Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Jak ja nie lubię pisać o sobie, ale skoro mnie zmuszają to już powiem. Co lubię? Całkiem zwyczajne: lubię leniuchować z dobrą książką, słuchać mojej ukochanej muzyki i spotykać się z ludźmi, przy których nie przestaję się śmiać :D Czemu się odchudzam? Żeby się wreszcie wbić w te jeansy i żeby wejść po schodach bez zadyszki! A co! :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 91916
Komentarzy: 1265
Założony: 18 lipca 2011
Ostatni wpis: 12 stycznia 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
areyouserious

kobieta, 36 lat, Warszawa

172 cm, 82.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

1 lutego 2013 , Komentarze (9)

Hej Piękne!

Czy wy też macie dzisiaj taki jakiś dziwny nastrój? Jejku, jak mi się totalnie nic nie chce!!! Ale tak na maksa, nawet na kompie mi się siedzieć nie chce, czy oglądać seriali, a to już jest dziwne! Mam zamiar zrobić naleśniki, ciasto właśnie się odstaje, chciałam trochę ogarnąć pokój, bo po powrocie przypomina pobojowisko, ale przerwałam i zaczęłam pisać wpis.



Co do mojej wagi. Wczoraj pokazała 79,5 kg. Dzisiaj stanęłam z ciekawości i ta pokazuje mi spadek do 79,1 kg. Stanęłam jeszcze raz i tym razem 78,7. Jeszcze raz i znowu 78,7. Kobieto zdecyduj się w końcu! Bo ja już nie wiem, czy ja mam ci baterie wymieniać, czy to ze mną coś dziwnego... Wczoraj było idealnie...do wieczora! No debil ze mnie do kwadratu. Pięknie mi szło, wracałam z pracy do domu z poczuciem zwycięstwa, a w domu zrobiłam napad na lodówkę i się zaczęło, a to plasterek sera, wędliny, kanapka z dżemem. itp, itd. Jak dzisiaj patrzę, to ta sytuacja nawet była zabawna. Bo czułam się, jakby walczyli we mnie anioł z diabłem. Anioł mówił, kobieto ogarnij się, cały dzień idealny, pięknie ćwiczyłaś, znowu nie skusiłaś się na pizzę (tak, tak, znowu się trafiła) a teraz coś takiego?! Ogarnij się, przestań! A diabeł za to z cwaną miną wyciągał w jego stronę swój długi, czarny środkowy palec i syczał fuck off, będę robił to na co mam ochotę. Paranoja!



Ćwiczyć dzisiaj nie będę. Nie dość, że mam przeokrutnego lenia, to jeszcze przeokrutne zakwasy. Więc chyba dzisiaj odpocznę.

Dobra Kochane kończę dzisiaj, bo naprawdę mi się nie chce. Chyba pójdę niedługo spać.

Trzymajcie się dzielnie! Jak macie więcej energii ode mnie to mi trochę podeślijcie, bo będzie źle :/


31 stycznia 2013 , Komentarze (9)

Hej Piękności nad Pięknościami!

Dzisiaj piszę do Was już z domku. Jednak to prawda, że wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Swoje łóżko, swoje drobiazgi, w kuchni wiesz gdzie co leży, a dookoła znajome sklepy ze znajomymi produktami :) A skoro byłam w domu postanowiłam się zważyć. Cóż waga nie zaskoczyła mnie pozytywnie, wręcz odwrotnie. Był wzrost. Na szczęście nie jakiś olbrzymi (żegnaj 8 z przodu), ale jednak wzrost. Jak to zobaczyłam to się trochę podłamałam. I przez głowę przeszła myśl: "i po co mi to? i tak nie schudnę, tylko się męczę bez sensu, odmawiam sobie przyjemności..." itp., itd. Ale potem przyszła druga myśl: "Ty matole! Przecież to tylko i wyłącznie twoja wina, że nie ma spadku! Bo podjadałaś, bo się nie ruszałaś! A teraz jak się poddasz to waga będzie tylko rosnąć, rosnąć i rosnąć, aż dobijesz do 100 kg!". Więc szybko się otrząsnęłam z tych ponurych myśli, zjadłam zdrowe śniadanko, ładnie poćwiczyłam i nie mam zamiaru się poddawać! O nie! :D



Wczoraj dieta mogła być, chociaż wieczorem do kolacji dopiłam jeszcze kakao. I potem czułam się strasznie pełna, rano zresztą też, więc może dlatego waga taka większa. Marzenia! :) Dzisiaj na śniadanie była owsianka (chyba muszę zmienić na jakiś czas  śniadania, bo trochę zaczyna mi brzydnąć ;p). Potem planuję kanapkę z połówką grahamki. Nie wiem tylko co na obiad... w domu pustki i nie wiem, co sobie wykombinować. Jeszcze zobaczę... A na kolację serek wiejski, który muszę zakupić :)



Aktywność też już za mną :) wybrałam dzisiaj shred, ćwiczenia na nogi i rozciąganie. Razem około 50 minut! :) Jakie to super uczucie ćwiczyć! Czułam w ciele serotoninę, endorfiny, czy co tam się wydziela, kiedy mamy trochę aktywności :D Najlepszy polepszacz humoru na cały dzień, a dzień dzisiaj jak pewnie widzicie nie najciekawszy :/



Kończę już Piękne! Trzymajcie za mnie kciuki, żeby to był idealny dzień :D Ja za Was też trzymam :D Miłego dnia!

Jaką ona ma ładną twarz!

30 stycznia 2013 , Komentarze (7)

Kochane Moje Piękności!

Jesteście cudowne! Naprawdę! Bardzo żałuję, że na v. pod waszymi komentarzami nie można kliknąć "lubię to", bo to by było bardzo pomocne :) Dzisiaj czuję się trochę lepiej. Do tego stopnia, że z rana prawie godzinkę sobie poćwiczyłam i przypomniałam sobie, jakie to fajne uczucie się spocić i czuć to miłe palenie w mięśniach i tę satysfakcję, że się udało, a nie wyłączyło filmik w połowie, mówiąc, że tego się nie da zrobić. Da się! Wszystko się da, kiedy czegoś mocno chcemy! :D



Dieta, jak na razie idzie dobrze. Wstałam niestety dość późno, bo o 10:30, a miałam wstać o 8, ale niechcący wyłączyłam sobie budzik :/ Więc było późne śniadanie. Oto co w planach:

Śniadanie - owsianka (płatki owsiane górskie, otręby pszenne, zarodki pszenne, mleko, jabłko, cynamon, łyżeczka cukru)

II Śniadanie - kanapka (pół grahamki, sałata, serek paprykowy, plaster drobiowej wędliny, papryka) + pomarańcza

Obiad - zupa

Podwieczorek - nic lub marchewka

Kolacja - serek wiejski, lub lekka sałatka, lub jakaś kanapka.

To tak by wyglądało moje menu. Zero słodyczy i nieproszonych wpadek :)



Ruch też zaliczony a było to:

total dance fitness  - niech was nie przerażają te mamy, bo całkiem przyjemne ćwiczenia no i się bardziej spociłam niż na tych, o których wam pisałam wczoraj :)

ćwiczenia na nogi

10 minut na brzuch z Mel B  - och jakie to było przyjemne, chociaż czasami nie nadążałam za zmianami ćwiczeń :D śmieszy mnie kiedy ona mówi, że zaczyna się modlić, a jej ciało wskazuje na to, że mogła by i przez 50 minut robić te ćwiczenia :)

Rozciąganie.



Pogoda jest fatalna, szaro i pada, więc na razie idę poczytać książkę, potem posprzątam i popakuję się (dzisiaj wracam do domu :D), a może wieczorem w końcu usiądę nad mgr.

Dziękuję Wam jeszcze raz Kochane za motywujące słowa. Nie poddawajcie się i sprawmy, żeby nasze ciała wreszcie wyglądały tak:


29 stycznia 2013 , Komentarze (12)

Hej Piękne!

Coś nie tak dzieje się z moją motywacją. Cholernica ma jakieś wahania nastrojów, nie chce jej się, albo odzywa się nie w tych momentach kiedy potrzeba (np. kiedy jestem w pracy ma ochotę poćwiczyć). Czuję, że to ona mi chudnie, a nie moje ciało. Wiem, że jak teraz nie zrobię tego raz, a porządnie, od początku do końca, to potem będę się bawić z tym odchudzaniem do...nie wiem kiedy...A coraz trudniej mi jest prowadzić dietę idealnie, ćwiczyć...Jakoś po weekendzie sobie odpuszczam. Wczoraj miałam ćwiczyć i co? I PUPA! Coraz częściej też podjadam. Niby to nie jest nic wielkiego, tuczącego, ale jednak ziarnko do ziarnka, a z dupy szafiarka. Może wy mnie jakoś zmotywujecie? Możecie krzyczeć, kopać i w ogóle (tylko nie za mocno!)!!!



No to w poniedziałek nie ćwiczyłam, bo się zaczytałam (wymówki, pięknie). Ale dzisiaj już jakoś się zebrałam i zaraz po wstaniu zrobiłam 30 minut ćwiczeń (rozciąganie, brzuszki, przysiady, ćwiczenia na nogi). Po południu włączyłam sobie to: klik. Miałam nadzieję, że to jakiś wycisk, bo to ten sam koleś od bootcamp. Ale się bardzo rozczarowałam. Dla mnie ten układ w ogóle nie był męczący. Nie miałam przyspieszonego oddechu, pot nie lał się strumieniami, nawet kropelka nie spadła. Po pół godzinie zdziwiłam się, że to już...Cóż dla mnie ćwiczenia na naprawdę gorsze dni i mega lenia.



Z dietą też jest różnie. Ogólnie nie opycham się, nie wpadają mi jakieś wielkie grzechy, ale jednak podjadam czasami, albo jem większe porcje. Muszę się ogarnąć i przestać podjadać. Wiem, że mogę to zrobić! Jutro chcę żeby było idealnie! :)



Może to ta pogoda tak na mnie działa? (wymówki) Ale marzy mi się takie słońce jak tutaj, zamiast tej pluchy i deszczu.

Dobra kończę, bo dzisiaj humor wisielczy jakiś taki. Trochę poczytam, wezmę kąpiel i spać. A jutro kolejny pracowity dzień :)

Dobrej nocy Kochane! :*

P.S. Opieprzajcie do woli :)


28 stycznia 2013 , Komentarze (8)

Hej Piękności!

Przez weekend nie pisałam, ale starałam się być na bieżąco i cały czas czytać co tam u Was. A jak weekend minął u mnie? Sobota była bardzo leniwa. Wróciłam nad ranem z imprezy, więc spałam do południa, potem trochę się snułam i ruszyłam na spotkanie z koleżanką. Jak wróciłam, to byłam zmęczona, więc pooglądałam nowe odcinki mych seriali i znowu spać. A w niedzielę dużo miałam latania: odwiedzić rodziców, znajomego w szpitalu i jeszcze parę spraw do załatwienia. Wróciłam koło 21, kolacja i książka. Koleżanka pożyczyła mi tego Greya. Z ciekawości, co to takiego i czemu jest tyle szumu wokół tej książki, zaczęłam czytać. Na razie przeczytałam jakieś 50 stron. I mam takie mieszane uczucia, bo z jednej strony wciąga, ale z drugiej jest coś w niej co nie sprawia, że chcę wracać do niej w każdej wolnej chwili. Takie czytadło z dużą dawką seksu. Wkurza mnie też ta laska, trochę mi przypomina Bellę ze Zmierzchu - zupełnie nieciekawa, nijaka. Za to bardzo mnie ciekawi wątek tego Greya, czemu taki jest, ma takie upodobania, widać, że ma tajemnicę, coś się kiedyś musiało stać. A może nie? I pewnie przeczytam do końca, żeby się tego dowiedzieć.



No dobra, a teraz najważniejsze, czyli dieta. Jak wam pisałam jest ciężko, mam dziką ochotę na słodycze i przez weekend zaspokajałam ją kakaem (tak to się pisze?). W sobotę diety w ogóle nie było, bo wstałam z lekkim kacem i mój żołądek jakoś nie miał ochoty jeść regularnie i nastawiony był głównie na owoce i wodę, dużo wody :D W niedzielę postanowiłam, że będzie lepiej i bardzo ładnie się trzymałam, ale wieczorem skusiłam się na to kakao. W sumie tragedii nie ma. Nie wiem, ile ważę, czy schudłam, czy przytyłam, bo tu nie mam wagi. Jak tylko wrócę do domu to się zważę.



Ćwiczeń przez weekend nie było. W sobotę nie miałam siły, w niedzielę już nie miałam czasu. Trochę tylko sobie porobiłam przysiadów i ćwiczeń na nogi, ale to wiecie prawie żaden wysiłek. Więc dzisiaj, choćby się paliło, waliło ćwiczę. Albo wypróbuję Mel B., bo jedna z Was pisała, że po niej są dobre efekty na nogi, albo wypróbuję nowy program kolesia od BootCamp. Zobaczymy.



Dobra kończę już, bo jak zawsze mam masę rzeczy do ogarnięcia (praca, posprzątać, poćwiczyć, pouczyć się itp.) Trzymajcie się pięknie, nie załamujcie, bądźcie silne, niech wszelkie pokusy trzymają się od was z daleka :)

Czy ja wam mówiłam, że jesteście wspaniałe??? :*


25 stycznia 2013 , Komentarze (11)

Hej Piękne!

Dzień dzisiaj pracowity - zakupy już za mną, teraz pakowanie, mała przeprowadzka, a wieczorkiem na imprezę. Jeszcze w międzyczasie mam do zrobienia parę spraw (dokończyć jeden projekt do pracy, pouczyć się hiszpańskiego, odrobić w końcu angielski). Ogólnie mam wrażenie, że w tym tygodniu moja dieta kosztuje mnie więcej wysiłku. O ile w pierwszym tygodniu i do połowy drugiego nie ciągnęło mnie do żadnych słodyczy i innych śmieci, tak teraz łapię się na tym, że mam na nie ochotę i naprawdę muszę staczać ze sobą wewnętrzną bitwę, żeby nic tam nie podjadać. A podobno z upływem czasu dieta powinna iść coraz lepiej...



Przede mną kolejny test. Będę mieszkać jakiś czas sama. Znajomi wyjeżdżają na parę dni i zostawiają mi pod opieką ich psa i roślinki :) Wiele z Was pewnie sobie pomyśli, że niby czemu samodzielne mieszkanie ma być testem. Mieszkasz sama, więc decydujesz co zjeść, co robić, inni domownicy nie kuszą cię słodyczami i ich zachciankami itp, itd. Ale dla mnie to jest trudne. Niby mój plan dnia się nie zmienia, robię to samo, ale zawsze jak jestem sama mam większą ochotę na słodycze, jem więcej i ogólnie się jakoś rozleniwiam. Dziwne to, ale niestety prawdziwe. Nie wiem co jest tego powodem. Nauczona doświadczeniem zrobiłam niedawno duże zakupy spożywcze (dużo warzyw, owoców, płatki owsiane itp), żeby mnie nie kusiło nic nie zdrowego. Trzymajcie za mnie kciuki kochane, bo wiem, że będzie trudno :/



Wczoraj miałam strasznie fajne ćwiczenia. Co tam Ewka, Mel B, Jillian, kiedy jest śnieg i sanki!!!! Już dawno ze znajomymi planowaliśmy wypad na górkę, taki wiecie powrót do dzieciństwa i w końcu się nam to udało. Po pracy każdy wziął co to miał i ruszyliśmy na górkę. Godzina wspinania się, zjeżdżania, biegania po śniegu i bitwy na śnieżki i byłam dużo bardziej zmęczona niż po tych wszystkich ćwiczeniach (no może z wyjątkiem bootcamp ;p). A wspaniały humor po wygranej bitwie bezcenny! :D Kochane polecam Wam taki rodzaj zabawy. I może to dziecinne, może ludzie się dziwnie patrzą, że stare konie zjeżdżają sobie na jabłuszkach, ale czemu nie możemy raz na jakiś czas zapomnieć o tym, jacy to jesteśmy poważni dorośli i po prostu oddać się zabawie? :)



Mam jeszcze kilka przemyśleń odnośnie jedzenia, diety itp., ale to może jutro bo dzisiaj i tak Wam tu tworzę drugi Potop :)

Kochane trzymajcie się dzielnie! Bobo nie daj się chandrze! No i trzymajcie za mnie kciuki, żebym nie zawaliła :)

:*


24 stycznia 2013 , Komentarze (6)

Hej Piękne!

Naprawdę w tym tygodniu czuję się jakbym brała udział w programie na Perfekcyjną Dietę, a testem końcowym był test pachnącej pizzy. Najpierw w pracy kusili mnie pyszną hawajską, potem znajomi podsuwali pod nos pachnącą pepperoni, a wczoraj moja rodzicielka daje mi ulotkę promocyjną na różnego rodzaju pizze, do wyboru do koloru i mówi, że moglibyśmy sobie raz w życiu zamówić jakąś tam pizzę. Nie mogła jej najść ochota, wtedy kiedy miałam głęboko z tyłu zdrowe odżywianie i odchudzanie i nie miałam żadnych oporów przed wszamaniem kilku kawałków pizzy?! Normalnie, jak poczytałam tę ulotkę to już chciałam biec i zamawiać. Oczywiście tego nie zrobiłam, ale przez to wszystko teraz mam taką ochotę na pizzę, że pewnie niedługo będą mi się śniły te okrągłe placki latające nad moją głową. Ech, ciężkie życie :)



Wczoraj wieczorem znowu mi się włączył tryb: zjeść wszystko z lodówki! Po kolacji dziarskim krokiem pomaszerowałam do kuchni, zdjęłam pokrywki z garnków i wzrokiem pełnym pożądania zerkałam co tam mogę wszamać. Na szczęście szybko znalazłam odpowiedni wyłącznik do tego zupełnie niepotrzebnego trybu, z powrotem położyłam pokrywki na garnkach i zakończyłam mój przemarsz do kuchni jedynie na zrobieniu sobie mięty :D



Wczoraj, mimo że mi się strasznie, ale to strasznie nie chciało, zebrałam swoją pupę i poszłam do biblioteki popisać coś z tej mojej mgr. Przez bite trzy godziny siedziałam na tyłku i zbierałam materiały, pisałam. Jestem zadowolona, bo udało mi się dużo zrobić, teraz tylko przysiąść, poprawić i część 2 rozdziału gotowa :D Po tej wyprawie, a raczej po tym siedzeniu, byłam okropnie zmęczona i musiałam się poruszać. Chciałam standardowo zapodać Ewkę, ale okazało się, że jest mecz siatkówki, który musiałam zobaczyć. Ale nie, nie! Nie myślcie sobie, że leżałam na kanapie, z rozdziawioną buzią i tępo wpatrywałam się w ekran! Więc może Ewki nie było, ale za to było kilka minut rowerka, ćwiczeń na nogi, przysiadów, biegu w miejscu, ćwiczeń na ręce, aerobiku, brzuszków itp. Co mi przyszło do głowy! W sumie ponad 45 minut ćwiczeń :)



A dzisiaj praca, praca i jeszcze raz praca. Także kończę już, bo i tak się rozpisałam i zmykam szykować się do pracy :) Mam nadzieję, że tym razem nikt mnie nie będzie kusił pizzą, ani żadnymi innymi smakołykami, co to idą w biodra, a nie w cycki! Tego dzisiaj życzę sobie i Wam oczywiście :D

A dla niecierpliwych, co to chcą widzieć efekty natychmiast, mały cytat:


23 stycznia 2013 , Komentarze (7)

Hej Piękne!

Pokój wreszcie wysprzątany, może nie perfekcyjnie, ale przynajmniej nie potykam się o rzeczy :) Dlatego w nagrodę mogę usiąść i naskrobać Wam notkę :) Dzisiaj pracowity dzień: najpierw muszę załatwić kilka rzeczy do pracy, a potem mykam do biblioteki pisać kolejny rozdział mgr. I nie ma że boli, bo niestety samo się nie zrobi. A szkoda... ;p



Wczoraj miałam mały dietowy kryzys. Wszystko było pięknie, aż do kolacji. Jadłam zdrowo, dużo warzy, przerwy itp. Znowu nie dałam się pizzy (czy ludzie się umówili, żeby mnie sprawdzać, czy co?!), czyli dobrze. A wieczorem? Wieczorem, zjadłam kolację, potem tosta, potem dwie kanapki z miodem, a żeby tego było mało to jeszcze wlałam w siebie kakao, a co! W sumie to trochę moja wina. Bo kolację, którą sobie zaplanowałam, żeby zjeść, jadłam jednocześnie coś tam robiąc na kompie, czytając itp. Więc skąd mój mózg miał wiedzieć, że się najadłam? Jednak to jest bardzo ważne, żeby znaleźć czas na spokojne zjedzenie posiłku, bo wtedy jest duża szansa, że uniknie się takich wpadek. Dzisiaj mam nadzieję, że będzie idealnie.



Ćwiczenia za to były ładne. Był boot camp i zumba i rozciąganie. Czyli dobra dawka pozytywnej energii :D lubię to. Dzisiaj jak wrócę z biblio, to zrobię Ewkę, może zumbę i ćwiczenia na nogi.



Coś Wam miałam jeszcze napisać, ale zapomniałam :( No nic, trzymajcie się dzielnie Piękne, nie poddawajcie się i chudnijcie, żeby mieć takie piękne brzusie ;p




:*

22 stycznia 2013 , Komentarze (8)

Hej Piękne!

No to dzisiaj z samego rana wstałam i hop na wagę. Z trzęsącymi się portkami od piżamy patrzyłam, co takiego ta dzisiaj wymyśli. Myślała, myślała i wymyśliła 79 kg. Czyli od poprzedniego tygodnia nic nie wzrosło, ale jednak też nie spadło. Wymiary też mało zadowalające: talia tyle samo, brzuch -1 cm, udo -1 cm, łydka bez zmian. Takie mam mieszane uczucia co do tych wyników. Niby zeszły tydzień nie był najlepszy: @, szkolenie - przez to mało ruchu, ale to też nie była jakaś totalna porażka. Z drugiej strony, dobrze że na wadze nie ma więcej.



Dzisiaj będzie Boot Camp - potrzebuję trochę więcej wycisku. Ewka jest dobra, ale Skalpel jest dość spokojny bardziej nastawiony na rzeźbienie mięśni, więc jakieś cardio mi się na pewno przyda. Także z ruchu Boot Camp. I dużo spacerów, jeżeli się uda. :)



Dieta wczoraj bardzo dobrze. A!!! I mam kolejny sukces! Wczoraj w pracy była pizza, ja sobie już wcześniej kupiłam jogurt na kolację. I mimo że ta pizza tak pachniała, tak kusiła, już chciałam sięgać po nią, to...JEJ NIE ZJADŁAM!!! Normalnie taka dumna byłam z siebie, że wszyscy tam tę pizzę, a ja jogurcik wcinam :D :D A tak to standardowo: rano owsianka, potem kiwi, potem ryż z gotowanym kurczakiem, marchewką i cukinią, dwa wafle ryżowe, jogurt owocowy i kanapka. W ciągu dnia dużo wody, herbatek. Także do przodu :)



Kończę już Kochane i zabieram się za naukę i ćwiczenia. Miłego dnia!

:*

21 stycznia 2013 , Komentarze (6)

Hej Piękne!

Wczoraj wróciłam ze szkolenia, więc dwa dni były bez diety i bez ćwiczeń. Ale dzisiaj wracam już do diety i ruchu :) Powinnam się dzisiaj zważyć, ale rano kompletnie o tym zapomniałam, więc przekładam tę niezbyt przyjemną robotę na jutro. Boję się co pokaże ta zołza, bo dzisiaj jakoś czuję się strasznie pełna i ociężała. Pewnie to nadal po szkoleniowej diecie - białe pieczywo, ciężkie sosy, słodycze, sery itp. Mój organizm się od tego odzwyczaił, a teraz go tym katowałam przez dwa dni. No i brak ruchu - to mi doskwierało najbardziej. Bo wiecie, jak to na szkoleniach - jesz i zaraz siadasz do pracy. A wieczorem, przez pogodę, kompletnie nie chciało nam się nigdzie wychodzić. Więc trochę mi już brakuje ruchu - naprawdę!



Także plany na dzisiaj bardzo proste: zdrowe, lekkie odżywianie i ruch! Jak się ogarnę z pracą to włączam sobie Ewkę, potem mam nadzieję zumbę i ćwiczenia na nogi i śmigam :D
Jak tylko znajdę trochę czasu to Was poodwiedzam, bo przez to szkolenie mam ogromne braki :(



No a jutro zważę się i zmierzę. Boję się co tam wyjdzie, głównie właśnie przez ten weekend. I mam nadzieję, że mnie to nie zniechęci do pracy. Jeju, jeju...
Dobra kończę Kochane! Zabieram się do roboty. Trzymajcie się dzielnie :*