Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mam parę zbędnych kilogramów, które chcę zrzucić. Przy wadze ok. 52 kg czułam się idealnie.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 78083
Komentarzy: 371
Założony: 24 listopada 2010
Ostatni wpis: 20 stycznia 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
anika721

kobieta, 39 lat, Wrocław

157 cm, 65.90 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Ćwiczenia co najmniej 3 razy w tygodniu!!!!

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

14 grudnia 2010 , Komentarze (3)

Właśnie piszę artykuł dla ojca i musiałam sobie zrobić chwilę przerwy. No więc kilka zdań moich (jakże fascynujących) spostrzeżeń.

Tak sobie myślę, że gdyby babcia mi powiedziała: "Dziecko! Jakie ty masz podkrążone oczy. Pewnie masz chore nerki! Zrób sobie wywar z pietruszki, selera i miodu na oczyszczenie.", to bym odpowiedziała "dobrze, babciu", a pomyślała "pffff, wsiowe zabobony!". Ale że dokładnie to samo (może ujęte nieco innymi słowami) przeczytałam w książce jakiegoś znachora, biochemika, "profesóra doktóra Wiktóra z Krakowa", to od dziesięciu dni tenże wywar piję... A przecież, jak to mawiała moja wychowawczyni w ogólniaku (nota bene też biochemiczka), "papier cierpliwy - wszystko zniesie".

A tak poza tym to współlokatorka kupiła sobie ostatnio herbatę o smaku "herbaty z prądem", w której składzie znajduje się ni mniej, ni więcej, tylko... uwaga! uwaga! (tu przydałyby się werble dla podgrzania atmosfery) "alkohol instant" [sic!]. Tak, ku*wa, INSTANT!!!! WTF?! Ja rozumiem mleko, zupa czy sos. Ale alkohol?! Ehhhh, chyba złożoność tego świata powoli zaczyna mnie przerastać.

13 grudnia 2010 , Komentarze (2)

Kalorii było w sumie dzisiaj 950:
Śniadanie: dwie kromki chleba żytniego z serkiem i ogórkiem kiszonym (270 kcal)
Obiad: ryż z sokiem z cytryny (350)
Kolacja: szklanka soku z ogórka, pietruszki i buraka, chlebo-ciasteczko z serkiem (230)
+ magiczne mikstury na nerki i tarczycę (100)

Aby przyrządzić chlebo-ciasteczka potrzebujemy:
- woreczek ryżu
- woreczek kaszy jęczmiennej
- 2 czubate łyżki otrębów pszennych (ok. 20g) [jak się mówi - otrębów czy otrąb? otręby raczej są niepoliczalne, więc na logikę powinno być otrąb, ale jakoś to dziwnie brzmi...]
- pół cytryny
- sól, pieprz, oregano, bazylię, estragon, majeranek lub inne przyprawy według upodobań.

Ryż i kaszę gotujemy przez 20 minut. Następnie gasimy gaz i zostawiamy jeszcze na kilkanaście minut w resztce wody. Z cytryny wyciskamy sok. Dokładnie mieszamy wszystkie składniki. Na blaszce rozkładamy papier do pieczenia. Łyżką nabieramy masę i formujemy ciasteczka (powinno ich wyjść mniej więcej 10). Wstawiamy do rozgrzanego do 230 stopni piekarnika na 30 minut.
Każde ciasteczko ma mniej więcej 75kcal.

13 grudnia 2010 , Komentarze (1)

Jako że równowaga we Wszechświecie musi być zachowana na dzisiejszy wieczór polecam dwa kawałki, które, suma sumarum, tęże zachowują:
numer 1: http://www.youtube.com/watch?v=w9TGj2jrJk8 
numer 2: http://www.youtube.com/watch?v=bNlNZ2T9EeY 

13 grudnia 2010 , Skomentuj

Dziś rano pokazała mi 58,5!!!
A więc pomimo grzechów ostatnich dni waga poszła minimalnie w dół!
To już 2,5kg od kiedy jestem na vitalii... A swoją drogą skoro ta waga taka łaskawa to mogłaby mi pokazać 55,8 zamiast 58,5 

12 grudnia 2010 , Komentarze (1)

Dziś dość mało zjadłam. Chciałabym powiedzieć, że była to pokuta za grzechy dwóch ostatnich dni, ale najzwyczajniej w świecie nie czułam się najlepiej i nie miałam ochoty jeść.
Śniadanie: dwie kromki chleba żytniego z serkiem i ogórkiem kiszonym
Obiad: pieczona ryba, pieczony ziemniak, trzy małe ogórki kiszone
Kolacja: półtora szklanki soku z marchewki, pomarańcza, kiwi i jabłek.

12 grudnia 2010 , Komentarze (3)

Dziś, niczym Sherlock Holmes wraz ze swym wiernym przydupasem - doktorem W., rozgryzłam tajemnicę Sagali! Otóż, już wiem, dlaczego, w wieku dwudziestu pięciu lat, wciąż nie mam chłopaka! I okazuje się, że nie jestem lesbijką! Po prostu mam nieuleczalną słabość do Anglosasów. To chyba musi być kwestia ich fałszywych uśmiechów i sztucznie wybielonych zębów.
Dało mi co nieco do myślenia, gdy parę miesięcy temu, planowaną od ponad pięciu lat, wycieczkę do Bratysławy postawiłam doprowadzić do skutku "natychmiast", głównie ze względu na to, że niezwykle atrakcyjny Australijczyk (mieszkający pod Londynem) akurat też miał zamiar tam być. (Inna sprawa, że nasze kolejne spotkanie, które miało mieć miejsce w Krakowie, odwołałam, bo miałam takie "widzimisię", mimo że kolega miał już dawno kupiony bilet.)
Dzisiejszy dzień, a raczej wieczór, dał mi jednak do myślenia o wiele bardziej. Wychodząc z męskiej toalety w pewnej knajpie (to była mała knajpa z jedną kabiną na każdą z płci, a w damskiej akurat urzędowały dwie bardzo pijane dziewczyny) wpadałam na jakiegoś faceta. Widząc jego zakłopotanie rzuciłam jakimś przygłupim tekstem w stylu "tak, to jest męska", na co on mi odpowiedział coś po angielsku z idealnym amerykańskim akcentem (dokładniej powiedział, że pomyliłam toaletę). I już pierwsze spostrzeżenie - gdyby to był Polak, powiedziałabym "tak, to jest męska" i wyszła, ale że to nie był Polak wyjaśniłam mu co tam robiłam, skąd się tam wzięłam i byłabym w stanie opowiedzieć mu całą historię swojego życia, gdyby nie fakt, że akurat przebywałam w męskiej toalecie. Chwilę później ten facet już siedział gdzieś w knajpie. I co zrobiła Anika? Oczywiście podeszła do niego zamienić jeszcze parę słów. Gdyby to był Polak olałabym "ciepłym moczem", a tak gadałam z nim jeszcze przez kilkanaście minut. Na szczęście całość zajścia skończyła się tak, że się stamtąd ewakuowałam, a na odchodnym kolega powiedział coś w stylu "hope to see you around".
W każdym razie, do czego zmierzam. Przez całe swoje życie uczyłam się angielskiego, bo angielski należy znać. Zawsze o wiele bardziej pociągały mnie "rytmy" śródziemnomorsko-latynoskie. Co prawda Włochów (chodzi mi o mężczyzn, nie o kraj jako taki) nie znoszę, ale Hiszpanię i inne kraje hiszpańskojęzyczne uwielbiam pod każdym względem. A już zupełnie inna sprawa, że zawsze twierdziłam, że nie mogłabym mieć faceta innej narodowości niż polska (choć trochę przystopowałam z tego typu stwierdzeniami, gdy związałam się, co prawda na krótko, ale zawsze, z pewnym Meksykaninem), a tu nagle wychodzą jakieś dziwne rzeczy na wierzch.

Tyle gadania o głupotach. Teraz o diecie, której zresztą dzisiaj znowu nie było;).
Śniadanie: dwie kromki chleba żytniego z serkiem i ogórkiem kiszonym
Obiad: Dwie enchilady (jedna z kurczakiem, druga ze szpinakiem) + fasola, ryż i mnóstwo sosów, a do tego piwo (wiem, nie powinnam, ale miałam dzisiaj wielką ochotę zjeść "out" ze znajomymi)
Podwieczorek: film w kinie (ale nic nie jedliśmy do tego! A swoją drogą to kto normalny chodzi do kina w sobotni wieczór?!!!!! Wygląda na to, że źle się ze mną ostatnio dzieje!)
Kolacja/deser: kilka piw (z czego jedno grzane z miodem) i trochę popcornu

No i na koniec piosenka na dziś http://www.youtube.com/watch?v=d8C9IohYrHg

Dobranoc

10 grudnia 2010 , Komentarze (2)

Współlokatorka sprzedała mi takiego tipsa, że jeżeli podczas diety ma się zastój wagi to trzeba sobie zrobić jeden dzień normalnego jedzenia i wtedy waga zaczyna znowu spadać. Czytał ktoś coś o tym?

A poza tym piosenka na dzisiejszy wieczór (to już prawie nowa, świecka tradycje, że wieczorami dzielę się "swoimi" kawałkami):   http://www.youtube.com/watch?v=59EbdONlBuE   

10 grudnia 2010 , Komentarze (2)

Byłam zbyt leniwa nawet na stosowanie diety.
Zaczęło się całkiem dobrze, skończyło nieco gorzej.
Śniadanie: dwa kiwi z jogurtem naturalnym i otrębami
Obiad: talerz pomidorowej z makaronem, dwie kromki wasa z serkiem i pomidorem
Podwieczorek: dwie szklanki soku z buraków, marchewki, jabłek i cytryny
Kolacja: trzy kromki chleba żytniego z serkiem i pomidorem
Przekąska (przed chwilą): bułka (oczywiście biała) "nadziewana" mięsem mielonym z jakimiś warzywami (nie wiem dokładnie, bo to współlokatorka robiła).

A poza tym zachowałam się przed chwilą totalnie po amatorsku. Jako że lekko się posprzeczałam z przyjacielem, z którym miałam się dziś spotkać, więc miałam (i nadal mam), nazwijmy to, "wkurw" (i pewnie stąd też ta bułka przed chwilą, a swoją drogą to czuję się po niej ciężko), jakoś mnie poniosło i napisałam smsa do faceta, z którym się niedawno spotykałam. Tu dwa słowa wyjaśnienia - był słodkim, uroczym, zabawnym, inteligentnym, przystojnym idiotą (powiedział mi niemalże wprost, że chodzi mu tylko o sex - tak, do jego niezliczonych zalet należy też szczerość), więc przestałam się z nim spotykać. No w każdym razie zapytałam go w smsie, czy robi dzisiaj coś ciekawego (naturalnie z myślą, że moglibyśmy się spotkać na mieście). Po paru minutach oddzwonił i z przebiegu rozmowy wynikło jednoznacznie, że myślał, że to było zaproszenie na sex... Ehh, brak mi słów.

10 grudnia 2010 , Komentarze (2)

No nie mogę! Jakim ja jestem leniem! To się aż w głowie nie mieści! Muszę się jakoś ogarnąć życiowo, bo to wszystko przechodzi ludzkie pojęcie!