ja jestem GWIAZDĄ.
[głos w tle: - taaa... spadającą]

Pragnę zaznaczyć, że jestem trzeźwa. Niektórzy mówią nawet, że dość inteligentna, no ale nieistotne.
' Lubię swoje oczy. I włosy, choć są mysie, przypominają druty i praktycznie nie da się ich ułożyć. I nawet te swoje boczki lubię w pewien sposób.
' Lubię to, że gdy nie śpię dłużej niż 25 godzin jestem jak zombie na haju ;D. Inni też to we mnie lubią, bo przynajmniej mają się z czego pośmiać.
' Lubię w sobie to, że nie traktuję się zbyt serio. Praktycznie w ogóle nie traktuje się serio. Hm... Mam 19 lat, może czas zacząć?
' Lubię nawet to, że przed chwilą złamałam swoją ulubioną opaskę. Chyba miałam do niej zbyt szeroką głowę [i nie, nie ma ze złamaniem mojej opaski nic wspólnego fakt, że zamiast na głowę założyłam ją sobie na nogę].
' Lubię to, że chociaż wiem, że powinnam robić coś bardziej konstruktywnego niż pisanie tych głupot na blogu powinnam uczyć się z historii albo z polskiego albo czytać "Dżumę" albo pisać prezentację. Spoko, mam jeszcze czas ^^.
' A propos czasu lubię to moje odkładanie wszystkiego na później, a później robienie wszystkiego na ostatnią chwilę [ha... a przede mną matura. luubię to xD]
' Lubię to, że nie umiem zwięźle formułować myśli. Praca ma być maksimum na 8 stron, zgadnijcie przy której stronie Pina92 się rozkręca i dochodzi do wniosku, że jest to dopiero wstęp do jej pracy - głębokiego elaboratu dotykającego wielu [niekoniecznie związanych ściśle z tematem] dziedzin życia społecznego, politycznego i gospodarczego? Dokładnie przy ósmej stronie :)
' Lubię też to, że nie umiem malować oczu eyelinerem. I pomalowanie jednego zajmuje mi prawie godzinę ;D. Zdolna bestia ze mnie. Pewnie bym to olała, gdyby nie fakt, że bardzo dobrze wyglądam mając kreski na górnych powiekach ^^. O ile w ogóle mogę wyglądać dobrze. No cóż - piękno kosztuję.
' Lubię to, że lubię [tak, tak jestem humanistką; to zdanie pokazuje to wyjątkowo wyraźnie] robić coś dla innych ludzi. Nawet trudno sobie wyobrazić ile potrafię wykonać, by zobaczyć uśmiech na twarzy kogoś na kim mi zależy :).

I jeszcze dużo rzeczy w sobie lubię :P.
Ale to chyba innym razem, bo późno już ;/

13 marca 2011 , Komentarze (9)

Waga pokazała dziś rano 94,9 - jako że mówiłam, iż gdy osiągnę ten wynik (a raczej, gdy uwolnię się od 95) ocipieję ze szczęścia. Informuje więc oficjalnie OCIPIAŁAM ^^.

[mam tylko nadzieję, że nie będzie wzrostu! tak ładnie przestrzegam diety, choć to takie trudne!]

12 marca 2011 , Komentarze (4)

Od 9 dni cierpię na "zastój pospolity", czyli w skrócie waga nie spada.
NIC, ZERO, W OGÓLE, ZA GROSZ!
Doprowadza mnie to do szału i ogólnie rzecz biorąc jestem coraz bliższa przerwania diety. A przecież wcale tego nie chcę.
Swoją drogą dokonałam interesującego spostrzeżenia - póki waga spada w tempie średnim 2kg/tydzień to w ogóle nie chce mi się jeść. Zdarza mi się zjadać nawet mniej niż te moje 1000 kcal i wcale nie jestem głodna. Ale, gdy waga hamuje... Najchętniej posłałabym dietę w pioruny. Non stop myślę o żarciu. Jem 1000 kcal + (bo zazwyczaj skubnę tu kawałek mięska, a tam spróbuję sosik, a jeszcze gdzie indziej jakąś kiełbaskę), a i tak ciągle myślę o jedzeniu. To przerażające ^^. I irytujące.

Pocieszający jest jednak fakt, że do końca miesiąca zostało praktycznie pół miesiąca, a do celu miesięcznego (95 kg) już nie tak daleko :). Waga oscyluje pomiędzy 95,7 a 95,2. W dzień pomiaru (czwartek) pokazała 95,3 kg, ale takiego malutkiego spadku to ja nawet nie będę oznaczać na pasku.

Jak myślicie: ile to jeszcze może potrwać? Ja to chyba ocipieję ze szczęścia, gdy ona pokaże mi 94,9 - nie mogę się od tej 95 uwolnić już ponad tydzień! Helppp!

5 marca 2011 , Komentarze (3)

Ostatnio moje odchudzanie zaczęło trochę rodzinę irytować. Nie wiem dlaczego ^^. Przecież  ja jestem grzeczna. Tylko wyniki mam słabe i ojciec postanowił mnie "dokarmić". Kuźwa, niedługo będę musiała we własnym domu zachowywać się, jak jakaś anorektyczka - cichcem wynosić jedzenie z domu żeby nikt nie domyślił się, że nie jadłam. Albo tak jak pokazywali w "Rozmowach w toku" wytnę książkę i to w niej będę chować Kurde, czy oni nie potrafią zrozumieć, że ja czuję się dobrze z taką ilością jedzenia jaką spożywam? Wyniki wynikami - pójdę w poniedziałek do lekarza niech da jakieś wspomagacze.

A teraz - bierze któraś z Skrzypovitę? Pomaga coś? Strasznie łamią mi się paznokcie... ;(

____

W tłusty czwartek wszystkim wyliczałam pączki. Wiem, że to podłe i w ogóle, ale co oni będą jeść, jak ja nie jem? ;P  W końcu stanęłam w przedpokoju i omiotłam kuchnię złowrogim spojrzeniem. W dłoni ściskałam marchew
- Wszędzie pączki - zaczęłam wywód który miał być o tłuszczu zawartym w takowym jedzeniu.
- Powiedziała nerwowo nadgryzając marchewkę - odparł ojciec. - Zazdrosna jesteś? Przyznaj się wolałabyś pączka od warzywka...
Spojrzałam na niego po czym odwróciłam się majestatycznie i ruszyłam do pokoju.

________

A wczoraj na obiad tato robił parówkę w cieście. Wkurzyłam się, bo jest to jedno z moich ulubionych dań, o które nigdy nie mogłam się doprosić, gdy nie dietowałam.
- Oj, przecież możesz zjeść tylko bez tego ciasta... - zaczął tato.
- Tak i bez tej parówki - dodałam cynicznie.
Swoją drogą nie uważacie tego za wyjątkowo nowatorski pomysł? Parówka w cieście bez cista i parówki :D

Wczoraj

5 marca 2011 , Komentarze (1)

Ostatnio moje odchudzanie zaczęło trochę rodzinę irytować. Nie wiem dlaczego ^^. Przecież  ja jestem grzeczna. Tylko wyniki mam słabe i ojciec postanowił mnie "dokarmić". Kuźwa, niedługo będę musiała we własnym domu zachowywać się, jak jakaś anorektyczka - cichcem wynosić jedzenie z domu żeby nikt nie domyślił się, że nie jadłam. Albo tak jak pokazywali w "Rozmowach w toku" wytnę książkę i to w niej będę chować Kurde, czy oni nie potrafią zrozumieć, że ja czuję się dobrze z taką ilością jedzenia jaką spożywam? Wyniki wynikami - pójdę w poniedziałek do lekarza niech da jakieś wspomagacze.

A teraz - bierze któraś z Skrzypovitę? Pomaga coś? Strasznie łamią mi się paznokcie... ;(

____

W tłusty czwartek wszystkim wyliczałam pączki. Wiem, że to podłe i w ogóle, ale co oni będą jeść, jak ja nie jem? ;P  W końcu stanęłam w przedpokoju i omiotłam kuchnię złowrogim spojrzeniem. W dłoni ściskałam marchew
- Wszędzie pączki - zaczęłam wywód który miał być o tłuszczu zawartym w takowym jedzeniu.
- Powiedziała nerwowo nadgryzając marchewkę - odparł ojciec. - Zazdrosna jesteś? Przyznaj się wolałabyś pączka od warzywka...
Spojrzałam na niego po czym odwróciłam się majestatycznie i ruszyłam do pokoju.

________

A wczoraj na obiad tato robił parówkę w cieście. Wkurzyłam się, bo jest to jedno z moich ulubionych dań, o które nigdy nie mogłam się doprosić, gdy nie dietowałam.
- Oj, przecież możesz zjeść tylko bez tego ciasta... - zaczął tato.
- Tak i bez tej parówki - dodałam cynicznie.
Swoją drogą nie uważacie tego za wyjątkowo nowatorski pomysł? Parówka w cieście bez cista i parówki :D

Wczoraj

27 lutego 2011 , Komentarze (2)

Wczoraj byłam na urodzinach u mojego wielkiego, małego brata-kuzyna ;D
Żarcia co nie miara - poprzez ciasta, tort, galaretki po czipsy, popcorn, snaki i paluszki. Ale nie tknęłam nic! Nic. Nawet pół czipsa. I nawet nie było mi szkoda.
Nowe, chude życie jest na wyciągnięcie ręki - miałabym z tego zrezygnować? ;P

A poza tym skończyła mi się @ i od wczoraj ubyło mi na wadze ponad kilogram :D