Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Pani magister architektury obecnie pracująca w biurze.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 16279
Komentarzy: 545
Założony: 4 grudnia 2010
Ostatni wpis: 3 maja 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
GlamPop

kobieta, 31 lat,

163 cm, 75.60 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: Zdrowe odżywianie + codzienne treningi!

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

15 listopada 2017 , Komentarze (10)

Dość długo nie dodałam żadnego wpisu...Trochę mnie wszystko przerosło. W weekend robiłam sesję zdjęciową balerinie (zakochany) w operze. Pamiętacie jak opisywałam sytuację z ostatnim zdjęciem, które opublikowałam na jednej z facebookowej grup i które skasowało lekko mówiąc mało pozytywne reakcje? Otóż nie posłuchałam rady znającej się na wszystkim panienki i opublikowałam jedno ze zdjęć mojej baleriny. Opublikowałam zdjęcie na dwóch grupach, jedna ta sama co ostatnio, a druga bardziej "ekskluzywna", w której administratorzy decydują jakie zdjęcia mogą się pojawić na grupie, a jakie nie. Zdjęcie zostało zaakceptowane, co już było dla mnie sukcesem. Poza radami dotyczącymi ostrości zdjęcia (robiłam nowym obiektywem po raz pierwszy) zebrało same pozytywne reakcje. W pierwszej grupie 143 pozytywne reakcje w tym te śmieszne serduszka, w drugiej mniej 55 też z paroma serduszkami. Uważam to za ogromny sukces i jestem z siebie dumna. Nie mówię tego po to, żeby się chwalić. Chcę Wam, a przede wszystkim sobie tym uświadomić, że mimo opinii innych ludzi, trzeba robić swoje i być ponadto. Czasem tacy hejterzy są również motywujący. Akurat w tym przypadku nie wątpiłam w swoje umiejętności. Teraz może być tylko lepiej. Trzeba spełniać swoje marzenia i nie patrzeć na innych. (cwaniak)

***
Byłam dzisiaj u lekarza. Chciałam iść do innego, niż ten do którego chodziłam do tej pory (sama go nie wybrałam -.-). Wysiedziałam w poczekalni 2 h zanim mnie przyjęto, bo nie miałam terminu. Wczoraj próbowałam umówić się u 2 różnych lekarzy. U jednego leczenie zostało mi odmówione, bo nie mam niemieckiego ubezpieczenia, za to EKUZ, co chyba jest niezgodne z prawem europejskim, u drugiego nie było wolnych terminów. Także w bólach wysiedziałam 2 h. Nie jest najlepiej....

Skierowanie na fizjoterapię manualną 2x w tygodniu przez 3 tygodnie,
Skierowanie na USG 2x w tygodniu przez 3 tygodnie,
Skierowanie do ortopedy prawdopodobnie na zastrzyki domięśniowe (dowiem się jutro jak pójdę),
Maść przeciwbólowa, 3x na dzień ibuprofen 600 mg (żeby nie doszło do zapalenia) i zwolnienie z pracy na początek do końca tygodnia...

Nie wiem kiedy mam chodzić na te wszystkie terapie, ale mam nadzieję, że mi to pomoże...Do tego stres i magisterka...Jest fantastycznie....chociaż cieszę się, że to nic "poważniejszego" niż skurcz mięśni. Ćwiczenia kompletnie ostawiłam, łącznie z moim plank challenge, dieta jakaś tam jest, jeśli to można nazwać dietą. Słodycze ograniczone. Dzisiaj świadomie zjadłam coś słodkiego. Przyjaciółka robiła mus czekoladowy i mi wczoraj przywiozła...(zakochany) Oprócz tego dostałam od niej kalendarz adwentowy z Kinder czekolady...<3 Nie spodziewałam się tego zupełnie. Co roku dajemy sobie nawzajem coś małego na Mikołajki i na Święta, ale tego jeszcze nie było... :O

11 listopada 2017 , Komentarze (8)

Hej dziewczyny. Ostatnio wstrzymałam się z dodawaniem wpisów. Z jednej strony nie miałam weny, z drugiej też nie było się czym pochwalić. Treningi póki co odpuszczone z powodu barku, nie mam kiedy iść do lekarza,  dieta (jeśli to w ogóle można nazwać dietą) w miarę ok. Staram się utrzymać postanowienie niejedzenia słodyczy. Ostatnie dwa tygodnie były jak kolejka górska. Raz pod górę, raz z góry. Praca ok, cały czas staram się być na bieżąco z zadaniami i się wyrabiać. Póki co myślę, że dobrze mi idzie. Uniwersytet i magisterka....ehh...ostatnio miałam prezentację swojego konceptu. Cóż muszę nad tym posiedzieć, przede wszystkim nad sposobem przedstawienia moich pomysłów, co wcale nie jest takie łatwe. Przykłady, które wybrałam się spodobały, więc zrobię coś podobnego i mam nadzieję, że przejdzie. 

*** 
Moja kariera fotografa nabiera tempa. W tamtym tygodniu robiłam pierwsze portrety, obrabiałam zdjęcia. W dalszym ciągu mam sporo do obrobienia. Staram się dzielić swój czas na wszystkie moje obowiązki i hobby. Jestem w paru grupach na FB odnośnie fotografii. Zwykle tylko obserwuję zdjęcia innych, ale wczoraj zebrałam odwagę i opublikowałam zdjęcie z tamtego tygodnia, prosząc o konstruktywną krytykę. I....rozpętała się burza. Pierwsze komentarze zawierały na prawdę super rady, ale jak to zwykle bywa, znaleźli się w grupie komentujących również hejterzy, no i zalała mnie fala ich hejtu. Przede wszystkim jedna osoba brała czynny udział w dyskusji, twierdząc, że moje zdjęcie jest do niczego i w ogóle nie powinnam publikować swoich zdjęć. Traktowałam te komentarze z dystansem. Co prawda było mi na początku przykro, ale jakoś byłam ponad to. Dzisiaj od rana znowu pojawiły się nowe komentarze. Większość komentarzy była w pewnym sensie budująca, ale wciąż ta sama osoba pluła jadem. Na dobrą sprawę okazało się, że sama nie fotografuje i nie publikuje żadnych zdjęć. Znalazło się wiele osób z doświadczeniem, które lekko mówiąc dały jej do zrozumienia, że nie powinna się wypowiadać na tematy, na których się nie zna. Ta osoba rzeczywiście już wcześniej dość ofensywnie i nie na poziomie krytykowała różne zdjęcia. Dyskusja obróciła się w istne pole bitwy, które na moją prośbę skończył administrator, wyłączając opcje komentowania. Nigdy nie sądziłam, że coś takiego się wydarzy. Nie uważam się za profesjonalistkę, ponieważ cały czas się uczę, ale nienawidzę kiedy ktoś pluje jadem, nie mając argumentów. Grupa jest również po to, aby radzić się bardziej doświadczonych. W każdym razie już teraz mam to gdzieś i dalej będę fotografować i publikować zdjęcia. Niestety publikując cokolwiek w internecie, wiadomym jest, że jest się zawsze narażonym na hejt. Co nas nie zabije, to nas wzmocni i takie tam. (puchar) Jutro szykuję się na kolejną sesję. Będzie to nie lada wyzwanie. Trzymajcie kciuki. ;)

***
Dzisiaj był dzień gospodarczy. Poprałam, posprzątałam i trochę odpoczęłam. Miałam się dzisiaj mierzyć i zapomniałam. Zrobię to na dniach. Ponieważ nie mam wagi, jedynym wyznacznikiem czegokolwiek są właśnie cm. Odpuściłam ćwiczenia, ale dalej robię moje planki, 12 dni za mną. Dzisiaj wytrzymałam 1,5 min, co na prawdę jest świetnym wynikiem. Już wcześniej robiłam różne podejścia do planków i maksymalnym czasem było 15 sec. (kreci) Chciałam znowu wrócić do jakiegoś squat challenge. Wcześniej bardzo dużo ich robiłam i mam wrażenie, że moje uda za bardzo się umięśniły. Macie jakąś fajną alternatywę dla squatów, które działają więcej na tyłek niż nogi?

 Co do jedzenia, dzisiaj na śniadanie standardowo owsianka z masłem orzechowym i owocami, na obiad łosoś na sałatce. Tamten tydzień był spod znaku kurczaka, ten znowu ryby. (smiech) W piątek mieliśmy w pracy lunch meksykański. Enchilada wegetariańska, tortille, burrito, sałatki z soczewicą, hummus oraz małe tortillowe chipsy. Do tego dwa rodzaje panna cotty na deser chyba na mleku kokosowym, z owocami. Mój żołądek nie za bardzo przywykł do takiego jedzenia i skończyło się to dla mnie dłuższym pobytem w miejscu, gdzie król piechotą chodzi. 

***
Zaraz jeszcze wsunę coś na kolację i zabieram się za magisterkę. Czas najwyższy ogarnąć ten temat. :x W następnym tygodniu mam konsultację ze specjalizacji. Wybrałam architekturę krajobrazu. Mam wrażenie, że moja promotorka jest dość wymagająca, więc wolę coś przygotować, żeby batów nie zebrać. To by było chyba na tyle nowości u mnie. Nawet jeśli nie zostawiam wpisów, to staram się do Was zaglądać i dalej wspierać. Dawajcie znać, piszcie co u was. <3

6 listopada 2017 , Komentarze (12)

Dzisiaj obudziłam się z bólem barku. Ciągnęło mnie już od szyi. Myślałam, że może źle spałam, chociaż do tej pory mi się to nie zdarzało na tym łóżku. Próbowałam sobie to rozmasować, ale jakoś nie przechodziło. W pracy było jeszcze gorzej, bo nie mogłam ruszyć szyją w lewą stronę. Teraz jak przekręcę głowę też ciągnie. Boję się, żeby to nie było jakieś przeziębienie, czy naciągnięcie. Dość często mam problem właśnie z zawianymi barkami, z różnymi naciągnięciami. Raz nawet sami lekarze nie wiedzieli czy to zawiane, czy naciągnięte. I tak to mi się od tamtej pory ciągnie, bo nie byli w stanie wyleczyć. Jeden mówił tak, drugi siak..."specjaliści", nie powiem. W każdym razie boli. 

***
Próbowałam zrobić dzisiaj cardio. Już samą porażką było to, że planowałam zrobić "Proste cardio dla ludzi bez kondycji", ale już tam ciul z tym. Już przy rozgrzewce bark mi się dawał we znaki. Krążenia ramionami były nie do zniesienia, więc przestałam i zrobiłam tylko 7/30 plank challenge. Chyba moje ciało usiłuje mi powiedzieć, że powinnam trochę zwolnić. Nie wydaje mi się, żebym wielce dużo robiła, ale dobra - zdrowie jest ważniejsze. Nawet nie mam niczego rozgrzewającego, żeby posmarować. No nic, będę grzać pod kocem...
Trzymajcie się wszystkie ;) 

Ot, żeby można było na coś ładnego popatrzeć. 

5 listopada 2017 , Komentarze (14)

Dzień zaczęłam od śniadania, a zaraz potem zrobiłam Jogę. Chciałam zrobić odwrotnie, ale niestety byłam tak głodna po nocy, że już bym nie wytrzymała kolejnych 45 min. Zanim zjadłam jeszcze się pomierzyłam. Na śniadanie standardowo płatki gryczane na mleku ryżowym pomieszanym z mlekiem bez laktozy i wodą, borówki, siemię lniane i masło orzechowe. 

Od wtorku 31.10.17 do dzisiaj:

Ramię lewe: - 1,5 cm 
Ramię prawe: - 2 cm
Biust: tutaj o dziwo mi przybyło 10 cm (gdzieś źle mierzyłam), za każdym razem mi coś innego wychodzi. Nie umiem nigdy biustu mierzyć. 
Talia: - 3 cm
Pas: - 0,5 cm
Udo lewe: - 1 cm
Udo prawe: - 3 cm (tu pewnie też coś źle zmierzyłam)

Nie wiem czy to dużo, czy nie, ale jestem zadowolona :) 

*** 
Jak czytam Wasze pamiętniki to wiele z was robi sobie plany miesięczne, tygodniowe itp. gdzie wpisujecie swoje aktywności. Też jestem maniaczką różnych tabelek, odhaczania, zaznaczania itd. więc postanowiłam również zrobić sobie kalendarz na listopad :) Dzięki temu będę widziała co zrobiłam i będę się tym motywować. 

Jak widzicie w moich planach jest dorzucenie cardio 2x w tygodniu na początek. Myślę, żeby robić jogę 4x w tygodniu, 2x w tygodniu cardio i 7 dzień zrobić jako rest day. Spróbuję od jutra i zobaczę jak mi pójdzie. Na początek będę robić jakieś proste cardio, żeby się znowu wdrożyć. Jeśli macie jakieś fajne, to dodajcie link w komentarzu. :) Chodzi mi o coś lżejszego niż np. Mel B. Po tym to zdecydowanie umrę. :D 

***

Zaraz siadam do magisterki, a potem do obrabiania zdjęć. Może w następnym tygodniu też będę miała możliwość fotografowania *-*. Dzisiaj się dowiem...trzymajcie kciuki ;) Mam w planach jeszcze posprzątać i zrobić plan, bo moja współlokatorka chyba nie zrozumiała konceptu wspólnego sprzątania łazienki...
Mam wrażenie, że moje życie znowu nabiera tempa. Dobra organizacja czasu jest u mnie niezbędna. Mój kalendarz zawsze jest pełny różnych moich zapisków, terminów i planów. Jak to mówią, taki zapierdol, że nie ma kiedy przeładować. Chyba nie potrafię inaczej. Zawsze muszę mieć coś do roboty, nie mogę siedzieć bezczynnie na tyłku, albo mi się tak tylko wydaje. Właśnie dlatego Joga pozwala mi się trochę wyciszyć i zwolnić tempo. Lecę sprzątać, bo nie da mi to spokoju. Trzymajcie się i powodzenia wszystkim w realizowaniu dzisiejszych planów. :*


4 listopada 2017 , Komentarze (14)

Szybko coś naskrobię, póki wpierniczam łososia (dzisiaj bez sałatki za to z kuskusem, pomidorkami i szparagami) i moje pikczery się ładują w programie. 

Wczoraj nie dodawałam żadnego menu, bo w piątki zawsze mamy wspólny lunch w pracy i zamawiany jest catering. Jedzenie jest co tydzień inne, są też potrawy wegańskie czy wegetariańskie. Wczoraj akurat miałam wrażenie, że bardziej podchodziło to jedzenie pod kuchnię niemiecką: pieczone ziemniaki, sos z pieczarkami, sos z kurczakiem, chyba na śmietanie, bo miałam potem wzdęcia i do tego jeszcze ich tzw. Szpecle, takie śmieszne kluski. Generalnie jedzenie nie było złe, ale nie był to do końca mój smak. Do tego był duży wybór różnych sałatek i dipów. Wieczorem wciągnęłam kanapki z serkiem białym i ogórkami.

Ot, takie szpecle.

Dzisiaj miałam bardzo produktywny dzień, co prawda nie ćwiczyłam, oprócz mojego "Plank Challenge", ale skrupulatnie wykonywałam wyzwanie "1000 minut dla rozwoju". Od 14.00 byłam w stolicy, żeby spotkać się z moją nową modelką i zrobić jej zdjęcia próbne. Trwało to ok. 2,5 h. Podczas powrotu, w pociągu, uczyłam się hiszpańskiego z aplikacją. Niestety mój Internet był tak niestabilny, że byłam w stanie zrobić tylko 30 min. A zaraz będę siadała do obróbki fotek. Jestem zadowolona z dzisiejszej sesji. Nie jest to na pewno ostatnia. Planuję zakupić nowy sprzęt i dalej się realizować. :) Wczoraj też poczytałam sobie książkę od bardzo długiego czasu...:D 

***

Jeśli chodzi o mój jadłospis dzisiaj, to nie jest zachwycający. Rano kromka chleba żytniego z masłem orzechowym, potem tylko waniliowa latte i właśnie przed chwilą zjadłam obiado-kolację, mojego łososia. Pewnie całość wyniosła niecałe 1000 kcal lub lekko ponad, nie wiem, nie liczę tak skrupulatnie kalorii jak niektóre z Was, za co podziwiam. Trochę mało, ale nie czułam się głodna. Dopiero w pociągu powrotnym zachciało mi się jeść. Jeszcze zrobiłam sobie herbatę i jak zwykle zapomniałam o niej. Zawszę jak robię sobie herbatę, postawię ją gdzieś, zapomnę że w ogóle zrobiłam, a potem jak mi się przypomni, to piję zimną. Też tak macie? :?

***
Na jutro planuję dietę owsiankową, lub przynajmniej owsiankę na śniadanie i kolację. Dzień zacznę sobie od Jogi, potem siądę do magisterki i pewnie obrobię trochę fotek. Jutro się zmierzę, czy przynajmniej po cm coś widać, skoro nie mam tu wagi. Ostatnim razem jak byłam u rodziców, to się zastanawiałam, czy jej nie wziąć, ale miałam tak zapakowaną walizkę, że w końcu nie wzięłam...BŁĄD!
Widzę jednak efekty Jogi po samopoczuciu i po postawie. Mam krzywe ramiona, jedno bardziej opadnięte i często się garbię. Myślę jednak, że znalazłam na to odpowiednie lekarstwo. :) Jeśli macie jakieś fajne proste filmiki z Jogą, to podsyłajcie. Chętnie czegoś spróbuję, na tyle, na ile pozwolą mi moje oponki. W każdym razie po całym dniu na dworze, a nie było za ciepło, nie jestem aż tak zmęczona. Myślę, że to również zasługa tego jak traktuję swoje ciało - nie jem śmieci, wystarczająca ilość snu, ćwiczenia. Wszystko na plus. Swoją drogą, jak tak pomyślę o sobie samej jeszcze rok, no może półtora temu, to niebo, a ziemia. Nawet mój sposób myślenia się zmienił. Przestałam się przejmować czymkolwiek i kimkolwiek, zaczęłam się więcej zajmować sobą i swoim rozwojem i muszę przyznać, że bardziej cieszę się życiem niż wcześniej. Nie mam wrażenia, że coś mi umyka, czy coś tracę. No i przede wszystkim nie żałuję niczego. Co prawda ta magisterka mi trochę nie po drodze, ale cóż, jak już zaczęłam, to muszę skończyć. 

Mój Plank Challenge - 04/30

Spadam obrabiać focisze. Trzymajcie się i dawajcie znać co u Was słychać. :*



2 listopada 2017 , Komentarze (7)

Szybkie podsumowanie dzisiejszego jedzonka. 
ŚNIADANIE: "standardowo" płatki gryczane z siemieniem lnianym, pół na pół na mleku i wodzie, z borówkami, suszoną żurawiną oraz łyżką masła orzechowego. Całość niecałe 400 kcal. 

II ŚNIADANIE: 2 kromki chleba razowego z serkiem śmietankowym i ogórkiem (niestety nie zrobiłam fotki, ale podobne do kolacji :D). Ok. 210 kcal. 

OBIAD: łosoś na sałacie lodowej z suszoną żurawiną, pomidorkami koktajlowymi, zielonymi szparagami i dla odmiany trochę kuskusu. Całość ok. 700 kcal. Ten tydzień był tygodniem spod znaku ryby. Ponieważ 31.10 był dniem wolnym w Niemczech, a ja nie miałam kiedy wcześniej zrobić zakupów, 30.10 w sklepach były pustki. Miałam ochotę na kurczaka, ale był tak ochydny, że nawet nie chciałam go brać po przecenie. Także rybka. (losos)

KOLACJA: 2 kromki chleba żytniego z serkiem wiejskim i białym serkiem z ogórkiem. Całość też ok. 210 kcal. 

Łączna wartość spożytych kalorii to troszkę ponad 1500 kcal. Przy mojej obecnej wadze, która nie zgadza się do końca z paskiem, a nie wiem jaka jest, bo nie mam tu wagi, jest zadowalająca. :)

***

Właśnie skończyłam swój trening z Jogą. Ponad 40 min dla początkujących, 15 min jogi na kręgosłup i 15 przygotowującej do szpagatu. Czuję się na prawdę świetnie. Zaraz po treningu wskoczyłam pod prysznic, zimny na przemian z ciepłym, żeby jeszcze bardziej pobudzić swój organizm. Chyba oprócz zamiłowania do boksu i baletu odnalazłam zamiłowanie do Jogi. (cwaniak) Robienie czegoś dla siebie to coś fantastycznego. A propos robienia dla siebie czegoś...Dołączyłam do wyzwania, które zaczyna się za niecałe 22 h i nazywa się:

1000 minut rozwoju/ nauki dla siebie

Trwać będzie 31 dni i chodzi tutaj raczej o rozwój psychiczny niż fizyczny np. nauka języka obcego, rozwijanie swoich zainteresowań czy też jak odpowiedziała pod moim komentarzem inicjatorka wyzwania podnoszenie kwalifikacji przydatnych np. w pracy. Trening nie zalicza się tutaj jako rozwój dla siebie, ale oczywiście nie opierniczamy się i ciśniemy nasze ćwiczenia. Chciałabym Was wszystkie i każdą z osobna zachęcić do udziały w tym wyzwaniu. Jest to na prawdę super motywacja do tego, aby zrobić coś przyjemnego dla siebie i swojego rozwoju. W dzisiejszych czasach studiując, pracując, mając już rodzinę, mężów, dzieci zapominamy niestety, że jest ktoś jeszcze, kto potrzebuje naszej uwagi - MY same. 1000 min w ciągu 31 dni to jedynie 32 minuty w ciągu całego Twojego dnia, które powinnaś sobie poświęcić. Myślę, że jest to idealne dopełnienie treningów. Możesz rozłożyć sobie swoje 1000 min jak chcesz w ciągu 31 dni. Poświęcanie sobie samemu czasu i traktowanie siebie dobrze jest również jednym ze środków na drodze do samoakceptacji i samorealizacji. 

Także dziewczęta, do boju. Róbcie coś dla siebie, bo jeśli Wy nie będziecie się dobrze traktować, nikt za was tego nie zrobi. ;) Całuski.

2 listopada 2017 , Komentarze (12)

Haj dziewczyny, czy któreś z Was nie tolerują laktozy? Jak sobie z tym radzicie podczas diety? Mleko bez laktozy czy bardziej roślinne? Jeśli roślinne to jakie?

Do tej pory już tyle się nasłuchałam, że moja nietolerancja laktozy to wymysł, że w ogóle czegoś takiego nie ma. Dziwne jest jednak to, że na sklepowych półkach widzę coraz więcej produktów bez laktozy. Ja głównie staram się unikać produktów zawierających laktozę, niestety nie mogę zrezygnować z mleka. Czarna kawa jest okropna i niestety nie przyzwyczaję się do niej za Chiny. Kawa z mlekiem sojowym też mi nie podeszła w żaden sposób. Mam wrażenie, że w Niemczech nietolerancja laktozy, weganizm czy wegetarianizm już dawno stał się codziennością i praktycznie w każdej kawiarni, czy restauracji można otrzymać dania i napoje bez laktozy. Nawet w mojej firmie mam do wyboru 5 różnych rodzajów mleka w tym sojowe, sojowe waniliowe, kokosowe i bez laktozy. Będąc w Polsce niestety mam wrażenie, że jeszcze nie do końca jest to popularne, chociaż już w wielu sklepach można bez problemu kupić produkty bez laktozy jak np. Biedronka. Czytając skład wszystkich tych produktów mam jednak wrażenie, że zawierają one o wiele więcej cukrów niż "normalne" mleczne produkty i nie jestem tym zachwycona. Dlatego właśnie staram się wyłączyć z diety większość produktów z laktozą, czy też bez, ale też nie da się ze wszystkiego zrezygnować.
Moja nietolerancja nie została stwierdzona przez lekarza. Na podstawie obserwacji własnego ciała i jak reaguję na różne produkty, po wyłączeniu zwykłego mleka i produktów mlecznych stwierdziłam, że czuję się o wiele lepiej. W dzieciństwie miałam skazę białkową, więc myślę, że tak znikąd to się też nie wzięło. Do tego nie jem jajek, co prawda nie zawierają laktozy, ale po nich też się źle czuję - wzdęcia, bóle brzucha 
czasem i biegunka. Cały program. 
A jak to jest u Was? Może macie jakieś rady, jakieś fajne sprawdzone produkty godne polecenia, które nie zawierają aż tak dużo cukrów?

31 października 2017 , Komentarze (4)

i zabieram się do magisterki. Wstałam dzisiaj bardzo późno, ale się wyspałam. Od razu po wstaniu zrobiłam sobie Jogę i trochę mi lepiej.
Na śniadanie płatki gryczane na 100 ml wody i 100 ml mleka, siemię lniane, borówki, suszona żurawina i łyżka masła orzechowego. Mleko 1,5% bez laktozy pomieszane z ryżowym. Całość ok. 360 kcal. Do tego kawa, niestety z mlekiem bo czarnej nie wypiję jak nie muszę. 
Na obiad planuję łososia na sałatce z zielonymi kaparami, ogórkami korniszonami, odrobiną słonecznika i żurawiny oraz z olejem lnianym i z orzechów włoskich. Na kolację, jeszcze nie wiem, wyjdzie w praniu. 

Od jutra wyzwanie "Listopad bez słodyczy", także trzymajcie kciuki.

***
Szybko zaktualizuję wpis. Jak pisałam wcześniej, na obiad smażony łosoś na sałatce. Policzyłam wszystkie składniki nawet trochę z nadwyżką, bo nie mam tutaj wagi. W "najgorszym wypadku" wyszło mi ok. 710 kcal. Myślę, że tragedii nie ma. Do obliczeń użyłam stronki PoTreningu.pl (
http://potreningu.pl/calculators/calories) bardzo przydatna. 
Uważam, że jak jedzonko ładnie wygląda, to i lepiej smakuje. Nawet sprawia mi to przyjemność, jeśli akurat jestem w domu. (losos)

Dorzuciłam parę pomidorków koktajlowych. Korniszony z papryczką chilli. Do kupienia w Biedronce. Mój tato się pomylił i przez przypadek kupił mi takie, ale mają inny, ciekawy smak. Podczas smażenia łososia na oleju kokosowym, dorzuciłam pokrojoną papryczkę z korniszonów. Ile w takiej małej papryczce było ziaren. (strach) 

W kalkulatorze można sobie dodać więcej posiłków i zliczyć np. cały dzień :) Bardzo fajna sprawa. Polecam, nawet żeby orientacyjnie policzyć. Lecę dalej cisnąć projekt. Trzymajcie się. :*

29 października 2017 , Komentarze (9)

Załamki ciąg dalszy...Miałam w weekend podgonić tak magisterkę, że aż miało furczeć...Taa...coś zrobiłam, ale nie jest to powód do dumy. Jutro po pracy i we wtorek mam czas, żeby ogarnąć dupę i do tego przysiąść, bo 01.11 na konsultacji dostanę porządną zjebę...właściwie z pustymi rękami nie mam co się tam nawet pokazywać u mojego promotora. Nic, tylko się powiesić. Ta magisterka kłodą mi jest...

***

Od wczoraj zaczęłam na YT robić proste ćwiczenia na rozciąganie przygotowujące do szpagatu i Jogę dla początkujących. Już po wczorajszym treningu zauważyłam różnicę. Plecy mnie nie bolały, mięśnie wiadomo trochę, ale generalnie samopoczucie, jeśli chodzi o trening, na plus. Dzisiaj też zrobiłam 45 min Jogi i mam nadzieję, że da to jakieś efekty za jakieś 2 tygodnie. Póki co nie mogę się zmusić do żadnego cardio. Po prostu mi się nie chce. Za każdym razem jest to samo. Mam zryw na trening, a potem po tygodniu już mi mija. Jestem ostatnimi czasy tak wypompowana, że nie mam na nic siły. Niemoc mnie wzięła. Przydałby mi się jakiś urlop, tak z tydzień. Nawet weekend w jakimkolwiek innym miejscu byłby zbawienny. Nic nie robić i odpoczywać...

24 października 2017 , Komentarze (2)

Wiecie co?
Lubię czytać Wasz pamiętniki. Jakoś mnie to motywuje do tego, żeby sama dalej ciągnąć to co zaczynam, mimo, że kompletnie nie mam na to siły i ochoty. Zazdroszczę tak wielu z Was wytrwałości i tego, że potraficie same siebie zmotywować.
Jeszcze nawet nie zaczęłam, a magisterka już mnie przytłacza...Do tego praca, chociaż z niej jestem zadowolona i parę innych problemów natury osobistej. Dzisiaj dobiła mnie jeszcze jedna kwestia i muszę sobie najpierw wszystko poukładać w głowie. Mam załamkę, już dawno takiej nie miałam. Wszystko traci sens i najchętniej bym się położyła do łóżka i nie wstawała. Wiem, że niestety tak się nie da. 
Po dniu owsiankowym spadło mi ok. 1 kg, przede wszystkim woda, toksyny i wszystko co zalegało. Na drugi dzień czułam się o wiele lżejsza, co było na prawdę świetnym uczuciem. W ciągu dnia byłam trochę głodna. Był to mega cutt kaloryczny, więc jest to na swój sposób wyniszczająca dieta. Biorąc jednak pod uwagę, że to tylko taki jeden dzień, straty nie są moim zdaniem zbyt wielkie. Następnego dnia odżywiałam się już normalnie. 

***
W dzisiejszym dniu mało co tak na prawdę jadłam. W lodówce praktycznie światło i mleko więc też zjadłam jakieś płatki owsiane, bo już nie miałam kiedy zrobić zakupów. Generalnie będąc w swoim mieszkaniu mało co jem i raczej się pilnuje. Nie jem słodyczy, nie rzucam się na jedzenie. U rodziców jest jakaś masakra. Jakbym nie jadła tygodniami. Nie wiem w czym jest problem.
Miałam dzisiaj w planach poćwiczyć, ale na to też już siły nie miałam. Oglądałam serial. Na usprawiedliwienie dodam, że poczyniłam jakieś kroki w magisterce, bo znalazłam materiały, na których w weekend będę opracowywać koncepcję. 
Jutro, mam nadzieję, będzie lepszy dzień...oby.