Pamiętnik odchudzania użytkownika:
laauraa

kobieta, 34 lat, Opole

163 cm, 50.00 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: więcej ćwiczyć! :)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

19 października 2018 , Komentarze (3)

Jak dziwnie jest po latach czytać swoje słowa, odnajdować w nich dawną siebie, przeżywać przeszłość tak trochę, raz jeszcze. Jak dziwnie jest przyglądać się sobie, kręcić głową, nie wierzyć, że tamto życie, to było moje życie. Jak dziwnie jest wiedzieć, że przeżyłam to wszystko. Grubość, chudość, chorobę, diety, zmęczenie, zrealizowane już dzisiaj marzenia. I cholera, tyle nas przecież jeszcze czeka. Między tym co kiedyś, a teraz wydarzyło się tak wiele. I jeszcze więcej się przecież wydarzy, bo budząc się codziennie rano gonimy to kiedyś, które zbliża się, oddala i łapiemy niezdarnie te krótkie chwile, spojrzenia i słowa, dla których warto się budzić i przeżyć zimę. Bo to jedno w tym całym dziwnym życiu się jakby nie zmieniło. Wciąż nie znoszę zimy, zimna i grubych kurtek, pod którymi wciąż czuć chłód. Powoli jednak uczę się dostrzegać plusy, w każdej porze roku, na siłę łapiąc ciepłe wspomnienia ze świąt, z długich nocy, rozpoczynających się tuż po 16:00. Bo znowu bez wyrzutów zjem czekoladę, wypiję grzane piwo z miodem w towarzystwie przyjaciół i zamówię na kolację największą pizzę. Nie pamiętam już jak to jest liczyć kalorie i odmierzać czas do posiłków. Może tak jak minęła moja niezdrowa fascynacja chudością, tak minie mi kiedyś rozsądne nielubienie śniegu. Czas płynie, czas pokaże. Przeżyć trzeba wszystko, każda porażka uczy nas czegoś i po czasie często pokazuje, że żadną porażką przecież nie była. Chociaż powrót do wagi sprzed diety porażką byśmy przecież nazwali, ja to widzę to w zupełnie innych kategoriach. Czytam Małeckiego, Myśliwskiego i Rienta. Zachwycam się stwarzaną przez nich w słowach rzeczywistością. We wspomnieniach stoję na końcu świata, dotykam zimnego jak lód oceanu i patrzę na najpiękniejsze plaże Europy. Widzę chmury dotykające koron drzew i zachody słońca przyprawiające o zachwyt. Słyszę słowa, które brzmią we mnie ciągle i pozwalają jeszcze wierzyć, że coś potrafię, że beze mnie to ciężko. Awansowałam w ciągu trzech miesięcy i odkryłam, że naprawdę da się lubić swoją pracę, a niektórzy ludzie pojawiają się w naszym życiu, by dokonać w nim cudu i zmienić nas na lepsze, a później otwieramy oczy i nagle znikają. I nie wiem co dalej, bo jednak to życie, nie żaden sen i nie można mieć przecież wszystkiego, a jego płynność polega na tym, że raz jest dobrze, raz źle, raz byle jak, a czasem nawet nie ma nic. Mimo, że bardzo chcemy, to czasem jeszcze nie ten czas. I nie trzeba z tym walczyć, trzeba się pogodzić i albo stanąć w miejscu, albo szukać dalej. A najmniej istotna w tym wszystkim jest chyba nasza waga, bo najlepsze co mnie spotkało wydarzyło się właśnie wtedy, gdy nie myślałam o tym, czy moje nogi nie są zbyt grube, a ciasto zbyt kaloryczne; gdy jedzenie przestało mieć większe znaczenie; gdy pojawił się człowiek; ambicje i cały ten różnorodny świat. Gdy wygrzebałam z siebie odwagę i szczęście, które mieści się w rozmiarze L. Dlatego po czasie nigdy nie powiem, że poniosłam porażkę, bo mój brzuch był chudy, a teraz nie jest. I zrozumie to chyba każdy kto przeżył całe to piekło związane z zaburzeniami odżywiania. 

1 stycznia 2016 , Komentarze (14)


CZEŚĆ! 

Hura! Mamy nowy rok! Dla wielu jest to czas postanowień i impuls do zmian. Czas refleksji nad przeszłością i wizualizacja przyszłości. Czas, w którym najlepiej zaczynać i wkraczać w nieznane. Każda myśl i każdy pomysł, którego jeszcze wczoraj nie mieliśmy odwagi wykonać, dzisiaj jest już do zrobienia. Nieważne, w którym miejscu naszego życia jesteśmy, dzisiaj przewracamy kartkę i przyglądamy się pustej stronie. To co minęło możemy spróbować przerobić i napisać od nowa. Nie było idealnie, ale teraz będzie! Popełniliśmy tyle błędów, tym razem ich unikniemy! Czujemy siłę, mamy moc! Moc Nowego Roku.

A wiecie co? GUZIK PRAWDA.


Nowy Rok przypomina mi jedynie, że czas płynie. Zapierdziela do przodu, a ja jak głupia próbuję nadążyć.

  • Znajdę męża w 2016 roku?
  • Przeczytam 216 książek w 2016 r.?
  • Schudnę 16kg?
  • Wykonam 216 dobrych uczynków?
  • Obejrzę tyle samo filmów?
  • Nauczę się mówić w 16 językach?
  • Czy może w końcu odwiedzę 16 miast świata? 
  • Wróć! 216 miast świata
  • albo nie- 2016 miast świata, jak szaleć to na całego!


Kiedyś naprawdę spisywałam sobie moje wszystkie ambitne postanowienia, które w Nowym Roku wyglądały tak bardzo realnie i świeżo na tej mojej czystej kartce życia. Zapominałam jednak, że już po miesiącu, a nawet po tygodniu Nowy Rok traci swą moc i staje się Starym Rokiem. Coraz częściej zaglądałam wstecz, a zapiski na białej kartce dyktował mi los, nie ja sama. Biel blaknie, łatwo się brudzi i robią się na niej kleksy. Dlatego ja nie przewróciłam kartki, nie zmieniłam zeszytu. Dalej piszę w tym samym, starym, grubym i wysłużonym notesie. Zachowuję ciągłość.

Świętując wczorajszego Sylwestra, tuż po północy padło pytanie:

- to jakie macie postanowienia?

I chórem zgodnie, jak na zawołanie posypały się najczęściej prośby o kilka kilo mniej.

Trzymam kciuki za realizację celów moich znajomych i Was wszystkich. Trzymam kciuki byście nie zapomnieli po kilku dniach, że coś sobie założyliście. Ja przyznaję sama przed sobą, że nie mam motywacji Nowego Roku.

„Dla mnie to nic. Nowe millenium, nowy wiek czy nowy rok. Dla mnie to jeszcze kolejny dzień, kolejna noc. Słońce, księżyc, gwiazdy pozostaną te same.”

Motywują mnie ludzie, motywują mnie sukcesy, własne słabości i inne wydarzenia życiowe. Niestety zmiana cyferki w kalendarzu nic dla mnie nie zmienia. Ja wiem, że bym poległa, gdybym coś sobie z tej okazji założyła.

Dlatego na wczorajsze pytanie nie odpowiedziałam: ZROBIĘ…

Odpowiedziałam: CHCIAŁABYM..

A co bym chciała?

Chciałabym nigdy nie utracić w sobie cząstki szaleństwa i spontaniczności.

Chciałabym by ten rok był taki, jak napis na podarowanym mi kalendarzu.


"ROK INSPIRUJĄCYCH PODRÓŻY"

Wepchnięto mi w ręce czyste kartki 2016 roku. Przyjęłam je i będę planować, zapisywać i marzyć. Bez postanowień, z dnia na dzień tworząc swoją przyszłość.


Losie liczę na Ciebie! 


PA :*

26 grudnia 2015 , Komentarze (7)


CZEŚĆ

Kochani!
Nie odzywałam się dawno i nie życzyłam Wam niczego, przepraszam!
Nadrabiam i odzywam się, chociaż życzyć już nie będę. 

Cały rok przecież życzę Wam jak najlepiej. Cały rok trzymam kciuki za Wasze sukcesy. A mechaniczne i automatyczne "Wesołych Świąt" już nic nie zmieni. Chociaż jeśli do tej pory wesołe nie były, macie jeszcze czas na zmianę. Niech takie się staną! 

Ja w Wigilię poszalałam. Była aż nadto wesoła. Wesoło machały do mnie pierogi, wesoło skakała rybka i wesoło wkroczyło ciasto niesione przez ciocię Halinkę, która uśmiechała się od ucha do ucha (nie tego w barszczu). Liczy się człowiek, nie jedzenie. A sięgając po kolejny kawałek, radość w oczach cioci większa niż uśmiechy dań ze stołów. Piekła dzień cały, a ja jem :) Dręczące myśli w mojej głowie wyparowały wraz z wyrzutami sumienia otulone smakiem jabłecznika. 

UDAŁO SIĘ. WOLNOŚĆ OD KALORII, WOLNOŚĆ OD NIEŻYCIA. 

W pierwszy dzień świąt za to zjadłam już trochę mniej. Po prostu nie miałam ochoty. Jedzmy zgodnie z apetytem, by nie trzeba było wspomagać się później ziołami na trawienie.  

Na szczęście w moim domu dań świątecznych dużo nie zostało. Ciasta już prawie nie ma. Moja rodzina coraz bardziej uczy się tego, by nie kupować i nie robić na zapas. Cieszę się z tego. 

A Mikołaj?
Nawet przybył. 

Kolejne święta za rok. Przed nami Sylwester. Ja na razie bez planów. Coś się wymyśli :) 

A Wy spędzacie końcówkę roku w jakiś wyjątkowy sposób? 

PA! :*

19 grudnia 2015 , Komentarze (13)


CZEŚĆ


Święta za dni kilka. Poszukuję osoby, która czuje ten klimat. Jest ktoś taki? Dajcie znać. Choinki ubrane, światełka pozapalane, miasta poozdabiane, a mi jak zwykle brak czegoś. I nawet pierogi jedzone bez poczucia winy i przeliczania ich na kalorie, nie przywracają mi radości ze świąt. 

Rok zatacza koło. 

Wiele się wydarzyło, coś zaczęło, coś skończyło. Znów będziemy sobie życzyć zdrowia, szczęścia i pieniędzy. A wcześniej tłoczyć się w przepełnionych sklepach goniąc za zakupami na ostatnią chwilę. 

Rok zatacza koło. 

A jego stałym punktem są między innymi te święta. 

Wiecie co? Chcę czy nie i tak się odbędą. Nikt nie wyprostuje taśmy i czas nie popłynie do przodu usuwając kolację wigilijną z kalendarza. Zróbmy więc może w tym czasie wyjątek. Jeśli ten klimat nie chce przyjść do mnie sam, ja ściągnę go do siebie. I nie zrobię tego tandetnymi ozdóbkami czy kolorowymi światełkami. To przerabiam tyle lat- nie działa. 

Wyciągnęłam wczoraj stary album ze zdjęciami. Przypomniałam sobie jak było kiedyś. Jak potrafiłam cieszyć się z choinki, jak wypatrywałam pierwszej gwiazdki, zasiadałam za stołem, rozpakowywałam prezenty i cieszyłam się z czasu spędzonego z rodziną. Widziałam prawdziwą radość na tych zdjęciach. I ludzi innych niż teraz. 

Czym pachniały wasze święta kiedyś i czy dzisiaj pachną tak samo?
Jakie jest wasze jedno, najlepsze wspomnienie? 

Moje jest proste: wielka, prawdziwa choinka stojąca w kuchni (mieliśmy wielką kuchnię i właśnie tam zawsze stała) i ja stojąca przed nią, gapiąca się na lampki, słuchająca cicho puszczonych gdzieś kolęd i zgarniająca z garnka jedzenie na talerz. Talerz ten kładłam później pod choinką i pisałam karteczkę: dla Mikołaja. Chciałam by zjadł coś w pracy, a tak naprawdę to była dziecięca strategia na sprawdzenie czy on istnieje i czy ubędzie jedzenia z talerza. 

Święta są magiczne gdy jest się dzieckiem.


PA! :*

13 grudnia 2015 , Komentarze (5)


CZEŚĆ :)


Najczęstszą porażką odchudzania jest zbyt duże skupianie się na nim. Przychodzi ten moment gdy podejmujemy tą trudną, przełomową decyzję i postanawiamy schudnąć, a oznacza to nic innego, jak to, że musimy zmienić coś w naszym życiu. Budzimy się rano myśląc o diecie, jemy myśląc o diecie, kończymy jeść i nadal myślimy o diecie, wychodzimy z domu myśląc o diecie oraz chodzimy spać myśląc o tym podstępnym postanowieniu diety! A żeby to były jeszcze myśli przyjemne! A nie są! Najczęściej są koszmarne i tak bardzo męczące, że prowadzą w końcu do katastrofy. Lawiny żarcia. I końca diety.

A ja kiedyś na początku mojej drogi, nie wiedząc nic o dietach, gubiłam tłuszczyk bez tych wstrętnych myśli w głowie.

JAK? DLACZEGO? I O CZYM WARTO MYŚLEĆ GDY CHCEMY SCHUDNĄĆ I NIE ZWARIOWAĆ NA TYM PUNKCIE?

Przedstawiam 10 rzeczy lepszych od diety, które zadziałają jak dieta!

1. Pasja, na której punkcie zwariujesz i która pochłonie większość Twojego czasu i myśli.

Uwaga! Lepiej by nie była to pasja do jedzenia, chyba żeee…

2. Pasja do zdrowego odżywiania!

Gdy świadomie, faktycznie  i autentycznie chcesz zamienić hamburgera z Mcdonalda na domowego hamburgera vege, wypiekanego z mąki jaglanej z dodatkiem tofu czy innych traw.

3. Sport! Ruch!

Zaczynamy się więcej ruszać = chudniemy. No oczywiste. Czasami wystarczy, że porzucimy samochód na rzecz spacerów. Eureka!

A gdy dodamy do tego wieczorne lekcje tańca lub rower lub rolki lub jogging no to… no sami wiecie.

4. Miłość!

Jesteśmy zakochani. Mniej jemy. Mniej śpimy. Żyjemy miłością, spędzamy wiele czasu z drugą osobą. W każdym razie nie myślimy o jedzeniu!

5. Nowa, wymarzona praca.

Jesteśmy tak bardzo pochłonięci nowymi wyzwaniami, że obżeranie się schodzi na dalszy plan. Kobieta sukcesu to raczej wykwintne sushi niż schabowy z kapustą.

6. Bogatsze życie towarzyskie.

Nowe znajomości, wspólne spędzanie czasu, organizowanie spotkań, imprez, ale i spokojne wyjścia do kina czy teatru. Często z jedzeniem w tle, ale i z ruchem, a nie w samotności zwiastują sukces.

7. Ciąża. Dziecko. Macierzyństwo.

Znacie osoby, które po urodzeniu dziecka schudły i nie wróciły do dawnej wagi? Ja znam!

Znam też drugą stronę medalu, ale kto nie spróbuje ten się nie dowie J A nowy członek rodziny na pewno zmienia życie.

8. Podróże.

Bliższe lub dalsze. Na kilka lub kilkaset kilometrów. Jemy, próbujemy, smakujemy, ale też dużo chodzimy i nie jedzenie jest tu najważniejsze.

9. Śmiech. Radość. Optymizm.

Szczęśliwi raczej pójdziemy tańczyć niż jeść do bólu brzucha.

10. Świadomość swojego ciała i zdrowia. Mądrość i równowaga.

We wszystkim.

 

Da się chudnąć, nie skupiając się na tym za bardzo. Czasami dzieje się to za sprawą dobrych rzeczy, czasami złych.

Ja zaczęłam chudnąć nieświadomie, poprzez kombinację niektórych powyższych punktów, ale do tekstu należy podchodzić oczywiście z dystansem i odrobiną humoru :)

Faktem jest jednak to, że najczęściej objadamy się z nudów, smutków i pustki w życiu. A gdy coś się zaczyna w tym naszym życiu dziać i zmieniać, gdy nie mamy już tak wiele wolnych wieczorów, a nasze myśli zaprząta jakiś cel lub hobby. Gdy kochamy i czujemy się szczęśliwe to nie cała tabliczka czekolady zjedzona na deser po sytym obiedzie będzie naszą nagrodą i radością życia.

Może objadamy się bo czegoś nam brakuje?

A jedzenie to słaby pocieszyciel.

 



PA :* 

6 grudnia 2015 , Komentarze (17)


CZEŚĆ :) 



MIKOŁAJKI! 


Ja już sobie dogodziłam na śniadanie takimi pysznościami:

I tak, wiem, dawno nie pisałam. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. No chyba, że usprawiedliwiają to takie fakty jak: 

1. Sen zimowy, w który zapadłam.

(wczoraj np. wstałam o 6:00 by zasnąć o 11:00 i spać do 14:00, a wieczorem położyć się po 20:00)

2. Codzienna praca, której mam dość i która wysysa ze mnie całą energię. 

(Tak, po nowym roku będę szukać nowej)

3. Wyjazd do Grecji, blog i całkowite wariactwo na punkcie podróży. 


(jak ktoś ma ochotę zapraszam: http://poza-granice.blogspot.com, uprzedzam jednak, że nie znajdziecie tam nic o diecie, ani o odchudzaniu)

Życzę Wam miłej niedzieli i jeszcze milszego poniedziałku, chociaż dla większości pewnie nie należy on do ulubionego dnia.

PA :*

:) 

15 listopada 2015 , Komentarze (15)

CZEŚĆ

Co się wczoraj wydarzyło każdy wie, każdy komentuje, każdy ocenia i szuka winnych. A w mojej głowie myśli są przeróżne. 

Wstaję rano. Robię kawę. Odpalam fb i zalewa mnie masa informacji na temat ofiar w Paryżu. Co się dzieje?! Jakie ofiary, jakie zamachy!? Spałam. Nic nie wiem. O co chodzi? Wchodzę na pierwszą lepszą stronę z wiadomościami, każdy portal krzyczy o terrorystach. Ponad 100 osób nie żyje. Strzelanina na ulicach miasta. Zakładnicy. Detonacje. Cały świat wstrząśnięty.

I ja wstrząśnięta.

Do czego zmierzamy? Co trzeba mieć w głowie i jakim człowiekiem trzeba być, by zabić siebie, a przy okazji setki ludzi?! Nie, to już zdecydowanie nie jest człowieczeństwo.

Jestem zła. Naprawdę zła.

To ja zawsze powtarzałam, że akceptuję każdą kulturę, każdą narodowość, każdą religię, zwyczaje czy kolor skóry. Powtarzałam, że nie ma znaczenia kto skąd pochodzi, że przecież wszyscy jesteśmy ludźmi i wszyscy powinniśmy się szanować. Nienawidzę rasizmu i prześladowań etnicznych. Zawsze twierdziłam, że należy oceniać poszczególne jednostki, nie narodowości.

W sprawie uchodźców nie bałam się. Kwestia zapewnienia im pracy i mieszkania mogła być problematyczna, ale jeśli chodzi o ich pochodzenie, nie miało to dla mnie znaczenia. Przecież ludziom należy się pomoc, a negatywne głosy, wiadomości o ich zbrodniach i brutalnych czynach zbywałam i tłumaczyłam celową nagonką na tych ludzi. 

Ale teraz mam wątpliwości.

Paryż, tak bardzo multikulturowe miasto. Czy to coś złego? Oczywiście, że nie.

Tylko właśnie w takich miejscach dochodzi do tak wielkich tragedii z udziałem terrorystów. Zamknijmy się na innych, nie wpuszczajmy odmiennych kultur do Polski. Unikniemy tragedii?

Jestem zła i mam co raz większą niechęć do wyznawców religii islamskich. 

Niestety. 

No bo jak odróżnić tych normalnych, od tych chorych psychicznie? 

Jeden świat, tyle różnic. Niszczymy się nawzajem, zamiast poznawać. Nie tak powinno być.

Tylko jak być tolerancyjnym, gdy tolerancja może prowadzić do takich tragedii??

11 listopada 2015 , Komentarze (12)


CZEŚĆ :)



Marzenia.

Każdy je ma.


To takie dziwne twory, że mogą żyć w naszym umyśle bardzo długo, uśpione i zakopane gdzieś pod stertą codzienności. Od czasu do czasu pukają, wychylają się, proszą o naszą uwagę, ale są odtrącane i spychane na dalszy plan. A to właśnie one powinny wyznaczać kierunek w życiu.

Bo po co żyjemy? Chyba po to by z tego życia czerpać radość. A nie ma większej radości niż moment, w którym te nasze marzenia w końcu dopuszczamy do głosu i przy odrobinie wysiłku stają się rzeczywistością.  

Tyle razy słyszałam:

Chciałabym, ale przecież nie mogę.

Chciałabym, ale nie potrafię

Chciałabym, ale się boję

Chciałabym, ale…

A jeśli chcesz, to możesz! Tylko musisz próbować i nie zagłuszać tego głosu w głowie, który szepce, mówi i krzyczy: nie chcę być tylko marzeniem, a chcę być celem. 

Marzenie przekształcone w cel to już jakaś malutka część sukcesu. Teraz tylko podejmujesz odpowiednie kroki, działasz i BUM! Dzieje się! Zdajesz sobie sprawę, że wcale nie było to takie trudne!

NAGLE JESTEŚ NAJSZCZĘŚLIWSZYM CZŁOWIEKIEM NA ŚWIECIE. 

Życie jest za krótkie. Nie pozwólmy na to, by później czegoś żałować. 

MARZYCIE? 

8 listopada 2015 , Komentarze (12)



CZEŚĆ



Wczoraj było zdecydowanie za dużo: ciasta, alkoholu, paluszków, wafli ryżowych i słów. O ile to pierwsze się przetrawi i zapewne nie pozostawi po sobie śladów (albo w cycki pójdzie, prawda?), to już ze słowami gorzej. Byłam szczera jak nigdy, wygarnęłam pewnej osobie wszystko co siedziało we mnie od dawna. A czy czuję się z tym lepiej? Niekoniecznie.

Dzisiaj za to jest zdecydowanie za mało: snu, wolnego czasu (weekendy jakoś tak się kurczą, zamiast rozciągać jak czas w pracy) i za mało odwagi, bo wczorajsze słowa na trzeźwo już nawet przez myśl mi ciężko przechodzą. Dlatego przemilczę tu ich brzmienie i na razie zostawię to dla siebie. Niestety to co wypowiedziane już się „nie odpowie” podobnie jak co zobaczone „nie odzobaczy” .

I żeby nie było, nie wypiłam tyle, by stracić kontrolę nad tym co robię. Wypiłam taką ilość, by nabrać odwagi. Może alkohol jako środek na odwagę jest słaby, ale bez tego nadal udawałabym, że wszystko jest ok. Nie lubię mówić o sobie. Nie lubię mówić o swoich uczuciach. A gdy w grę wchodzą głębsze uczucia, które ktoś doszczętnie niszczy, to najczęściej przeżywam wszystko w sobie, myśląc że już na nie zwyczajnie nie zasługuję . A BŁĄD! Nie można być w czyimś życiu codziennie, a później bez wyjaśnienia, tak po prostu, zniknąć z dnia na dzień.


Czy można...? 

 


PA! :*

2 listopada 2015 , Komentarze (10)


CZEŚĆ

No to oficjalnie sezon na ŚWIĄTECZNY KLIMAT rozpoczęty. Teraz tylko wyczekiwać pierwszych reklam bożonarodzeniowych i piosenek świątecznych w radiu, bo bombki i choinki w sklepach już się u mnie pojawiły. Uroczo. 

I niby czasu zostało jeszcze mnóstwo, ale naprawdę nie obejrzymy się, a będziemy zasiadać do wigilijnej kolacji. A później świętować nowy rok. Więc może warto teraz trochę przycisnąć z naszymi celami dietowymi i treningowymi, by pod koniec grudnia móc się cieszyć z efektów. Bez narzekania, że znowu nic nie zrobiliśmy i tygodniami słodycze zajadaliśmy, więc za karę nie zjemy świątecznych smakołyków. 
A ZRÓBMY ODWROTNIE. Teraz mniej, by później sobie pozwolić na więcej :) Może warto. 

No ale dość o świętach. Bo się staję jak Tesco, Real czy Lidl zalewając klimatem świąt w listopadzie. Z lekka żenująco. 

Wczoraj prawie założyłam bloga. Było blisko. Bardzo blisko. Jednak pokonała mnie nazwa. Całkowicie zaskoczyła i nie pozwoliła ruszyć dalej. Siedziałam nad pustym polem i co wpisałam to kasowałam. Nic nie wymyśliłam. A to przecież nazwa nas reprezentuje i wyróżnia. Nie może być byle jaka. A do głowy przychodziły mi tylko byle jakie. Bo ja bym chciała pisać o podróżach, których jeszcze nie odbyłam, ale odbędę!! O kilogramach, których jeszcze nie zrzuciłam, ale kiedyś zrzucę, a jak nie zrzucę to zaakceptuję! Chciałabym pisać o zdrowym trybie życia, który staram się prowadzić! I o książkach, które czytam. I chciałabym aby wszyscy uwierzyli, że niemożliwe nie istnieje! I tak siedziałam nad tą nazwą dobre 20 minut, po czym stwierdziłam, że nie dzisiaj i nie teraz. Za bardzo byle jaka byłam. A może właśnie ta byle jakość mnie określa? W każdym razie kliknęłam czerwony krzyżyk i wróciłam do Vitaliowego pamiętnika. Tu jak w domu <3 


PA! :*