O matko siły nadal nie mam. Jestem senna i pocę się. Wczoraj spałam 12 godzin w nocy, 1 do południa, 2 po południu i prawie godzinę wczesnym wieczorem. Nic nie mogę z tym zrobić, bo oczy mi się same zamykają i padam. Jem sporo, żeby się wzmocnić. Także węglowodany i tyję na potęgę. Już mi przybyło ponad 2 kilogramy. Miesiąc odchudzania zmarnowany. Już nie wiem jak dojść do formy. Mam tabletki z żeń szeniem, ale ich nie powinny brać osoby o podwyższonym ciśnieniu. O ćwiczeniach jeszcze nie myślę, bo kondycja zerowa. Od piątku chcę rozpocząć znowu dietę, a od poniedziałku ćwiczenia. Czy mi się uda? Czy nabiorę siły do tego czasu?
Dziś jadę z Krzyśkiem do miasta. Będę w bibliotece. Czekają mnie przyjemne chwile, bo uwielbiam biblioteki, regały pełne książek i nastrój. Idę też do Darka. Pewnie poplotkujemy na temat wesela. Mnie utkwiła w pamięci kobieta grubo po siedemdziesiątce, która tańczyła cały czas do późnego wieczora i rodzice pani młodej. Oboje ważyli powyżej stu kilo na pewno i bawili się bez przerwy. Skąd brali energię? Gdzie moja kondcja? Czemu jestem taka słaba i mało wydolna fizycznie i to przez całe życie? Już jako dziecko byłam słabsza. Zamiast szaleć czytałam książki, albo grałam w gry czy rysowałam. Gdy próbowałam się przemóc mdlałam. Pamiętam jak zemdlałam na koloniach w czasie gimnastyki porannej i w szkole na lekcji W-f. Niby nauczyłam się żyć spokojnie i zaakceptowałam brak fizycznej krzepy, ale czasem mnie to wkurza...