Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (20)
Ulubione
O mnie
Archiwum
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 37943 |
Komentarzy: | 265 |
Założony: | 16 maja 2011 |
Ostatni wpis: | 28 sierpnia 2023 |
Postępy w odchudzaniu
Historia wagi
dzień 264 - trzeba się w końcu zważyć!
Ostatni tydzien to byla totalna dietetyczna porazka, oczywiscie przytylam. I wcale sie nie dziwie - byly chipsy, pizza, lody, ciasteczka, mnostwo piwa. Ale nie zaluje, bylo mi to potrzebne po tych 8 miesiacach diety, a zrzuce szybciutko :) Wiec wracam do diety :)
Z ruchem tez nienajlepiej, tylko spaceruje, nic innego mi sie nie chce. Musze sie zmobilizowac.
Mam juz zaplanowana podroz poslubna :D Mam malutko urlopu, wystarczy mi tylko na tygodniowy wyjazd, wiec stwierdzilam, ze nie warto jechac za granice - roznice cenowe miedy tygodniowymi, a dwutygodniowymi wakacjami sa takie male, ze na tydzien na prawde sie nie oplaca. Do jakiegos "cieplego kraju" pojade na 2 tygodnie w przyszlym roku (moze w kwietniu?), a zaraz po slubie Szczawnica :D Piekne widoki, spacery, opalanie nad Grajcarkiem - relaks i aktywny wypoczynek :D Oby tylko pogoda dopisala ;)
A teraz wracam do pracy, czeka mnie jeszcze 2,5 h siedzenia (nudzenia sie) w biurze.
Porazka za porazka, dieta w tamtym tygodniu istniala w mojej swiadomosci tylko rano, popoludnia i wieczory masakra. Waga pokazala dzisiaj 64,5 kg - powolutku rosnie. Trzeba sie wziac w garsc! Przynajmniej z cwiczeniami jest ok. Im jestem szczuplejsza tym mniejsza motywacja.
Przedwczoraj mialam totalny kryzys dietowy - na kolacje pozarlam tyle, ze szkoda gadac - strasznie nieudany dietkowo tydzien. Wczoraj juz bylo super, ale dzisiaj moge znowu zawalic. Mecz = duuuzo pokus. Mam ambitny plan przegryzac tylko marchewki i kalarepe, zadnych chipsow i paluszkow. Ale juz od piwa nie mam zamiaru sie powstrzymywac. Takze zobaczymy jak to dzisiaj bedzie ;)
W pracy takie nudy, ze masakra, zero faktur, maili tylko kilka w ciagu calego dnia. Strasznie to meczace tak siedziec przez te 8h i totanie nic nie robic. Bo ilez mozna siedziec w internecie, juz przegladnelam praktycznie wszystko co sie dalo. Ale jeszcze tylko niecala godzina i do domku :)
Wpadka za wpadka, wczoraj na kolacje pozarlam porcje sushi i 2 kawalki pizzy :( na szczescie waga nie wzrasta, od kilku dni utrzymuje sie na poziomie 64,3 kg. To zalamanie zwalam na pogode - w takich warunkach to chce sie tylko lezec na kanapie pod kocykiem i jesc.
Ale zeby nie bylo, ze mi tak tragicznie idzie - wzielam sie za cwiczenia :) Luby kupil mi na dzien dziecka fitness na PS i ostro cwicze ;)
I znowu dawno nie pisalam, w pracy jest w miare co robic, wiec nie bardzo mam czas ;) Weekend to byla dietetyczna tragedia, nawet nie ma co mowic. Wczoraj mialo byc juz idealnie, ale tez sie nie udalo - po pracy pojechalam czatowac pod Sheratonem na reprezentacje Holandii (za namowa i w towarzystwie Lubego). Udalo mi sie dostac do srodka do hotelu, a konkretniej do hotelowej restauracji, juz nie bede sie rozpisywac jak ;) pilkarze przechodzili doslownie 3 metry ode mnie, no ale wada taka, ze jak juz sie siedzi w restauracji, to trzeba cos zamowic - pozarlam pyszna salatke, ktora niestety nie byla zbyt dietetyczna ;)
A jeszcze w tym tygodniu Boze Cialo - mam problem z trzymaniem diety w dni wolne, jakos tak wiecej pokus. No nic, mam nadzieje, ze jakos sie do slubu wyrobie z tym odchudzaniem ;)
Dzisiejsza waga 64,0 :D Pomierzylam sie i wszedzie oprocz ud spadki - wredne te uda. Odkad schudlam nie moge powstrzymac sie od zakupow - wczesniej mialam do nich totalna awersje. A wczoraj wydalam zdecydowanie za duzo pieniedzy na ciuchy ;) Ale przynajmniej kupilam kilka fajnych rzeczy, w tym switna czarna mini spodniczke ;)
musze w koncu tu wrzucic jakies swoje zdjecie, ale caly czas sie ociagam, bo wiem, ze jeszcze schudne - po co sie chwalic tym tluszczykiem ktory jeszcze teraz jest ;) no ale jeszcze to przemysle :)
A teraz do pracy, koniec siedzenia na Vitalii na dzis :)