Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Jestem leniwcem pospolitym co nieuchronnie skutkuje tym, że systematycznie przybieram na wadze aż do osiągnięcia niechlubnego rekordu i postanowiłam z tym skończyć!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 36473
Komentarzy: 426
Założony: 18 lipca 2011
Ostatni wpis: 28 czerwca 2022

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
kasia.89

kobieta, 35 lat, Legnica

168 cm, 79.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

7 stycznia 2020 , Komentarze (5)

Ostatnio nie piszę, ale to nie znaczy że nie staram się zmienić. Staram się, z różnym skutkiem ale jakoś ciężko mi się zabrać żeby coś napisać. Codziennie Was czytam i to dodaje mi sił i chęci i czekam z radością na Wasze sukcesy.

A co u mnie? Przed świętami zaczęłam mocniej trzymać się diety, ćwiczyć, miałam więcej sił i w końcu waga trochę drgnęła: ujrzałam 7 z przodu!!! Byłam mega dumna i szczęśliwa :) Waga specjalistyczna pokazała też że zrzuciłam półtora kilo tłuszczu a zyskałam mięśnie! I mój wiek metaboliczny w końcu spadł i to aż o 3 lata :) ale nadal mam 12 lat za dużo :( Potem niestety było pod górkę bo święta i kilkudniowy wyjazd sylwestrowy i waga na chwilę obecną to około 81,5 kg. Z pół kilo podejrzewam, że to woda ale o tym dalej.

Przed świętami miałam czas na przemyślenia. Czekałam na wiadomość od bliskiej koleżanki (znamy się od gimnazjum) czy już urodziła, termin miała coś na 15 grudnia a tu ciągle cisza i zaczęłam się martwić i jakoś ciągle o niej myślałam. Później jedna z Was, która jest dla mnie mega natchnieniem i jej mocno kibicuję napisała, że jest w ciąży (o co się mocno starała i to była między innymi motywacja do walki). Szczerze się ucieszyłam i mocno przejęłam, że taka fajna wiadomość i że marzenia się spełniają i jakoś tak ciągle o tym myślałam i dzień później sama zrobiłam test i JESTEM W CIĄŻY :) 

Prawdę mówiąc robiłam już parę razy testy bo odkąd nie biorę tabletek mój cykl wynosi koło 40 dni, więc zwykle pod koniec traciłam cierpliwość i robiłam test. I nie liczyłam, że tym razem wynik będzie pozytywny ale był :) 23 grudnia u ginekologa potwierdziło się, że to wczesna ciąża ale dopiero za tydzień kazał mi przyjść drugi raz i byłam 2 stycznia i wtedy założył kartę ciąży (nie wiem czy tak wcześnie nie chciał czy po prostu tuż przed świętami już mu się nie chciało). Przyznam, że to moje pierwsze i ciągle jestem trochę w szoku i sama nie wiem od czego zacząć i co myśleć, jak się szykować. Na razie oswajam się z myślą. Do męża chyba jeszcze nie dociera. Termin z miesiączki mam na 16 sierpnia ale podejrzewam, że to może się zmienić bo miałam mega długie cykle więc zobaczymy. 

Póki co nie mam dużo objawów. Dużo śpię, zwłaszcza drzemki w ciągu dnia bo w nocy dużo gorzej, ale ja zawsze byłam śpioch i drzemki po pracy były normą a że miałam dwa tygodnie wolnego to nie wiem czy to ciąża czy zwykły śpiocho-leń :) Mdłości póki co nie mam, choć rano mam mały apetyt a może nie apetyt ale uczucie, że jestem pełna pod korek i na malutkie śniadanko mogę sobie pozwolić i niestety dopiero na wieczór włącza mi się ssanie ;/ Jedyny naprawdę zauważalny objaw to mega biust, aż boli. Zawsze spałam na brzuchu i jak dowiedziałam się, że jestem w ciąży to zastanawiałam się jak urośnie brzuszek jak się przestawię na spanie na boku a tu się okazało, że już teraz muszę starać się spać na boku bo biust tak urósł i tak boli, że na brzuchu nie jestem w stanie spać ;/ i dwie trzecie biustonoszy jest za małe ;/ dobre są staruchy z czasów, gdy byłam najgrubsza ;/

Trzymam kciuki za Wasze plany na 2020 i pozdrawiam serdecznie :) Oby ten rok był dla nas wszystkich cudowny! :)

13 grudnia 2019 , Komentarze (2)

Dawno nie pisałam, ale się nie poddałam.

Cały czas staram się zmienić swoje podejście do tego całego odchudzania. Czytam i staram się sama ze sobą rozprawić na gruncie psychiki. Chyba wychodzę z dołka, z deprechy. Że nie jestem najgorsza, że nie muszę się biczować bo w końcu mama i mąż mnie akceptują a to najważniejsze. Że ja muszę samą siebie zaakceptować i polubić.

Zaczyna do mnie docierać, że muszę spróbować ścisłej rozpiski i szykować wcześniej i że to nie musi być katorga i niesmaczne i że będzie mnie ciągnęło i i tak popodjadam i to będzie bez sensu. Spróbowałam z dwóch stron diet pudełkowych próbnych (w sumie półtora tygodnia) - pokombinowałam i na tyle starczyło zestawów startowych (pełny koszt a nie 50% to trochę za dużo na nasz budżet, zwłaszcza że nas jest dwoje). Ale dzięki temu zrozumiałam chyba pierwszy raz, że się da. Po pierwsze jak było gotowe i spakowane to jadłam ładnie na konkretne posiłki to co było przygotowane i wcale nie byłam głodna i jakoś mnie nie ciągnęło. Fakt, że ostatnie dwa tygodnie głównie w biurze i miałam trochę lżejsze dni ale też przez to 2 kawy dziennie z łyżeczką miodu i mlekiem zagęszczonym wpadały i po jednym merci, przed drugim dawałam radę się obronić (a merci w biurze było bo wyniosłam dwie pełne paczki z domu co by nie korciły a dziewczyny lubią słodkości :) tylko nie przewidziałam, że skończy mi się budowa i ja będę w biurze ;/). Ale wracając do sedna SCHUDŁAM! i nie było tak źle będąc na diecie i nawet w domu się trzymałam. Czyli DA SIĘ!. A wiem, że jak mam zarys to średnio mi to wychodzi, musi być konkret. Więc postanowiłam, że teraz trudno trzeba się trzymać ściśle diety a nie tylko zamysł i szykować na cały dzień wieczorem dzień wcześniej jak jestem najedzona. Bo widzę, że jak jest spakowane w pudełeczko, opisane i nie zastanawiam się na głodniaka to nie wpadają różne rzeczy, tu 10 kcal tam 50 kcal a tam 200 kcal. I z moich 2000 kcal wychodzi 3000 kcal albo i więcej.

Jeśli chodzi o ćwiczenia to też jest dobrze. Co prawda z basenem słabiej ostatnio ale 2 razy w tygodniu jestem na bank na siłowni (raz z trenerką  i raz sama) choć staram się trzy i cztery i czasem mi to wychodzi :) I muszę powiedzieć, że czuję już po sobie, że jest postęp. Zaczynam wyczuwać konkretne mięśnie. Umiem świadomie ściągnąć łopatki w określone miejsce  i ogólnie plecy mam mocniejsze i postawę trochę lepszą a mega mnie to cieszy bo często po pracy bolał mnie kręgosłup a teraz jest lepiej. I podobno brzuch mi trochę spadł i to aż od dwóch osób słyszałam.

Także powoli dojrzewam do zmiany nawyków, żeby to nie było na chwilę a na stałe. Nadal czytam Wam codziennie i podziwiam i każda z Was daje mi motywację, żeby się zmieniać. Może małymi kroczkami ale ważne, że się nie cofam.

Rzadko piszę i nie robię spektakularnych efektów (a w zasadzie prawie żadnych) ale zmienia mi się w głowie i czuję, że idzie to w dobrą stronę i że to będzie krok milowy więc proszę trzymajcie kciuki.

Pozdrawiam serdecznie :)

24 listopada 2019 , Komentarze (1)

Powoli staram się przetrwać kryzys. Waga wzrosła ale na szczęście stanęła w miejscu i liczę na to, że w końcu ruszy w dół. Miewam zastoje w jelitach i tym razem, od zeszłej soboty wszystko utknęło u mnie w środku ale dzisiaj ruszyło i mam nadzieję, że to też poprawi moje samopoczucie bo czułam się strasznie ociężała :( już miałam koloskopie i usg i generalnie wszystko u mnie ok tylko taka natura i trochę dłuższe jelito niż statystycznie - mam więcej wody pić. W lecie nie ma problemu a odkąd się zima zaczęła muszę przyznać, że ciut mniej piję niż zwykle, zwłaszcza w pracy. Bo w lecie mieliśmy wodę i jedną butlę 1,5 l wypijałam w pracy a w upały nawet więcej, a odkąd jest jesień to wody w butelkach już chłopaki nie mają i w kubkach termicznych noszę herbatę ale w sumię wypijam dwa, czasem jeden uzupełniam ale to raptem 1l się zbiera. W te chłodniejsze dni nie chce mi się tak pić, a jak zaleję herbatę wrzątkiem to troszkę za gorąca a już całkiem wystygnie to za zimna, i muszę sobie przypominać napij się, napij się ... ehh marudzę wiem, bo dla chcącego nic trudnego. Ale podnoszę poprzeczkę, staram się przejść z dwóch kubków na trzy tak żeby dojść do 4 dziennie w pracy wypijanych.

Z innych rzeczy, jedzeniowo ciut lepiej niż w największym kryzysie ale przyznaję, jeszcze nie całkiem ;/ słodycze niestety ciągle wygrywają ze mną choć już mniej ich się pojawia.

Z ćwiczeniami ostatnio słabo, bo byłam tylko na basenie w ostatnią niedzielę i we wtorek na ćwiczeniach z moją trenerką. Dzisiaj wybieram się na basen znowu choć tyle mamy w planach, że nie wiem jak to wyjdzie.

Ale liczę, że będzie lepiej. Właśnie siedzę z odżywką i pomalowałam sobie paznokcie, co by sobie poprawić humor i poczuć się jakoś bardziej kobieco. Wczoraj byliśmy w lidlu i zapełniliśmy lodówkę co by było z czego komponować posiłki i znowu zacząć szykować do pracy coś zdrowego i w domku.

Muszę się wziąć wiem!

18 listopada 2019 , Komentarze (2)

Jak w tytule. 

Poprzedni weekend mieliśmy trochę przedłużony bo wyjechaliśmy od soboty do wtorku i na wyjeździe i oczywiście wyszło mało dietetycznie choć w tygodniu się trzymałam nawet z jedzeniem i ćwiczeniami ale przez 4 dni przybyło mi z kilogram. I od środy próbowałam wrócić na właściwe tory ale ostatni weekend popłynęłam całkiem.

Weekend zaczął się niby fajnie, bo w piątek wyszliśmy na imprezę organizowaną przez jedną z firm i oczywiście zjadłam beziki i troszkę winka było (jakoś dobrze mi szło, mimo że czerwone) ale formę trzymałam tylko apetyt się zwiększył :( no i sobotę wstałam, nawet główka nie bolała ale jakąś chandrę podłapałam. Mąż cały dzień w pracy i papierach a mi jakoś tak dzień przez palce przeleciał, naszło mnie na pizzę i wieczorem Przemek poszedł na męskie ploty a ja popłynęłam całkiem ze słodyczami... Już dawno tak nie miałam, myślałam że coś zrobię, poćwiczę albo coś a się kompletnie ojadłam i jeszcze z litr coca-coli wypiłam a do pizzy i sommersby było i jakoś tak byle jak mi było ;/ w niedzielę było niewiele lepiej bo i słodycze i choć tyle dobrze, że wieczorem wybrałam się na basen - ale pierwszy raz miałam tak, że ćwiczyłam i byłam jakaś śpiąca i nieobecna...

I mamy kolejny tydzień. Na drugie śniadanko naszykowałam sałatkę i banana na przekąskę i do powrotu z pracy było ok. Ale na fajrant deszcze mnie zmoczył, pogoda się popsuła i wróciłam do domu znowu z chandrą i nażarłam się jak świnka ;/ i słodkościami oczywiście i nawet chłop mój na mnie się powkurzał żebym się opanowała bo potem narzekam, że nie mogę schudnąć ale nie pomogło ;/ i miałam poćwiczyć ale była drzemka i już za późno i pomyślałam, że jak wyjdę to znowu będzie późno i jak wstanę jutro o 5 ;/ 

Generalnie dołek trzyma, pocieszam się tylko że to chyba jakieś jesienne przesilenie bo nie tylko ja mam gorsze dni i czekam na słońce i lepszą pogodę ducha ... 

I oczywiście waga dupa :( już widziałam oczyma wyobraźni 7 z przodu a po moich szaleństwach skoczyła do góry i jest 82 kg :( ale to tylko moja zasługa

7 listopada 2019 , Komentarze (1)

Nie odzywam się ale się staram. Przygotowuję posiłki do pracy i planujemy obiady, staram się jak na moje możliwości aby więcej warzyw gościło na talerzu bo z tym mam duży problem. Ogólnie nie jest źle choć mogłoby być lepiej. Dzisiaj na śniadanie np. był koktajl białkowy, na drugie śniadanie makaron ryżowy 50 g z mnóstwem szpinaku (coś koło 200 g) z wczorajszego obiadu, na przekąskę banan i później na obiad trzy surówki, ziemniaki z wody i jedynie co mogłoby być lepiej to dorsz smażony i później mały cukierek (no nie wytrzymałam ale w ogóle jakaś jestem dziwna chyba w końcu okres się zbliża) a i jabłuszka suszone. Kolacji jeszcze nie było ale jestem właśnie na siłowni a w lodówce czeka reszta zupy kalofiorowej z przedwczoraj. Generalnie mój mąż ma tak (co mnie mega wkurza) , że je tylko raz jakieś danie a resztki ja dojadam :( ćwiczenia też jakoś idą: w niedzielę byłam na aquaerobiku, w poniedziałek na siłowni z mężem, we wtorek miałam pierwszy trening z trenerem a w zasadzie trenerką (na razie chyba był lajcik co bym się nie zniechęciła :)), wczoraj padłam od razu po pracy po obiedzie i spałam w zasadzie do dzisiaj i dzisiaj się zmogłam bo wieczorem trochę odżyłam (choć już myślałam że nic z tego nie będzie). Tylko coś od wczoraj jakaś do kitu jestem, nastrój mi siadł i chodzą za mną słodycze. Może to pms ale ciężko to stwierdzić bo odkąd odstawiłam tabletki ze względu na wątrobę to dziwne mam te cycle, nie dość że bez owulacji to mega długie, poprzedni 38 dni ten 39 dzień i nadal czekam na okres a w ciąży nie jestem na pewno bo raz że sprawdzałam owulacji nie miałam a dwa że już wczoraj mimo to test ciążowy zrobiłam i negatywny więc może mój zanik werwy to znak że okres się zbliża (choć zero opuchnięcia a zawsze biust mi rósł niemożliwe aż bolał). No nic to tyle jakąś nijaka jestem :( mam nadzieję że Wam idzie lepiej :) 

4 listopada 2019 , Komentarze (2)

Na razie boję się myśleć, że tym razem się uda bo słomiany zapał niestety nie jest mi obcy ale mam cichą nadzieję, że tym razem jednak się uda. Póki co jadłam dzisiaj regularnie, niestety na drugie śniadanie wpadło ciasto ale tylko dlatego, że zadzwonili do mnie żebym przyjechała do biura na spóźnione urodziny szefa ale mimo wszystko totalnej klapy nie było bo zjadłam mikroporcję (a było mega pycha kiedyś zjadłabym ze 3 razy więcej a i tak pohamowałabym się tylko dlatego, że głupio by mi było że aż tyle zjadłam). Poza tym pozostałe posiłki grzecznie, dużo warzyw jak na mnie i bez chleba. Naszykowałam nawet z mężem obiad na jutro. 

I dlatego też tym razem wierzę, że będzie lepiej bo muszę przyznać, że nie lubię gotować a jak jeszcze nie mam planu, pomysłu i nie bardzo mam składniki to wracam i robię cokolwiek (zwykle makaron z czymś). A tak oboje próbujemy zrzucić co nam przybyło w związku (oprócz siebie oczywiście :) ) i zdrowiej się odżywiać a wracamy o podobnym czasie i mówię mu dzisiaj, że nie mam weny, pomysłu przejrzeliśmy zamrażarkę i lodówkę i wykombinowaliśmy :) Ja obierałam warzywa, Przemek kroił i smażył i jakoś sprawnie poszło. Sama bym nie miała weny i bez chęci i by mi zeszło dużo czasu a tak się uzupełnialiśmy i jutro tylko mięsko rozmrożone rozbić i zrobić zawijańce z pieczarkami już naszykowanymi i położyć na przygotowany już szpinak a i zupka gotowa do odgrzania :)

A druga sprawa dzisiaj znowu byliśmy razem na siłowni i znowu fajnie, że razem. Każde czasami trochę po swojemu, coś innego a czasami obok na bieżni czy rowerku :) A tak już mnie spanie łamało a był i moment, że Przemek już chciał odpuszczać a tak jesteśmy umówieni, że w poniedziałki i czwartki będziemy chodzić to łatwiej się zmusić do wyjścia :) no i jedno i drugie nie chce być gorsze :) i muszę przyznać, że mając męża obok mniej boję się oswoić maszyny różne (takie siłowe nie cardio, bo te to już w miarę wiem choć dzisiaj próbowałam jakiejś takiej innej - podobnej do orbitreka ale trochę innej i nie mogłam zakumać, które plusy co zwiększają ale 40 kcal spalone hihi :D) bo tak to było mi trochę głupio, że nie wiem jak ich użyć, niby jest trener można zapytać ale przy tych wszystkich mięśniakach trochę głupio a tak mężowego łatwiej poprosić żeby pokazał co i jak :)

Przepraszam za trochę długi wpis bez ładu i składu ale jestem trochę podniecona, że w końcu może się udać :) Trzymajcie kciuki

3 listopada 2019 , Komentarze (5)

I kolejny początek... 

I znowu nadzieja, że tym razem się uda. Do wesela niestety nie schudłam a wręcz mocno przytyłam. Najpierw na 30 urodziny waga postanowiła mi zrobić przykrą niespodziankę i pierwszy raz od kilku lat pokazała 80 kg a potem było tylko gorzej. Od wesela i urlopów waham się koło 81-82 kg.

Całkiem się nie poddałam, staram się ćwiczyć więc z masą mięśniową nie jest najgorzej (o czym później) ale najgorzej z dietą i słodyczami :(

Namiętnie czytam Wasze pamiętniki i podziwiam i dzięki nim całkiem się nie poddałam a tli się we mnie nadzieja, że może kiedyś się wezmę i dam radę... Od początku roku czytam zakręconą.monię i ona jakoś tak mnie najpierw trzymała i starałam się choć ćwiczyć w domu ze 2 razy w tygodniu (chyba tylko dlatego nie utyłam bardziej i nie przekroczyłam BMI 30). Ale jako spec mistrz od wymówek to sobie wytłumaczyłam, że moni łatwiej lecą kg bo to po ciąży (sama nie byłam więc pojęcia nie mam ale mistrz wymówek ze mnie jest) i że ma czas przygotowywać posiłki bo i osoby do pomocy są itp. itd. A tak naprawdę skrycie podziwiam...

Ale u moni zajrzałam na profil KatarzynyXXL i przejrzałam na oczy. Szczerze prawdziwie podziwiam bo Kasia ciężko pracuje, też wstaje czasem o 5 (a tłumaczyłam sobie, że po prostu jak wstaję o 5 i do 16-17 jestem w pracy to mam ciężko z czasem), sama ogarnia dom i ma jeszcze czas dla syna i pomoc mężowi w żniwach i mimo wszystko znajduje czas i siły na dwie osobne kuchnie i ćwiczenia. Superwoman po prostu

... i tak powoli od dwóch tygodni zaczęłam szykować sobie choć śniadanie do pracy. I liczyć kalorie i choć w 2000 kcal dziennie się mieścić i muszę przyznać, że nawet oszczędzając kalorie mega ciężko mi się zmieścić. Ale w tygodniu powoli bywało lepiej i ciut ciut spadało ale w weekendy wyjazdy do teściów i płynęłam bo skoro nie mogłam ważyć i planować to już dawałam totalny luz (głupota po prostu) ale tym razem ciut mniej popłynęłam choć 1 kg w górę skoczył.

I tak doszłam do momentu, że chyba wewnętrznie wiem że już muszę i chcę tym razem na poważnie do tego podejść. Zapisałam się na siłownię (co prawda od 1 października w ramach karnetu na dzień chłopaka dla siebie i męża byliśmy 3 razy) ale dla siebie wykupiłam z umową więc co miesiąc 135 zł będzie mi pożerać więc wypadałoby jednak uczęszczać bo 135 zł to już piechotą nie chodzi. Byłam też na treningu diagnostycznym i oto wyniki:

Waga: 79,9 kg (nie wiem jakim cudem w domu było 80,9 kg 7 z przodu nie widziałam już ze 4-5 miesięcy)

BMI: 28,3

Tłuszcz: 35,5% !!!! (norma u mnie 21,0-33,0%) to aż 28,4 kg

Mięśnie: 48,9 kg (norma 38,9-49,3 kg) i z tego jestem zadowolona bo zakresy ruchu też mam podobno fajne i przykurczy za dużo nie ma więc jak trener określił w zasadzie od razu można wziąć się do pracy bez adaptacji za dużej

Wiek metaboliczny: 45 lat!!! (a mam raptem 30 to 150% masakra)

I wykupiłam opcję z 4 treningami personalnymi miesięcznie i opieką trenera i dietetyka i dostępem do kilku siłowni z sauną w tym basenu z aquaaerobikiem za 440 zł miesięcznie i minimum 4 miesiące bo 3 miesiące wypowiedzenia więc to już boli w miesięcznym budżecie. Bo aż 575 zł miesięcznie ale mam nadzieję i szczerze wierzę, że tym razem na poważnie podejdę do tematu.

Ostatnio zaczęłam czytać też porazke87 i to moja kolejna motywacja i szczerze jestem pod wrażeniem, że tak długo i dzielnie trzyma dietę i mam nadzieję, że mimo ostatnich utrudnień zdrowotnych jej się uda. Po cichu trzymam kciuki.

Przepraszam, że nie o wszystkich wspomniałam, ale wszystkie jesteście super i każdą z osobna podziwiam.

I tu chciałabym się przyznać, czytam Wasze pamiętniki (niektóre namiętnie codziennie) i przepraszam, że nie zostawiam śladu ale jakoś ciężko mi przełamać barierę interakcji bo to by oznaczało, że tu jestem i musiałabym się przyznać że ja nic nie robię i mi nie wychodzi ale naprawdę mocno Wam kibicuję i podziwiam i trzymam kciuki. Jesteście superwoman!

Dziękuję! Jestem pod wrażeniem, że ktoś tu zajrzał i dziękuję za wsparcie. Muszę przyznać, że w 2013 r. przez pół roku udało mi się schudnąć 15 kg a potem to już same klęski. Muszę przyznać, że chyba tym razem jestem wewnętrznie gotowa, żeby znowu schudnąć. I mogę się pochwalić - śniadanie do pracy naszykowane, zupka krem z pomidorów na obiad też i aquaaerobik zaliczony. Byłam pierwszy raz z karnetu nowego i wow! Chyba pierwszy raz czułam te słynne endorfiny po treningu :) zawsze po ćwiczeniach humor był ciut lepszy i chwilowy wzrost energii ale po aquaaerobiku mnie po prostu roznosi i wszystko jest w różowych barwach - polecam z całego serca choć chyba z trylion kalorii spaliłam i nie wiem jak jutro będę się ruszać. 

Pozdrawiam serdecznie

17 marca 2019 , Komentarze (3)

Wybrałam się na wczasy odchudzające i o dziwo schudłam :) Parę razy w życiu już byłam na takich turnusach i zwykle nabierałam kondycji i sprawności, czasami nawet ubywało mi centymetrów ale nigdy nie kilogramów. Przyznaję, że zwykle podjadałam bo dieta nigdy nie była moją mocną stroną. A teraz pierwszy raz schudłam! i to aż 2 kg w 6 dni:)  w centymetrach też zleciało. O dziwo ćwiczenia nie były jakieś mega męczące jak na innych ale było ich więcej tylko w krótszych blokach i zabiegi dodatkowo, i tym razem również podjadałam i to niezdrowo (jak obliczyłam w trakcie pobytu zjadłam pół kilograma czekolady :() bo nie dałam rady a czekoladę miałam w samochodzie po dniu kobiet. Ale już kombinuję żeby jeszcze raz się tam na tydzień wybrać i to bez czekolady! Pewnie nie dam rady na samej diecie ale zaopatrzę się w jakąś lepszą zakąskę na głód. I właśnie zamierzam tego nie zmarnować i planuję zakupy na przyszły tydzień i od jutra wracam ostro do ćwiczeń w domu. Mam nadzieję, że kilogramy nie wrócą.

23 lutego 2019 , Komentarze (1)

Jak w tytule jakoś tak leci. Nie jestem na diecie niestety ale staram się jesc w równych odstępach czasu i w miarę rozsądnie, różnie mi wychodzi. Staram się też ograniczyć słodycze, niestety nie umiem ich wyeliminować choć naprawdę jak moje możliwości jem ich mniej. I wrócilam do ćwiczeń, średnia mi wychodzi 4 do 5 razy w tygodniu po 1-1,5 godz. Tylko niestety waga i obwody stoją w miejscu :/ już nie wiem co robić, kiedyś bym schudła a teraz co się ucieszę że 76 się pojawiło to na drugi dzień 78 kg :/ już nie wiem jak to zrobić żeby schudnąć :/ nie umiem stosować ścisłej diety nigdy w sumie nie udało mi się, zawsze mam coś innego w lodówce i nie mam czasu i sił na gotowanie. Wiem że to brzmi jak wymówki ale nie potrafię sobie z tym poradzić :( i jakoś tak mi... 

11 lutego 2019 , Skomentuj

W zeszłym tygodniu choróbsko rozłożyło najpierw narzeczonego a później mnie :( a że już wcześniej kiepsko szło to zeszły tydzień był kompletną klapą... od wtorku wzięła mnie gorączka i praktycznie cały tydzień przeleżałam w łóżku... rozleniwiłam się i postanowiłam wrócić do formy. Co prawda głowa mnie jeszcze boli ale w planie treningowym mam teraz troszkę lżejsze treningi więc dzisiaj była niecała godzinka ale trening zaliczony i postaram się wrócić do prawie codziennych treningów :) no i w końcu opanować jakoś jedzenie... bo robiłam porządek w szafie i spodnie, w których jeszcze rok temu chodziłam nawet na tyłek mi nie weszły ;/ nie zdawałam sobie sprawy, że aż tak przytyłam ;/ mama i chłopak mi delikatnie sugerowali że figura mi się nie zmieniła ale naprawdę nie sądziłam, że aż tak... na wadze niby tylko (albo aż 4 kg) w ciągu roku ale jeśli chodzi o ubrania to byłam w szoku! także czas się wziąć!

A z innych tematów jutro czesanie ślubne, mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze bo miałam straszny problem ze znalezieniem fryzjera (choć i tak nie dojedzie w dniu ślubu tylko ja do niej)