Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

W związku małżeńskim od 4 lat. Z kilogramami walczę od dłuższego czasu. 23.10.2013 urodził się mój synek Filip, który będzie moją największą motywacją w dążeniu do wyznaczonego celu. Przecież musi mieć super, fit mamusię :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 107140
Komentarzy: 1575
Założony: 3 kwietnia 2011
Ostatni wpis: 2 kwietnia 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
kikizafryki

kobieta, 38 lat, Poznań

165 cm, 85.60 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

16 października 2012 , Komentarze (1)

Od wczoraj ledwo się ruszam, tak okropnie bolą mnie plecy. Nie wiem czy lepiej mi na leżąco, siedząco czy stojąco. Pomimo tego postanowiłam iść dzisiaj na zumbę. Są dwa wyjścia albo to rozruszam i przestanie boleć albo jutro rano się z łóżka nie podniosę. Ale co kalorii spalę to moje zwłaszcza, że przed chwilą zjadłam nieplanowane 4 plastry żółtego sera.
Ciekawe czy do soboty mi przejdzie w końcu mam maraton zumby!

Wczoraj przygotowałam sobie na dzisiaj do pracy placuszki z ananasem i bananem z bloga Koraliny KLIK . Robiłam z dwóch porcji, żeby Pią też miał coś dobrego do jedzenia w pracy. Dziewczyny, niebo w gębie!!!  Do pracy zabrałam ok 10 sztuk z czego połowę zostało zjedzone przez moim kolegów i koleżankę z biura. Wołali jeszcze ale nie dałam, w końcu to mój obiad! Pią też zadowolony, bo mu koledzy z pracy zazdrościli. Także dziewczęta chwytajcie za patelnię i smażcie!

A teraz zbieram się na zumbę!


Dzisiejsze meni:

7.00 bułka z białym serem i pomidorem
11.00 to samo + ciasteczka Belvita 4 sztuki
13.30 ok 5 sztuk placuszków ananasowo bananowych
16.00 jogurt z płatami
podjedzone 4 plastry sera żółtego

na kolację ok 20 zjem zapiekankę z bułki, pieczarek, mozzarelli i pomidora. Pią powiedział, że mi zrobi ;)

14 października 2012 , Komentarze (6)

Kochane moje, dzisiaj nie podjadałam i podjadać już nie będę. Fakt, zjadłam czekoladę (jakieś 1,5 paska), ale z koleżanką Julcią dzisiaj zgodnie ustaliłyśmy, że czekolada kalorii nie ma. Czekolada to endorfiny, a te z kolei nie mają wpływu na tycie, wręcz przeciwnie. Wyrzuty sumienia w tym przypadku są więc zbędne.
Na dodatek jak mam ochotę coś podjeść stosuję technikę wizualizacji. Wyobrażam sobie siebie w krótkich spodenkach, obcisłej bluzce, jestem piękna, zgrabna i powabna . Pomaga, zobaczymy jak długo.

Dzisiejszy dzień w połowie spędziłam na uczelni, w drugiej połowie przed komputerem tworząc zaległe prace pisemne. Za chwilę biorę prysznic, wklepuję balsamy i wskakuję pod kołderkę. Czeka mnie ciężki tydzień.

Mój ukochany mąż ugotował dla mnie zupę serową z grzankami. Oczywiście, okłamał mnie, że jest to zupa dietetyczna, bo coś co ma w sobie żółty i topiony ser dietetyczne być nie może. Zjadłam pół miseczki, powiedziałam, że pyszne i nie narzekałam na kaloryczność, co by mój luby się nie zniechęcił.
Poprosiłam go o przepis i wstawiam poniżej. Zdjęcie nie jest mojego autorstwa (znalazłam w sieci), ale zupa wyglądała identycznie. Przepis zapisany dokładnie słowami Pią, on dyktuje, ja piszę:

"Bierzemy dwie marchewki, pół selera (to białe okrągłe), dwie pietruszki, 1/4 dużego pora,  skrzydło kury (takie ze sklepu, a nie od żywej). Warzywa obieramy. Do średniego garnka nalewamy wodę, wrzucamy do niego mięso i warzywa. 10 dkg żółtego sera ścieramy na tartce i zalewamy go połową szklanki mleka. Osobno kroimy cebulę i ją podsmażamy. Do naszego garnka w którym gotuje się skrzydło kuraka i warzywa wrzucamy cebulę, ser i dodajemy czosnek. Dodajemy też dwa serki topione. Oczywiście trzeba doprawić solą, pieprzem, ziołami prowansalskimi, bazylią i kto co lubi. Wszystko gotujemy do momentu rozpuszczenia się sera. Następnie wszystko blenderujemy, nalewamy do miseczki, dodajemy grzanki i jemy".
Koniec cytatu. Kto nie zrozumiał ma pecha, bo zupka była bardzo dobra ;)




Idę zobaczyć co u Was dziewczynki. Chudnijcie niech dieta będzie z Wami.

13 października 2012 , Komentarze (3)

Mam wrażenie, że dopadło mnie pewne schorzenie nazywane powszechnie odjutronizmem. Przecież do jasnej choinki (czy choinka może być w ogóle jasna?!)  przytyłam ostatnio, powinnam sama siebie kopnąć w tyłek i wziąć się do roboty. A co ja robię? Użalam się nad sobą, piję kawę i jem czekoladę. Mleczną. A mam taki piękny cel, taką piękną motywację. W grudniu będę się widziała z osobą (chłopakiem), któremu chcę pokazać co stracił (tak wiem głupie i próżne, ale cóż właśnie tak chcę - żeby pozazdrościł Pią pięknej i inteligentnej żony!). Wymarzyłam sobie, że założę kozaki na szpilce,  rajstopki, krótkie spodenki (których chyba nigdy nie miałam na sobie), jakaś fajna bluzeczka i niech mu się zrobią oczy jak dekielki! ...
Jak się nie wezmę za siebie to nici z moich planów. Balerony w spodenkach nie chodzą. Obcisłych bluzkach też. A wiecie co jest najgorsze? Wieczór. Nigdy nie miałam problemu z wieczornym podjadaniem, aż do teraz. Cały dzień trzymam się dzielnie, jem regularnie, małe porcje, zdrowo no i przychodzi wieczór i co? I klapa. To wpadną orzeszki, to winko, to znowu za dużo obiadokolacji. Później są wyrzuty sumienia i obietnica od jutra będzie idealnie. Nie jest.
Beznadziejny ze mnie przypadek.

Dzisiaj troszkę się opamiętałam (nie licząc paska czekolady) i mam nadzieję, że odjutronizm mi przejdzie.. Pią zaproponował na obiad pizzę więc ją zrobiłam. Wyszła przepyszna i chyba o mniejszej ilości kalorii niż ta zamawiana.



Przepis na ciasto (wyszły dwie takie jak na obrazku pizze)
1,5 szklanki mąki pełnoziarnistej pszennej
0,75 szklanki ciepłej wody
ok. 40 g drożdży
trochę soli

Obkład:
Pieczarki, papryka, papryczka chilli, czerwona fasola, szynka drobiowa, oregano i ser.
Strona pizzy mojego męża została pokryta zwykłym, żółtym serem, na moją część położyłam mozzarellę light.
Do tego zrobiłam sos czosnkowy (na bazie jogurtu)

11 października 2012 , Komentarze (1)

Bądźmy ze sobą szczerzy - przez ostatnie dni po prostu się opieprzałam. Przychodziłam z pracy jadłam byle co, brałam prysznic (o zgrozo nawet się nie balsamowałam!) i wskakiwałam do łóżka.
Ale koniec! basta! stop!
Dzisiaj wyszłam wcześniej z pracy, żeby pouczyć się do sobotniego egzaminu, ale z tego co się dowiedziałam przed chwilą egzamin przełożono więc wzięłam się za gotowanie. Gotuję krem brokułowo-groszkowy. Zdrowe i pożywne i Pią lubi. Na 19 zumba.
W planach na dziś mam jeszcze: zapłacić za maraton zumbowy, wziąć się w końcu za napisanie tych trzech prezentacji maturalnych, dodać ogłoszenie o korki z polskiego, balsamowanie, kremowanie i itp. Może do północy się wyrobię.

Co do spraw bardziej prywatnych. Bardzo zaniedbałam swojego męża. Mam wrażenie, że odsuwamy się od siebie, co raz mniej ze sobą rozmawiamy, że o seksie nie wspomnę :/.


7.00 dwie skibki chleba orkiszowego z białym serem, jajkiem, polędwicą sopocką
11.00 skibka chleba z białym serem pomidorem
14.00 serek homo waniliowy
16.00 biały ser (jakieś 150 g)  z pomidorem
18.00 będzie miseczka zupki o której mowa wyżej

Tak dziś grzecznie bez podjadania.

 

7 października 2012 , Komentarze (8)

Wczoraj byłam na spotkaniu ze swoją przyjaciółką i jej znajomymi. Zawsze mi o nich opowiada ale nigdy nie miałam okazji ich poznać, bo po pierwsze dzieli nas pewna odległość, a po drugie studiując zaocznie nie mogę tak często, jakbym chciała przyjeżdżać do Ostrowa. No, ale w końcu się udało - najpierw spotkałyśmy się w domku jednej z nich, później miałyśmy iść na imprezę. Szczerze mówiąc wynudziłam się jak mops, one ciągle gadały o pracy i wspólnych znajomych, których ja niestety (albo stety) nie znam. Później temat został pokierowany (czy można pokierować temat?!) na wykończenie mieszkania mojej przyjaciółki i jej chłopaka. No i zaczęło się. Od dawna wiedziałam, że ona trochę się zmieniła, ale nie wiedziałam, że aż tak. Cały czas nawijanka o pieniądzach. Lampę kupiła za 300 zł, na początku było jej szkoda pieniędzy, ale później uświadomiła sobie, że to są jej 4 godziny pracy; kogoś zatrudniła, kto w gruncie rzeczy nic nie wniósł do jej remontu, ale stać ją na to więc odżałuje te kilkaset złotych, kupiła kryształowe kieliszki do czegoś tam za jakąś magicznie wysoką kwotę, bo przecież ona ma pieniądze, a kieliszki są jak to powiedziała takie "efekciarskie". Luz. Powiodło jej się i jej koleżankom zresztą też, robią to co lubią i zarabiają "górę" pieniędzy. Ma swojego "ukochanego" faceta, którego zdradza na prawo i lewo ( a ja jestem jej alibi!), ale go nie zostawi, bo to prawnik i przynosi do domu prawdziwe pieniądze (jakbyśmy my z Pią zarabiali sztuczne). Paranoja, jak słuchałam tych przechwałek to, aż mi się niedobrze robiło. Kiedyś chodziłyśmy po lumpeksach teraz to dla niej wstyd i hańba. W końcu stać ją na markowe ciuchy. Luz. Ja też zarabiam i też mam jakieś tam pieniądze, ale jakoś nie brzydzi mnie kupienie na targu torebki za 15 zł albo jakiejś rzeczy używanej. Żyjemy w epoce pralek, proszków do prania i wszystko da się odświeżyć, a czasem można trafić na super ciuch! Nie mam na razie zmywarki i jakoś żyję, za to ona sobie życia bez niej nie wyobraża.
Tak mi to wszystko zepsuło humor, że później na imprezie nie miałam nawet ochoty potańczyć. Do teraz czuję się jakoś dziwnie, sama nie wiem czemu.


A co do dzisiejszego dnia - mama właśnie szykuje mi wałówkę do Poznania, więc jest szansa, że do wypłaty nie umrzemy z głodu.

Na śniadanie zjadłam dwie parówki, pomidora i bułkę orkiszową.

Co dalej nie wiem, ale nie zamierzam się objadać.

6 października 2012 , Komentarze (6)

Utyłam. Wczoraj weszłam na wagę a tam 73,6 kg. Orzeszki, wieczorne podjadanie nie wyszły mi najlepiej. Dzisiaj dokładnie obejrzałam się w lustrze i widzę obraz nędzy, rozpaczy, niepotrzebnego sadła na i rozstępy. Wiem, że nigdy się ich nie pozbędę pomimo, że codziennie wcieram w siebie kremy i inne specyfiki. I jeszcze te pękające naczynka przekazane mi w genach przez Mamusię.
A propos mojej Mamusi - właśnie siedzę sobie w Ostrowie i jest mi bardzo dobrze. Jak ja kocham przyjeżdżać do domu sama w sensie bez męża. Czuję się tu wtedy jak księżniczka - śniadanie podane do łóżka, tata co chwilę pytający czy mi ciepło, czy chcę herbatki albo kawki albo cokolwiek, mama przygotowująca moje ulubione dania na dodatek odchudzone, bo ona też walczy z kilogramami. Jak przyjeżdżam z Pią to niestety rodzice się trochę hamują z tymi wszystkimi dobrociami dla mnie, bo mój mąż twierdzi, że i tak jestem rozpieszczona do granic możliwości, a tu jeszcze takie bajery i później mi się w głowie przewraca. No cóż, trochę prawdy to w tym może jest, ale która z nas nie lubi czuć się jak księżniczka ??

Dzisiaj wieczorem mam spotkanie z przyjaciółkami, pewnie jakaś impreza taneczna z tego wyjdzie.  Przynajmniej spalę trochę kalorii.

Meni dzisiejszego nie piszę, bo pewnie i tak ulegnie zmianie. Nawet nie wiem co mama szykuje na obiad.

1 października 2012 , Komentarze (3)

Dzisiaj miałam spojrzeć prawdzie w oczy i wejść na wagę, ale, że dostałam @ z prawdą zmierzę się za tydzień.
Szczerze i bez bicia przyznam się, że ubiegły tydzień był tragiczny, a piątek był jednym z najbardziej krytycznych dni w mojej diecie. Zjadłam milion kalorii i w ciągu godziny zdążyłam się rozpłakać, śmiać się do łez i zezłościć. PMS. Podziwiam mojego męża, że to wszystko znosi i wytrzymuje z taką wariatką, ja chyba dawno bym się na jego miejscu wyniosła. Na dodatek spełnia moje zachcianki i gotuje! A ja głupia tego nie potrafię docenić. Ech.
Dzisiaj na obiad dostałam dwa dania - pierwsze - jedna mała nabiereczka wczorajszej zupy (krem z groszku i kalafiora) i spagetti. Obie potrawy zrobił Pią. Pycha.

A aktywności fizycznej jutro i w czwartek zumba, do brzuszków nadal nie mogę się zmobilizować.

Dzisiaj zjedzone:

7.00 owsianka z bananem i kilka kulek winogrona
12.00 serek homo brzoskwiniowy
15.00 jogurt z musi
18.30 trochę zupki i spagetti


27 września 2012 , Komentarze (1)

Na początek ogłoszenie parafialne - 20.10.2012 od 10.00 w Poznaniu będzie maraton zumby. Ja idę,gdyby któraś z Was miała ochotę mi potowarzyszyć byłoby miło - razem raźniej. Po szczegóły KLIK 

Ostatnio brakuje mi na wszystko czasu - zaraz  też zmykam na zumbę. Na szczęście przyszły tydzień będę miała luźniejszy. Dietowo trzymam się bardzo dobrze, z ćwiczeniami tak średnio - jak na razie dwa razy w tygodniu chodzę na zumbę, w planach mam też brzuszki i dywanówki ale jak na razie to tylko plany. Może się wezmę i rano będę brzuszkowała.

Wiem, że skaczę z tematu na temat, no ale chciałabym Wam tyle napisać, a moje myśli to jeden wielki chaos. Wczoraj byłam w kinie na "Jesteś Bogiem". Wychowałam się na kulturze HH, K44, Molesta, Grammatik, PFK, Wzgórze Ya-Pa, WWO - to zespoły których do dzisiaj słucham i mam wielki szacunek do ich twórczości. Miałam też to szczęście być na koncercie PFK jak jeszcze żył Magik. Byłam bardzo ciekawa tego filmu i powiem szczerze nie zawiodłam się. Film zrobiony genialnie. Brakowało kilku szczegółów z życia Magika, brakowało mi też pokazu ich koncertów, ale poza tym rewelacja. Na końcu filmu polały się łzy. Dziewczyny, na prawdę warto zobaczyć!

Dobra kochane zmykam, może po zumbie coś jeszcze naskrobię.

Wasza KikiZAfryki

23 września 2012 , Komentarze (5)

Zaczęło się  - szaro, buro, ponuro i zimno. Pierwsze zajęcia na uczelni za mną. Zmarzłam jak nie powiem co, pomimo, że na zajęciach siedziałam w kurtce.

Właśnie siedzę sobie pod kołderką i się grzeję. Przed chwilą zjadłam 6 placuszków Nigelli jedne z  dżemem truskawkowym drugie z bananem. Są bardzo dobre. Odłożyłam kilka dla Pią i 6 zapakowałam do pudełeczka na jutro do pracy. Przepis znajdziecie na blogu
QchniaWege. Czuję się najedzona.

Poza tym w moim życiu nic się nie dzieje, pustka. Leczę rany, po kimś, kto nigdy nie powinien pojawić się moim życiu.

A na jutro na obiad ugotuję zupę marchwiową!


Ahoj!

20 września 2012 , Komentarze (2)

Dziękuję Wam za słowa wsparcia i za to, że mogę na Was liczyć.
Słowo wyjaśnienia - cała sprawa nie ma związku z moim Pią, on jest na prawdę kochany i czasem zastanawiam się jak on ze mną wytrzymuje, bo wiem, że to nie łatwe.

A teraz pozytywnie - byłam na zumbie i od razu poczułam się lepiej. Brakowało mi tego, wyskakałam się, pokręciłam tyłkiem i zaczęłam się uśmiechać  :)

A dzisiaj zjadłam mało, ale jakoś nie miałam ochoty:

7.00 dwie skibki chleba orkiszowego z jajkiem, twarożkiem i polędwicą
11.30 pół kostki sera białego chudego, dwie łyżki konfitury z aronii (własnej roboty)
15.00 trochę startej marchewki
18.00 pół miseczki leczo